– To zabrzmi pesymistycznie i w ciemnych barwach, ale nawet jeśli zachowamy limity drużyn w rozgrywkach, ich miejsca, jeśli podejdziemy do nich z dużym sitem licencyjnym, to zebranie odpowiedniej liczby zespołów będzie wyzwaniem. Trzeba przecież wziąć pod uwagę kluby, które jeszcze przed połową marca miały problem z regulowaniem płatności. Gdzie mamy szukać pocieszenia, jeżeli 20-30% budżetów zostało zabrane z dnia na dzień? – mówi Piotr Waśniewski, prezes Śląska Wrocław. Czy to jest rozmowa optymistyczna? Nie. Natomiast – tak nam się wydaje – jest to rozmowa, która jeszcze bardziej przybliża kłopoty, jakie czekają polski futbol w najbliższym czasie. Cóż, o nich też trzeba mówić. Milczenie niczego nie zmieni. Zapraszamy.
Część klubów obcina pensje, Śląsk je zamroził. Czy to się na koniec na nim nie odbije, wtedy, kiedy te pensje miałyby być odmrożone?
Przedstawiciele rady drużyny, którzy uczestniczyli w telekonferencji, usłyszeli, jakie są nasze możliwości finansowe w najbliższych miesiącach. Przekazaliśmy informacje, że ten trudniejszy czas może nie oznaczać kilku, tylko kilkanaście miesięcy, kiedy klub będzie się borykał z problemami. To była w naszym odczuciu partnerska rozmowa o aktualnej sytuacji w kraju i o tym, co nas może czekać. Dzisiaj nikt nie wie, jak ona będzie się rozwijała, możemy tylko zakładać warianty. Daty granicznej więc nie ma. Nie wiązałbym tak jednoznacznie tego, co Śląsk przekazywał wówczas swoim zawodnikom, z uchwałą Rady Nadzorczej Ekstraklasy. Można zadać sobie pytanie, czy kluby korzystające z zasad tej uchwały, deklarują się, że będą przez te kilkanaście miesięcy na pewno płacić te 50% wynagrodzenia? Wydaje mi się, że nie. Trudno jest sobie wyobrazić, by kluby miały takie poduszki finansowe, żeby tracąc jednocześnie przychody, były w stanie regulować choćby połowę pensji zawodników. Dziś nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, w jakiej rzeczywistości obudzi się polska piłka po zakończeniu zagrożenia spowodowanego koronawirusem, a w konsekwencji recesji wykraczającej poza sport.
Wyczuwam, że ma pan tę uchwałę za bubel prawny.
To nie tak. Zgodnie z tym, co ustaliliśmy z prezesami klubów, przekazałem zawodnikom treść tej uchwały. Jednocześnie powiedziałem im, że bez względu na to, jak ta propozycja może się wydawać niekomfortowa, to ona dalece zabezpiecza ich interes. Ktoś, kto uważa, że niezapłacenie mu połowy pensji jest niesprawiedliwe, musi to zestawić z przepisami obowiązującego prawa cywilnego. A wszystko wskazuje na to, że akurat w tym okresie ze względu na brak przepisów federacyjnych, to właśnie one będą brane pod uwagę. I przepisy prawa stanowią, że usługodawcy należy się zerowe wynagrodzenie za ten okres. Posiadanie teoretycznej gwarancji połowy wynagrodzenia jest w tych okolicznościach dość hojnym gestem ze strony Ekstraklasy.
Mówił pan o kilkunastu miesiącach, kiedy to może się odbijać na Śląsku. To jest pesymizm czy realizm?
Ująłbym to jako pesymistyczny realizm. Tyle że ja nie mówię jedynie o Śląsku Wrocław, a o wszystkich klubach, łącznie ze Śląskiem. Dzisiaj nie mamy pojęcia, co się wydarzy i staramy się planować wznowienie rozgrywek w tym sezonie. Patrzymy przez pryzmat dat, które moim zdaniem będą ulegać przesunięciom. Potem może się okazać – odpukać – że sezonu nie wznowimy. Pod znakiem zapytania stoją wpływy od partnerów finansowych, jak tutaj będzie wyglądała realizacja umów. Abstrahuję od tego, jak to powinno wyglądać, o jaki procent te wpływy z kontraktów będą obniżone. Ja mówię o tym, czy ta firma w ogóle będzie zdolna wypłacić świadczenia, nawet jeśli będzie twierdziła, że chce to zrobić. A to wszystko zależy od tego, jak długi będziemy mieli przestój w gospodarce. I jeśli słuchamy głosów ekonomistów, to zapowiadają się dla nas trudne miesiące, jeśli nie lata. Stąd moje słowa o kilkunastu miesiącach. Nie chcę rozmawiać z kimś i wprowadzać go w błąd, mówiąc, że przez dwa-trzy miesiące będzie trudniej, ale potem zaraz wszystko wróci do normy. Gdybym ja takie możliwości w budżecie widział, to z pełną odpowiedzialnością bym tak powiedział. Natomiast nie wiem, ilu jest takich optymistów, którzy mogliby tak twierdzić.
