Każdy z nich jeszcze przez przynajmniej dwa kolejne sezony mógłby pełnić rolę młodzieżowca w ekstraklasowym klubie, ale coś nam mówi, że żadnemu z nich, przynajmniej w takim okresie, szukanie szczęścia w naszej lidze nie grozi. Już dziś siedzą przy stole dla dorosłych, będąc częścią wielkiej piłki, czasami nawet rozdając w niej karty. W najgorszym wypadku – okupują poczekalnię, ale zaproszenie z wielkiego klubu jest dla nich kwestią czasu. Dobra, do rzeczy – skoro sporo mówi się ostatnio o tym, że koronawirus może odebrać wielu doświadczonym piłkarzom szansę na ostatnie wielkie chwile w karierze (choćby ze względu na przesunięte o rok Euro), postanowiliśmy przyjrzeć się tym, którzy powinni wskoczyć w ich miejsce. Tak powstał ranking najzdolniejszych gówniarzy w futbolu.
Braliśmy pod uwagę tych, którzy urodzili się w ostatnim roku XX wieku, a także już w nowym tysiącleciu. Oczywiście można w tym miejscu przyczepić się do tytułu, bo niektórzy z wyróżnionych zdążyli już dwudzieste urodziny opić i zapomnieć o imprezie, no ale aż się prosiło, by nawiązać do Hłaski.
Zanim zaczniemy, tradycyjne przypomnienie, że to zaproszenie do dyskusji i zabawa. Zestawienia dotyczące piłkarzy tak młodych piłkarzy to wręcz zabawa do kwadratu. Za dwa lata, wróć, za kilka miesięcy – zakładając rzecz jasna, że niedługo wrócimy do kopania piłki – na tapecie mogą być zupełnie inne nazwiska, bo lada moment ktoś wyskoczy jak z kapelusza z impetem nie królika, a przynajmniej kangura. Czy Erling Haaland załapałby się do takiego zestawienia na początku września, czyli siedem miesięcy wstecz? Być może tak, bo zapadł w pamięć, ładując dziewięć goli Hondurasowi na młodzieżowym mundialu, a w Salzburgu – abstrahując od tego, co zrobił wcześniej – zaczął sezon od zapakowania ośmiu sztuk w sześciu ligowych grach, co poprawił hat-trickiem w Pucharze Austrii. No ale jest różnica pomiędzy byciem branym pod uwagę, a zakręceniem się blisko szczytu, bo właśnie tak wysoko wywindowały Norwega kolejne miesiące. Winda w tym przypadku mknęła z prędkością światła.
Do tego dochodzi element nieprzewidywalności w dłuższej perspektywie – chętnie wrócimy do tego zestawienia za kilka lat tylko po to, by zobaczyć, jak mocno się pomyliliśmy, bo więcej niż pewne jest, że poniżej będziemy wróżyć wielkie kariery również kilku przeciętniakom. Ot, przypomnijcie sobie legendarne zestawienia angielskiej „kadry przyszłości” według „Daily Mail”. W 2007 roku ich jedenastka miała ręce nogi, po kilku latach okazało się, że pokładane nadzieje spełnił jedynie Theo Walcott. Reszta zgubiła się po drodze.
(Przed)ostatnia rzecz – czy na liście są Polacy? No nie ma. Gdyby ranking liczył sto sześćdziesiąt dwie pozycje (okazało się, że aż tylu dość poważnych kandydatów znaleźliśmy, po czym ich przeanalizowaliśmy), to załapałoby się trzech naszych. Ale że uznaliśmy, iż ranking będzie liczył tylko pozycji sześćdziesiąt, jedynie wspomnimy, iż braliśmy pod uwagę Michała Karbownika, Filipa Marchwińskiego i Sebastiana Walukiewicza. Najpoważniej tego pierwszego.
***
Byli dość blisko (kolejność przypadkowa): Ryan Gravenberch (2002, Holandia/Ajax Amsterdam), Ahmed Kutucu (2000, Turcja/Schalke 04), Lincoln (2000, Brazylia/Flamengo), Julian Alvarez (2000, Argentyna/River Plate), Morgan Gibbs-White (2000, Anglia/Wolverhampton), Pedri (2000, Hiszpania/Las Palmas), Fabio Silva (2002, Portugalia/FC Porto), Pietro Pellegri (2001, Włochy/AS Monaco), Rhian Brewster (2000, Anglia/Swansea City), Emile Smith Rowe (2000, Anglia/Huddersfield Town), Brian Rodriguez (2000, Urugwaj/Los Angeles FC), Adil Aouchiche (2002, Francja/PSG), Lassina Traore (2001, Burkina Faso/Ajax Amsterdam), Curtis Jones (2001, Anglia/Liverpool), Gabriel Veron (2002, Brazylia/Palmeiras), Ander Barrenetxea (2001, Hiszpania/Real Sociedad), Michał Karbownik (2001, Polska/Legia Warszawa), Bryan Gil (2001, Hiszpania/Leganes), Yacine Adli (2000, Francja/Girondins Bordeaux), Zurab Davitashvili (2001, Gruzja/Rubin Kazań), Nehuen Perez (2000, Argentyna/Famalicao), Bafode Diakite (2001, Francja/Toulouse), Oliver Skipp (2000, Anglia/Tottenham), Filip Steveanović (2002, Serbia/Partizan), Conor Gallagher (2000, Anglia/Swansea City), Rayan Ait Nouri (2001, Francja/Angers), Noah Katterbach (2001, Niemcy/FC Koeln), Mohammed Daramy (2002, Dania/FC Kopenhaga), Matias Pellegrini (2000, Argentyna/Inter Miami), Jeremy Doku (2002, Belgia/Anderlecht).
***
Dobra, lecimy.
60. JOSHUA ZIRKZEE (2001, Holandia/Bayern Monachium)
Bycie młodym napastnikiem w ekipie Bawarczyków oznacza przede wszystkim dwie sprawy. Raz, że masz pod ręką kapitalnego nauczyciela fachu, być może nawet najlepszego na świecie. Dwa, że dostajesz mało szans, by pokazać, że Roberta Lewandowskiego podpatrujesz. 18-letni Holender, którego Bayern wypatrzył w Feyenoordzie już prawie trzy lata temu, zdążył jednak się wyróżnić. Niewiele potrzebuje, by trafić do siatki. W debiucie w pierwszej drużynie jeszcze się nie udało (wszedł w 86. minucie meczu LM z Tottenhamem), ale pierwszy raz w Bundeslidze wspomina już kapitalnie. Pojawił się na placu na doliczony czas, Bayern w trudnym spotkaniu remisował wtedy z Freiburgiem i już w pierwszym kontakcie dał prowadzenie (przeciwników później dobił Gnabry). Kolejnego gola Zirkzee strzelił w trakcie 7-minutowego występu z Wolfsburgiem, bramkę i asystę dorzucił też z Hoffenheim, gdy po raz pierwszy zasmakował podstawowego składu. To jeden z większych przegranych przymusowej przerwy, w trakcie której dojdzie do siebie kontuzjowany Lewandowski.
59. BILLY GILMOUR (2001, Szkocja/Chelsea)
Błyskawicznie podłożył ogień i rozpalił wyobraźnię kibiców The Blues. Wcześniej notował epizody, ale gdy w meczu Puchar Anglii z Liverpoolem był jednym z najlepszych graczy na placu, radząc sobie choćby z takim czołgiem jak Fabinho, od razu trafił na usta mediów i fanów. Wcześniej prawie tak głośno o środkowym pomocniku było wtedy, gdy o wyciągnięcie go z akademii Rangersów Chelsea rywalizowała z FC Barceloną. Obie firmy musiały czekać kilka miesięcy, bo chłopak nie miał jeszcze szesnastu lat i okazało się, że bardziej przekonujący byli w tym czasie Anglicy.
58. ETHAN AMPADU (2000, Walia/RB Lipsk)
Podstawowy reprezentant Walii, która wywalczyła bezpośredni awans na mistrzostwa Europy, choć pierwsze kroki w międzynarodowym futbolu stawiał w angielskiej kadrze do lat 16. Nieco gorszy czas za nim, jeśli chodzi o piłkę klubową – przed sezonem został wypożyczony z Chelsea do RB Lipsk i w Bundeslidze też nie potrafi przebić się do pierwszego składu (trzy mecze w lidze, łącznie siedem występów). Latem pewnie wróci do Londynu, choć być może tylko na chwilę – po takim okresie nie będzie miał wiele argumentów, by powalczyć o składu u Franka Lamparda. Rzucany jest pomiędzy pozycjami, grywa jako stoper, defensywny pomocnik i boczny obrońca, ale na dłuższą metę ze swoimi 182 centymetrami wielkiej kariery na środku obrony raczej nie zrobi.
