– Nic mi nie oddał, mimo że bardzo się tego dopominałem. Dzwoniłem do niego wiele razy, wysyłałem wiadomości. Przez miesiąc zero odzewu, milczał. Gdy minął termin spłaty, a on nie odpowiadał, zacząłem mieć duże wątpliwości, czy na pewno odzyskam pieniądze. W końcu zadzwonił do mnie i poprosił o wydłużenie terminu ze względu na swoje problemy – mówi na łamach “PS” Rafał Kosiec, który w maju 2019 roku udzielił Tomaszowi Hajcie ogromnej pożyczki z pieniędzy z ubezpieczenia (mówi się o 200 tysiącach złotych).
GAZETA WYBORCZA
Jak czas stracony przez pandemię wpłynie na kariery Lewandowskiego, Brzęczka, Grosickiego, Błaszczykowskiego? Analizuje Rafał Stec.
Kamil Grosicki
O ile odłożenie Euro 2020 może poniekąd sprzyjać – tak, to paradoks ponury, zmusza do delikatnego obracania każdym słowem – piłkarzom kontuzjowanym, o tyle piłkarzom dojrzałym grozi odebraniem ostatniej szansy. Ta uniwersalna zasada w Grosickiego uderza szczególnie dotkliwie, ponieważ zasuwa on jako skrzydłowy, czyli na pozycji, na której najtrudniej przechytrzyć upływ czasu. Gdy polegasz przede wszystkim na nagłych zrywach, mijasz przeciwników dzięki przyspieszeniu i szybkości, to nie znasz dnia ani godziny. W pewnym wieku naturalne predyspozycje mogą zniknąć niemal w każdej chwili.
Tymczasem Euro 2021 wystartuje już po jego 33. urodzinach. Nawiasem mówiąc, od trzydziestki zacznie się oddalać niebezpiecznie liczna grupa aktualnych kadrowiczów – obejmuje także Kamila Glika, Grzegorza Krychowiaka, Mateusza Klicha, Macieja Rybusa, Artura Jędrzejczyka czy Thiago Cionka.
SUPER EXPRESS
Eugen Polanski w rozmowie z Jerzym Chwałkiem twierdzi, że Dietmar Hopp, właściciel Hoffenheim, uratuje świat. Polanskiemu już kiedyś pomógł.
Jak odebrałeś informację, że Dietmar Hopp nie chce sprzedać Trumpowi szczepionki?
– Obojętnie czego dotyczyłaby sprawa, to znając pana Hoppa, wiem, że jest człowiekiem, który chce pomagać wszystkim ludziom. Może w sytuacji, w jakiej znalazła się Europa, a nawet świat, ludzie zobaczą i docenią, ile on robi dla wszystkich.
Ty i twoja rodzina doświadczyliście na sobie jego pomocnej dłoni. Jak to było?
– Kiedy mój ojciec zachorował na raka jakieś trzy lata temu, to zwróciłem się do pana Hoppa o pomoc i tata natychmiast został przyjęty do specjalistycznego szpitala. Przypadek taty nie był bardzo ciężki, ale bezpośrednio po diagnozie mówiącej o nowotworze był to dla nas szok. Kuracja przyniosła efekty i tata jest zdrowy. Hopp zrobił wiele dla ludzi cierpiących na nowotwory. Wybudował dużą klinikę koło Hoffenheim, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Testują tam nowe metody leczenia, jakich w Niemczech jeszcze nie stosowano, wszystko po to, żeby pomóc ludziom.
Podobnie jak „GW”, „Super Express” także pisze o wygranych i przegranych sytuacji z koronawirusem. Pod chwytliwym tytułem o zabiciu marzeń Błaszczykowskiego.
Problem dotyczy przede wszystkim starszych graczy polskiej kadry. Nasz kapitan Robert Lewandowski będzie miał w przyszłym roku już 33 lata. W grupie doświadczonych graczy jest także kapitan Wisły Kraków Jakub Błaszczykowski (35 l.). Wydaje się, że chiński wirus zabił jego marzenia o Euro. Był na dwóch poprzednich turniejach. W 2012 r. był kapitanem, strzelił gola w meczu z Rosja. W 2016 r. trafiał z Ukrainą i Szwajcarią, a w 1/4 finału nie wykorzystał rzutu karnego z Portugalią w konkursie jedenastek i pożegnaliśmy się z imprezą. W tym roku Błaszczykowski jest liderem Wisły, znajduje się w wybornej dyspozycji. Czy tak samo będzie w 2021 r.?
