Reklama

Niemcy, Hiszpania, Anglia… Gdzie wyląduje Milik?

redakcja

Autor:redakcja

11 kwietnia 2020, 07:28 • 11 min czytania 9 komentarzy

“Rozmowy o nowym kontrakcie toczyły się miesiącami. Polak chciał zarabiać więcej, działacze na to przystawali, ale tylko częściowo. Napoli również chciało zawrzeć w jego umowie klauzulę o kwocie minimalnej, co z kolei nie podobało się napastnikowi i jego agentowi. Wygląda na to, że negocjacje upadły. A skoro upadły, to nadchodzące lato będzie ostatnim momentem, by zarobić na sprzedaży Milika w miarę duże pieniądze” – czytamy w dzisiejszym “Przeglądzie Sportowym”.

Niemcy, Hiszpania, Anglia… Gdzie wyląduje Milik?

RZECZPOSPOLITA

W sobotnim „Plus Minus” mamy duży artykuł o tym, jak wyglądał futbol w Polsce sto lat temu. Między innymi anegdota o tym, jak bokser wagi lekkiej najpierw został trenerem Polonii Warszawa, a potem selekcjonerem reprezentacji USA, która ograła Polaków 3:2 w 1924 roku.

Kiedy w Chorzowie zakładano Ruch, w Krakowie odbyło się coś, co nazwano „olimpiadą u Kosza”. 10 kwietnia spotkali się tam kandydaci do wyjazdu na igrzyska olimpijskie do Antwerpii. Kosz to

nazwisko właściciela restauracji w Krakowie, gdzie stołowali się reprezentanci Polski. I czekali, czy coś z tego zgrupowania wyniknie. Bezskutecznie. Także wiosną i z dużymi nadziejami na olimpijski start najlepsi lekkoatleci zebrali się we Lwowie, jeźdźcy i tenisiści w Warszawie, wioślarze w kilku innych miastach.

Reklama

PZPN wynajął nawet zagranicznego trenera dla kadry. Nazywał się George Burford, pochodził z Anglii, ale nie znano go tam jako trenera piłkarskiego. W roku 1921 Burford został trenerem warszawskiej Polonii. Tadeusz Grabowski, jeden z jej najbardziej znanych piłkarzy po latach wspominał go nie najlepiej: „Burford był pierwszym zawodowym trenerem piłkarskim w Warszawie, który brał pieniądze za prowadzenie ćwiczeń w Agrykoli. Spadł on »z nieba« na boisko dzięki wysiłkom ówczesnej YMCA. Zaczął swą pracę wiosną 1921 roku od… przemówienia po angielsku, którego nikt nie umiał przetłumaczyć. Szybko zorientowaliśmy się, że Burford… nigdy nie grał w piłkę, że był zawodowym bokserem wagi lekkiej i że przeszedł pospieszny kurs gimnastyki sportowej. To wielkie nieporozumienie trwało zaledwie kilka tygodni. Burforda odwołano z Warszawy. Jest rzeczą interesującą, że zjawił się w Warszawie po raz drugi w 1924 roku, jako opiekun i trener (!!!) reprezentacji Stanów Zjednoczonych, która wygrała z Polską 3:2 na boisku Agrykoli”.

GAZETA WYBORCZA

Krzysztof Piątek póki co strzeleckich rekordów w Berlinie nie ustanowił. Ale i tak zmierza po rekord. Nieco bardziej specyficzny, bo w liczbie trenerów prowadzących Polaka na przestrzeni ostatnich dwóch lat.

Nawet teraz, gdy futbol i w ogóle cała rzeczywistość stanęła z powodu koronawirusa, w karierze Krzysztofa Piątka – czasami wschodzącej gwiazdy, czasami skończonego partacza – nadal wszystko wiruje jak szalone. Trudno byłoby znaleźć na boiskach kogokolwiek, kto przeżył ostatnio więcej.