Czy polskie kluby nie żyją więc z dnia na dzień?
Ja bym to pytanie zmienił: a kto nie żyje z dnia na dzień czy z miesiąca na miesiąc? Jaka branża funkcjonuje w ten sposób, że zamraża 20% swojego obrotu i składa je w jakiejś rezerwie, by móc przetrzymać pół roku czy rok? Organizacja klubu sportowego w kraju takim jak Polska, choć nie jesteśmy wyjątkiem, to jest biznes, który w swojej formule jest zbliżony do fundacji, a nie spółki akcyjnej. My nawet w statucie naszej spółki mamy zapisane, że nadrzędnym celem naszej działalności nie jest przynoszenie zysku. I jeżeli przeanalizujemy budżety klubów, ich strukturę i wartość, to trudno jest doszukiwać się tego, by właściciele byli nastawieni na kreowanie zysku, w przeciwieństwie do innych biznesów, jakie są w ich posiadaniu.
Może to jest błąd?
Ale który kluby, poza największymi ligami na świecie, gdzie wartości praw telewizyjnych są tak niewyobrażalnie wielkie, są nastawione na zysk? Ja interesując się światowym sportem, mogę wskazać jeszcze tylko rynek amerykański. Poziom konsumpcji jest tam przeogromny i dla zabezpieczenia interesów wszystkich, ligi wprowadziły salary cap.
Może myślę zbyt łopatologicznie, ale: gdyby piłkarzom w Ekstraklasie płacić mniej, to pewnie pieniądze nie szłyby w kontrakty, tylko mogłyby zostać w kasie klubu.
Oczywiście, że ma pan rację. Tylko że jeżeli spojrzymy na to szerzej i wspomnimy czasy sprzed kilku lat, to mamy w Ekstraklasie fenomen klubu w postaci Polonii Warszawa, który nagle – z roku na rok – spowodował, że kontrakty zostały o kilkadziesiąt procent podwyższone. Ja nie chcę prowadzić utopijnych scenariuszy. Jeżeli ktoś jest gotowy zapłacić X pieniędzy, to jest kwestia popytu i podaży. Odpowiadając wprost na pana pytanie: gdyby ci zawodnicy mieli grać za mniejsze pieniądze w Ekstraklasie, to nie graliby w Ekstraklasie.
Coś by się wówczas stało, odpadalibyśmy z pucharów? I tak odpadamy.
Właśnie chciałem o tym mówić – trafił pan na osobę, która byłaby w stanie coś takiego zaakceptować. Uważam, że to, co się teraz dzieje, być może przyniesie taki efekt. Mówimy dziś o cięciach i zamrożeniach kontraktów, ale w dłuższej perspektywie może ulec dużej korekcie rynek wynagrodzeń w naszej branży. Rzeczywistość, która miała miejsce dwa miesiące temu, może się nie przełożyć na sezon 2020/21, który, mam nadzieję, wystartuje bez żadnych problemów.
Śląsk będzie szedł drogą Pogoni, to znaczy rozwiązywał kontrakty niektórych zawodników?
Podczas tej pierwszej rozmowy, która była dojrzała i męska, wprost powiedziałem, że jeżeli komukolwiek z naszej drużyny ta niekomfortowa sytuacja przeszkadza w funkcjonowaniu w naszej rzeczywistości, jesteśmy gotowi usiąść do stołu i skrócić ważność kontraktu. Uważam, że ta sytuacja jest ekstraordynaryjna i spodziewam się, że w naszej lidze będziemy musieli mierzyć się z tym problemem. Potrafię sobie wyobrazić, że część zagranicznych zawodników, czując coraz większy dyskomfort w nadchodzących tygodniach, będzie chciała te kontrakty skracać. Zwłaszcza ci, którym umowy kończą się za dwa-trzy miesiące.
