Reklama

Prezes Żelem nie lubi ludzi. Nigdy nie miał dla mnie czasu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

28 marca 2020, 09:53 • 9 min czytania 6 komentarzy

– Spędziłem w tym klubie wiele lat. Najpierw jako piłkarz. Bywało ciężko, wiele lat nawet nie zarabiałem tutaj pieniędzy, a co więcej dokładałem. Zresztą nie tylko ja. Nie brakowało ludzi, którym bardzo zależało na istnieniu Piasta i pomagali wpłacając środki. Nie mówię nawet o sponsorach, ale też właśnie o piłkarzach. Na pewno nie było możliwości jakiekolwiek zarobku. Grałem również na hali, w futsal, i tam uzyskiwałem większe pieniążki, więc mogłem sobie na to pozwolić, żeby dokładać do Piasta. Tak to wyglądało przez wiele lat. Potem przez siedem pracowałem w dziale sprzedaży i też nie zarabiałem wielkich pieniędzy. A teraz zostałem zwolniony z klubu, a prezes Żelem nawet się ze mną nie spotkał – mówi w rozmowie z nami wieloletni zawodnik i pracownik Piasta Gliwica, Jarosław Kaszowski, który właśnie stracił pracę. Zapraszamy. 

Prezes Żelem nie lubi ludzi. Nigdy nie miał dla mnie czasu

***

Emocje już opadły?

Przespałem się z tym wszystkim. Powoli wszystko do mnie dociera. Budzę się w nowej rzeczywistości, która wygląda trochę inaczej niż sobie to wyobrażałem. Wierzę, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Nie takie przykrości mnie spotykały.

Wczoraj, kiedy umawialiśmy się na rozmowę, wydawał się pan wyraźnie wzburzony. Ustalmy co wiemy: otrzymał pan wypowiedzenie z Piasta Gliwice. Bez żadnej zapowiedzi, bez żadnych wyjaśnień.

Dostałem wypowiedzenie. Do ręki.

Od kogo?

Od kadrowej w klubie, ponieważ pracowałem na miejscu, nie byłem przesunięty do pracy zdalnej z domu.

Dostał pan wypowiedzenie od kadrowej, choć mogłoby wydawać się, że dostanie pan wypowiedzenie od prezesa.

Tak, dokładnie. Dostałem informację, że prezes Żelem jest u siebie w gabinecie, ale nie spotka się ze mną. Przekazał wszystko przez kadrową.

Ludzie, z którymi rozmawiałem w Piaście, mówią o panu per legenda klubu. Nie przyzna pan pewnie tego, ale niezaprzeczalnie sporo pan w klubie przeżył. 

Spędziłem w tym klubie wiele lat. Najpierw jako piłkarz. Bywało ciężko, wiele lat nawet nie zarabiałem tutaj pieniędzy, a co więcej dokładałem. Zresztą nie tylko ja. Nie brakowało ludzi, którym bardzo zależało na istnieniu Piasta i pomagali wpłacając środki. Nie mówię nawet o sponsorach, ale też właśnie o piłkarzach. Na pewno nie było możliwości jakiekolwiek zarobku. Grałem również na hali, w futsal, i tam uzyskiwałem większe dodatkowe pieniądze, więc mogłem sobie na to pozwolić, żeby dokładać do Piasta. Tak to wyglądało przez wiele lat. Pierwsze większe pieniądze w Gliwicach pojawiły się w IV ,III lidze, gdzie zaczęliśmy dostawać kilkaset złotych stypendiów dla piłkarzy. Oczywiście zdarzały się wyjątki, kiedy przyjeżdżali zawodnicy z zewnątrz, z bardziej znanymi nazwiskami, i oni dostawali niemałe pieniądze, ale to były sporadyczne sytuacje. Mieliśmy taką wizję przedstawianą przez włodarzy klubu, że będziemy pięli się w górę i też nasze pensje wzrosną.

Wtedy jeszcze mogłem pomarzyć o tym, że Piast kiedykolwiek będzie w Ekstraklasie. Szczytem marzeń była II liga. Ale udało się. I to w tym wszystkim było fantastyczne. Dopięliśmy swego. Tak naprawdę cały ten proces, cała ta moja piłkarska przygoda w Piaście, trwała piętnaście lat. Przeszedłem wszystkie szczeble od B-klasy do Ekstraklasy. A teraz, przez ostatnie siedem lat, pracowałem w administracji klubu. Konkretnie w dziale sprzedaży jako menedżer do spraw obsługi klientów kluczowych.

