– Niegospodarnością ze strony Telewizji Polskiej byłoby zapłacenie stu procent kontraktu, bo kontrakt jest na dane mecze. Ale też absolutnie telewizja nie chce zostawić nikogo na lodzie i powiedzieć: koronawirus to nie nasz problem, róbcie sobie z tym, co chcecie. Czekają nas rozmowy z Ekstraklasą i platformą nc+, by z tej sytuacji jakoś wybrnąć – mówi w rozmowie z Kanałem Sportowym Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport. Zapraszamy do nadrobienia całości, a poniżej zapis wspomnianej rozmowy.
Co pan dzisiaj poczuł dowiadując się oficjalnie, że operację Euro będzie trzeba odwoływać albo przesuwać? Rozumiem, że byliście przygotowani i guziki w marynarce były zapięte.
Powiem może trochę przewrotnie – poczuliśmy ulgę. O tym, że Euro odbędzie się w 2021 roku mówiło się od dłuższego czasu. De facto mieliśmy przygotowaną całą operację logistyczno-produkcyjną. To było kilkanaście miesięcy naszej pracy, które poszły niestety jak krew w piach. Natomiast musimy zwrócić uwagę na jeden fakt – Euro nie zostało przełożone na 2021 rok, tylko UEFA dopuściła taką ewentualność, że mistrzostwa odbędą się w 2021 roku. To bardzo duża różnica. Żyjemy w przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku i za dwa tygodnie czy dwa miesiące będzie OK. A mam wrażenie, że w tym równaniu jest tyle niewiadomych, że nic nie wiemy. Zapytacie mnie panowie, jakie są teraz straty telewizji i ja nie potrafię tego oszacować. Nie wiadomo czy turniej się odbędzie, nie wiadomo kiedy, w jakim formacie.
Wiemy, że dobre opakowanie takiego turnieju – pamiętamy ekipę Polsatu w 2008 roku – to kwestia kilku milionów złotych. Przy założeniu, że można pojechać z Polski do Austrii samochodem, można wysłać stąd swoje wozy transmisyjne. Tu doświadczyliśmy sytuacji, że impreza odbywa się w kilku krajach, rozumiem, że logistyka była zapięta, rezerwacje w hotelach wykupione, bilety na samoloty dla komentatorów czy reporterów zapłacone.
Jeszcze na szczęście nie.
Na szczęście ktoś się spóźnił!
Nie, nie. Dochodziły do nas nieoficjalnymi kanałami głosy dawno temu, więc nie zarezerwowaliśmy ani przelotów, ani hoteli dla naszych ekip. Tutaj kosztów Telewizja Polska nie poniosła żadnych. Natomiast szkoda pracy naszej ekipy i tego, że mieliśmy przygotowaną kapitalną ofertę dla widzów na Euro 2020. Ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
W tej chwili to Euro to jak najpiękniejsza para rękawiczek podarowana jednorękiemu, bo nie wiemy, kiedy się odbędzie i czy w ogóle. Mam wrażenie, że ciągle lekceważymy sytuację i zachowujemy się jak Polacy w sierpniu 1939 roku. Nie wiemy, co jeszcze przed nami. Żyjemy w przekonaniu, że za dwa tygodnie czy miesiące będzie wszystko OK.
Na ile dla stacji kluczowe jest, by odbyły się przynajmniej Igrzyska Olimpijskie? Czy przesunięcie ich byłoby naprawdę poważnym problemem?
Tu telewizja jest de facto i paradoksalnie w najlepszej sytuacji. Mamy zabezpieczone w umowach pewne zapisy, które gwarantują nam zwrot pieniędzy, jeśli dana impreza się nie odbędzie. Dużych kosztów jeszcze nie ponieśliśmy. Rezerwacje zostały zrobione – mówimy o hotelach, łączach, przesłaniu sygnału z Tokio. To setki tysięcy euro. Jeśli Igrzyska się nie odbędą, pieniądze w większości wrócą do telewizji. Większy problem jest dla sponsorów, spółek skarbu państwa, które zainwestowały pieniądze w przygotowanie naszych sportowców i pakiety reklamowe. A największy dramat jest dla sportowców i świata sportu. My sobie damy radę. Są rzeczy ważniejsze. Jeśli przez jakiś czas oglądalność TVP Sport nie będzie tak wysoka jak wcześniej, nic się nie stanie.
Jest ponad 20 kanałów sportowych w Polsce, nie pytam tylko o TVP Sport – nadchodzą trudne czasy dla kanałów sportowych?
Dla Kanału Sportowego to będą trudne czasy, a co dopiero dla kanałów sportowych!
Damy radę, my z pasji i hobby!
Radzimy sobie jak możemy. Od czwartku wprowadzamy nową ramówkę, widzowie będą mogli też decydować, co będą oglądać. Różne nowe formaty. Rzeczywiście – to trudny czas. Trudno przewidywać przyszłość i wróżyć z kart tarota. Jeżeli za dwa tygodnie wszystko będzie OK, to wracamy i żyjemy dalej. Jeśli to będzie trwało przez kwiecień, maj i czerwiec – kanały sportowe stoją pod dużym znakiem zapytania. To kwestia przedsiębiorców, milionów ludzi, którzy pracują na umowy zlecenia. Ogromne wyzwanie dla państwa i pracodawców. Nadal nie wiemy, co nas czeka.
Kluby martwią się o ostatnią transzę za sezon ligowy, a Telewizja Polska partycypuje w kosztach za prawa do Ekstraklasy. Przyjmując założenie, że sezon nie zostanie dokończony – co wtedy z ostatnią transzą?
To nie dotyczy tylko Ekstraklasy, ale i wszystkich innych praw z wydarzeń, które zostały odwołane. Przykład czterech ostatnich konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich, gdzie opłata za każdy konkurs zostanie obniżona o sto tysięcy euro, tyle dostaniemy zwrotu, ponieważ te zawody się nie odbyły. Jeśli chodzi o Ekstraklasę, jest pewien zapis w umowie dotyczący siły wyższej, ale wtedy partnerzy spotykają się przy stole i starają się znaleźć rozwiązanie, które zadowoli wszystkie strony. Niegospodarnością ze strony Telewizji Polskiej byłoby zapłacenie stu procent kontraktu, bo kontrakt jest na dane mecze. Ale też absolutnie telewizja nie chce zostawić nikogo na lodzie i powiedzieć: koronawirus to nie nasz problem, róbcie sobie z tym, co chcecie. Czekają nas rozmowy z Ekstraklasą i platformą nc+, by z tej sytuacji jakoś wybrnąć. Ale na pewno jest to trudna sytuacja i bezprecedensowa.
Fot. Newspix