– Przyznam szczerze, że po tej propozycji Rakowa był wśród sędziów duży niesmak. Jak to zwykle bywa – często mówi się, że sędziowie coś zabrali, ktoś liczy skradzione punkty, VAR-y, błędy i tak dalej. Przyzwyczailiśmy się. Natomiast zauważyliście, że w tym pięknym i wizjonerskim planie Rakowa nie było tematu sędziów? Jakby miało ich przysłać UFO prosto ze statku kosmicznego. Padały jakieś hasła, że mielibyśmy wchodzić osobnym wejściem, że mielibyśmy biegać dwa metry od piłkarzy… No, panowie, bądźmy realistami – mam patrzeć na sytuacje boiskową czy na to, że stoję za blisko zawodnika? – mówił Szymon Marciniak w rozmowie z Weszłopolskimi na antenie WeszłoFM. Zapraszamy na zapis tej rozmowy.
***
Mało się mówi w tej całej sytuacji o sędziach, zatem – jak to jest z wami? Jak się przygotowujecie?
Dużego pola do popisu nie mamy. Do niedawna można było chociaż pobiegać po lasach czy w miejscach ustronnych. Dzisiaj pozostaje nam wypełniać te obowiązki, które są na nas nakładane. Trenujemy, jesteśmy w trakcie przygotowań, robimy sobie testy filmowe, mamy codziennie testy online z trenerem przygotowania fizycznego. Można powiedzieć, że jesteśmy cały czas gotowi. Chociaż paradoksalnie nie jest to dla nas sytuacja nowa. Drużyny trenują wspólnie, a my zawsze indywidualnie. Mamy po prostu mniej miejsca do ruszania się.
Ale jest też trudniej – piłkarze mogą chociaż pokopać piłkę w ogrodzie, wy nie macie możliwości złapania czucia meczu.
Myślę, że fizycznie będziemy gotowi. Ale czucie meczu też szlifujemy – robimy sobie symulacje, zwłaszcza takich trudnym sytuacji w polu karnym, by być na bieżąco. Ale też nie ma co przesadzać, ta przerwa myślę, że nie wpłynie na jakość sędziowania. Każdy nie może się doczekać powrotu, jest głód sędziowania, czekamy na zielone światło do gry.
Ty akurat chwilę przed zamknięciem granic byłeś w Glasgow na meczu europejskich pucharów. Odbyłeś kwarantanne?
Nie przymusową, ale taką dla własnego spokoju. Spędziłem trzy tygodnie w odosobnieniu. Akurat wtedy, na Wyspach Brytyjskich, podejście było dość liberalne, nie czuć było tego poza stadionem. Na meczu owszem – dostaliśmy wytyczne, by nie było tego klasycznego przywitania, po meczu też kontakt wyglądał inaczej. W Polsce dopiero po dwóch dniach od meczu weszły obostrzenia, gdybym wracał później, to miałbym obowiązkową kwarantanne.
A czuć było w rozmowach z piłkarzami, że coś wisi w powietrzu?
Tak, rozmawialiśmy trochę w tunelu. Na przykład o tym braku przywitania. Wielu z nim mówiło, że to głupota, paranoja i przesada. Pewnie nie spodziewali się, że najgorsze dopiero przyjdzie, a sytuacja pokazała, że jakieś tam ryzyko było.
Pewnie w weekend wówczas byś nie sędziował, ale były obawy wśród sędziów, że trzeba będzie gwizdać w Ekstraklasie? Piłkarze głosem Jakuba Błaszczykowskiego odmówili grania.
No tak, ale też rozmawiałem z wieloma piłkarzami, którzy byli przeciwko zawieszeniu ligi. Wiemy, jaką moc ma głos Kuby Błaszczykowskiego, więc nikt nie chciał wychodzić przed szereg. Z sędziami było podobnie – część była za graniem, część przeciw. Ale my zawsze jesteśmy gdzieś z boku, dopasowalibyśmy się do sytuacji. Gdyby trzeba było pojechać na mecz, to byśmy poczekali. A tak grzecznie czekamy na rozwój wydarzeń.
Sporo mówi się o cięciach pensji u piłkarzy, a jak to wygląda u sędziów?