W niespełna dwa lata napastnik reprezentacji Polski przeprowadził się z Cracovii do Genoi, z Genoi do Milanu, z Milanu do Herthy. W jeszcze szybszym tempie Piątek poznawał jednak trenerów – w Labbadii spotka już ósmego w tym okresie.

Reklama

SUPER EXPRESS

„Siper Express” przestawia najzdolniejszych nastolatków polskiej piłki. Na miejscu pierwszym oczywiście Michał Karbownik, o którego podobno miał już pytać nawet klub z TOP4 LaLiga.

1. Michał Karbownik (18 lat, Legia, lewy obrońca, środkowy pomocnik)
Odkrycie sezonu, piłkarz, za którego Legii proponowano 5 mln euro, klub jednak odrzucił propozycję, o czym „SE” informował jako pierwszy. To była świetna decyzja, bo naszym zdaniem cena za „Karbo” już uległa podwojeniu.
Wartość: 10 mln euro

2. Filip Marchwiński (18 lat, Lech, ofensywny pomocnik)
Kiedy ostatnio przedłużał kontrakt z Lechem, w Poznaniu odetchnęli z ulgą. Prędzej czy później ten ofensywny pomocnik pewnie wyląduje w Serie A, bo jego karierę prowadzi słynny agent Giovanni Branchini, który reprezentował między innymi brazylijskiego Ronaldo.
Wartość: 5 mln euro

Kto na dalszych miejscach? Kacper Kozłowski z Pogoni, Olek Buksa z Wisły, Ariel Mosór z Legii, Mateusz Bogusz z Leeds, Piotr Włodarczyk z Legii, Maik Nawrocki z Werderu, Nicola Zalewski z Romy i Bartosz Białek z Zagłębia Lubin.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Koronawirus może zostawić ślad na zdrowiu piłkarzy. Przebyta choroba COVID-19 może spowodować problemy z płucami.

– Jest jeszcze za wcześnie, by stwierdzić coś z pełnym przekonaniem. Publikowane są kolejne prace na temat koronawirusa, które czytam z dużą uwagą. Przewija się w nich myśl, że po przebyciu choroby tkanka może włóknieć i płuca nie będą do końca sprawne. Wydaje się więc, że nawet u osób, które zupełnie wyzdrowiały po zakażeniu koronawirusem, mogą pozostać tzw. zmiany pozapalne w płucach. Nie wiemy natomiast, jaki będzie sposób upośledzenia ich sprawności, tak ważny dla sportowców – tłumaczy nam dr Aneta Cybula z Kliniki Chorób Zakaźnych, Tropikalnych i Hepatologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

To, co mówi, jest w zgodzie z wynikami badań, które pojawiły się już na początku marca. Wówczas specjaliści z Uniwersytetu Naukowo-Technicznego w Wuhan stwierdzili, że COVID-19, czyli choroba wywołana koronawirusem, może prowadzić do nieodwracalnych zmian w płucach. Ich badania, których wyniki opublikowano w „Journal of Forensic Medicine” dowodziły, że choroba działa na ludzki organizm jak kombinacja SARS i niektóre choroby związane z AIDS – doprowadza do zwłóknienia płuc, a to prowadzi do trudności w oddychaniu, kaszlu i duszności.

Arkadiusz Milik nie zagrzeje już długo miejsca w Napoli. Jest bardzo pożądanym piłkarzem w Europie, a negocjacje kontraktowe z klubem z Neapolu nie przyniosły rezultatu.

Rozmowy o nowym kontrakcie toczyły się miesiącami. Polak chciał zarabiać więcej, działacze na to przystawali, ale tylko częściowo. Napoli również chciało zawrzeć w jego umowie klauzulę o kwocie minimalnej, co z kolei nie podobało się napastnikowi i jego agentowi. Wygląda na to, że negocjacje upadły. A skoro upadły, to nadchodzące lato będzie ostatnim momentem, by zarobić na sprzedaży Milika w miarę duże pieniądze.