Dwa lata temu, kiedy do klubu przyszedł prezes Paweł Żelem, coś się w klubie zmieniło?

Dwa i pół roku temu. Wydawało mi się, że niewiele się zmieni. Z poprzednimi prezesami można było zawsze porozmawiać. Ich drzwi zawsze były otwarte na oścież. Słuchali każdego problemu. Z tym, że prezes Żelem zamyka drzwi przed pracownikami. W ciągu jego kadencji i mojej pracy w klubie spotkałem się z nim może dwa razy. Najgorsze jest to, że o wszystkich decyzjach w mojej sprawie, które podejmował, dowiadywałem się od osób trzecich. Nie zdarzyło się, żeby cokolwiek powiedział mi w twarz.

Mało tego, dwa lata temu, gdy on był już w klubie pół roku, to był przełom grudnia i stycznia, rozmawialiśmy w ważnej sprawie. Mieliśmy się spotkać i negocjować szczegóły umowy prowizyjnej do której miał uwagi. Zawiesił wtedy moje prowizje.  Nowa umowa nigdy nie doszła do skutku. Nigdy nie została wdrożona w życie, ponieważ prezes, gdy umawiał się ze mną na kolejne spotkania, kompletnie nie miał dla mnie czasu. Drzwi były zamknięte. Przychodziłem do klubu, prosiłem o spotkanie, ale codziennie pojawiła się inna wymówka. Albo był zajęty, albo miał inne rzeczy na głowie, albo nie teraz. Trwało to trzy miesiące. Po tym czasie postanowiłem odpuścić temat. Nie chciałem prosić w nieskończoność.

Miałem jeszcze taką sytuację. Dziewięć lat temu założyłem akademię piłkarską, która miała podpisaną umowę o współpracę z Piastem Gliwice. Polegała na tym, że nasza akademia miała szkolić dzieci dla Piasta, że dzieci automatycznie miały przechodzić do Piasta, miały być objęte szkoleniem. Klasyczna sprawa. Prezes Żelem, po roku pobytu u nas, w sierpniu, zostawił mi po urlopie, z którego przyjechałem, kartkę z rozwiązaniem umowy o współpracy między moją akademią a Piastem.

Co pan zrobił?

Reklama

Poprosiłem o spotkanie. Chciałem porozmawiać na spokojnie, usłyszeć powody tej decyzji. Może zmienić warunki umowy. Usłyszałem, że nie ma takiej opcji, że na razie nie, że będzie spotkanie dla wszystkich akademii i klubów partnerskich. Był już w klubie wtedy dyrektor akademii Jacek Mazurek, więc chciałem się z nim spotkać i porozmawiać. Udało się. Natomiast do tego spotkania doszło rok temu, po dłuższym czasie i okazało się, że prezes się ze mną nie spotka.

Była złość?

Nie wylewałem żali. Jeśli prezes nie chciał się ze mną spotykać, to zrozumiałem to tak, że prezes po prostu nie chciał żadnej współpracy między moją akademią a Piastem. Na to wyglądało. W odpowiedzi usłyszałem, że nie, wcale tak nie jest, tylko muszę podpisać umowę, którą mi podsunęli.

– Panowie, umowy są po to, żebyśmy usiedli i obgadali ich szczegóły – odpowiadałem.

Było kilka punktów, o których chciałem porozmawiać w tej umowie. Odpowiedź była taka, że mogę porozmawiać o tych punktach z Jackiem Mazurkiem, ale o wszystkim i tak decyduje prezes. Spytałem więc o spotkanie w trójkę, żeby to umówić. Uzyskałem odpowiedź odmowną. Prezes się ze mną nie spotka.

Mam na to świadków. Cieszę się, że na spotkaniu nie byłem sam. Wziąłem ze sobą gliwickiego radnego Marcina Kiełpińskiego, żeby poszedł ze mną. I naprawę cieszę się, że jest osoba, która również słyszała to, co odbywało się na tym spotkaniu. Naprawdę nie po to poświęciłem całe swoje życie piłkarskie dla Piasta Gliwice, żeby nagle wypinać się na Piasta i mówić, że nie – ja chciałem umowę o współpracę podpisać. To nie ja rozwiązywałem umowy, nie ja tworzyłem bariery komunikacyjne.  Byli różni prezesi w Piaście przed Pawłem Żelemem. Ale nigdy nie miałem problemu, żeby z każdym z tych prezesów dojść do jakiegoś wspólnego stanowiska.

Kiedy okazało się, że umowa jest zerwana, to dalej pracował pan w Piaście, tak?