57. SEBASTIANO ESPOSITO (2002, Włochy/Inter Mediolan)
W związku ze swoim wiekiem pobił kilka rekordów i o kilku historycznych wydarzeniach przypomniał – w młodszym wieku w Lidze Mistrzów (wtedy Pucharze Europy) w Interze debiutował tylko legendarny Giuseppe Bergomi – no ale zapisać się w dziejach w taki sposób to jedno, a udowodnić potencjał to czasami coś innego. W juniorskich zespołach Esposito bywał postrachem bramkarzy, szansy w pierwszej drużynie nie wygrał w zdrapce, w seniorach na razie wypalił natomiast raz. Wymowny zresztą był sposób, w jaki do tego doszło – w spotkaniu z Genoą Romelu Lukaku ku zaskoczeniu obserwatorów oddał gołowąsowi rzut karny. Wewnątrz drużyny już wiedzą, że trafiła się Interowi perełka, o którą trzeba dbać.
56. MARCOS PAULO (2001, Portugalia/Fluminense)
Grających w Brazylii młokosów, których braliśmy pod uwagę przy układaniu tej listy, możemy podzielić na tych, którzy już przyjechali do Europy i tych, którzy przyjadą w trakcie najbliższych okienek, a na razie łączeni są średnio z dwoma klubami tygodniowo. Na tej zasadzie Marcos Paulo został skojarzony już z większością lig i paroma mocnymi zespołami, z FC Barceloną i Realem Madryt na czele. Może zagrać na każdej pozycji w ofensywie, liczby produkował już i rozgrywkach ligi brazylijskiej (4 gole i 4 asysty), i w grach Copa Sudamericana (2 plus 2). Nieźle jak na pierwsze kroki wśród seniorów.
55. JOSH SARGENT (2000, Stany Zjednoczone/Werder Brema)
Kolejny napastnik, który zna już smak gola strzelonego w Bundeslidze. Amerykanin nie ładuje jak z karabinu, ale uczucie to jest mu już nawet dość bliskie – dwa razy trafił w poprzednim sezonie, gdy głównie był dżokerem (łącznie 205 minut), a w tym gdy grał w Werderze już znacznie częściej, wypracował 3 gole i 3 asysty. Postępy widzą też w jego ojczyźnie, bo w ostatnim czasie Sargent był jedynką w ataku kadry prowadzonej przez Gregga Berhaltera.
54. NOAH OKAFOR (2000, Szwajcaria/RB Salzburg)
W Salzburgu mieli ostatnio trochę kasy do wydania. Nie to, żeby zazwyczaj narzekali na jej brak, ale zimą Austriacy dodatkowo spieniężyli Haalanda, Minamino, Pongracicia i Niangbo. W związku z tym wszystkim łatwiej było zaakceptować wypisanie czeku na kwotę przekraczającą 11 milionów euro. Tyle trzeba było wydać na Okafora i to najdroższy zakup w historii klubu z Salzburga. Czy – biorąc pod uwagę to, jakie mają tam oko do talentów – trzeba coś dodawać? Gwoli formalności wspomnimy tylko, że szwajcarski skrzydłowy dla FC Basel zdążył zagrać 54 razy, strzelając 7 goli i notując 5 asyst.
53. AURELIEN TCHOUAMENI (2000, Francja/AS Monaco)
Braliśmy pod uwagę aż sześciu graczy ekipy z Księstwa (plus jednego, który dołączy latem), co jest wynikiem wręcz kapitalnym. Może nie pokazują tego wyniku, ale talentu mają tam pod dostatkiem. Ostatecznie na różnych etapach czwórkę odrzuciliśmy (Willem Geubbels, Arthur Zagre, Jean Marcelin, Pietro Pellegri), ale klub Kamila Glika reprezentację i tak ma mocną. Choć trzeba uczciwie przyznać, że nazwa „Monaco” przy nazwisku Tchouameniego to na razie wyraz niezbyt długiego związku (zresztą podobnie jak w przypadku Marcelina) – 20-latek przyszedł zimą z Bordeaux i na razie zagrał trzy razy (trzy razy z ławki). W barwach Żyrondystów defensywny pomocnik zdążył wyrobić sobie jednak taką markę, że nowy klub zapłacił za niego aż 18 milionów euro.
52. TIMOTHY WEAH (2000, Stany Zjednoczone/Lille)
Nie jest to jedyny potomek zawodowego piłkarza na tej liście, ale nikt inny nie będzie musiał zrobić tak wiele, by wyjść z cienia rodzica. George natrzaskał tytułów i wyróżnień, ze Złotą Piłką włącznie, a i po karierze nie usunął się w cień, tylko zajął stołek prezydenta Liberii. Syn prezydenta kraju reprezentuje inne barwy? No nie da się ukryć, że jest to kontrowersja, ale młodego miała prawo od dylematu rozboleć głowa – musiał wybierać pomiędzy wspomnianą ojczyzną ojca, ojczyzną matki (Jamajka), krajem, w którym urodził się i wychował (Stany Zjednoczone) a kuszącym wizją pięknego rozwoju państwem, do którego przeniósł się jako nastolatek (Francja). Trudno powiedzieć, czy wybrał najlepiej, ale trzeba przyznać, że w reprezentacji USA zdążył już zaistnieć (8 meczów, 1 gol w 2018 roku). Na razie jako skrzydłowy, a nie napastnik, ale do gry na tej pozycji też ma predyspozycje.
A co tam klubie? Pożegnał się już z PSG, w którym debiutował w dorosłym futbolu, ale trudno byłoby mu się rozwinąć. Najpierw szukał szczęścia na wypożyczeniu do Celtiku (17 meczów w rundzie, 4 gole i 1 asysta – choćby początki Klimali pokazują, że chyba nie najgorszy wynik), a przed sezonem już na zasadzie transferu definitywnego za 10 milionów euro przeniósł się do Lille. Na razie trudno powiedzieć, czy trafił, bo niemal cały sezon ma z głowy przez kontuzje. Niemniej potencjał trudno podważać – nikt nie powie, że tatko ciągnie go za uszy.
51. TOMAS TAVARES (2001, Portugalia/Benfica)
Liga portugalska jest coraz szybciej drenowana, talenty coraz rzadziej w pełni rozkwitają, grając na chwałę Benfiki, Sportingu czy Porto, bo zanim zdążą, są już w lidze angielskiej, hiszpańskiej, francuskiej. Niemniej kilka sensownych propozycji się z tego zakątku też pojawiło, a wyróżnić postanowiliśmy Tomasa Tavaresa z Benfiki. O miejsce na prawej obronie rywalizować musi z Andre Almeidą, czyli kapitanem zespołu (pierwszym w teorii jest Jardel, ale gra niewiele) i jest na najlepszej drodze, by grać niezależnie od tego, czy bardziej doświadczony kolega jest do dyspozycji trenera. Dał się zapamiętać w trakcie tej edycji Ligi Mistrzów, nie tylko ze względu na bujną czuprynę.
50. JUDE BELLINGHAM (2003, Anglia/Birmingham City)
Jeden z dwóch najmłodszych zawodników na liście, rocznik 2003 ma na niej symboliczną reprezentację. Albo mimo tego, że Bellingham ma dopiero 16 lat i jeszcze trochę czasu minie, zanim na legalu będzie mógł kupić dowolne alko, już teraz śmiało rozpycha się łokciami w pełnej zdrowych chamów Championship. Jeden z najlepszych graczy Birmingham City w tym sezonie. Kolejka chętnych na jego usługi jest tak długa, że zainteresowani po odebraniu swojego numerka, pokornie czekają na przedmieściach. Grywa również na bokach pomocy, ale skoro przylgnęła do niego łatka nowego Stevena Gerrarda (bodajże za sprawą porównania, do której uciekł się Jermaine Pennant), to nietrudno ustalić, że Anglicy widzą w nim w przyszłości króla środka pola.
49. ORKUN KOKCU (2000, Turcja/Feyenoord Rotterdam)
Całkiem przyjemnej paczki powinni się w niedalekiej przyszłości dorobić w Turcji – jeśli nie drużyny na miarę tej z 2002 czy 2008 roku, to przynajmniej stałego bywalca na wielkich imprezach, z czym bywa przecież różnie. Choć akurat z Kokcu trudno robić wielkiego Turka – urodził się i wychował w Holandii i jeszcze rok temu nosił opaskę kapitana tamtejszej reprezentacji do lat 19. Dopiero jesienią zdecydował się grę w tureckiej młodzieżówce, a powołanie do pierwszego zespołu wydaje się być kwestią czasu. Tak samo jak transfer – na celownik ofensywnego pomocnika Feyenoordu wziął Arsenal, który usłyszał od Holendrów kwotę 23 milionów funtów. Oczywiście w rzeczywistości po epidemii koronarirusa nikt takich pieniędzy za tego typu graczy raczej nie będzie płacił, ale łakomym kąskiem Kokcu pozostanie.