Rozumiem, że na razie nikt się nie zgłosił.
Na tę chwilę formalnie nie.
Czuje pan solidarność wśród klubów? Ja nie do końca. Na przykład prezes Kruszewski mówił, że niektórzy prezesi mieli inne stanowisko prywatnie, a inne oficjalnie.
Zależałoby mi na tym, aby każda z instytucji funkcjonujących w naszym otoczeniu, spełniała swoje obowiązki, nie wchodząc w czyjeś kompetencje. Ja nie oczekuję od nikogo załatwienia za mnie spraw kontraktowych, ale jednak oczekuję wskazywania kierunków. To dotyczy nas wszystkich. Być może warto skupiać się bardziej na procedurach, niż na oddolnych inicjatywach dla potrzeby chwili, nikogo nie obrażając. I być może wtedy nie miałby pan tego dyskomfortu związanego z wielogłosem, bo on czasami i tak musi istnieć – kluby mocno się różnią między sobą – czy to pod względem struktury budżetu, czy też struktury właścicielskiej. I na koniec każdy zarząd osobno odpowiada za podejmowane decyzje.
Czytam między wierszami, że nie do końca jest pan zadowolony z PZPN-u.
Jestem wdzięczny za deklaracje odnoszące się do naszej przyszłości, potencjalną pomoc, ale chciałbym też wiedzieć, w jakich ramach mogę się poruszać w chwili obecnej. Ja nie potrzebuję porady prawnej. Kłopot mam z tym, że obowiązują nas nie tylko przepisy powszechnie obowiązujące w kraju, ale również regulacje związkowe, które wynikają z przepisów UEFA. I to nie jest tak, że ja mam pretensje do PZPN-u. Mam uwagi co do sposobu procedowania federacyjnego, bo rozumiem, że kompetencje w niektórych decyzjach są wyżej, te przepisy odzwierciedlają postanowienia UEFY i FIFY. Natomiast oczekuję jednoznacznych drogowskazów. W jakim kierunku te przepisy mają iść? Dialog między mną a zawodnikami musi być pełny. Muszę wiedzieć, co mogę przekazać. Nie jest odpowiedzią:
– Słuchaj, w najbliższym czasie będę w stanie ci zapłacić tylko część pensji, ponieważ nasze możliwości finansowe na to nie pozwalaja.
On to przyjmie do wiadomości, ale podobnie jak pan, zada pytanie:
– Do kiedy będzie trwał taki stan? Jak będzie rozwiązana sprawa z tą różnicą, która nie jest wypłacona?
W chwili obecnej mogę powoływać się na przepisy kodeksu cywilnego i w dużej mierze to robię, ale brakuje mi podobnej wykładni płynącej z samej góry. Wszyscy skupiamy się przez ostatnie tygodnie nad kalendarzem rozgrywek, tylko spójrzmy szerzej, bo tych scenariuszy jest więcej niż ten, że za dwa-cztery tygodnie wznowimy granie. Ktoś mi jest w stanie powiedzieć na piśmie, że za osiem tygodni na pewno będziemy grać?
Nie.
Więc jeśli nie, zajmijmy się trudniejszymi scenariuszami. Nie chodzi mi o to, byśmy je wdrażali. Chodzi mi o narzędzia.
Tarcza PZPN-u to dla Śląska duże wsparcie?
W mojej ocenie tego, co się może wydarzyć na rynku, każde wsparcie będzie niezbędne. Wiem jednak o tym, że w tak poważnej sytuacji nie ma instytucji, która mogłaby pomóc w taki sposób, jaki potrzebujemy. I ja należę do grona osób, które nie oczekują, że PZPN stanie się pożyczkodawcą albo instytucją zapomogową. Jeśli związek widzi wyjście poprzez wspieranie jednostek skupionych na rozwój młodych zawodników, to super, trudno tego nie pochwalić. W moim odczuciu jeśli recesja będzie głębsza, to odbije się także na kształcie polskich drużyn. Będzie więcej zawodników młodych niż tych doświadczonych, bo po prostu nie będzie nas na nich stać.
Grozi nam liga bankrutów?
