Na ligę białoruską w najbliższym czasie mogą być skierowane oczy kibiców z całej Europy. Dlaczego? Na Starym Kontynencie już tylko na Białorusi mają normalnie grać w piłkę, dziś u naszych wschodnich sąsiadów startuje sezon 2020. Dotychczas wyłamywała się jeszcze Turcja, ale tam już od dwóch tygodni rywalizowano przy pustych trybunach, a teraz rozgrywki zostały zawieszone na trzy tygodnie. Wyszejhaja Liha natomiast normalnie wpuści kibiców na mecze!
Jakie są motywy takich działań? Jak wygląda sytuacja w kraju i czy ludzie mają podobne podejście jak władze państwowe? O tym wszystkim rozmawiamy z redaktorem Piotrem Runge z portalu Football.by.
BATE chce odzyskać mistrzostwo – sprawdź nasze porady!
– Spodziewam się rekordów oglądalności. Szkoda, że nie puszczają tych meczów na YouTube. Kilka lat temu sprzedano prawa jednej z firm bukmacherskich i ona pokazuje to u siebie. Ale i tak na pewno zainteresowanie ligą białoruską wzrośnie, bo alternatywy nie ma – śmieje się nasz rozmówca.
– Ligowy terminarz został ustawiony pod półfinał play-offów o start w mistrzostwach Europy. Białoruś 26 marca miała zmierzyć się z Gruzją, ale mecz został odłożony przynajmniej do czerwca. Teraz rozegralibyśmy inauguracyjną kolejkę, później dwa tygodnie przerwy i jazda dalej. Skoro reprezentacja dostała wolne, zdecydowano, że wszystkie kolejki zostaną przyspieszone i będzie granie co tydzień aż do lata – dodaje.
Pytanie, jak na tę sytuację zapatruje się środowisko piłkarskie na Białorusi? W Polsce presja ze strony klubów i zawodników na pewno pomogła wpłynąć na zawieszenie rozgrywek. – Jakichś oficjalnych apeli nikt nie wygłaszał. Piłkarze zapytani o zdanie mówią, że zdrowie jest najważniejsze, że chyba trzeba byłoby to przełożyć, ale szefem białoruskiej federacji jest były pułkownik armii. Funkcjonuje u nas powiedzenie, że “czołgi błota się nie boją”. Mimo więc zaleceń FIFA czy UEFA i zawieszonych ligach w innych krajach, tutaj ma być normalne granie. Chodzi jednak tylko o ligę piłkarską i hokejową, w której zaczyna się decydująca faza walki o mistrzostwo. Koszykarze, siatkarze, piłkarze ręczni czy tenisiści swoje mecze mają przełożone – tłumaczy Runge.
Czytając różne wypowiedzi, widać, że piłkarze raczej woleliby nie grać, ale niekoniecznie powiedzą to wprost. Pomocnik Nemana Grodno, Walerij Żukowski 13 marca mówił dla Football.by, że “lepiej być zdrowym niż ryzykować”, ale też dodał, że nie podobałby mu się pomysł grania przy pustych trybunach i jeśli grać, to tylko z kibicami. – Europa i świat nie są głupcami. Znają sytuację, badają ją i jeśli odwołują ligi, oznacza to, że widzą w tym sens. Na Białorusi sytuacja jest pod kontrolą, ale jeśli władze zawieszą rozgrywki, poprę tę decyzję – mówił z kolei trener Alaksandr Łuchwicz, do niedawna prowadzący FK Mińsk.
Wczoraj bardziej zdecydowany w opinii był Aleksandar Filipowicz z BATE Borysów, który uważa, że piłkarze nie powinni teraz grać. Jeszcze dosadniej dla Football.by wypowiedział się Siarhiej Alejnikow, były piłkarz Juventusu, od kilku lat mieszkający we Włoszech. – Nie rozumiem postawy białoruskiej federacji. Komu i co chce udowodnić? Liga dopiero się zaczyna. Można było posłuchać zaleceń UEFA i przełożyć pierwsze kolejki – stwierdził.