48. PEDRO NETO (2000, Portugalia/Wolverhampton)
Podopieczny agencji Gestifute Jorge Mendesa, a to pewne rzeczy tłumaczy. Przebieg dotychczasowej kariery Neto jest dość nietypowy. Jako 17-latek zadebiutował w Bradze i szybko na jego usługi zdecydowało się Lazio. Rzymianie za jego wypożyczenie wyłożyli 7.5 miliona, a po dwóch latach dołożyli kolejne 8.5, choć Neto – oględnie mówić – furory w Italii nie robił. Po co więc? Tylko po to, by chwilę później oddać go za jeszcze lepsze pieniądze do Anglii. Oczywiście, że do Wolverhampton. Ale uczcie trzeba przyznać, że w ekipie Wilków Portugalczyk potwierdza duże możliwości. Może grac na każdej pozycji w ofensywie, wykorzystuje szanse od Nuno Espirito Santo. Widać to również na zasadzie porównania do Bruno Jordao – o dwa lata starszy pomocnik przebył dokładnie tę samą drogę, a ciągle nie zadebiutował w Premier League. O Neto zrobiło się też głośno na całym świecie, gdy w meczu z Espanyolem minął bramkarza i nie trafił na pustą bramkę, ale liczy się to, jak zareagował – w kolejnej rundzie LE jego gol dał remis z Olympiakosem.
47. ERIC GARCIA (2001, Hiszpania/Manchester City)
Kolejny talenciak, który czmychnął z akademii FC Barcelony przez gapiostwo i brak wizji dotyczącej młodzieży władz klubu. Wybór City był o tyle łatwiejszy, że Pep Guardiola jak nikt inny wie, jak wykorzystać potencjał gościa z DNA katalońskiego zespołu. Garcia dla The Citizens grał już w poprzednim sezonie w Pucharze Ligi, a w tym – w związku z problemami na środku obrony – nazbierał już kilkanaście występów, w tym debiut w Lidze Mistrzów. W Barcelonie takiej szansy raczej by nie dostał.
46. AGUSTIN ALMENDRA (2000, Argentyna/Boca Juniors)
W przypadku każdego z tych młodych dżentelmenów moglibyśmy uciec się do konstrukcji „nowy X” czy „nowy Y”, bo zachodnie media takie łatki przyklejają nastolatkom z uśmiechem na ustach. Do tej pory staraliśmy się nie szastać tą formą, tylko przy Bellinghamie wspomnieliśmy o Gerrardzie, ale w przypadku Almendry nie potrafiliśmy odpuścić. Dlaczego? Ano dlatego, że chłopak porównywany jest do Juana Romana Riquelme, a wydawało się, że to typ gracza, który jest już na wymarciu. Oczywiście pewnie sporą rolę w tym skojarzeniu odgrywa ekipa Boca Juniors, dodatkowo łącząca obu pomocników z różnych pokoleń, ale chcemy wierzyć, że ich styl również będzie podobny. Almendra skazany jest na transfer do Europy, choć łączony był też z przenosinami do Interu Miami, gdyż nowy klub MLS dowodzony przez Davida Beckhama aktywnie poszukuje argentyńskich pereł (za łącznie 14 milionów ściągnął Mattiasa Pellegriniego i Juliana Carranzę, których też braliśmy pod uwagę). Na Stary Kontynent przyjedzie jako przynajmniej dwukrotny mistrz Argentyny, choć oczywiście pierwszoplanową postacią w drużynie zdobywającej tytuł nie był.
45. JOAO PEDRO (2001, Brazylia/Watford)
Kolejny wonderkid z Kraju Kawy. 18-latek błyskawicznie trafił na czołówki w Anglii, ale na razie mowa tylko o bulwarówkach – dziennikarzy tych tytułów zainteresowała dziewczyna piłkarza, ledwie 15-letnia brazylijska aktorka. W ojczyźnie Pedro przyzwolenie na związki w tak młodym wieku jest jednak trochę większe. Boisko? Po zimowym transferze 18-latek jeszcze nie zadebiutował w Premier League, dwa razy zagrał w Pucharze Anglii, dlatego miejsce w rankingu dostał bardziej za to, jak wyglądał w ojczyźnie. Potrafił rozwalić system w Copa Sudamericana, gdy w meczu z Atletico Nacional zapakował trzy gole i dołożył asystę, a łącznie w debiutanckim sezonie napastnik wypracował dziewięć bramek. To, że trafił do ekipy tego pokroju, było pewną niespodzianką, ale najwidoczniej wraz z otoczeniem uznał, że w drodze do wielkiego klubu warto zaliczyć jeszcze jeden przystanek.
44. ADAM HLOZEK (2002, Czechy/Sparta Praga)
Nie zmieściliśmy w zestawieniu żadnego Polaka, ale miejsce dla chłopaka zza południowej granicy znaleźć się musiało. Mamy wrażenie, że Hlozek to największy talent w tej części Europy. Kompletnie nie widać po nim, że ma 17 lat. Przebłyski w barwach Sparty pokazywał już w poprzednim sezonie, w tym daje radę już po całości. W całej lidze czeskiej jest tylko jeden lepszy asystent, a do siedmiu ostatnich podań młokos dorzucił trzy gole, a kolejne trzy wypracował w innych rozgrywkach. Gra głównie jako skrzydłowy, ale może występować też jako dziewiątka lub podwieszony napastnik. Ostatnio wielkie pieniądze na transferach zarabiała Slavia Praga (jeśli West Ham utrzyma się w Premier League, dorzuci ponad 16 baniek za Soucka, z wytransferowanym do Spartaka Kralem wyjdzie łącznie ponad 30), ale wydaje się, że drugi stołeczny klub lada moment też zagranie piękną sumkę (choć kryzys rzecz jasna nie pomaga). Od kogo? Dużo mówi się Borussii Dortmund. Pomóc Niemcom miałby Tomas Rosicky, aktualnie dyrektor sportowy Sparty. I jednocześnie facet, który nieco ponad 19 lat temu sam zamieniał Spartę na BVB za górę siana (14,5 mln).
43. DIEGO LAINEZ (2000, Meksyk/Real Betis)
Ile zapłacili Hiszpanie za meksykańskiego skrzydłowego? 14 milionów euro. Czy w trakcie nieco ponad rocznej przygody udowodnił on, że jest wart tych pieniędzy? No może nie do końca, bo nie przebił się na stałe do pierwszego składu, ale spójrzmy na sprawę inaczej – w młodym wieku Lainez ma już mnóstwo doświadczenia, które powinno lada moment zaprocentować. Blisko 30 meczów i 4 wypracowane gole dla Betisu, 50 spotkań i 8 wypracowanych bramek w CF America, gdzie zdobył też pierwsze mistrzostwo kraju. Do tego pięć gier w pierwsze reprezentacji. To są, proszę państwa, tak zwane papiery na duże granie.
42. HAMED JUNIOR TRAORE (2000, Wybrzeże Kości Słoniowej/Sassuolo)
Z Empoli, którego jest wychowankiem, zdążył już awansować do Serie A, a także spaść z najwyższej klasy rozgrywkowej. Okej, precyzja wymaga, by napisać inaczej – Empoli szybciutko poleciało do Serie B, bo nie pomógł nawet kapitalny Drągowski, ale Traore na tym poziomie się utrzymał. Ofensywnie usposobionego środkowego pomocnika przejęło na zasadzie dwuletniego wypożyczenia Sassuolo (z obowiązkiem wykupu). Wcześniej podpisał umowę z Fiorentiną, jednak została ona zerwana, zanim weszła w życie – wszystko przez domniemane kłopoty z sercem u młodego zawodnika. Na szczęście w Sassuolo gra i ma się dobrze. Jak wyliczyli w grudniu statystycy z Opty – na tamten moment w pięciu topowych ligach Europy było tylko dwóch graczy z rocznika 2000 (lub młodszych), którzy w dwóch sezonach z rzędu wypracowali co najmniej cztery gole. Właśnie Traore i Jadon Sancho.
41. BRANDON WILLIAMS (2000, Anglia/Manchester United)
Widzicie coś takiego i myślicie sobie, że z Williamsa wyrosnąć może…? Nowy Fabian Serrarens?
No ale spokojnie. Raz, że każdemu może się zdarzyć, a dwa, iż to nie strzelanie bramek jest głównym zajęciem tego 20-latka. Williams to lewy obrońca, wahadłowy, w porywach do bocznego pomocnika, ale do miana skrzydłowego byśmy się w tej wyliczance nie rozpędzali. Są w kadrze Czerwonych Diabłów bardziej ekscytujące talenty, do czego zresztą jeszcze wrócimy, ale młody Anglik też ma wszystko, by zostać klasowym piłkarzem na poziomie Premier League. Nie brakuje głosów, że już teraz Luke Shaw ogląda jego plecy.
40. ANTONY (2000, Brazylia/Sao Paulo)
Mówiliśmy o tym, że brazylijskie talenty dzielimy na te, które już są w Europie i te, które w Europie za chwilę wylądują. Antony to idealna egzemplifikacja. Formalnie ciągle jest zawodnikiem Sao Paulo, ale latem przeniesie się do Amsterdamu, z którego z kolei wyniesie się (do Londynu, by grać dla Chelsea) Hakim Ziyech. Na razie będzie to Holendrów kosztować 15 baniek, ale prawdopodobnie z pięć kolejnych klub Antony’ego dorobi w bonusach. A w Ajaksie liczą na prostą powtórkę z rozrywki – trzy lata temu ściągnęli Davida Neresa, 20-letniego skrzydłowego Sao Paulo, co okazało się strzałem w dziesiątkę, piłkarz ten stał się nawet reprezentantem Brazylii. Różnica między nimi jest taka, że Antony zdążył wypracować sobie w Brazylii status gwiazdy drużyny.
39. THIAGO ALMADA (2001, Argentyna/Velez Sarsfield)
Miejsce urodzenia? Fuerte Apache. Kuźnia charakteru, rozsławiona w piłkarskim świecie przez Carlosa Teveza. Były napastnik obu Manchesterów jest tam bohaterem murali, a kolejnym kandydatem do trafienia na ściany jest właśnie Almada. Talent czystej wody. Trudny do sklasyfikowania, jeśli chodzi o pozycję (stąd porównania nawet do Messiego), jeszcze trudniejszy do zatrzymania. Dla Velez natrzaskał już prawie pół setki meczów, strzelił w nich 9 goli i zaliczył 4 asysty.
38. STRAHINJA PAVLOVIĆ (2001, Serbia/Partizan Belgrad)
Na liście dominują techniczni zawodnicy ofensywni, nierzadko filigranowi. No to dla odmiany kawał byka. 194 centymetry i jedna misja wypisana na twarzy – rozbijanie ataków rywali. Pavlović w pierwszej drużynie zespołu z Belgradu pojawiał się w zeszłym sezonie, w tym jest już jego podstawowym stoperem. I nie zagrzeje długo w niej miejsca, bo latem przeniesie do AS Monaco. Zasada dokładnie taka sama jak w przypadku Radosława Majeckiego – klub z Księstwa kupił Serba zimą i na rundę wiosenną wypożyczył do obecnego zespołu. Różnica jest taka, że za Pavlovicia trzeba było zapłacić trzy bańki więcej niż za polskiego bramkarza. Wcześniej chłopak był blisko Lazio, ale transakcja wysypała się na etapie testów medycznych. W Belgradzie wszyscy cieszą się dziś z takiego obrotu spraw, bo rzymianie mieli zapłacić za Pavlovicia nieco ponad pięć baniek, a więc połowę kwoty, którą udało się uzyskać od AS Monaco. Kamil Glik, jeśli zostanie w klubie, będzie miał solidnego rywala. Zresztą przy okazji transferu zwracano uwagę na bardzo podobną charakterystykę obu obrońców.
37. TANGUY KOUASSI (2002, Francja/PSG)
Zostańmy w podobnych klimatach – też stoper, ale rok młodszy, grający już we Francji i bazujący w mniejszym stopniu na waleczności i sile. 17-letni Kouassi to oczarowanie z ostatnich kilkunastu tygodni. Zadebiutował na początku grudnia w meczu ligowym z Montpellier i od tego czasu gra tak wiele, jakby był starym wyjadaczem w kadrze paryskiego klubu. Do tego strzela, asystuje… Tak świetna postawa stała się wręcz problemem, bo okazało się, że kontrakt perełki, po którą ustawia się kolejka, obowiązuje tylko do końca sezonu. Wizją błyskawicznego rozwoju już kusi RB Lipsk – Niemcy szukają następcy Dayota Upamecano, skazanego na największe kluby Europy.
36. REINIER (2002, Brazylia/Real Madryt)
Mocno poszli Królewscy w brazylijskich wonderkidów. Dwóch na liście jeszcze się pojawi, a Reinier to najświeższa sprawa. Do Realu trafił w końcówce stycznia (trzeba było poczekać aż osiągnie pełnoletność), a fizycznie do samego Madrytu dopiero po zakończeniu zgrupowania kadry, która brała udział w turnieju przedolimpijskim. Na razie zdążył zagrać tylko u Raula w trzecioligowych rezerwach (3 mecze, 2 gole, 1 asysta), sprawę błyskawicznego wejścia do drużyny trochę utrudni pewnie limit obcokrajowców. Nie ma jednak wątpliwości, że mówimy o materiale na kozaka, Real wyłożył za niego 30 milionów. Warto zauważyć, że Reinier ma już na koncie dwa duże sukcesy – wygraną w Copa Libertadores (tu udział symboliczny, 20 minut z ławki w 1/8) i mistrzostwo Brazylii (dołożył sporą cegłę, walnął 6 goli i 2 asysty w 14 meczach).
35. LEE KANG-IN (2001, Korea Południowa/Valencia)
Poznaliśmy go dość dobrze. No, przynajmniej ci, którzy nie zakończyli śledzenia mundialu do lat 20 wraz z odpadnięciem z rozgrywki reprezentacji Polski. Koreańczyk, którego kadra zajęła drugie miejsce, został wybrany najlepszym graczem rozgrywanego na naszych boiskach turnieju. Technika, spryt, wizja – pokazał wtedy wszystko. Pytanie, czy pójdzie drogą Messiego i Aguero, czy skończy jak Dominic Adiyiah lub Henrique (wszyscy zdobyli tę Złotą Piłkę, różnicę między nimi na pewno kumacie). Jak na razie jest na dobrej drodze, by jednak zaistnieć. Jako dzieciak zdobył sławę w ojczyźnie, dzięki reality show dla młodych zawodników. Hiszpańska Valencia przechwyciła go, gdy miał zaledwie 10 lat. Następnie przeszedł kolejne szczeble w akademii Nietoperzy i dziś jest regularnym członkiem pierwszego zespołu, do którego trafił w poprzednim sezonie. Jego kariera w ostatnich miesiącach jakby lekko wyhamowała, gra mniej, niż wszyscy się spodziewali, ale ma jeszcze dużo czasu, by znów zachwycić.
34. GIOVANNI REYNA (2002, Stany Zjednoczone/Borussia Dortmund)
Załapał się na zdjęcie główne, ale w żadnym wypadku jako główny bohater. Do poziomu Sancho i Haalanda jeszcze mu daleko, ale spokojnie – jest też dwa lata młodszy, a wielki potencjał zdradza w zasadzie za każdym razem, gdy dostaje szansę. Borussia wyciągnęła go z akademii New York City FC latem, jeszcze pod kątem gry w drużynie młodzieżowej, ale chłopak błyskawicznie udowodnił, że wcale nie przerasta go ani poziom dorosłej Bundesligi, ani dorosłej Champions League. Wciąż czeka na debiut od pierwszej minuty, ale z ławki regularnie daje impuls.
33. DUSAN VLAHOVIĆ (2000, Serbia/Fiorentina)
Niedawno trafił na czołówki mediów, niestety z powodu zakażenia koronawurusem jako pierwszy piłkarz Fiorentiny. Na szczęście nie wiązało się to w jego przypadku z żadnymi komplikacjami i może skupiać się na utrzymaniu formy w trakcie zawieszenia rozgrywek. Od początku wróżono mu wielką karierę. Najpierw został najmłodszym debiutantem w historii Partizana, później najmłodszym strzelcem w dziejach klubu z Belgradu. Pamiętacie dwumecz tej drużyny z Zagłębiem Lubin w eliminacjach Ligi Europy? Niby szmat czasu, bo w ataku Miedziowych biegał przecież jeszcze Krzysztof Piątek, no ale dziś 20-letni Vlahović w tym meczu oczywiście zagrał. Fiorentina wyjęła go za promocyjne 2 miliony, dziś jest wart z dziesięć razy więcej. Ilu chłopaków z rocznika 2000 (lub młodszych) strzeliło w tym sezonie przynajmniej pięć bramek w którejś z pięciu topowych lig? Może to o sobie powiedzieć ledwie pięciu gości. Vlahović, autor 6 goli w Serie A (plus dwie w Pucharze Włoch), jest wśród nich. O pozostałych oczywiście też będzie mowa.
32. BENOIT BADIASHILE (2001, Francja/AS Monaco)
Mówiliśmy już o letnich przenosinach do Księstwa Pavlovicia, więc jeśli Roberto Moreno tak sobie zażyczy, na środku obrony Monaco będzie grało dwóch 19-latków (o ile ten zostanie w klubie). Pewnym utrudnieniem może być fakt, że obaj są lewonożni, no ale na upartego da się. Badiashile ma tę przewagę nad kolegą z Serbii, że ma już pokaźne doświadczenie w silnej lidze – w Monaco zadebiutował w listopadzie 2018 roku i od tamtego czasu nastukał prawie 50 występów. Miał więc wiele okazji, by z bliska podglądać Glika w warunkach meczowych.
31. PAULINHO (2000, Brazylia/Bayer Leverkusen)
Piłkarz kolejki (według magazynu Kicker), któremu nieprędko ktoś odbierze ten tytuł. Brazylijczyk musi szczególnie żałować, że doszło do przerwy w rozgrywkach, bo przeciwko Eintrachtowi Frankfurt dał prawdziwy koncert (dwa gole i asysta) i zapewne chciał iść za ciosem. Przyjdzie mu na to trochę poczekać. A już najwyższa pora, by ten wielce utalentowany skrzydłowy/ofensywny pomocnik w końcu podobne koncerty zacząć dawać regularnie. Do Leverkusen trafił za blisko 20 baniek przed sezonem 2018/19 (z Vasco da Gama). Wejścia smoka nie zaliczył, w zasadzie to cały czas czekanie na przełom u ciągle młodego, a już doświadczonego gracza. Chyba był nim wspominany mecz.
30. RAYAN CHERKI (2003, Francja/Olympique Lyon)
Najmłodszy zawodnik na liście, o kilka tygodni młodszy od Bellinghama. Cherki to na swój sposób fenomen, który trudno wyrazić w liczbie rozegranych w tak młodym wieku meczów, w golach czy asystach dających chleb na wskroś ofensywnemu graczowi. Mamy kraj aktualnych mistrzów świata, terytorium, na którym na każdym kroku mogłaby wisieć kartka z napisem „uwaga, talent” i rzeszę kibiców, którym jeszcze nie znudziło się noszenie na rękach Kyliana Mbappe. A mimo wszystko ten 16-latek elektryzuje. Jeszcze nie strzelił gola w lidze, a już jest na ustach wszystkich. Z drugiej strony, mniejsza o rozgrywki – z Nantes w Pucharze Francji zapakował dwie bramki, zaliczył dwie asysty i wywalczył karnego. Czy można się Francuzom dziwić?
29. MARASH KUMBULLA (2000, Albania/Hellas Verona)
Wszystko wskazuje na to, że Albania doczeka się piłkarza grającego w najlepszych klubach na świecie (choć Kumbulla urodził się we Włoszech wybrał kadrę kraju, z którego pochodzą jego rodzice). Oczywiście taki Lorik Cana miał karierę, na którą chętnie zamieniłoby się z nim wielu bardzo dobrych piłkarzy, oczywiście nikt tu nie mówi, że grający w Napoli Hysaj czy Strakhosa z Lazio to nic, ale 20-letniemu defensorowi Hellasu wróży się transfery, którymi przebije wszystkich. Już teraz ustawiła się po niego kolejka chętnych z Chelsea i Interem na czele. W Mediolanie chłopak miałby zastąpić Diego Godina. Kwota transferu w dawnych czasach, przed koronawirusem, który może zmienić reguły gry, na pewno wyniosłaby ponad 20 milionów euro. Zamieszanie w pełni zrozumiałe – nie brakuje głosów, że to największy bohater świetnej serii dziewięciu meczów bez porażki Hellasu.
28. SERGINO DEST (2000, Stany Zjednoczone/Ajax Amsterdam)
Jeszcze jeden młody piłkarz, który szybko stanął przed wyborem kadry, którą będzie reprezentował. Dest urodził się w Holandii, stamtąd jest jego matka, ale ojciec to Amerykanin. Chłopak, którego od 12. roku życia szkoli Ajax, na juniorskie reprezentacje latał za ocean. Holendrzy na poważnie przypomnieli sobie o nim, gdy już dwukrotnie wystąpił w pierwszej reprezentacji USA (tylko w meczach towarzyskich), ale pomimo tego, że w przekonywanie osobiście zaangażował się Ronald Koeman, a także kilka sław, było już za późno. Chłopak podkreślał, że Amerykanie „otoczyli go specjalną opieką”. A targi dotyczące tego zawodnika wcale nie dziwią. Na prawej stronie obrony zamiata od pola karnego do pola karnego jak zły – w 35 meczach strzelił dwa gole i zaliczył sześć asyst.
27. WILLIAM SALIBA (2001, Francja/Saint-Etienne)
W gabinetach Saint-Etienne pewnie w czasach kryzysu nie jest nikomu do śmiechu, ale z jednej rzeczy mogą być tam zadowoleni – że sprzedaż Saliby udało się klepnąć już dawno temu. Oczywiście chłopak i tak wyfrunąłby z gniazda, bo jest bardzo dobrym stoperem, ale pewnie nie za 30 milionów euro, które latem zeszłego roku wyłożył za niego Arsenal. Powiecie, że było w tym trochę desperacji Kanonierów, wszak taki hajs zapłacono za piłkarza z kilkunastoma występami na koncie, ale też nieprzypadkowo Anglicy chcieli Salibę sobie zaklepać – błyskawicznie zdradził wielki potencjał. A większe doświadczenie miał zebrać na rocznym wypożyczeniu do macierzystego klubu, co się zresztą udawało. Nazbierał 17 spotkań i zebrał niezłe oceny, a gdyby nie dwa urazy, które się przyplątały, zagrałby pewnie wszystko od deski do deski.
26. TETE (2000, Brazylia/Szachtar Donieck)
Który to już brazylijski talent, który robi dużo szumu w ofensywie? Piąty (a i Portugalczyk Marcos Paulo, urodzony i wychowany w Kraju Kawy, może zostać zaliczony), ale też – nieco uprzedzając – Tete na pewno nie jest ostatni. Wybrał on mocno wydeptaną ścieżkę – zanim jeszcze zaistniał w Brazylii, skusił się na ofertę z Szachtara, który ma być dla niego trampoliną jak w przypadku Freda, Fernandinho, Douglasa Costy, Elano czy Alexa Teixeiry (w tym wypadku w sensie finansowym). Ukraińcy pokładają w nim wielkie nadzieję, bo więcej w Kraju Kawy wydali tylko raz (pięć lat wcześniej za Bernarda zapłacili 25 milionów, Tete kosztował 15). Ryzyko? No nie do końca, bo chłopak w nieco ponad rok już zyskał na wartości – Szachtar dostawał oferty, które pozwalały sprzedać go z zyskiem. Ale wiadomo – na razie nikomu się tam nie śpieszy.
25. YARI VERSCHAEREN (2001, Belgia/Anderlecht)
Był na młodzieżowym Euro we Włoszech, na którym Belgowie grali z Polską, ale przegrywał tam rywalizację z Siebe Schrijversem, rozgrywającym i kapitanem drużyny. Z pozoru to mało znacząca ciekawostka, ale tylko z pozoru. Latem bowiem nikt nie zakładał, że Verschaeren lada moment dostanie powołanie do dorosłej reprezentacji od Roberto Martineza, a lider młodzieżówki o takim wyróżnieniu będzie mógł na razie pomarzyć. Ale na tym się nie skończyło, bo 18-latek również zadebiutował w ekipie Czerwonych Diabłów, przyjeżdżał na kolejne zgrupowania i następnie wypracował pierwszego gola (wywalczył i zamienił na bramkę karnego z San Marino). Umówmy się – towarzycho ma kapitalne, samo znalezienie się w tym miejscu to najlepszy dowód wielkiego potencjału. Klub pewnie też niebawem zmieni na większy, choć jego liczby w Anderlechcie na kolana na razie nie rzucają.
24. TAKEFUSA KUBO (2001, Japonia/RCD Mallorca)
Kubo również zdążył już zaistnieć w dorosłej reprezentacji. Jasne, Japończykom trochę do Belgów brakuje (choć w bezpośrednim meczu na mundialu było blisko), ale przypomnijcie sobie choćby to dziwne Copa America, na którym zameldowała się azjatycka reprezentacja. Wypadła bladziuchno, ale kompilacje z wyczynami Kubo krążyły po sieci jak złe.
Tym bardziej, że chłopak był już dogadany z Realem Madryt, który wygrał rywalizację o niego z Barceloną (w niej Japończyk miał epizod kilka lat wcześniej jako dzieciak, ale musiał wrócić do ojczyzny przez sankcje nałożone na klub). Początkowo Kubo miał ogrywać się w rezerwach Królewskich, ale pokazał się z tak dobrej strony w trakcie przygotowań, iż uznano, że będzie to strata czasu. Trafił więc na wypożyczenie do Mallorki i w słabej drużynie nie radzi sobie najgorzej (3 gole, 3 asysty w 25 meczach).
23. MOHAMED IHATTAREN (2002, Holandia/PSV Eindhoven)
Najgorętszym nazwiskiem jeśli chodzi o PSV, jest rzecz jasna wykręcający świetne liczby (przed kontuzją) i grający już w holenderskiej kadrze Donyell Malen, ale to rocznik 1999, więc nie braliśmy go pod uwagę. Z młodszych, w tym wypadku aż o trzy lata, warto zwrócić uwagę na Ihattarena. 18-latek do pierwszej drużyny dołączył zimą poprzedniego sezonu. Wejście miał dość dyskretne, ale w tym sezonie o żadnym „podpieraniu ścian” nie ma mowy. Gwiazda parkietu. Gole lub asysty we wszystkich rozgrywkach, łącznie nazbierało się siedem trafień i dziewięć ostatnich podań. No i patrzy się na niego z wielką przyjemnością.
22. DOMINIK SZOBOSZLAI (2000, Węgry/RB Salzburg)
W cieniu Haalanda, ale umówmy się – ten Norweg rzuca bardzo duży. Szoboszlai pewnie zrobi mniejszą karierę niż kolega, która już strzela seriami dla BVB, na bank będzie musiał dłużej poczekać na przeprowadzkę do wielkiego klubu, ale możliwości również ma ogromne. Skauci Salzburga wypatrzyli go trzy lata temu w akademii Videotonu, przejęli juniora za pół bańki, a później była już naturalna droga do pierwszego składu, która wiodła przez ekipę juniorów, wypożyczenie do FC Liefering, w którym zrobił furorę i szanse w dorosłej drużynie spod znaku koncernu Red Bulla. Szoboszlai jest także częścią podstawowego składu reprezentacji Węgier, przed którą baraże o udział w mistrzostwach Europy.
