Reklama

Awantura o kasę: przedsmak

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2020, 16:36 • 5 min czytania 11 komentarzy

Wiedzieliśmy, że do tego po prostu musi dojść. Zyski, które zostały utracone praktycznie z dnia na dzień. Koszta, które były rozpisywane w zupełnie innej rzeczywistości, w której można się było przemieszczać, można było organizować mecze, można było zarabiać. Ogromne pieniądze, ale też ogromne ryzyko, które sezon w sezon biorą na siebie właściciele klubów. Wobec pandemii mniej więcej 3 tygodnie temu mieliśmy już jasność – po tyłkach dostanie cały biznes, a branża sportowa nie będzie tutaj wyjątkiem. 

Awantura o kasę: przedsmak

Nie chcemy się chwalić, ale tempo dyskusji nadał właściwie pierwszego dnia Kanał Sportowy, który w swojej długiej relacji live wykonał kilka ważnych połączeń. Wśród nich – z Jakubem Rzeźniczakiem, podczas której padł temat podejścia piłkarzy do ewentualnej obniżki zarobków.

Już wtedy w środowisku wszyscy czuli: trzeba będzie się z tym tematem zmierzyć. Może nieco prędzej. Może nieco później. Może w sytuacji finansowej katastrofy, a może po prostu nieco ograniczonych przychodów. Wtedy, na gorąco, Jakub Rzeźniczak nie był skoro do obcinania własnej pensji, ale już kilkadziesiąt godzin później w specjalnym instagramowym oświadczeniu stwierdził, że to kwestia wymagająca debaty.

Debata właśnie się rozpoczyna, i to od razu w wymiarze globalnym.

Reklama

Dzisiaj najgłośniej jest oczywiście o Championship, bo tam miały miejsce dwa bardzo ważne ruchy, niejako wyznaczające też dwie różne ścieżki na najbliższe tygodnie. W Leeds United to sami piłkarze i trenerzy wyszli z propozycją obcięcia zarobków. Na ten moment nikt nie podaje dokładnych danych, natomiast Independent informuje, że spore obniżki wśród “najlepiej zarabiających piłkarzy, sztabu szkoleniowego oraz menedżerów” pozwolą utrzymać miejsca pracy w całej strukturze klubu, a więc również w mało eksponowanych działach pokroju księgowości czy marketingu. O podobnych ruchach słyszeliśmy już wcześniej – Borussia Moenchengladbach (w sumie nie obrazilibyśmy się, gdyby obcięli też chociaż kilka literek z nazwy) ogłosiła, że piłkarze sami zrzekli się swoich pieniędzy, w podobny sposób postąpił Rafał Gikiewicz w Unionie Berlin, według ESPN przycinka gaży na mocy przepisów ustalonych przez francuskie władze czeka piłkarzy Lyonu i Amiens. Góra Bundesligi ma nie tylko dogadać z piłkarzami obniżki od 10 do 20%, ale jeszcze zrzec się swojego kawałka tortu z tytułu praw telewizyjnych, by większa kwota powędrowała do słabszych drużyn.

W Polsce na razie przed szereg wyszli piłkarze Wisły Kraków oraz Śląska Wrocław – ci pierwsi z propozycją obniżki, ci drudzy z propozycją zamrożenia pensji.

Nieco odmienna droga to odgórne zalecenia. W Championship ścieżkę wydeptuje Birmingham. Jak poinformowało Four Four Two, władze klubu poprosiły o zgodę na 50% obniżkę zarobków u wszystkich zawodników zarabiających ponad 6 tysięcy funtów tygodniowo. Tu oczywiście nadchodzi smutna refleksja o miejscu, do którego dotarł futbol – 16. drużyna angielskiej drugiej ligi płaci wielu piłkarzom powyżej 24 tysięcy funtów miesięcznie. Natomiast widać też jaka jest skala cięć. Na razie to ścięcie wypłat o połowę ma obowiązywać przez 4 miesiące, ale pewnie przeciągnięcie obecnego stanu Europy wymusi dalsze, może nawet bardziej drastyczne obniżki. Co ciekawe, FFT dodaje, że gaże i tak miałyby być wypłacone w ratach, gdy już liga wróci do grania.

