Reklama

Koronawirus zaczyna zbierać żniwo w świecie piłki. Nie żyje Lorenzo Sanz

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2020, 23:54 • 2 min czytania 1 komentarz

Koronawirus zaczyna zbierać śmiertelne żniwo na futbolowych szczytach. Wcześniej zdarzały się historie typu śmierć 21-letniego trenera młodzieży z Malagi, który leczył się onkologicznie, ale one aż tak na wyobraźnię tłumów nie działały. Co innego teraz. Covid-19 zabrał z tego świata byłego prezydenta Realu Madryt, Lorenzo Sanza.

Koronawirus zaczyna zbierać żniwo w świecie piłki. Nie żyje Lorenzo Sanz

76-latek od wtorku znajdował się OIOM-ie, na który trafił dopiero po ośmiu dniach od wystąpienia objawów choroby. Jak tłumaczył jego syn Fernando Sanz (były zawodnik Realu), ojciec nie chciał przeciążać lekarzy i zwlekał z wizytą w szpitalu. Znalazł się w nim dopiero wtedy, gdy miał już bardzo wysoką gorączkę i nie był w stanie normalnie oddychać. Przeprowadzono test, który potwierdził, że jest zakażony koronawirusem. Rokowania od początku nie były dobre, bo do sędziwego wieku i niewydolności oddechowej dochodziła niewydolność nerek. Na dodatek Sanz senior walczył z cukrzycą i już wcześniej miał problemy z oddychaniem. Znajdował się więc w grupie najwyższego ryzyka. Niestety, ziścił się najgorszy scenariusz i dziś ogłoszono jego śmierć.

Sanz już w 1985 roku został dyrektorem Realu, a dekadę później stanął na czele klubu. Szybko oddał drużynę w ręce Fabio Capello, a w krótkim czasie do drużyny przyszli Predrag Mijatović, Davor Suker, Roberto Carlos i Clarence Seedorf. „Królewscy” najpierw odzyskali mistrzostwo, a potem dwukrotnie wygrywali Ligę Mistrzów: w 1998 roku z Juppem Heynckesem jako trenerem i w 2000, kiedy zespół prowadził Vicente del Bosque. Niedługo po zwycięskim finale z Valencią Sanz przyspieszył wybory na prezydenta klubu i je przegrał. 16 lipca 2000 stery przejął Florentino Perez. Sanz cztery lata później bez powodzenia próbował odzyskać stanowisko.

Jego odejście z powodu koronawirusa zapewne jeszcze lepiej uzmysłowi Hiszpanom, że żarty się skończyły. Zresztą powinno to uświadomić coś całemu światu, nie tylko im. Jakoś tak to już jest, że śmierć zwykłego Kowalskiego nie przemawia do ludzi tak bardzo jak śmierć kogoś znanego. Niestety trzeba założyć, że z czasem usłyszymy o kolejnych znanych piłkarskich nazwiskach, które z powodu tego paskudztwa dokonają swojego żywota.

Fot. Newspix

Reklama

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...