21. BUKAYO SAKA (2001, Anglia/Arsenal)
Pisaliśmy już o tym, jak na lewej stronie defensywy poczyna sobie w Manchesterze United Williams, ale jeszcze większym hitem jest Bukayo Saka – skrzydłowy, który wylądował na tej pozycji w Arsenalu. Z konieczności, bo swoje problemy ze zdrowie mają i Sead Kolasinac, i sprowadzony za 27 baniek z Celtiku Kieran Tierney, ale to strzał w dziesiątkę. Zaczęło się u Ljungberga, ale potrzymał tę decyzję Mikel Arteta. Saka jako obrońca to dynamit, którego eksplozję usłyszeli wszyscy, nawet selekcjoner Gareth Southgate, który podobno poważnie bierze pod uwagę sprawdzenie 18-latka. A z tym trzeba się śpieszyć, bo Saka – choć gra w angielskich młodzieżówkach – kuszony jest też przez Nigeryjczyków. No, wyszedł Arsenalowi ten chłopak, co tu dużo gadać. Szanse dostawał już w poprzednim sezonie, teraz należy do grona najlepszych graczy w Lidze Europy, a całościowo może się pochwalić bilansem 29 meczów, 3 goli i 9 asyst.
20. MOISE KEAN (2000, Włochy/Everton)
Pewnie jeszcze rok temu byłby w takim rankingu wyżej. Co się wydarzyło przez te ostatnie dwanaście miesięcy? Po pierwsze dość brutalne okazało się zderzenie młodego Włocha z Premier League – we wszystkich rozgrywkach nazbierał nieco ponad 800 minut, wypracował trzy gole. Wychodzi na to, że Everton wyłożył ponad 9 milionów za każdego. Nic dziwnego, że już przebąkuje się o jego powrocie do Italii. Po drugie wydaje się, że w zrobieniu kariery może przeszkodzić mu charakterek, za brak subordynacji karany był już i w trakcie młodzieżowego Euro, i później jako piłkarz Evertonu. Niemniej jednak tylko szaleniec postawiłby na nim krzyżyk. W Juve pokazał, że jest materiałem na klasowego napastnika.
19. MAX AARONS (2000, Anglia/Norwich City)
Rośnie kolejny świetny angielski boczny obrońca. Okej, być może Aarons będzie skazany na niedocenienie, mając obok siebie choćby Trenta Alexandra-Arnolda (rocznik 1998) czy Aarona Wan-Bissakę (1997), o bardziej doświadczonych piłkarzach nie wspominając, ale warto poczekać na to, co pokaże, gdy odejdzie do wielkiego klubu. Norwich zrobiło się dla niego za małe. Już gdy ekipa z Carrow Road robiła awans do Premier League, on łapał się do jedenastki sezonu na zapleczu i zgarnął tytuł dla najlepszego młodego gracza. Poziom wyżej pokazał, że nie pęka na robocie, więc wątpliwe jest, by pożegnał się z elitą nawet wtedy, gdy taki los spotka jego bandę.
18. MYRON BOADU (2001, Holandia/AZ Alkmaar)
Tylko jedną bramkę traci do liderów klasyfikacji strzelców Eredivisie (zapakował 14 goli, Berghuis i Dessers mają po 15). Gdy doliczymy asysty, których w lidze dał już osiem, dostaniemy też wicelidera klasyfikacji kanadyjskiej (tu króluje Dusan Tadić). Innymi słowy – to, że Alkmaar walczy w tym sezonie z Ajaksem jak równy z równym, jest w sporej mierze zasługą tego chłopaka. A przecież na tym nie kończą się jego popisy. Najpierw wprowadził AZ do fazy grupowej Ligi Europy, odgrywając kluczową rolę w dwumeczach z Hacken i Antwerpią, a następnie walnie przyczynił się do tego, że Holendrzy wyszli z grupy, waląc w niej cztery gole i dwie asysty. A kto wie, być może taką formą mógł imponować już rok wcześniej! Wtedy zaliczył kapitalny początek sezonu (3 gole i 3 asysty w 7 meczach), ale przez ciężką kontuzję stracił niemal całe rozgrywki, wracając dopiero w połowie kwietnia. Szkoda, ale z drugiej strony – dalej wszystko przed nim. Już zadebiutował w holenderskiej kadrze, na dzień dobry zapakował sztukę Estonii.
17. JONATHAN DAVID (2000, Kanada/KAA Gent)
Byliśmy przed chwilą w Holandii, więc od razu zajrzymy do sąsiadów – o ile Boadu ma kogo gonić w Eredivisie, o tyle w Belgii plecy młodego Davida oglądają niemal wszyscy (poza Mbokanim, który też walnął 18 goli). W dodatku – tak jak w przypadku Holendra – bilans znacząco poprawiają mu asysty i gole wypracowane w Europie (łącznie z eliminacjami 5 trafień i 2 asysty w LE). Istotna sprawa – takie liczby wykręca, będąc często ustawiany za napastnikiem lub grając w duecie. Od Boadu różni go też to, że dopisuje mu zdrowie, dzięki czemu już w poprzednim sezonie wiele ekip przekonało się o tym, jak bardzo jest niebezpieczny. Między innymi Jagiellonia Białystok, bo to właśnie ten młodzian strzelił jedynego gola w pierwszym meczu na Podlasiu, a później dobił ekipę Ireneusza Mamrota u siebie. To również jedyny na liście piłkarz, który już był królem strzelców mistrzostw kontynentu. Co prawda mowa tylko o Gold Cup, co prawda tytuł dały mu gole wbite Martynice (dwa), Kubie (trzy) i Haiti (jeden, w dodatku w meczu, po którym Kanada odpadła z turnieju), ale jednak.
16. GABRIEL MARTINELLI (2001, Brazylia/Arsenal)
Zgodnie z zapowiedzią – kolejny Brazylijczyk. I znów możemy dodać, że jeszcze się pojawią. Martinelli od niektórych różni się tym, że nie zaistniał w poważnym brazylijskim klubie i przyszedł za stosunkowo mniejsze pieniądze. Dokładniej rzecz ujmując – Arsenal wyciągnął go z czwartej ligi za niecałe siedem baniek. Przy czym to nie tak, że w Brazylii nikt nie poznał się na jego talencie. Wyróżniał się w juniorach Corinthians, ale jednocześnie przebierał nogami, by być częścią seniorskiej piłki – stąd krok w kierunku niższej ligi. Wcześniej przyjeżdżał też do Europy, by trenować z FC Barceloną czy Manchesterem United, ale zaowocowało to jedynie fotkami z gwiazdami futbolu. Dziś zapewne oba kluby plują sobie w brodę – wszak sam Juergen Klopp nazwał go „talentem stulecia”. I nawet jeśli zrobił to na wyrost, pod wpływem impulsu, jakim były dwa gole wbite grającemu rezerwowym składem Liverpoolowi w Pucharze Ligi, to taka opinia jest czymś wyjątkowym.
Londyn jest w szoku, widząc to, co wyczynia ten chłopak, który błyskawicznie wbił swoich pierwszych dziesięć goli dla Kanonierów. Do tego stopnia, że po kilku miesiącach Martinelli, mimo ważnego kontraktu, zapracował na potrojenie pensji, na którą przystał latem.
15. DEJAN KULUSEVSKI (2000, Szwecja/Parma)
To był drugi największy transfer zimowego okienka transferowego (tylko Bruno Fernandes kosztował Manchester United więcej), ale w kategorii „najbardziej zaskakujący” przejście Kulusevskiego do Juventusu za 35 baniek to chyba numer jeden. Jasne, liczby młodego Szweda robią wrażenie – wspomnieliśmy już przy Vlahoviciu, że tylko pięciu gości z rocznika 2000 lub młodszych walnęło w tym sezonie ponad pięć goli w topowych ligach Europy. Kulusevski jest drugi, a do tego skrzydłowy Parmy dorzucił przecież siedem asyst. Z drugiej strony – ryzyko jest, bo przecież to dopiero jego pierwszy sezon na tym poziomie (wcześniej bezskutecznie próbował się przebić w Atalancie), a i jego cechą charakterystyczną są duże wahania formy – koncerty wyraźnie przeplata meczami, w których przechodzi obok. No ale choć bije to po oczach mocniej niż u rówieśników z tego poziomu, pamiętajmy, że to ciągle charakterystyczna dla takiego wieku sprawa. Gdy przyjdzie stabilizacja, możemy po prostu wymiatać.