Wszystko zależy od scenariusza, z jakim będziemy mieli do czynienia. Znów wrócę do braku pewnej wykładni. Jeżeli stan epidemii potrwa – odpukać – cztery czy pięć miesięcy, to czy kontrakty zawarte przed epidemią, a wchodzące w życie od pierwszego lipca, są ważne, jeśli mają się odbić też na działalności całego przedsiębiorstwa? Jestem przekonany, że przepisy ogólne to regulują, a ostateczne rozstrzygniecie może wydać sąd. W przypadku przepisów związkowych ta sprawa nie jest uregulowana. Ale rozumiem, że jest wiele innych kwestii, o które federacje muszą się troszczyć, że dziś nie jest to najważniejsza rzecz. Jeżeli cała nasza gospodarka będzie miała „korektę”, to trudno jest mi sobie wyobrazić, że korekty nie będzie także w klubach. Jeżeli natomiast to się nie wydarzy, to jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że w tych klubach, w których zawodnicy doświadczeni i o dużej jakości stanowią znaczny udział w budżecie, mogą być poważne kłopoty. I finansowe, i licencyjne. Natomiast nikt nie jest w stanie realnie powiedzieć, jaki wpływ będzie miał na nas ten przestój w rozgrywkach, bo nie wiemy nawet, ile on potrwa.
W przypadku braku gry, taką prawdziwą tarczą mogłyby być jednak pieniądze wypłacone z Canal +.
Oczywiście, że tak. Z jednej strony zdaje sobie sprawę z przepisów prawa i tego, czy my jesteśmy w stanie oczekiwać wypłaty, czy nie. Natomiast z drugiej jako “anonimowy konsument” mogę zadać to pytanie: dlaczego zawierając umowę na abonament z Canal + i płacąc za możliwość oglądania ligi polskiej, angielskiej i hiszpańskiej, nie słyszę nic o temacie zmniejszenia opłaty za abonament? Pomimo tego, że za te transmisje zapłaciłem. Idąc więc na ogromne skróty, mając na uwadze wszelkie zawiłości prawne, wydaje się, że jest przestrzeń do wypłaty tych pieniędzy. Nie chcę jednak, żeby to zabrzmiało jak zaglądanie komuś do portfela i chęć wyciągania z niego pieniędzy.
Gdyby – odpukać, który to już raz – liga miała się zakończyć na 26 kolejce, to pana zdaniem powinniśmy utrzymać wyniki, anulować sezon, rozszerzyć ligę?
Bardzo trudne pytanie. Bardzo złożone. Pan skupia się w nim na sprawach sportowych, natomiast funkcjonujemy w rzeczywistości obarczonej licencjami. To zabrzmi pesymistycznie i w ciemnych barwach, ale nawet jeśli zachowamy limity drużyn w rozgrywkach, ich miejsca, jeśli podejdziemy do nich z dużym sitem licencyjnym, to zebranie odpowiedniej liczby zespołów będzie wyzwaniem. Trzeba przecież wziąć pod uwagę kluby, które jeszcze przed połową marca miały problem z regulowaniem płatności. Gdzie mamy szukać pocieszenia, jeżeli 20-30% budżetów zostało zabrane z dnia na dzień?
A jeżeli chodzi o miejsca pucharowe, to one wydają mi się coraz mniej istotne. Odnoszę wrażenie, że skoro terminy finiszu lig są coraz bardziej przesuwane, to kto wie, czy zakres drużyn mogących wziąć udział w eliminacjach do pucharów też nie ulegnie zmianie.
Cóż, to może jakieś światełko w tunelu na koniec.
W każdej możliwej rozmowie powtarzam: my wszyscy mamy znajomych, którzy pracują na etatach, prowadzą średnie i małe firmy. Jeśli ja słyszę od mojego kolegi, który zatrudnia kilkanaście osób, że on wszystkich wysyła na przymusowy urlop, a za miesiąc będzie im w stanie zaproponować 1/16 etatu, by utrzymać świadczenia ZUS-owskie, a na trzeci miesiąc nie ma pomysłu, to proszę mi wierzyć… Problemy, czy ja wypłacę 50% czy 30%, czy zagramy bez publiczności, kompletnie nie mają znaczenia w rzeczywistości naszego kraju. W tym upatruję największy problem – branża eventowo-rozrywkowa będzie tą, która będzie najdłużej wychodziła z tego zamieszania. Każdy z nas skupi się na zaspokojeniu podstawowych potrzeb, a nie na wydawaniu pieniędzy na ogólnie pojętą rozrywkę.
Blade to światełko, niestety.
Ciągle żyjemy przez pryzmat danych statystycznych, które dysponujemy w Polsce. Życzyłbym sobie, by one spowodowały, że Polska będzie kolejny raz zieloną wyspą na mapie Europy.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix