„Znajdź kogoś, kto patrzy na ciebie jak…” to popularne w internecie zdanie, które towarzyszy memom o całkowitym oddaniu i uwielbieniu. Ci, którzy pamiętają pięknie grające Napoli, mogliby go użyć, mówiąc: znajdź kogoś, kto patrzy na ciebie jak Sarri na Jorginho. Nie bez powodu urodzony w Brazylii reprezentant Włoch podążył wraz za szkoleniowcem do Londynu. Nie przez przypadek Maurizio nie jest w stanie wdrożyć w Turynie sarrismo, nie mając Jorginho u boku. Wreszcie nie jest plotką to, że już łączy się go z transferem do Juventusu.
Na czym polega wyjątkowość Jorginho? Skąd wziął się jego fenomen? Dlaczego tak często pozostaje niezrozumianym geniuszem? Sprawdziliśmy liczby, tabelki, wykresy, przekopaliśmy analizy, diagramy i opinie, żeby odpowiedzieć wam na te i inne pytania. Poznajcie perłę w koronie wielkiego Sarriball.
***
Gdyby Maurizio Sarri i Jorginho funkcjonowali w szkolnych realiach, wyryliby swoje inicjały z dopiskiem W.SZ.M. na ławce. Ciężko nie zauważyć, że tę dwójkę łączy specjalna relacja. Nie zrozumcie nas źle, bo chodzi nam o to, jak dobrze obaj rozumieją swoje boiskowe potrzeby. Reprezentant Włoch wielokrotnie musiał mierzyć się z opinią, że jest pupilkiem sympatycznego palacza z Neapolu. W pewnym momencie mocno go to irytowało. – Mam zupełnie normalną relację z Sarrim. Nie chodzę z nim na obiady, nie odwiedzam go w domu. Mówi mi co mam robić, a ja staram się to wykonać. Jestem kimś, kto pomaga drużynie funkcjonować tak, jak on chce. Krzyczy na mnie, kiedy zrobię coś źle, tak jak na każdego innego. Nie uważam się za jego złotego chłopca – mówił w rozmowie z „The Athletic”.
Podobne słowa padły po tym, jak Włoch opuścił Londyn. – Był moim trenerem, nie przyjacielem. Pracowaliśmy razem przez cztery lata, ale teraz patrzę już w przyszłość – podkreślał Jorginho.
Tak, jakby chciał powiedzieć wszystkim: jestem niezależny. Nic dziwnego, bo nawet Michael Cox z „The Athletic” pisał, że jego wyraźnym problemem podczas pierwszego sezonu było to, że był jednoznacznie kojarzony z włoskim trenerem. A jego panowanie w Londynie, niezbyt się fanom „The Blues” podobało. Jorginho sam się o tym przekonał, kiedy został przez kibiców Chelsea przywitany buczeniem i gwizdami. Ale plotki o specjalnym traktowaniu nie pojawiły się przecież bez powodu.
„Mój ci on, mój ci jest!”
Skąd w ogóle wzięła się opinia, która w pewnym momencie tak mocno wadziła urodzonemu w Brazylii pomocnikowi? Nie dało się ukryć, że Sarri od zawsze patrzył na niego z błyskiem w oku. Całkiem możliwe, że była to „miłość” od pierwszego wejrzenia. W Napoli uczynił z niego kluczową postać swojego sarrismo, dyrygenta orkiestry, która według wielu grała najatrakcyjniej w całej Italii. Odchodząc spod Wezuwiusza w atmosferze konfliktu z Aurelio de Laurentiisem, usłyszał od byłego szefa, że ten pozwoli mu zabrać do Anglii tylko jednego piłkarza. Najsłynniejszy palacz wśród trenerów postąpił więc jak tolkienowski Gollum – sięgnął po swój skarb.
– Techniczny piłkarz, niezbyt szybki w nogach, za to bardzo szybki w głowie – takimi słowami opisał go tuż po transferze do Londynu. Wielu drapało się wówczas po głowie, co gość o tak miernych predyspozycjach do gry fizycznej ma robić w środku pola angielskiej ekipy. Ale Sarri wiedział, że nikt nie rozumie go tak dobrze, jak Jorginho. Choć ten drugi uciekał od bycia nazywanym pupilkiem tego pierwszego, nikomu nie zawdzięczał tyle, co poczciwemu Maurizio. Ich ścieżki przecięły się w idealnym momencie, pozwalając obu wspiąć się na sam szczyt.
W Napoli włoski Brazylijczyk był niczym pani na poczcie, stawiająca stempelek na każdej kopercie. OptaPaolo wyliczył, że podczas pobytu Sarriego w Neapolu, Jorginho zaliczył 8521 celnych podań. Pod tym względem nie mógł się z nim równać absolutnie nikt w pięciu najsilniejszych ligach na Starym Kontynencie. W każdym z trzech sezonów zaliczał najwięcej kontaktów z piłką w Serie A. Dla przykładu, w sezonie 2015/2016 wykręcił wynik na poziomie blisko 118 kontaktów z futbolówką na mecz. Co roku brylował w statystykach podań. Najsłabszy wynik? Średnio 86.7 celnych zagrań w każdym spotkaniu, co równało się 89 procentowej skuteczności. Faktycznie, kicha.
Wsparcie z zaplecza
Włosi nazywali go registą pełną gębą. W Italii do takich piłkarzy mają szczególną rękę. Andrea Pirlo, Marco Verratti, Jorginho. Możesz oddać im piłkę, iść na fajkę i wrócić po kwadransie, a nadal będzie ona w posiadaniu twojej drużyny. – On widzi linię podania jak enigmę i używa najbardziej linearnych strategii do jej rozszyfrowania. To wyzwanie intelektualne: zawsze znaleźć najprostsze rozwiązanie problemu – opisywał go Angelo Ricciardi w „L’Ultimo Uomo”.
Mówiąc wprost – Jorginho myślał na boisku tak bardzo, że często wyprzedzał rywali o kilka ruchów w przód. Potrafił tak podać piłkę, że momentalnie tworzył na boisku przestrzeń do dalszego ataku. Sam zresztą się do tego przyznawał. – Jeśli myślałbym tylko o moim następnym ruchu, kiedy otrzymam piłkę, byłbym martwy – tłumaczył „The Athletic”. – Znając jakość pressingu rywala, myślałem jedno, dwa zagrania do przodu. Zerkałem za jedno ramię, za drugie, upewniałem się ile mam czasu i jaka odległość dzieli mnie od rywali. Musisz wiedzieć, gdzie jest zagrożenie. Czasami oznacza to też, że nie dostaniesz piłki, za to zabierzesz rywala ze sobą w kryciu, tworząc miejsce dla kolegi.
W taktyce używanej przez Sarriego, która opierała się na szybkiej wymianie piłki w ataku, było to absolutnie kluczowe. Dlaczego więc nie stawiało się go w jednym szeregu z czołowymi pomocnikami świata? Bo brakowało mu liczb. On mózgiem grupy uderzeniowej, ale nie zgarniał za to braw. Spójrzmy na UnderStat i liczby z czasów współpracy z Sarrim w Partenopei.
- 17/18 – 2 gole, 4 asysty, 3.83 xA
- 16/17 – 0 goli, 3 asysty, 3.75 xA
- 15/16 – 0 goli, 4 asysty, 5.60 xA
Boże, ten koleś jest rozgrywającym? Ok, to teraz zerknijmy na coś, co całkowicie zmieni wasze spojrzenie na Jorginho. xGBuildup to statystyka, która pokazuje wartość xGoals dla wszystkich akcji, w które zaangażowany był dany zawodnik, za wyjątkiem strzałów i kluczowych podań. Tłumacząc na polski – odrzucamy wykończeniówkę i finalne efekty akcji, uwzględniając jedynie udział przy budowaniu ataków.
- 17/18 – 17.46
- 16/17 – 15.59
- 15/16 – 21.75
Boże, ten koleś jest rozgrywającym! W Sezonie 16/17 w Serie A nie było piłkarza, który byłby pod tym względem lepszy od niego. StatsBomb wykazał, że Jorginho znajdował się wtedy w czołówce graczy na kontynencie, jeśli chodzi o xGBuildup.
Angielski rollercoaster
Oczywiście Jorginho przy wszystkich plusach miał też minusy. Przede wszystkim wspomniane już warunki fizyczne, ale też fakt, że jak na zawodnika grającego bardzo głęboko, nie był królem defensywy. Dość powiedzieć, że w sezonie 15/16 był trzecim najczęściej mijanym dryblingami piłkarzem we Włoszech. Później było już nieco lepiej, ale nie do końca – sezon 16/17 filar ekipy Squadra Azzurra skończył w top10 pod tym względem.
„L’Ultimo Uomo” zaznacza zresztą, że Jorginho ma spory problem z grą defensywną. Ani szybkością, ani grą ciałem nie jest w stanie wywalczyć sobie pozycji w środkowej strefie boiska. Jego atutem w grze obronnej jest to samo, co pomaga mu w ofensywie – czytanie gry, przewidywanie ruchów rywala. Nie mogło to jednak wystarczyć, żeby spełnić rolę defensywnego pomocnika w Premier League. Dlatego też Włoch brazylijskiego pochodzenia w pewnym momencie mocno oberwał od Rio Ferdinanda. – Ile asyst zaliczył w sezonie (poprzednim – przyp. SJ)? Zero, mimo że wykonał już koło 2000 podań. Nie jest dobry w bronieniu. Nie biega, więc nie może dać nic w fazie defensywnej, nie może też dać niczego na połowie rywala – oceniał grę Jorginho były obrońca MU.
Rzecz jasna Ferdinand pojechał po bandzie i mocno przesadził. Z całym szacunkiem dla niego, ale sugerował się tym, czym wielu fanów – powierzchownością. Jorginho, który jego zdaniem nie dawał niczego na połowie rywala, miał rok temu xGBuildup na poziomie 15.06. Żaden zawodnik „The Blues” nie mógł się pochwalić tak dobrym wynikiem, reprezentant Włoch zdominował także ranking ligowy, wyraźnie wyprzedzając swoich rywali z boiska.
Ale też nie będziemy na siłę pomocnika bronić. Wystarczy spojrzeć na wykres od niezawodnego StatsBomb, żeby dostrzec, jak wiele reprezentant Włoch poprawił w obecnym sezonie.
Jorginho 18/19 (niebieski) vs Jorginho 19/20 (czerwony)
Jorginho gra zdecydowanie inaczej niż za czasów Sarriego. Przed rokiem zaliczał 96 kontaktów z piłką na mecz – w obecnym 84. Rok temu wyglądało to tak, jakby wciąż nosił błękitną, a nie niebieską koszulkę. Total Football Analysis zaznacza jednak, że pomocnik miał spore problemy choćby z tym, że brakowało mu opcji rozegrania w środkowej strefie, co było podstawą sarrismo w Neapolu. Spójrzmy na mapę podań przygotowaną przez TFA na bazie platformy WyScout.
Mapa podań Jorginho w Napoli vs w Chelsea
W oczy rzucają nam się dwie rzeczy – w Neapolu (po lewo) Jorginho grał wyżej, mając blisko siebie dwóch pozostałych środkowych pomocników. W Londynie natomiast musiał schodzić tuż przed środkowych obrońców, a koledzy zostawali wysoko. Przez to sarriball był trudny do zrealizowania, bo jego kluczowym elementem pod pressingiem rywala była możliwość wymiany krótkich piłek pomiędzy Jorginho, a pozostałymi pomocnikami.