14. RYAN SESSEGNON (2000, Anglia/Tottenham Hotspur)
Chyba największy ból głowy. 120 meczów dla Fulham, 12 dla Tottenhamu. Pod względem doświadczenia chłopak bije większość konkurencji na głowę. No i nie było to tylko koszenie kolejnych gier, sztuka dla sztuki, przecież mówimy o MVP sezonu w wymagającej Championship. Ba! Jeszcze rok wcześniej, jako dzieciak, zawodnik Fulham też załapał się do jedenastki sezonu. Premier League? Już bez ochów i achów, ale można powiedzieć, że (głównie) skrzydłowy dał radę – beniaminek szybko spadł poziom niżej, to nie były wymarzone warunki, żeby się pokazać. Problem pojawił się po przeprowadzce do Tottenhamu, gdzie Sessegnon za wiele jeszcze nie dał. Nie pomogło to, że na dzień dobry pojawiła się kontuzja uda, ale chyba minął już czas, w którym można nią wszystko tłumaczyć. Papiery oczywiście cały czas są, ale pora je wyciągnąć i pomachać kibicom przed nosem.
13. ANSU FATI (2002, Hiszpania/FC Barcelona)
Być może najbardziej wymowną historią dotyczącą Fatiego jest ta z października – chłopak znalazł się w dwudziestce nominowanych do nagrody Golden Boy, choć wcześniej… nie było go nawet na tej szerszej liście w plebiscycie Tuttosport, na której znalazły się nazwiska Grabary i Walukiewicza. Ostatecznie piłkarz Barcelony zajął wysokie szóste miejsce, w czym pewnie spora zasługa powiewu świeżości, który poniósł elektorów. Bo zachwycające wejście to jedno, a utrzymanie się na tym poziomie to czasami coś innego. Jasne, później 17-latek też miewał przebłyski, mecz z Levante to popis do spółki z Messim, ale ostatnio hiszpańskie media bardziej zastanawiały się nad tym, dlaczego Fati dostaje zarówno tak mało czasu w pierwszej drużynie (ledwie 17 minut w czterech ostatnich meczach), jak i w ogóle nie gra w rezerwach, w których mógłby się spokojnie rozwijać. Przy czym to jeszcze nie jest powód, by bić na alarm – Fati pobił kilka rekordów jako „najmłodszy” w wielkim klubie, a umiejętne prowadzenie jego kariery powinno skończyć się narodzinami wielkiego piłkarza.
12. EDUARDO CAMAVINGA (2002, Francja/Stade Rennes)
Kolejna perełka z akademii Rennes po Dembele. Różnica będzie taka, że na skrzydłowym dorobiła się bardziej Borussia (zainwestowała 15 baniek, a wyciągnęła 125!), a Camavinga już z francuskiego klubu odejdzie za fortunę (no chyba, że wirus nie pozwoli). W zasadzie nie ma dnia, w którym nie byłyby produkowane plotki na jego temat. Sprawdziliśmy tylko ostatni tydzień, kolejność prawie przypadkowa: Real Madryt, Arsenal, Borussia Dortmund, Liverpool, Juventus, PSG. Prawie, bo najintensywniej łączy się go z Królewskimi, w których szeregach miałby trochę odciążyć Casemiro. Oczywiście wcześniej powinien, jeśli uda się dograć sezon, wykręcić fajny wynik z macierzystym klubem – na przerwę zjechał on na trzecim miejscu w Ligue 1, z widokiem na wicemistrzostwo, w czym wielka zasługa Camavingi, bodaj najlepszego piłkarza klubu z Bretanii. Wciąż nie ma nawet pół setki meczów na koncie w seniorskiej piłce, ale wydaje się, że – jako pierwszy piłkarz z rocznika 2002 w ligach TOP5 – na sukces jest skazany.
11. PHIL FODEN (2000, Anglia/Manchester City)
Może zacznijmy od gabloty: dwa mistrzostwa, Puchar Anglii, trzy razy Puchar Ligi Angielskiej, dwa Superpuchary Anglii. No, pewnie znalazłoby się wielu doświadczonych graczy, którzy zamieniliby się na osiągnięciach z gościem, który ciągle jest dopiero na początku drogi. Oczywiście udział Fodena w tym, że kapitan City mógł coś jako pierwszy podnieść do góry, był różny. Z reguły mniejszy niż większy. Ale ponad 60 meczów na koncie w The Citizens już się uzbierało, a fajniejsze momenty też były – ot, choćby jedyny gol z Tottenhamem w kwietniu zeszłego roku, który był ważny krokiem w kierunku mistrzostwa. O tym, że się rozwija, świadczy fakt, że już teraz, gdy do końca sezonu zostało ciągle sporo meczów, wykręcił niemal dokładnie taką samą liczbę minut jak łącznie przez całe poprzednie rozgrywki. Bywa nazywany „Iniestą ze Stockport”, Guardiola go uwielbia – łączylibyśmy te fakty.
10. MASON GREENWOOD (2001, Anglia/Manchester United)
No i trzeci – po Vlahoviciu i Kulusevskim – z gości z przekroczoną barierą pięciu bramek w topowych ligach. A pięć kolejnych 18-latek dorzucił w Lidze Europy, mając spore szanse na koronę (najlepsi mają po sześć), no i dwie w krajowych pucharach. To się nazywa wejście z przytupem chłopaka, który przed tym sezonem zaliczył tylko epizody, a poważniejszą szansę dostał dopiero w meczu ostatniej kolejki w kampanii 18/19. Nadzieja na lepsze jutro wszystkich Czerwonych Diabłów – to nie tak, że jedna jedyna, ale to właśnie Greenwoodowi przypadła role pieszczocha ekspertów, mediów i kibiców. Jak kilku innych graczy na tej liście – na razie ciężko go przyspawać do jednej pozycji na boisku, to prostu facet od robienia hałasu w ofensywie. Gra zarówno prawą, jak i lewą nogą tak dobrze, że zszokował tym bardziej doświadczonych kolegów z zespołu na pierwszych treningach, a później również opinię publiczną.
9. OZAN KABAK (2000, Turcja/Schalke 04)
Według Kickera trzeci najlepsza obrońca, nie tylko środkowy, tego sezonu Bundesligi – wyżej dziennikarze tygodnika oceniali tylko Matsa Hummelsa i Matthiasa Gintera, czyli mistrzów świata (choć Ginter oczywiście był częścią ekipy, ale w żadnym meczu nie zagrał). Niesamowita jest zdolność tego gościa do błyskawicznej adaptacji. Jesienią poprzedniego sezonu – nie licząc debiutu, który był epizodem – stawiał pierwsze kroki w Galatasaray, a w zasadzie lada moment zabetonował sobie miejsce w pierwszym składzie. Już zimą po rundzie skorzystał z możliwości przeprowadzki do Niemiec – za 11 milionów wylądował w Stuttgarcie i do końca sezonu opuścił tylko jeden mecz. Przytrafił się spadek, ale on mógł przebierać w ofertach. Trafił ostatecznie do Schalke (choć wydawało się, że jest skazany na Bayern, mocno zabiegał też Milan) i co? No, o efektach już powiedzieliśmy, choć oczywiście nie czarował od pierwszego meczu. Trzy różne drużyny w 1.5 roku, a on zachowuje się tak, jakby pojęcie „aklimatyzacja” nie istniało – jakby chodziło o zwykłą zmianę koszulki. Poza tym zadebiutował już w tureckiej kadrze, choć tu rywalizację będzie miał w kolejnych latach chyba nawet trudniejszą niż w czołowych klubach – do wygryzienia są przede wszystkim Soyuncu i Demiral.
8. SANDRO TONALI (2000, Włochy/Brescia)
Był Iniesta, jest Pirlo, choć Tonali miałby już prawo puścić pawia, po raz kolejny słysząc porównanie do wielkiego rodaka. No ale wiadomo – Brescia, boiskowa pozycja, poniekąd styl (ale – podkreślamy – tylko poniekąd), nawet pewne cechy fizyczne. Trudno uciec od czegoś, co pędzi z tobą na czołowe zderzenie. Zresztą sam Pirlo stara się w wypowiedziach podkreślać różnicę między nimi, pewnie po to, by zdjąć z 19-latka trochę presji, ale z drugiej strony – czasami sam dorzuca mu ciężaru za plecy. Niedawno obwieścił, że chłopak jest najlepszym pomocnikiem w Serie A, a umówmy – konkurencja, przede wszystkim wśród graczy z czołowych klubów, wielka. Pewne jest tyle, że lada moment Brescia stanie się dla niego za ciasna, ale to wiadomo mniej więcej od momentu, w którym jeszcze jako piłkarz Serie B dostał zaproszenie na zgrupowanie włoskiej kadry (ostatecznie zadebiutował rok później, ale takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często). Wydaje się, że nabywca – kimkolwiek będzie – zrobił kapitalny biznes, bo doświadczenie w tym wieku Tonali ma już ogromne.