Według informacji włoskich mediów, Napoli teraz domaga się za niego na transferowym bazarze 35 mln (a jeszcze przed chwilą żądało 40), ale to nierealna do uzyskania kwota. Polakiem bardzo poważnie interesuje się FC Schalke 04, które oferuje 25 mln. Kiedyś, i to zupełnie niedawno, na takie pieniądze w Napoli nawet by nie spojrzeli. Dziś to wydaje się rozsądna oferta i może być trudno o lepszą. Latem Milik prawdopodobnie zmieni kraj zamieszkania, ale nie jest oczywiste, że znów będzie grał w Niemczech. O polskiego napastnika stara się także Atletico Madryt – poinformował w czwartek dziennik „AS”. 26-latek miałby tam zastąpić Diego Costę. Pierwsze przecieki na ten temat zaczęły pojawiać się w mediach jeszcze w marcu. Pytanie, czy to kandydatura Polaka przekonuje trenera Diego Simeone najbardziej. Jest jeszcze jedna, choć najbardziej mgliście rysująca się opcja – Anglia. Tam nazwisko Milika jest łączone z Manchesterem United i Tottenhamem.

Kluby I ligi nie oferują realnych wynagrodzeń w odniesieniu do swojego budżetu, przez co piłkarze dostają zawyżone kontrakty. Może to czas skończyć wyścig zbrojeń?

– Czy to jest sprawiedliwe, że mająca dziś 34 punkty Olimpia nie płaciła, a jest blisko miejsca barażowego o awans? Że Bełchatów z 25 punktami od wielu mie-sięcy nie płaci, a ma tylko o punkt mniej od Chrobrego? My zatrudniliśmy takich ludzi, na jakich nas stać, ale do momentu epidemii przynajmniej mieliśmy wszystko popłacone. PZPN musi zacząć być konsekwentny z licencjami. Jeśli zaczniemy oferować realnie tyle, ile możemy mieć w kasie, skończy się podskakiwanie piłkarzy, którzy stawiają wygórowane warunki, wiedząc, że jak nie tu, to gdzie indziej znajdzie się ktoś, kto tyle da – mówi dyrektor Chrobrego Zbigniew Prejs.

Pol Llonch był jednym z ulubieńców kibiców Wisły, teraz zachwycają się nim w Holandii.

Llonch i jego ekipa Willem II są rewelacjami sezonu Eredivisie. O transfer piłkarza zimą starała się np. Girona, która w styczniu 2017 roku lekką ręką oddała go za darmo Wiśle Kraków. Pomocnik marzy o grze w LaLiga lub Anglii. – Mam kontrakt do czerwca 2021 roku. Nie wiem, co dalej, ale w Holandii gra się bardziej bezpośrednio niż w Hiszpanii, gdzie więcej myśli się o taktyce. Eredivisie przypomina Premier League i wydaje się, że dla mojego stylu gry to naprawdę dobry kierunek – twierdzi pomocnik. Kibice go uwielbiają, już trafił do klubowej jedenastki dekady, choć w klubie jest od połowy 2018 roku. Drużyna z Tilburga utrzymuje świetną formę z końcówki po- przedniego sezonu, kiedy dotarła do finału krajowego pucharu (przegrała 0:4 z Ajaksem). Dziś jest piąta w tabeli, ma szanse na występy w Lidze Europy. – To mały klub – opowiada Llonch.

Adam Hložek to największy czeski talent od lat. Ma zastąpić Timo Wernera w Lipsku i zrobić wielką karierę na zachodzie.