A co były piłkarz Hellasu Werona poprawił w tym sezonie? Jak widzieliście, praktycznie wszystko, jednak eksperci zwracają szczególną uwagę na to, jaki progres wykonał pod względem zakładania pressingu. W pierwszym sezonie w Premier League, Włoch miał z tym duży problem. Po pierwsze sam nie pressował jak należy. – Nie jest zawodnikiem typu Kante, który ma zdolność wygrywania piłek. Pokazuje jednak jakość w tym, w jaki sposób naciska rywali – chwali piłkarza „The Athletic”.
Po drugie mimo szybkości myślenia, nie zawsze mógł sobie poradzić z agresywnie doskakującymi do niego rywalami, którzy zamykali mu drogi rozwiązania akcji. Przy jego warunkach fizycznych, nie miał wtedy zbyt wielu opcji wyboru. Teraz doszła mu kolejna, bowiem wyraźnie poprawił się w dryblingach. Jorginho nie jest typem indywidualisty, ale częściej podejmuje próby rozwiązania problemu jeden na jednego i – co ważne – częściej wychodzi z nich zwycięski.
Raz jeszcze nawiążemy też do udziału w akcjach, które kończyły się strzałem, o czym szeroko pisał w październiku 2019 roku „The Athletic”. Dlaczego? Bo w tym sezonie Jorginho tylko kontynuuje swoją dominację. Poniżej widzicie wykres piłkarzy, którzy na tamtym etapie sezonu byli pod tym względem najlepsi w lidze. Były piłkarz Napoli znów jest rzecz jasna na czele. Tak samo jest w przypadku statystyki uwzględniającej to, kto rozpoczyna atak zakończony strzałem. W obecnym, jak i w poprzednim sezonie najczęściej robił to Jorginho.
Wciąż znajduje rzecz jasna wielu krytyków, którzy nie rozumieją jego mrówczej pracy na boisku…
… ale ma już dwie asysty, więc zadowoliłby nawet Ferdinanda.
Kłopoty, kłopoty Pjanica
Tymczasem w Piemoncie Maurizio Sarri tęskni za swoim brylantem w koronie. Kiedy najsłynniejszy palacz wśród trenerów objął stery Juventusu, roztoczył przed dziennikarzami romantyczną wizję zainstalowania sarrismo w Turynie. Jego wspólnikiem w zbrodni miał zostać Miralem Pjanić, który miałby wcielić się w rolę Jorginho. – Chciałbym, żeby był przy piłce przynajmniej 150 razy w meczu! – zapowiadał szumnie Sarri.
Tak, poczciwy Maurycy użył delikatnej hiperboli, w każdym razie chodziło o to, żeby Bośniak nawiązał do stylu gry reprezentanta Włoch, którego zostawił w krainie jajek z bekonem i fasolką na śniadanie. Niestety, współpraca tego duetu nie wyglądała bajkowo. Jeśli mielibyśmy ją zobrazować, użylibyśmy raczej słynnej sceny z „Dnia Świra”.
– Odmień być.
– Weź się, tato.
– Bo nie odmienisz.
– Ta, nie odmienię.
Tak to właśnie było. Sarri nakłaniał Pjanica do częstszego bycia pod grą, ten – nie można mu odmówić – starał się to robić, ale z miernym skutkiem. Bośniak miewał lepsze i gorsze mecze, ale do wyników Jorginho z Neapolu nawet się nie zbliżył. 79.7 kontaktów z piłką na mecz, 59.5 celnych podań… Those are rookie numbers in this racket – mógłby mówić trener Starej Damy w ślad za kultową radą Matthew McConaugheya z „Wilka z Wall Street”.
Tyle że Pjanić próbował poprawiać te liczby tak długo, że w końcu poszło to w drugą stronę. O ile na początku sezonu udało mu się jeszcze wspiąć powyżej setki, tak 2020 rok przyniósł mu zawstydzające 58 kontaktów w spotkaniu z Hellasem. Maurizio miał dość czekania, aż Bośniak zmieni się w Jorginho i zaczął dopasowywać do tej roli Rodrigo Bentancura. W meczu z Interem było widać, że Urugwajczyk ma ku temu predyspozycje i niewykluczone, że gdyby sezon nie został przerwany, chwyciłby za kierownicę.