7. CALLUM HUDSON-ODOI (2000, Anglia/Chelsea)
Kolejny piłkarz, o którym głośno było ostatnio z powodu zarażenia koronawirsuem, przez co zresztą kwarantanną zostali objęci wszyscy gracze Chelsea. Na szczęście z jego zdrowiem już wszystko w porządku i zdążył zapowiedzieć bardziej wytężoną walkę o powrót do formy, która miałaby się zakończyć także miejscem w składzie reprezentacji Anglii na mistrzostwa Europy. W eliminacjach skrzydłowy wystąpił trzy razy (zaliczył jedną asystę), na więcej nie pozwoliła kontuzja, ale też decyzje trenerów, którzy uznali, że październiku bardziej przyda się młodzieżówce (i rzeczywiście zezłomował wtedy austriacką kadrę U-21). Zresztą juniorskie kadry ma prawo wspominać bardzo dobrze, bo w przeszłości był też też mistrzem świata do lat 17 (w składzie byli też Sessegnon, Foden, Sancho i kilku gości, których poważnie braliśmy pod uwagę). No ale wiadomo, że najważniejsza część historii pisze się w klubie. Były zawirowania z potencjalnym odejściem do Bayernu Monachium – gdy Maurizio Sarri raczej bez entuzjazmu reagował na sygnały wysyłane przez podopiecznego i studził euforię kolejnymi wypowiedziami, Bawarczycy uznali, że młody Anglik mógłby być ich odpowiedzią na Sancho. Ostatecznie jednak Hudson-Odoi w Chelsea został i kilka rzeczy zdążył pokazać. Trochę ograniczyły go problemy zdrowotne, ale choćby przyłożył rękę do wygrania Ligi Europy. W Premier League też miał bardzo dobry okres jesienią tego sezonu. A i tak wszystko krzyczy, że to na razie ledwie zwiastun.
6. RODRYGO (2001, Brazylia/Real Madryt)
Ostatni? Jeszcze nie! Kolejny z Canarinhos. Od razu zdradzimy, że pojawi się jeszcze Vinicius i tutaj pewnie będą kontrowersje, bo różnie można podchodzić do tego, który z Królewskich powinien być wyżej. Sam czysty potencjał? Tu chyba Rodrygo, który docelowo może być lepszym piłkarzem. Dotychczasowe doświadczenie i aktualna hierarchia? To już przemawia za Viniciusem. Ale już abstrahując od tego sporu, skupmy się na rok młodszym Rodrygo. Niewielu jest nastolatków, za których ktoś wyłożył większy hajs niż 45 milionów euro, które Real zapłacił Santosowi. Kylian Mbappe, Joao Felix, Matthijs de Ligt i to, jeśli o kim nie zapomnieliśmy, w zasadzie chyba tyle. Królewscy wzięli gracza już w miarę ogranego, bo pół setki spotkań w słynnej brazylijskiej ekipie piechotą nie chodzi. Jego kariera w Hiszpanii to na razie sinusoida. Były już momenty kapitalne, włącznie ze świetnym hat-trickiem z Lidze Mistrzów przeciwko Galatsaray, ale trafiały się też dołki. Przede wszystkim ostatnio, gdy Zidane niemal kompletnie go odstawił, a na domiar złego chłopak zobaczył czerwoną kartkę (drugą żółtą dostał za manifestowanie radości po golu) w rezerwach, która wyeliminowała go z El Clasico, ograniczając pole manewru francuskiemu trenerowi. Niemniej wysokie miejsce mu się po prostu należało.
5. FERRAN TORRES (2000, Hiszpania/Valencia)
Mistrz Europy do 17, mistrz Europy do lat 19 (autor obu goli w finale z Portugalią), a jako senior zdobywca Pucharu Hiszpanii i całkiem doświadczony piłkarz (był pierwszym zawodnikiem z 2000 roku w Primera Division). Jeśli jakimś cudem dogramy ten sezon, na początku przyszłego powinna mu strzelić setka meczów w ekipie Nietoperzy. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie w zespole, bo Real i Barceloną nie śpią, a drzemki nie zalicza także Juve, gdyż jeśli wierzyć włoskim mediom, chłopak oczarował przedstawicieli Starej Damy podczas dwumeczu z Atalantą. Torres co prawda ma klauzulę na poziomie 100 milionów euro, która w obecnej sytuacji wygląda na zaporową, a i wcześniej była zbyt wysoka, ale trudno sobie wyobrazić, że Valencia nie będzie siadała do rozmów na temat skrzydłowego i momentami swojego najlepszego piłkarza w sezonie.
4. VINICIUS JUNIOR (2000, Brazylia/Real Madryt)
Bernabeu traci głowę dla jeźdźca bez głowy. Tak zatytułowaliśmy tekst po ostatnim El Clasico i mamy wrażenie, że oddaje on sedno sprawy, gdy mówimy o tym – ostatnim już – brazylijskim ofensywnym talencie na liście. Vinicius może sprawiać wrażenie piłkarza ograniczonego. Vinicius ma problemy z podejmowanie właściwych decyzji na boisku. Vinicius jest nieskuteczny. Vinicius może irytować. Ale Vinicius jest w stanie też porywać tłumy. Jak wtedy z Barceloną i jak w paru innych meczach. Łączny bilans spotkań Brazylijczyka w barwach Królewskich to już 59 gier, w których walnął 7 goli i 15 asyst. Jasne, mogło być lepiej. Jasne, chłopak powinien częściej robić liczby w tych ważnych meczach, bo wtedy poznajemy wielkich piłkarzy. Ale wróćmy do jego wieku, przypomnijmy sobie doświadczenie wyniesione z Flamengo (pół setka meczów) i dostaniemy materiał na wielkiego piłkarza.
3. ALPHONSO DAVIES (2000, Kanada/Bayern Monachium)
Jego wizytówka to dla nas mecz z Freibiurgiem i akcja, w której wykłada piłkę Robertowi Lewandowskiemu. Niesamowity przykład idealnego wykorzystania świetnych cech motorycznych w połączeniu z wysoce rozwiniętą techniką piłkarską. Idealne dogranie po 80-metrowym sprincie? Proszę bardzo.
No nie możemy wykluczyć, że mówimy o najlepszym lewym obrońcy na świecie w tym sezonie (tak przynajmniej wynikałoby z algorytmów portalu WhoScored), ale mniejsza o wirtualne i umowne wyróżnienia. Kapitalny biznes zrobił Bayern Monachium, wyciągając go zimą zeszłego sezonu z Vancouver Whitecaps za 10 baniek. Co warte podkreślenia – jako wykręcającego fajne liczby w MLS skrzydłowego. Davies-obrońca narodził się już w Monachium, z konieczności. Ta historia jest o tyle bardziej przejmująca, że reprezentanta Kanady życie wcześniej nie rozpieszczało. Jego rodzice musieli uciekać przed wojną domową, urodził się w obozie dla uchodźców. Poczytać możecie o tym TUTAJ.
2. ERLING HAALAND (2000, Norwegia/Borussia Dortmund)
Cóż można napisać o chłopaku, o którym w ostatnich miesiącach napisano już prawdopodobnie wszystko? Przecież nawet w tym rankingu nie mógł pokornie czekać na swoją kolejkę, jego przykład cisnął się na klawiaturę już wcześniej. Stał się punktem odniesienia dla każdego młodego napastnika i chodzącym (a raczej biegającym i to szybko) przykładem na to, jak można wbić się do świadomości kibiców w zaledwie kilka miesięcy. Gdy rozstrzelał na naszych oczach ten biedy Honduras, był jeszcze ciekawostką. Gdy ładował gola za golem dla Salzburga, w sumie też, ale bardzo ekscytującą, choć przecież trafiał regularnie na poziomie Champions League. Ale gdy przeprowadził się do Dortmundu i w drużynie tego pokroju zapakował 12 goli i zaliczył 2 asysty w 11 meczach (udział przy bramce co 57 minut), nikt już nawet nie wygłupia się z takim określeniem. Piłkarz pełną gębą. Naturalny następca Lewandowskiego, choć przecież Polak na emeryturę jeszcze przez jakiś czas się nie wybierze.
1. JADON SANCHO (2000, Anglia/Borussia Dortmund)
I tak się złożyło, że potencjalni najwięksi kozacy przyszłości grają razem ku chwale BVB. Zresztą swoją pierwszą bramkę w nowych barwach Haaland strzelił właśnie po asyście Sancho. Przy czym Sancho pod względem liczb wskoczył na taki poziom, że pewnie nawet Michalis Manias coś by przy nim ukłuł, oczywiście gdyby Anglik wspaniałomyślnie wyłożył mu do pustej bramki, zamiast samemu wykończyć akcję, co też przecież świetnie potrafi robić.
14 goli i 16 asyst w tym sezonie Bundesligi.
17 goli i 19 asyst we wszystkich rozgrywkach.
31 goli i 42 asysty dla Borussii Dortmund łącznie.
33 gole i 46 asysty w ogóle w seniorskiej piłce.
Jeśli przeczytaliście ten ranking od dechy do dechy lub przynajmniej zwróciliście uwagę na te fragmenty dotyczące statystyk, zapewne teraz widzicie, że Sancho – gdy mówimy o topowych ligach – jest poza skalą. Jego podłoga jest mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie sufit większości rówieśników. Ale cyferki to nie wszystko, bo Sancho to wręcz twarz pewnej rewolucji w futbolu. Wielka piłka zatęskniła za gwiazdami osiedli i podwórek, a właśnie taki jest styl młodego Anglika. Jeśli ktoś w czasie tego kryzysu ma kosztować sto baniek, to chyba właśnie on.
Fot. newspix.pl