PRZEGLĄD SPORTOWY
Piłka przed i po koronawirusie, to mogą być dwie różne dyscypliny sportu. Jak zmieni się gra, którą znamy?
BANKRUCTWO KLUBÓW
Na razie zaczyna się po cichu, od informacji o kłopotach zespołów z niższych lig angielskich. Występujące w Conference National League (piąty poziom) Barnet było zmuszone rozstać się z 60 pracownikami, bo inaczej po prostu nie dałoby rady zachować płynności finansowej. A przecież nie trzeba było koronawirusa, by rok temu śmiertelnie zachorowało Bury FC. Dla Hartlepool United strata 25 tys. funtów w związku z przełożeniem domowego meczu jest jak odcięcie tlenu. Na sytuację narzekają też w Dover, a prezes czwartoligowego Walsall apeluje o wsparcie rządu, przestrzegając, że kluby będą upadać jeden po drugim. To jak z wirusem i jego początkami w Chinach – niby słychać, wiemy, że coś się dzieje, ale wydaje się, że to bardzo daleko, jakieś niższe ligi, małe kluby. Lada moment może dotyczyć potężniejszych graczy.
OBNIŻENIE PENSJI
Czy piłkarze zbiednieją, ilu z nich straci pracę? Dzisiejszy futbol obraca się wokół niewyobrażalnych pieniędzy i przy- musowa przerwa wywołana przez rozwijającą się namolnie chorobę nikomu nie jest na rękę. Wiele klubów, i to w bogatych ligach, chciałoby grać dalej, choćby i bez kibiców, ale grać – tak żeby mecze były transmitowane w telewizji, a ludzie je oglądali. Bez grania wpływy maleją, a biednieją wszyscy. Musi się to odbić także na zawodnikach, których pensje są wywindowane do niebotycznych wysokości. Nawet jeśli przekazują część zarobków na cele charytatywne, jak ostatnio zobowiązał się zrobić Paul Pogba z Manchesteru United, to bywa, że efekt i tak jest odwrotny od zamierzonego, bo są to bardzo drobne sumy w porównaniu z tym, jak wynagradzani są widzowie podziwiający zawodników. Futbol nie jest towarem pierwszej potrzeby, wobec kwarantanny bez pracy piłkarzy możemy się (z trudem…) obyć, w przeciwieństwie do kasjerek, piekarzy, farmaceutów. Kiedy Pogba mówi, że „w takich czasach wszyscy musimy się zjednoczyć”, to nie brzmi szczerze w kontekście tego, w jakiej bańce żyje jego środowisko.
Jak wygląda sytuacja w Arce Gdynia? Jakub Radomski rozmawia z jej prezesem Radomirem Sobczakiem.
To prawda, że piłkarze Arki nie dostali w terminie pensji za luty?
— Tak. Jednak w piątek doszło do spotkania z zawodnikami i wypracowaliśmy porozumienie. Niektórzy gracze dostaną całość pensji, inni jej część. Jesteśmy od wielu miesięcy w sytuacji kryzysowej, która się nasiliła, gdy władze miasta zdecydowały o zaprzestaniu finansowania Arki. To trudny czas, musimy go przetrwać. Nasz budżet jest zaciśnięty do granic możliwości i należy ograniczyć bieżące wypłaty do minimum. Miasto uzależnia ewentualny powrót do wspierania klubu od zmian właścicielskich. Rozmowy z potencjalnymi inwestorami są w toku.
Jeżeli nie zakończą się powodzeniem, miasto nie zmieni zdania?
— W tej chwili nie zanosi się na to. Rozmowy z miastem zostały zawieszone.
Arka znajduje się na pozycji spadkowej. Liga nie gra z powodu koronawirusa, klub w związku z tym na pewno notuje straty finansowe. Poza tym ciągle nie wiadomo, ile drużyn będzie spadać z ligi, gdyby nie udało się dograć sezonu. Myśli pan, że w takiej sytuacji ktoś wesprze klub?
