Reklama

Schick, Skriniar, Linetty i inni. Kto był blisko, czasem i krok od Legii?

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2020, 13:31 • 5 min czytania 14 komentarzy

Skriniar zagrywa w środek pola do Linettego, ten przyjmuje piłkę ze zmianą kierunku, dostrzega uliczkę do Schicka, zagrywa prostopadłe podanie i jest 1:0. Czy to opis którejś z bramek dawnej Sampdorii? A właśnie nie, bo można się zastanawiać, czy taki gol nie mógł przy odpowiednich warunkach paść na… Łazienkowskiej. I nie dlatego, ponieważ przyjechałaby tam Sampdoria, tylko tych trzech graczy grałoby w Legii. Science-fiction? Hejt Park z Dominkiem Ebebenge pokazał, że nie do końca.

Schick, Skriniar, Linetty i inni. Kto był blisko, czasem i krok od Legii?

Ebebenge, który był w Legii kierownikiem do spraw rozwoju sportowego, siłą rzeczy „dotykał” wielu transferów Wojskowych. I tych udanych, i tych z różnych powodów nieudanych. W pierwszym Hejt Parku ze swoim udziałem (bo będzie drugi), skupił się na opowiedzeniu o puli tych ruchów, które w pewnym momencie się wysypały. No i czasem można było się złapać za głowę, jaką pakę miała szansę zmontować Legia.

– Linetty właściwie był w Legii. Kwity mieliśmy podpisane, to od nas zależał ten transfer. Natomiast ludzie w Poznaniu zaczęli robić presję, straszyć Karola i jego rodzinę. Stwierdziliśmy, że nie robimy tego, bo nie możemy jako ludzie do czegoś takiego dopuścić. Bereszyński to inny przypadek. Miał presję w dupie. Kozak. Skriniar był z kolei zawodnikiem, którego mieliśmy w zasięgu. Grał wtedy w Żylinie, to byłby wysiłek finansowy, ale Legię było na niego stać. Transfery to jest często timing, pół roku – rok to w piłce jest dużo, ktoś, kto jest dzisiaj anonimowy, zaraz może być gwiazdą. Skriniar pochodzi ze względnie małego klubu, wtedy mniejszego niż Legia w łańcuchu pokarmowym. Gdyby nam mega zależało i gdybyśmy na niego postawili, to byśmy dali radę. Należy żałować. To był nasz błąd. Ktoś inny na tym skorzystał. A z Schickiem to była bardzo specyficzna sytuacja. On był piłkarzem Sparty. Legia żyła bardzo dobrze z jego agentem, zresztą Pavel Paska do dzisiaj go prowadzi – historia czeskiej piłki, bo wcześniej agent i Rosickiego, i Poborskiego. Schick z agentem nie chcieli przedłużać kontraktu ze Spartą. My byliśmy jedną z opcji branych pod uwagę, jako płynne przejście. No, ale nie wyszło, chłopak teraz robi wielką karierę – mówił Ebebenge.

Czyli tak: każdy transfer rozbił się o coś innego.

Linetty – względy życiowe.

Reklama

Skriniar – Legia odpuściła.

Schick – wybrał inną drogę.

Cóż, taki jest rynek, ale z perspektywy Legii można (i chyba trzeba) żałować, że ci piłkarze na Łazienkowską nie trafili. Linetty zamienił przecież Lecha na Sampdorię za ponad trzy bańki, ostatnio chciało go Torino, więc można zakładać kolejny ruch – a wówczas procent od transferu, tyle że nie dla Legii, a dla Kolejorza. Skriniar też powędrował do Sampy, dzisiaj jest podstawowym zawodnikiem Interu. Schick – najpierw Sampa, potem Roma, teraz niezłe strzelanie w Bundeslidze.

To wszystko mogło się zacząć od Legii. A budowanie „success stories”, jak mawiał Leśnodorski, też jest w tym biznesie ważne.

I – odchodząc już od tematu Sampdorii – podobnie sprawy mogły się mieć z Martinem Dubravką. Obecnie pierwszy bramkarz w Newcastle. Wcześniej: bliziutko od klubu ze stolicy.