Kilka tygodni temu w plebiscycie Czeskiego Związku Piłkarskiego (FAČR) wybrano go na talent roku. W Czechach wyróżniających się młodych piłkarzy regularnie określa się mianem „nowego Baroša” lub „nowego Kollera”. W większości przypadków nietrafnie. Z Hložkiem, wychowankiem akademii Sparty (wg CIES Football Observatory w 31 ligach europejskich gra 56 zawodników wywodzących się z praskiego klubu, co daje mu 7. miejsce na kontynencie) może być inaczej. Jesienią, kiedy mówiło się, że jest obserwowany przez Borussię Dortmund, zapytaliśmy o niego Davida Holoubka, byłego trenera w akademii Sparty i jej pierwszego zespołu, teraz selekcjonera reprezentacji Czech do lat 18. – Ma potencjał na BVB. Jest introwertykiem nastawionym na ciągłe wyzwania i dążenie do samodoskonalenia – powiedział. Teraz Hložek wymieniany jest jako kandydat do zastąpienia w RB Leipzig Timo Wernera.

SPORT

Czym w tej chwili zajmuje się Radosław Gilewicz, gdy piłka stanęła? O to w wielkanocnym (sporo pytań o piłkarskie wspomnienia związane ze świątecznym okresem) „Sport” pyta asystenta Jerzego Brzęczka.

Jak wygląda praca asystenta trenera reprezentacji Polski w czasie stanu epidemii?
– Nie wygląda… W pracy z reprezentacją rytm zajęć wyznaczają punkty docelowe czyli dni, w których zaczynają się zgrupowania, albo na które zaplanowane są mecze. A my w tej chwili wiemy tylko, że zaplanowane na marzec spotkania reprezentacji nie doszły do skutku, czerwcowe terminy wyznaczone przez UEFA także zostały odwołane, a mistrzostwa Europy przeniesiono na 2021 rok. Na razie na horyzoncie pojawiły się, a raczej zamajaczyły, terminy wrześniowe. Nikt w tej chwili nie jest jednak w stanie powiedzieć, kiedy tak naprawdę reprezentacyjna piłka wróci na boiska. Dlatego cały nasz sztab szkoleniowy jest w kontakcie z kadrowiczami i dopytujemy o ich stan zdrowia. Wszystko inne zeszło na plan dalszy.

Marcin Brosz może pobić klubowy rekord w długości kadencji trenera pierwszego zespołu.

Kilka kolejnych miesięcy pracy w Zabrzu sprawi, że Marcin Brosz stanie się rekordzistą, jeżeli chodzi o ciągłość pracy w Górniku. Szukając kogoś, kto na ławce trenerskiej zabrzan wytrzymał 4 lata, trzeba się cofnąć do początków założonego w 1948 roku Górnika. Kiedy klub z Zabrza dopiero raczkował, szkoleniowcem Górnika była wielka legenda przedwojennego wielkiego Ruchu Chorzów, wspaniały piłkarz,

28-krotny reprezentant Polski, Gerard Wodarz. Objął Górnika w październiku 1950 roku, kiedy grał w katowickiej klasie A, a zostawił go w II lidze. Z pierwszym zespołem pracował przez 4 lata i prawie dwa miesiące, bo ze stanowiska ustąpił w końcu listopada 1954 roku.

Piotr Parzyszek znów był zimą krok od transferu, ale postanowił, że stawia na stabilizację dla rodziny.

Nieoficjalnie mówiło się o tym, że klub z Serie B, Frosinone, który obecnie plasuje się na trzecim miejscu, był gotów zapłacić za Parzyszka 1,5 mln euro. Piast ofertę odrzucił, bo trenerowi Waldemarowi Fornalikowi bardzo zależało na pozostaniu podstawowego snajpera przynajmniej do zimy. – Nie będę ukrywał, że temat transferu był i to przez cztery długie miesiące. Tak naprawdę trudno było mi się całkowicie od tego odciąć. Może dlatego jesienią nie byłem tak skuteczny, jak mogłem być – relacjonował nam Piotr Parzyszek, który w kolejnej rundzie był napastnikiem numer jeden w Piaście mimo, że konkurencja wzrosła. Zimą znów spekulowano o możliwym jego odejściu, ale w pewnym momencie weto postawił sam zainteresowany. – Powiedziałem na pierwszych treningach w tym roku trenerowi Fornalikowi i dyrektorowi Wilkowi, że nie chcę zmian. Przede wszystkim ze względu na rodzinę. Niedawno urodziła się moja druga córka, cała rodzina jest szczęśliwa w Gliwicach. Szanuję to, co mam, szanuję Piasta i nie muszę się nigdzie ruszać – informował na łamach „Sportu” były napastnik m.in. PEC Zwolle.

