To, że Arka ma problemy finansowe – żadna sensacja. Pisaliśmy o tym już dawno, ostatnio te informacje się tylko potwierdzają, jak w wywiadzie Michała Nalepy dla Przeglądu Sportowego, który jasno stwierdził: klubowi grozi bankructwo. Zresztą to można było przewidzieć. Kiedy? Na przykład wtedy, gdy składano podpis pod kontraktem Fabiana Serrarensa, który zagwarantował mu 60 tysięcy złotych miesięcznie.
O takiej kwocie powiedział dzisiaj Krzysztof Stanowski w swoim programie Stanowisko na Kanale Sportowym.
To jest coś nieprawdopodobnego. Tu już nawet nie chodzi tylko o to, co Serrarens prezentował sobą po podpisaniu umowy – do czego przejdziemy – ale też o to, co skłoniło włodarzy Arki do zakontraktowania takiego gościa za takie pieniądze. 60 tysięcy złotych do momentu zatrudnienia Vejinovicia to był dla Arki naprawdę duży wydatek, większy niż miesięczne pobory Nalepy czy Steinborsa, a więc niekwestionowanych liderów drużyny.
Logicznie myśląc, trzeba było mieć przekonanie graniczące z pewnością, że Serrarens przychodząc do Ekstraklasy, będzie dla klubu kimś więcej. Jasne, tej pewności nigdy nie ma, ale ryzyko można minimalizować. Tutaj nic podobnego nie miało miejsca. Stwierdzono, że:
– 28 latek (z urodzinami w lutym),
– strzelec siedmiu bramek na poziomie jakiejkolwiek ekstraklasy (w tym trzech przeciwko Fortunie Sittard w jednym meczu),
… to dobry wybór na taki kontrakt. No nie trzeba być jasnowidzem, żeby stwierdzić, że raczej gówno z tego będzie i jeśli już musimy wydawać 60 tysięcy, to poszukajmy kogoś innego. A jak chcemy Serrarensa, to dajmy mu max 30. A jeśli on nie chce 30, to cześć, trzymaj się.
Niestety zatrudniono go na warunkach znacznie przewyższających jego potencjał.
I co? Policzmy. Sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń. Za te miesiące Serrarens powinien mieć płacone normalnie, od lutego zaczęły się problemy i wypłaty części należności. Ale i tak kwota jest przyjemna: 360 tysięcy złotych. Co dostała Arka w zamian?
Zero bramek.
Zero asyst.
Zero kluczowych podań.
Cztery celne strzały.
LEKKO licząc, jeden celny strzał kosztował Arkę około 90 tysięcy złotych, a tak naprawdę można uznać i sto tysięcy, bo mówimy o podstawie, a jeszcze pewnie trzeba dorzucić wejściówki, coś za podpis i inne bzdety.
Interes tysiąclecia.
Jeśli Arka padnie, to absolutnie nie przez koronawirusa. To był ewentualnie gwóźdź do gwoździa w trumnie. Ten klub położy żenujące zarządzenia właścicieli, którzy niby chcieli dobrze, ale nigdy nie pokazali, że rzeczywiście chcą. Dużo słów, mniej czynów, jeszcze mniej kasy.
Mały, ale wypłacalny klub i odnoszący sukcesy, w kilkanaście miesięcy został zamieniony w cyrk na kółkach.
Fot. FotoPyk