Sama liga też dyskutuje nad wspólnym projektem czy to obniżenia, czy choćby zamrożenia pensji, by uniknąć redukcji etatów, która zapewne dotknęłaby przede wszystkim pracowników klubu, a nie zawodników. Przykład dali rugbiści – tam to właśnie związki sportowe oraz spółki zarządzające rozgrywkami zadecydowały o globalnych ruchach – na razie cięcia sięgają 25%.

Dość dramatycznie zabrzmiał apel właścicieli szkockiego Heart of Midlothian, którzy złożyli ofertę 50-procentowej obniżki zarobków wszystkim ludziom w klubie – jedynym zastrzeżeniem pozostał brak ścinania pensji do kwoty poniżej “living wage”. W oświadczeniu klub dodaje, że piłkarze i trenerzy, którzy nie zgodzą się na nowe warunki, będą mogli rozwiązać swoje kontrakty. W Hearts występuje między innymi Steven Naismith, którego reakcję zacytował Greg O’Keeffe z The Athletic.

– Moja rodzina i ja czujemy, że przez całą moją długą karierę świat piłki nożnej był dla nas bardzo dobry. Czujemy, że mogę i powinienem zaakceptować 50% obniżkę pensji. Mam nadzieję, że to pozwoli w jakiś sposób przetrwać klubowi w tym trudnym okresie oraz zachować stanowiska pracy, zwłaszcza dla tych, którzy zarabiają najmniej i wesprzeć tych, którzy na obecnej sytuacji ucierpią najmocniej – powiedział były piłkarz Evertonu i Rangers.

Reklama

Pięknych gestów jest zresztą więcej, o samym Jose Mourinho pisaliśmy W TYM MIEJSCU, ale przecież równie chwytająca za serce jest historia z Norwich. Tim Krul w holenderskich mediach opowiada, że piłkarze zostali zmobilizowani do… telefonicznych kontaktów z kibicami klubu objętymi kwarantanną. Nie jest to może profesjonalna opieka psychologiczna, ale mimo wszystko – siedzą na tyłku w domu fajnie jest pogadać z idolem o piłce i życiu.

Jest jednak i druga strona medalu. W Sionie na przykład dziewięciu piłkarzy, wśród nich Alex Song i Johan Djourou, już rozwiązało kontrakty, nie zgadzając się na drastyczne obniżki zaproponowane przez kontrowersyjnego prezesa, Christiana Constantina. Constantin miał im zaproponować równowartość około 80% średniej szwajcarskiej pensji, dać króciutki termin na odpowiedź i samodzielnie uznać, że w takim razie to już koniec ich przygody z klubem. Oczywiście szwajcarskie organizacje związkowe z miejsca wniosły sprzeciw wobec takiemu traktowaniu piłkarzy, ale Constantin ma za sobą wieloletnie procesy z UEFA, wydaje się typem, który jest w stanie pójść na wojnę z każdym i wszędzie, nawet w czasach pandemii.

Niespecjalnie udał się też plan rozbudzenia solidarności w środowisku w kolumbijskiej piłce.

Otrzymaliśmy informację, że niektóre kluby próbują wykorzystać okoliczności, by zmodyfikować kontrakty i obniżyć pensję zdecydowanie nieproporcjonalnie do zaistniałej sytuacji – napisało w oficjalnym oświadczeniu Acolfutpro, organizacja związkowa tamtejszych piłkarzy. Związkowcy powołują się przy tym na rozporządzenia Ministerstwa Pracy, które miały chronić wszystkich pracowników w tym niezbyt ciekawym okresie.

Nie wnikamy w to, kto w kolumbijskich targach ma rację, ale to wszystko zebrane razem pokazuje nam skalę zniszczeń, jakie w świecie futbolu zaprowadził ten niewidzialny przeciwnik. Jesteśmy przekonani, że czekają nas w piłce nożnej przynajmniej trzy wielkie bitwy, może nawet wojny. Ta pierwsza, obecna, ma na celu ochronę życia i zdrowia. Druga będzie dotyczyła ratowania miejsc pracy i finansowej ciągłości. Finalna, trzecia, odbędzie się na salach sądowych, gdzie rozstrzygną się wszystkie spory dotyczące cięć, obniżek i redukcji.

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...