— Wierzę, że tak, ale jednocześnie gram w Arce takimi kartami, jakie mam. Warunki zewnętrzne nie ułatwiają nam działania, ale nie przesądzałbym w tym momencie, że nie znajdziemy inwestora.
Tomasz Hajto pożyczył bardzo dużą sumę od Rafała Kośca zbierającego na operację wartą prawie milion złotych. Iza Koprowiak ujawnia szczegóły.
– Czy to prawda, że Tomasz Hajto pożyczył od pana 200 tysięcy złotych? – pytamy byłego piłkarza o historię, o której coraz głośniej mówi się w środowisku piłkarskim.
– Tak, jest mi winien pieniądze, ale kwoty wolałbym na razie nie ujawniać – rozpoczyna Kosiec. Panowie znają się ze wspólnej pracy w GKS Tychy z wiosny 2015 roku, gdzie Hajto był jego trenerem. Potem przekazał mu koszulki na licytację, którą Kosiec prowadził, by zebrać pieniądze na leczenie (…).
Kosiec informuje, że pożyczki udzielił Hajcie w maju 2019 roku i do tej pory były reprezentant Polski nie zwrócił mu z tej kwoty ani złotówki.
– Nic mi nie oddał, mimo że bardzo się tego dopominałem. Dzwoniłem do niego wiele razy, wysyłałem wiadomości. Przez miesiąc zero odzewu, milczał – opowiada. – Gdy minął termin spłaty, a on nie odpowiadał, zacząłem mieć duże wątpliwości, czy na pewno odzyskam pieniądze. W końcu zadzwonił do mnie i poprosił o wydłużenie terminu ze względu na swoje problemy – relacjonuje Kosiec.
Na tekst w krótkim oświadczeniu odpowiedział sam Hajto.
„W następstwie trudnej sytuacji osobistej, w jakiej się znalazłem, skorzystałem z pomocy finansowej Rafała Kośca. Zawarliśmy z Rafałem umowę obejmującą zarówno zasady udzielania pożyczki, jak i termin spłaty zobowiązania. W zależności od okoliczności na bieżąco aktualizowaliśmy nasze ustalenia. Pragnę zaznaczyć, że obecnie finalizuję wszelkie kwestie, które pozwolą zakończyć sprawę.”
Kluby zaczęły kalkulować, co komu bardziej się opłaca, trochę jak na wojnie – mówi „PS” Marek Papszun, komentując decyzję o odwołaniu meczu Rakowa ze Śląskiem w zeszły piątek.
Wasz wyjazd do Wrocławia był niepotrzebnym ryzykiem?
— Patrzę na to w inny sposób. Uważam się za człowieka odpowiedzialnego, który do wszystkiego podchodzi racjonalnie. Nie panikuję, ale także jestem ostrożny. Byliśmy, podobnie jak inne drużyny, skupieni w jednej grupie, razem trenowaliśmy. Inne zespoły też były w swoim gronie, ćwiczyły albo były w drodze na mecze. Dlatego, zachowując wszelkie zasady ostrożności, spokojnie mogliśmy rozegrać kolejkę w ostatni weekend. Nagle po jednej decyzji przerwaliśmy rozgrywki i puściliśmy zawodników do domu. Na boisku byłby kontakt między 22 piłkarzami, rezerwowymi i czwórką sędziów. Czy to taki wielki stan zagrożenia? W klubach i tak wszyscy przebywamy razem. Przecież od piątku, kiedy zawodnicy pojechali do siebie, to po drodze czy w sklepie mogli mieć kontakt z dziesiątkami innych osób. Wydaje mi się, że sygnały z niektórych klubów miały podtekst polityki piłkarskiej. Zaczęło się kalkulowanie: co komu bardziej się opłaca. Trochę jak na wojnie. Pojawiły się grupy, które chciały wykorzystać dezorganizację.
Przez lata pracował pan w niższych ligach. Przerwa wpłynie na finanse tych klubów?