Zjazd rodzinny?
Mieszkańcy Teksasu mają pewne powiedzonko, którym określają niezbyt dobrze funkcjonujący organizm. Mówią wówczas: silnik pracuje, ale nikt nie kieruje. Podobnie jest w przypadku Juventusu. – Nie mogę przetłumaczyć zawodnikom, jak ważne jest przesuwanie piłki szybko. Ciężko wytłumaczyć dlaczego, ale nasi piłkarze na własnej połowie przesuwają się z piłką zbyt wolno, dlatego rywale pressują, odzyskują piłki i strzelają bramki – krytykował postawę swojej drużyny Sarri.
Maurizio znalazł się pod ostrzałem trochę z własnej winy. Gdyby nie szumne zapowiedzi, gdyby nie wyznaczanie dat, kiedy przedstawi światu Starą Damę w wersji sarrismo, może by mu się upiekło. A tak rozczarował każdego i – chyba najbardziej – siebie. Ale nie on jeden miał pretensje do drugiej linii turyńczyków. Media szybko podłapały dialog Cristiano Ronaldo z Paulo Dybalą z meczu z Lyonem, w którym obaj narzekali na brak wsparcia w środkowej strefie. Nie było wątpliwości, że w obu przypadkach lufa była wymierzona właśnie w Pjanica.
Statystyki podań w trzecią strefę i skuteczności w obronie
Dlatego też w lutym rozpoczęły się zakulisowe gierki. – Przejście do Juventusu? Czemu nie. Jestem pewien, że wpłynie za niego kilka dużych ofert – mówił agent Jorginho w rozmowie z Tuttomercatoweb. Sprawie szybko nadano drugiego dna, kiedy włoskie media zaczęły spekulować, że Bianconeri po prostu dokonaliby zamiany. Do Londynu trafiłby niepotrzebny Sarriemu Pjanić, a w zamian do Włoch wróciłby ulubieniec trenera z południa kraju.
Skoro szkoleniowcowi z Neapolu udało się zatrzymać w Turynie wypychanego Gonzalo Higuaina, czyli drugiego ze swoich ulubieńców, to czemu nie mógłby do nich dołączyć Jorginho? „Zjazd rodzinny” to z pewnością marzenie Sarriego, który mógłby dzięki temu udowodnić, że Juventus będzie potrafił grać jego futbol. Pytanie tylko, czy reprezentant Włoch będzie chciał wracać do relacji i łatki, od której dopiero co się uwolnił? – Czuję większą swobodę. Po czterech latach z tym samym trenerem to oczywiste, że zmiana przyniosła nowe pomysły – opowiadał w rozmowie z „The Athletic”.
Jedno jest pewne – latem możemy spodziewać się wielu plotek dotyczących ruchu lotniczego na linii Londyn – Piemont. Nawet jeśli w pogłoskach wspomina się o piekielnie utalentowanym Sandro Tonalim, nawet jeśli Stara Dama zaklepała już sobie Dejana Kulusevskiego, to na żadnego z nich Sarri nie spojrzy z taką radością, jak na „pierworodnego” w swojej układance.
SZYMON JANCZYK
Inne teksty autora o Serie A
Własne piwo, korupcja i objawienie Serie A. Pokrętna historia Francesco Caputo
Faszyzm, komunizm i futbol. Jak Włosi walczyli o Triest na boisku
Simone Barone, historia zapomnianego mistrza świata, który biegł jak Forrest Gump
Wojny, białaczka i legendarne rzuty wolne. Historia Sinisy Mihajlovica
„Spójrzcie na mapę, a dowiecie się, co myślą o nas Włosi”. Jedyne mistrzostwo Cagliari
Fot. FotoPyK