Nie ma za bardzo czego obcinać. (śmiech) Tak poważnie – sędziowie zawodowi mają pewne startowe, ale po opłaceniu ZUS-ów i podatków, to za dużo nie zostaje. Arbitrzy zarabiają zatem na boisku – im więcej sędziujesz, tym więcej zarabiasz. Każdy z nas trochę posędziował, odłożył trochę pieniędzy. Ale my o kasie dzisiaj nie myślimy, są ludzie w trudniejszych sytuacjach.
Czyli nie ma tego zdenerwowania, że jak liga będzie dłużej zawieszona, to nie będziecie mieli z czego żyć?
Każdy ma inną sytuację, trudno mi się wypowiadać za ogół środowiska. Ja do rozrzutnych nie należę, mam swoje inne biznesy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że żyję od pierwszego do pierwszego i nie mam za co opłacić rachunków. Jasne, sytuacja jest napięta, ale myślę, że to wynika z tego, że nie wiadomo z czym się zmagamy, kiedy impas ustąpi, jak poważne jest zagrożenie, a nie z sytuacji materialnej.
Pojawiają się pomysły, by grać w izolacji. Taka propozycja padła w Niemczech, u nas był pomysł Rakowa Częstochowa na koszarowanie piłkarzy i grę w odosobnieniu. Jak na to patrzysz?
Przyznam szczerze, że po tej propozycji Rakowa był wśród sędziów duży niesmak. Jak to zwykle bywa – często mówi się, że sędziowie coś zabrali, ktoś liczy skradzione punkty, VAR-y, błędy i tak dalej. Przyzwyczailiśmy się. Natomiast zauważyliście, że w tym pięknym i wizjonerskim planie Rakowa nie było tematu sędziów? Jakby miało ich przysłać UFO prosto ze statku kosmicznego. Padały jakieś hasła, że mielibyśmy wchodzić osobnym wejściem, że mielibyśmy biegać dwa metry od piłkarzy… No, panowie, bądźmy realistami – mam patrzeć na sytuacje boiskową czy na to, że stoję za blisko zawodnika? Sam pomysł grania w odosobnieniu nie był zły, ale niektóre podpunkty… Mówię o sędziach – potraktowano nas, jak jakiś element obcy, który trzeba przywieźć na 90 minut, a później kopnąć w tyłek i do widzenia. Niesmak pozostał. Ale myślę, że warto pewnie ruszymy z Ekstraklasą jakoś tydzień lub dwa po Bundeslidze. A z tego co słyszę, oni chcą zacząć grać w połowie maja.
Zawodnicy jednak z marszu na boisko nie wejdą, trzeba połapać te automatyzmy. U sędziów brak rytmu będzie problemem?
Nie demonizujmy tego. Piłkarze grają ze sobą kilka sezonów, znają się, znają taktykę. Nie przesadzałbym. Z nami podobnie – mamy kilkaset meczów na koncie, ja nie potrzebuję pięciu-sześciu meczów na aklimatyzację. Człowiek jest pod prądem, zawsze gotowy. Tak jak powiedziałem – najgorsze jest to czekanie. Tu w Płocku spotkałem kilku zawodników, pogadaliśmy i każdy z nich pali się do gry, oni są mocno stęsknieni za boiskiem.
Wygląda na to, że niedługo ruszy liga chińska. Myślałeś o tym, by wyjechać tam i sędziować gościnnie?
Różne pomysły były. Faktycznie, mam kolegę w lidze chińskiej i słyszałem d niego, że sytuacja jest w miarę opanowana i zaraz będą grać. Ale nie, nie myślałem o wyjeździe. Mamy swoje rozgrywki, ważne jedenaście kolejek do końca, do tego kluczowe etapy w europejskich pucharach dla arbitrów. Gdybym powiedział UEFA, że chcę jechać do Chin, to dostałbym krzyżyk na drogę. (śmiech) Każdy taki wyjazd muszę zgłaszać, a dzisiaj skupmy się na dociągnięciu ligi do końca, na rozegraniu Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Zwłaszcza, że wchodzimy w taki etap, że każdy szuka błędów sędziów, sytuacji niejednoznacznych. Musimy być skoncentrowani na tym.
No właśnie – gdyby dzisiaj ligę zakończyć i utrzymać obowiązujące wyniki, to pewnie taka Arka Gdynia budowałaby narracje, że sędziowie zrzucili ją z Ekstraklasy.