— Niżej może być jeszcze gorzej. Uśrednijmy, że zarobki w ekstraklasie to ok. 20 tys. zł miesięcznie. Oczywiście rozmawiamy hipotetycznie. Jeśli apanaże spadną o 30%, to zawodnik zarobi ok. 14 tys. zł. Jeśli piłkarzowi z III ligi, który ma pensję na poziomie 2,5–3 tys. zł, zabierzemy 30%, to zostanie 1,8–2 tys. zł. W większości klubów trenuje się profesjonalnie, gracze nie mają dodatkowej pracy. Z czego będą żyć? Chłopaki z ekstraklasy sobie poradzą, nie zbiednieją, bo kwota, którą dostaną, i tak będzie spora. Sytuacja zawodników z niższych lig może być niezwykle trudna.
SPORT
Jak poradzić sobie w czasach wirusa, jakie rozwiązania wprowadzić, by złagodzić skutki przerwania, a może i skrócenia rozgrywek? Odpowiada Bartłomiej Laburda, specjalista prawa sportowego.
I. Umowy ze sponsorami
W związku z odwołaniem meczów lub ich przełożeniem, klub nie może świadczyć na rzecz swoich sponsorów usług polegających na udostępnieniu loży na mecze, ekspozycji reklam w trakcie meczów i wszelkich innych świadczeń związanych z dniem meczowym.
W związku z powyższym, w pierwszej kolejności konieczna jest analiza postanowień wszystkich obowiązujących umów, których stroną jest klub pod kątem postanowień i klauzul dotyczących „siły wyższej”, która to „siła wyższa” przez najbliższe miesiące będzie z pewnością najczęściej używanym przez wszystkich prawników zwrotem.
Jeżeli umowa zawiera klauzulę dotyczącą siły wyższej, należy oczywiście dokonać dokładnej analizy jej brzmienia, celem ustalenia jakie przypadki zostały przez strony wskazane jako „siła wyższa” i czy na przykład epidemie nie zostały pominięte albo wyłączone z katalogu przypadków traktowanych przez strony jako „siła wyższa”.
W sytuacji, w której brak jest jakichkolwiek zapisów w umowie dotyczących siły wyższej, a umowa podlega polskiemu prawu, pozostaje nam oczywiście art. 471 k.c., zgodnie z którym samo naruszenie zobowiązania przez dłużnika nie rodzi jeszcze jego odpowiedzialności kontraktowej, konieczne jest bowiem jeszcze to, aby naruszenie było spowodowane okolicznościami, za które dłużnik ponosi odpowiedzialność.
Maciek Grygierczyk w felietonie „Strach na peryferiach” o tym, że piłka w niższych ligach może zostać zmuszona do przejścia na amatorstwo.
W dobie koronawirusa – co zrozumiałe – zapominamy trochę o podstawie piramidy, czyli piłce półzawodowej, też jednak potrafiącej raz na jakiś czas być paliwem dla zamożniejszych, generującej perełki. Ktoś może powiedzieć, że te problemy jej tak bardzo nie dotyczą, skoro – no właśnie – znajduje się na peryferiach, do organizacji meczów częściej dokłada niż na nich zarabia, a drużynę seniorów opiera nie na kontraktach, a kartach amatora, jakichś umowach zlecenie, z których zapewne teraz będzie można się względnie suchą stopą wykręcić. Zamieniłem niedawno kilka zdań z prezesem klubu czwartoligowego. Mówił wprost: uregulujemy jedną trzecią marca, no bo za co tu płacić? Za siedzenie w domu?
W długi te wszystkie mniejsze kluby z powodu koronawirusa raczej nie popadną. Pytanie, co czeka je jutro i czy coś dobrego. Ale zastanowić się warto, co tu jest dobre, a co złe. I czy ten rynek jakoś nie zdefiniuje się po nowemu. Nie wiem, czy na lepsze, ale może zdrowsze.
Kalendarz piłkarski za rok? Totalnie przeładowany.