Druga Liga Polska ogłosiła, że sezon musi się zakończyć do 30 czerwca, zdaniem stowarzyszenia – po konsultacji z klubami. Ale są takie, które twierdzą, że w ogóle o zdanie nie były spytane.

Obok tych, którzy się z takim stanowiskiem nie zgadzają i są gotowi grać nawet po 30 czerwca, są również i kluby zwracające uwagę, że… w ogóle nie były pytane przez DLP o zdanie! Sposób, w jaki została podjęta ta uchwała, niektórych zniesmaczył znacznie bardziej niż treść, która nie ma przecież mocy sprawczej. Ostateczne decyzje w sprawie rozgrywek i tak podejmować będzie PZPN, któremu bardzo zależy, by sezon na szczeblu centralnym został dokończony – nawet w lipcu.

– Rafał Ulatowski, szef szkolenia naszej akademii i trener zespołu rezerw, dowiedział się o tej uchwale z… Twittera. Nikt się z nami nie kontaktował. To zaskakujące, że ktoś w imieniu klubów zgłasza się z wnioskiem do PZPN, a nie pyta ich o zdanie. Jestem przekonany, że nie jesteśmy jedyni, których nie zapytano. Po sytuacjach z zimy wielu ma ze stowarzyszeniem DLP nie po drodze – mówi Adrian Gałuszka, rzecznik prasowy Lecha II Poznań.

Decyzję stowarzyszenia komentuje też dyrektor sportowy Stali Rzeszów, Michał Wlaźlik.

W uchwale Drugiej Ligi Piłkarskiej napisano, że OK, dogrywajmy sezon, ale do 30 czerwca. Sądzi pan, że to w ogóle realne?
– Nie chcę już strzelać w stowarzyszenie, które nieco samowolnie wychyliło się z tym oświadczeniem. Stoję na stanowisku, by grać, ale nie możemy też dać się zwariować. Granie co trzy dni i brak przerwy między sezonami odbiłoby się na zdrowiu, jakości. Znów by narzekano, że jest słaby poziom, a nikt nie pamiętałby, że rozegraliśmy kilkadziesiąt meczów w trzy miesiące. Jeśli dogramy ten sezon, to uczyńmy to higienicznie, by móc wystartować z kolejnym, mając czas na regenerację i niezbędne roszady w klubach.

Jakub Świerczok został nieoczekiwanie bohaterem bułgarskich mediów w czasie epidemii koronawirusa. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

73-letnia Natalia Petrowa, idąc do apteki po lekarstwa dla męża, zemdlała na ulicy. Świadkiem tego był Świerczok, razem z żoną udzielili jej pierwszej pomocy, następnie piłkarz zadzwonił po pogotowie. „Wytłumaczył dyżurnemu sytuację w języku polsko-bułgarskim. Pokazał, że szybko i dokładnie reaguje nie tylko na boisku, ale także w trudnej sytuacji życiowej” – napisała miejscowa gazeta „Team 7”, na łamach której pani Natalia podziękowała zawodnikowi. Informowały o tym także inne bułgarskie media. – Jak się skończy ta pandemia, to będę chodziła na mecze Łudogorca, żeby oglądać mojego ulubionego piłkarza, Jakuba Świerczoka – zapewniła starsza pani.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...