My się do tej narracji przyzwyczailiśmy. Niejeden klub, który spadał lub przegrywał mistrzostwo, mówił potem, że to przez sędziów. Pamiętam taką anegdotkę… Michał Listkiewicz, gdy był prezesem PZPN, na spotkaniu z klubami poprosił delegatów klubów o wypisanie punktów, które ich zespół stracił przez sędziów. Jeden wpisał minus pięć, inny minus siedem, ktoś inny minus dziewięć. A gdy Michał zapytał o to, ile kto na błędach sędziów zyskał, to okazało się, że nikt nic nie wpisał. Zatem my już to znamy. Dzisiaj kontrowersje są na innych poziomie. Nie ma sytuacji typu gol Hamalainena w meczu Legii z Lechem czy bramki Siemaszki zdobytej ręką. Jasne, debatujemy cały czas, szukamy tego marginesu przy wideoweryfikacjach, zastanawiamy się kiedy ma zadziałać, a kiedy nie. Ja sam mam 100 meczów z VAR-em, a nadal nie wszystko jest takie oczywiste i nie udaje, że pozjadałem wszystkie rozumy. Natomiast skóra sędziów jest twarda, trudno złamać nas pretensjami.
Po meczu Legii z Cracovią miałeś jakieś refleksje? Na przykład takie, że Siplaka jednak należało wyrzucić?
Absolutnie. I mówię to z pełnym przekonaniem – żółta kartka. Mogę wam pokazać setki taki wideo od UEFA. Zawodnik trafił w podbicie, z dużą dynamiką, ale jednak w podbicie – zatem żółta. Gdyby trafił w kostkę – czerwona, nie ma o czym mówić. Później pojawiły się głosy, że dałem żółtą, bo kibice Legii mnie obrażali i chciałem się zemścić. Panowie, mnie wyzywali już na rozgrzewce. Na mnie coś takiego nie działa, nie mszczę się. Zresztą powiem wam szczerze, że tego na boisku się nie słyszy. Dopiero później, gdy robię już samoocenę w domu, to słyszę, że ktoś coś krzyczał. “Oho, znowu Marciniaka pozdrawiają”.
Pytamy o Siplaka, bo później ta sytuacja dostała drugie życie, gdy z boiska w meczu z Piastem wyleciał Jose Kante.
O, to ciekawe, dlaczego kibice Legii nie wyciągali z kolei sytuacji z meczu Legii z Lechią, gdy Kante złamał nos Nalepie podczas wykonywania przewrotki. Gdybym wiedział, że Michał ma złamany nos, to dałbym czerwoną kartkę. Dzisiaj wiem, że tam dałbym czerwoną. I co? Jakoś nie widzę, by ktoś narzekał, że legionista wtedy nie wyleciał z boiska. Ale tak to jest, że szuka się błędów na niekorzyść własnej drużyny. Później czytam jakieś wypowiedzi piłkarzy… Panowie, grajcie w piłkę, my będziemy sędziować. Obejrzycie tyle klipów, co my, to też będziecie działali jak automaty. Znamy się na robocie, spokojnie.
Przełożenie Euro jakoś na ciebie wpływa? Czułeś się na tyle mocny, że mógłbyś poprowadzić półfinał czy finał?
Dzisiaj to wróżenie z fusów. Czekaliśmy na tę imprezę, byliśmy w kręgu ekip do wysłania na mistrzostwa, ale dzisiaj wiemy, jaka jest sytuacja. Byłem na Euro 2016 i to były niesamowite emocje, świetne przeżycie. Zostałem wtedy do półfinału, a jechałem przecież jako żółtodziób. A teraz? Wiadomo, szkoda, ale są sprawy ważniejsze. Ja nie pytam lekarza o to, jakby gwizdnął, więc też nie będę decydował za mądrzejszych od siebie. Mam nadzieję, że to cholerstwo zostanie wreszcie wyleczone i że będziemy mogli mówić o świetnych meczach, pięknych golach. Tak w ogóle, to przyszły rok zapowiada się niezwykle pracowicie, bo będzie Euro, Igrzyska, ten Puchar Konfederacji. Ale to plany dalekie – dzisiaj chciałbym po prostu wrócić na boisku. Jeśli wrócimy w czerwcu, to będzie świetnie.
fot. FotoPyk