16-zespołowe Klubowe Mistrzostwa Świata – to już przesądzone – nie odbędą się w zakładanym terminie. Kiedy turniej zostanie rozegrany? Tego nie wiadomo, ale najbardziej realnym rozwiązaniem jest przesunięcie go o rok. Widać jak na dłoni, że kompromis jest potrzebny, a UEFA – wobec zaistniałej sytuacji i przełożenia mistrzostw Europy – być może będzie musiała pójść na ustępstwa i jednak wyśle na KMŚ 2022 najlepsze zespoły Ligi Mistrzów. To o tyle ważne, że wiosną przyszłego roku miały rozpocząć się eliminacje do katarskiego mundialu, a w związku z przełożeniem Euro przesunięty zostanie start kwalifikacji.
– Trzeba pamiętać, że w przyszłym roku kalendarz będzie jeszcze bardziej przeładowany, bo w czerwcu odbędzie się turniej, a zaraz potem, jesienią, wystartują eliminacje mistrzostw świata – podkreślił w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” prezes PZPN-u Zbigniew Boniek.
Ibrahimović ma dość Milanu. Uciekł przed koronawirusem do Szwecji, a w klubie denerwują go chaos i personalne układy.
Włoskie i szwedzkie media piszą, że Zlatan ma przeczekać pandemię w rodzinnym kraju i podjąć decyzję, co dalej. Ale jaki ma wybór? Milan pozbył się Bobana, który Ibrahimovicia do klubu ściągnął, ma odejść Maldini, zaprzyjaźniony z Bobanem i też w ten transfer mocno zaangażowany (na oficjalnej prezentacji to oni byli razem z piłkarzem). Oczekuje się zwolnienia trenera Piolego, który bardzo stawiał na „Ibrę”. Przejął zespół w trybie awaryjnym i nie należy go oceniać pod kątem końcowego wyniku, ale za pracę wykonaną w trudnych warunkach. Mimo to postawiono przed nim zadanie zajęcia miejsca w europejskich pucharach lub wygrania Pucharu Włoch. Gazidis oficjalnie twierdzi, że ma do Piolego zaufanie, co nazwano w Italii „kłamstwem dyplomatycznym”. Jednocześnie negocjuje bowiem z Niemcem Ralfem Rangnickiem z RB Lipsk, oferując mu szerokie kompetencje trenera i dyrektora sportowego. Rangnick jeszcze nie został zatrudniony, a sporządził już listę 15 piłkarzy, których chce mieć w Milanie i zapowiada tworzenie nowego, młodego zespołu. Dodajmy do tego złe relacje Ibrahimovicia z Gazidisem, więc na co ma liczyć piłkarz, który w październiku ukończy 39 lat? Chciał dobrze, pomógł klubowi jak potrafił, za to mu chwała, ale tkwić w tym nie ma sensu.
Coraz mniej czasu na ukończenie stadionu Rakowa Częstochowa. Czy wyłonienie firmy, która dokona modernizacji wysłużonego obiektu nie nastąpiło jednak trochę za późno?
Kibicom Rakowa pozostaje wierzyć, że pandemia koronawirusa nie storpeduje planów przebudowy stadionu. – Mam nadzieję, że problem koronawirusa nie skomplikuje zanadto sytuacji. Oczywiście, gdyby była decyzja o generalnym zamknięciu urzędów, mogłoby to wpłynąć na bieg i procedowanie spraw w najbliższym okresie, a więc potencjalnie także na proces inwestycyjny – mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik częstochowskiego urzędu miasta.
Aby Raków otrzymał licencję musi zacząć się przebudowa obiektu. Czasu – niezależnie od tego, kiedy zacznie się nowy sezon – nie pozostaje jednak wiele. W najbardziej optymistycznym scenariuszu rundę wiosenną następnego sezonu Raków rozegra na zmodernizowanym obiekcie. O ile oczywiście otrzyma on licencję na grę. Ostatnie lata w Częstochowie pokazały, do jakiej sytuacji doprowadziła ociężałość w decyzjach i zaniechanie ze strony władz miasta. Gdyby od razu miasto zadecydowało o małej rozbudowie obiektu, by dostosować go do wymogów ekstraklasy, prawdopodobnie nie trzeba by było organizować żadnych wyjazdów do Bełchatowa, tylko Raków już teraz mógłby spokojnie czekać na rozwój wypadków. Jednak kibice i włodarze patrzą na tę sytuację z ogromnym niepokojem i równie wielką wiarą, że lata walki o stadion zakończą się choć częściowym happy endem.
fot. FotoPyK