Piotr Runge: – Ludzie żartują, że patrząc na frekwencję, białoruskie stadiony i tak są najbezpieczniejszymi miejscami w kraju. Gdyby to ode mnie zależało, wstrzymałbym ligę. Skoro EURO przesunięto na przyszły rok, latem mielibyśmy mnóstwo wolnych terminów. Liga białoruska nie byłaby pod presją jak ligi zachodnie, które do końca czerwca muszą wszystko dograć, bo potem wygasają kontrakty. Bez problemów można byłoby poczekać kilka tygodni.
Jak dotąd w temacie koronawirusa na Białorusi raczej cisza i spokój. Przynajmniej oficjalnie. – Dane na wczoraj mówią, że dotychczas zgonów nie odnotowano. Było 51 potwierdzonych zakażeń, z czego sześć osób podobno już wypisano, a tylko jedna znajduje się w gorszym stanie. Ludzie się śmieją, że jest tak mało chorych, bo mało kto dożywa wieku, w którym jesteś najbardziej zagrożony. Białoruskie władze same z siebie żadnych granic nie zamykały, ale zrobiły to za nie wszystkie kraje ościenne. Nawet Rosja wczoraj postawiła płot na swojej granicy. Wjazd na teren Białorusi nie jest wzbroniony, można swobodnie przyjeżdżać i wyjeżdżać. Teraz to najbardziej otwarty kraj w Europie (śmiech) – komentuje dziennikarz.
Wygrana BATE w pierwszej połowie meczu? Zagraj to zdarzenie w Totolotku po kursie 1.66!
Pojawiają się teorie, że postawa białoruskiego rządu to zagrywka wizerunkowa, mająca pokazać społeczeństwu, że nawet w tak trudnej sytuacji wszystko ma pod kontrolą i to w momencie, gdy już w Rosji wirus zaczyna się rozszerzać. Runge uważa, że jednak nie o to chodzi. – Moim zdaniem decyduje głównie czynnik ekonomiczny. Czytałem ostatnio o miliardach euro, które państwa członkowskie – w tym Polska – dostaną od Unii Europejskiej na walkę z koronawirusem. Białoruś nie miałaby skąd otrzymać takiej pomocy. Gdyby firmy musiały stanąć tak jak u was, gospodarka kraju mogłaby się już nie podnieść. I sądzę, że raczej tym kierują się rządzący, a nie kwestiami wizerunkowymi.
Inna sprawa, że na razie nie ma presji ze strony obywateli, żeby rząd podjął zdecydowane działania. – Społeczeństwu nie narzucono na razie żadnych ograniczeń i nie widzę, żeby ludzie sami jakoś zaczęli się mocniej dyscyplinować, nie czują strachu. Na ulicach standardowy tłok, centra handlowe są pełne jak zawsze, sklepy normalnie otwarte, podobnie szkoły i uczelnie. Uczniowie mieli zacząć ferie 30 marca. Możliwe, że rozpoczną je tydzień szybciej, ale to jeszcze niepotwierdzone. Państwo jednak po cichu zdaje się przygotowywać na trudniejszy okres. Słyszałem nieoficjalnie, że niektóre szpitale są już w całości przerabiane na zakaźne pod kątem chorych na koronawirusa. Jeżeli pojawia się jakaś presja na władze, to marginalna, w pojedynczych komentarzach w internecie. Wiadomo, że u nas o wszystkim decyduje jeden człowiek i reszta polityków będzie podzielać jego punkt widzenia. Nawet jeżeli ten pułkownik stojący na czele piłkarskiego związku ma prywatnie własne zdanie na ten temat, to i tak się dostosuje – komentuje Piotr Runge.
– To wszystko nie oznacza, że sytuacja wkrótce nie może się zmienić. W oświadczeniu federacji czytamy, że będzie na bieżąco monitorować wydarzenia i w razie czego reagować. Na razie jednak nawet Łukaszenka zdaje się rozmiękczać temat, żartując, że w walce z koronawirusem codziennie trzeba wypić pięćdziesiątkę spirytusu – podsumowuje.
Cóż, pozostaje nam życzyć osobom decyzyjnym na Białorusi, żeby szybko się opamiętały, bo za tę brawurę społeczeństwo może słono zapłacić w następnych tygodniach, a fan-kluby BATE Borysów w Anglii czy Hiszpanii i tak nie powstaną.
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. 400mm.pl