Tak, dokładnie. Dalej pracowałem w dziale sprzedaży. Zajmowałem się przede wszystkim programem „Szkoła na stadionie”, który naprawdę funkcjonował świetnie. Przynajmniej trzy lata temu. Od tego czasu jakoś, troszeczkę, poszedł w dół. Opiszę to obrazowo. Jesteśmy w piaskownicy. Ktoś się w niej bawi. Tworzy babki z foremek. Wychodzi mu to dobrze. Przychodzi nowy właściciel piaskownicy. Chwali go za te babki, mówi, żeby dalej je robił, ale przy tym oddał foremki. Na tym to polegało. Wiele rzeczy zaczęło być robionych tak, że ciężko było cokolwiek stworzyć. Prezes nie był zwolennikiem umów barterowych więc zabrakło nagród dla placówek, wcześniej mieliśmy umowy z parkami rozrywki, z firmą która przekazywała sprzęt sportowy, Tak jak trzy-cztery lata temu frekwencja w sektorze szkolnym wyglądała coraz lepiej, tak przez ostatnie trzy lata, za wyjątkiem mistrzowskiego sezonu – ostatnich meczów, można usiąść i płakać. Oprócz tego do moich obowiązków należała sprzedaż grupowa wszystkich biletów poza VIP.

Jako gliwiczaninowi, jako osobie blisko związanej z klubem, jest mi po prostu przykro, kiedy patrzę na to, jakie decyzje są podejmowane. Osoby z Gliwic są marginalizowane. Najważniejsze jest, żeby pracowały tu osoby spoza. Nie liczy się nikt z historią. Znam wiele przykładów ludzi, którzy pracowali za darmo lub przysłowiową złotówkę dla tego klubu, a na końcu podziękowano im jakby nic nie znaczyła. A to często byli ludzie, którzy budowali ten klub ponad piętnaście lat temu, z własnej pasji, z własnej potrzeby, a podziękowano im tak, jakby nie znaczyli nic. Wie pan, wszystko można zrozumieć, natomiast szkoda, że odbywa się to w taki sposób.

Jeśli dostałbym jedno upomnienie, drugie upomnienie, ktoś powiedziałby: „Jarek, źle pracujesz, musisz zrobić inaczej” – dobrze, jeśli dostałbym dyscyplinarkę, to inaczej rozpatrywałbym sprawę. A ja dostałem wypowiedzenie. Likwidację miejsca pracy. Więc to jest najbardziej przykre, że to się tak odbywa. Nikt ze mną nie rozmawiał. Nikt nie proponował żadnej obniżki, gdzie naprawdę można było odnieść wrażenie, że wiemy, jak wygląda sytuacja, wiemy, jak to wszystko będzie funkcjonować, że może będziemy musieli zejść z wypłaty. Byłem na to przygotowany. Ale tu nikt niczego takiego nie zaproponował.

W cięciu kosztów padło na was. 

W administracji Piasta Gliwice nie zarabia się dużo. Zarobki są naprawdę niskie. Wiele osób jest tutaj, bo kocha piłkę nożną. Oni chcą być blisko, przy piłce, przy samej murawie, chcą tu być. Są tu ludzie, którzy od małego kibicowali Piastowi. I martwi mnie to, że nie patrzy się na tych ludzi. Prezes z całą załogą spotkał się tylko raz po pamiętnym meczu z Górnikiem Zabrze, kiedy zostaliśmy ukarani walkowerem, zniszczony został płot, derbowy mecz. Wtedy mówił wszystkim, że musimy trzymać się razem, że jesteśmy rodziną.

Brzmi nieco komicznie.

To był jedyny raz, kiedy zebrał wszystkich do kupy i coś takiego powiedział. Wtedy wydawało się, że wszystko się ułoży, ale nie, stało się inaczej. Trudno. Wszyscy zainteresowani wiedzą że wszystkie decyzje  podejmuje pan Zbigniew Kałuża, który jest mniejszościowym udziałowcem klubu – on rządzi Piastem. A Paweł Żelem? Robi to, co robi i tyle.

Gdyby prezes zmitygował się, przeprosił i zaprosił pana do powrotu do pracy, nawet z obniżką pensji, to zgodziłby się pan wrócić do pracy w Piaście?

Wie pan co, po pierwsze Paweł Żelem nigdy na coś takiego by się nie zdecydował i nie zdecyduje się, ponieważ nie lubi się spotykać z ludźmi. Nie zrobi tego. Nie wyjdzie od niego taka propozycja. Nie mam się co łudzić…

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...