Ebebenge mówił: – To bardzo bliski kolega Dusana Kuciaka. On był w zasadzie u nas, mieliśmy wszystko na stole do podpisania, transfer był jak najbardziej do przeprowadzenia. Miał tego samego menadżera, co Kuciak. To był czas, kiedy Dusan był na fali i zależało mu, żeby odejść. Na horyzoncie pojawił się Standard Liege i Dusan chciał sobie zrobić przedpole, czyli chciał zadbać o Legię, pomóc sprowadzić dobrego zawodnika i jednocześnie swojego kolegę. Trzeba przyznać, że miał oko.

Reklama

Nie wyszło, bo Kuciak jednak… został w Legii. Słowak mówił wówczas: – Legia zachowała się bardzo ładnie, gdyż dała mi możliwość samodzielnego zdecydowania o mojej przyszłości. Uznałem, że najlepiej będzie, gdy zostanę w Warszawie.

Dopiero pięć okienek później, w 2016 roku odszedł do Hull, a Dubravki już dawno nie było w Żylinie – najpierw grał w Danii, potem w Slovanie i Sparcie, no a teraz jest we wspomnianym Newcastle.

Inne strzały, które nie doszły do skutku?

Nicolae Stanciu.

– Mógł zrobić większą karierę, niż robi obecnie. Był w Vaslui i na tym etapie my mogliśmy go mieć, ale odszedł do Steauy. Potem do Anderlechtu, to był grupy transfer, tam poszło mu fajnie, ale jednak nie aż tak, jak oczekiwano. Odszedł więc do Sparty wzmocnionej kapitałem chińskim – mówił Ebebenge.

Caicedo, naturalnie.

– Było bardzo blisko, żeby nam się udało go sprowadzić. Jego kariera była na zakręcie, więc dlatego była taka możliwość. To miał być pokaz siły, jeden z naszych demonstracyjnych ruchów, pokazujących, że pokonujemy granice. Nie udało się. Wręcz bym powiedział, że bardzo się nie udało, bo w jego miejsce przyszedł Tomek Necid. Fajny człowiek, ale jego czas w Legii był bardzo nieudany – tłumaczył gość Hejt Parku.

I… Marcin Wasilewski!

– Byliśmy blisko Wasilewskiego. Jeszcze przed Leicester. On miał koniec kontraktu w Anderlechcie, oni chcieli mu pójść na rękę. To miał być pierwszy taki grubszy transfer Bogusia. Poszło gdzieś o 10 tysięcy złotych miesięcznie. Myślę, że Wasilewski tego nie żałował ani przez sekundę, bo dojechał na księżyc z Leicester.

Oczywiście wszyscy wyżej wymienieni nie trafiliby do Legii w jednym czasie, ale trzeba przyznać: gdyby pykło, przez Legię przewinęłaby się masa ciekawych zawodników. A to nie koniec, bo Ebebenge wspominał o Matusu Bero, który wybrał Trabzonspor, czy Simonie Mosesie. Oraz o Denisie Vavro, który – najwyraźniej – nie jest intelektualistą.

– Poznałem go osobiście. Nie trzeba być naukowcem, żeby osiągnąć sukces w piłce, ale futbol uratował mu życie. Gdyby miał żyć z rozwiązywania krzyżówek, to nie dożyłby następnego dnia – stwierdził w pewnym momencie Ebebenge.

Te wszystkie nazwiska pokazują tylko, jak skomplikowany jest rynek transferowy. Czasem o przyszłości zawodnika mogą zdecydować śmieszne – w skali futbolu – pieniądze, jeden inny ruch, czy to klubu, czy to rywala do składu, czy to samego zainteresowanego. No nie jest to tak proste, jak klikanie w Football Managerze.

Ale jak wspomnieliśmy na wstępie: pamiętamy, że hity Legia wraz z Ebebenge, Żewłakowem i Leśnodorskim też przeprowadzała. Bądźcie czujni, bo Dominik wróci do studia i trochę (lekko mówiąc) kulis jeszcze sprzeda.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Komentarze

14 komentarzy

Loading...