Liga bankrutów w Polsce? – Nic takiego nie będzie. Piłkarze i kibice się zmobilizują. Podobnie jak federacja. Przecież PZPN również czerpie zyski z tego, że kluby wychowują piłkarzy. Moim zdaniem w momencie kryzysowym będzie też rolą federacji, żeby polskim klubom pomóc. Przecież dla wielu ludzi skupionych wokół tych klubów nasza piłka jest całym życiem – uważa Mariusz Piekarski. Z czołowym polskim agentem sportowym porozmawialiśmy o jego spojrzeniu na obecną sytuację w świecie futbolu.
***
Pierwszy raz od dziesięcioleci mamy do czynienia z sytuacją, w której sezon może zostać urwany przed końcem. Spodziewa się pan, że przerwa w rozgrywkach zdemoluje porządek piłkarskiego świata?
Nie, nie, zdecydowanie nie. Słuchałem wczoraj Stanu Futbolu i tam rzeczywiście pojawiały się takie katastroficzne wizje, ale ja się z nimi zupełnie nie zgadzam. Może dlatego, że snuli je głównie ludzie spoza piłki, bo tak naprawdę w futbolu z obecnych w studio działa obecnie tylko pan Stefański. Nie tragizowałbym i nie przedstawiałbym scenariuszy kataklizmu. Poczekajmy najpierw, jak ten wirus będzie się rozwijał. Liczmy na to, że pojawi się jakieś skuteczne lekarstwo, że naukowcy i lekarze coś wymyślą. Niektórzy z nas na pewno szybko się na ten wirus uodpornią. Ale to wciąż tylko chwilowa, przejściowa sytuacja. Myślę, że maksymalnie do końca roku.
To dość długo.
Czeka nas sezon przejściowy. Na razie nie wiadomo, kiedy pojawi się jakieś lekarstwo, które pomagałoby nam w walce z koronawirusem, tak jak to działa w przypadku grypy. Zdaję sobie sprawę, że wszystko jest wciąż dużą niewiadomą, ale na pewno nie rysowałbym przyszłości w brzydkich, katastroficznych barwach. Na razie przecież nie mamy nawet pewności, że obecnego sezonu nie uda się dograć. Wszystko jest w stanie rozwoju.
Dokończenie rozgrywek wydaje się mało prawdopodobne.
Wiadomo – dlatego mówię, że kolejny sezon będzie przejściowy. Niektóre ligi zostaną powiększone, trzeba jakoś rozstrzygnąć kwestie spadków, awansów. To należy do ludzi, którzy rządzą europejską i polską piłką. Ale jestem przekonany, że po jedynym przejściowym sezonie wszystko wróci do normy i zacznie się toczyć jak dawniej.
Pan Marcin Animucki na Kanale Sportowym stwierdził, że możemy mieć w Polsce ligę bankrutów. To naprawdę mocne słowa.
Nie, nikt na to nie pozwoli. Też tego słuchałem. Powtarzam: nic takiego nie będzie. Piłkarze i kibice się zmobilizują. Podobnie jak federacja. Przecież PZPN również czerpie zyski z tego, że kluby wychowują piłkarzy. Moim zdaniem w momencie kryzysowym będzie też rolą federacji, żeby polskim klubom pomóc. Przecież dla wielu ludzi skupionych wokół tych klubów nasza piłka jest całym życiem. Nie mówię tylko o zawodnikach – oni gdzieś dla siebie miejsce znajdą. Nie w jednym klubie, to w innym. Ale chodzi mi o kibiców, o całe wielkie środowisko skupione wokół każdej drużyny. To są ludzie, dla których futbol jest pasją, ważną dziedziną życia.
Widać to zresztą obecnie. Ludzie siedzą w domach i nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Bo nie ma tego show, tej rozrywki, którą gwarantuje piłka. Futbol dla społeczeństwa jest bardzo ważną dziedziną życia, pozwala się oderwać od codzienności. Myślę, że kibice i ludzie działający w piłce – wraz z PZPN-em i polskim rządem – nie pozwolą, by kluby wpadły w jakieś naprawdę poważne problemy. Przyszły sezon będzie na pewno wyjątkowy, ale powtórzę – żadnej katastrofy się nie spodziewam.
Czyli pewnie nie zgodzi się pan też z tymi przewidywaniami, że futbol czekają potężne cięcia finansowe? Mniejsze kwoty transferów, sumy zapisywane w kontraktach…
Oczywiście, że nie. Tylko przyszły sezon może być pod tym względem nieco trudniejszy. Zresztą – co do wielkich kwot transferowych, to w ogóle nie jest kwestia koronawirusa. W listopadzie bieżącego roku odbywałem różne rozmowy z przedstawicielami dużych europejskich klubów i już wtedy obserwowałem zmianę podejścia do tych wielomilionowych transferów. Zmienia się cała polityka wielkich klubów. Ci ludzie zrozumieli, że po prostu nie warto wydawać 150 milionów euro na piłkarza, bo nie ma to wystarczającego przełożenia na wartość sportową zespołu. Wielu zawodników jest po prostu przepłaconych.
Coś się na pewno zmieni w kontraktach. Kluby będą się dodatkowo zabezpieczać, wprowadzone zostaną jakieś nowe zapisy o podobnych sytuacjach, o pandemii. Obniżenie zarobków na czas epidemii i tak dalej. Każdy zawodnik będzie musiał to zrozumieć i zaakceptować, innego wyjścia nie będzie. Bo nie przeczę, że sytuacja jest niełatwa. Reklamodawcy się wycofują, telewizja nie chce płacić, problemy są poważne. Będzie to wymagało dyskusji w szerszym gronie i podjęcia konkretnych decyzji. Tylko – no właśnie, żeby to rzeczywiście były jakieś decyzje, bo u nas często się dużo mówi, a mało konkretnych kroków podejmuje.
Dodam jeszcze, że ja nigdy nie był zwolennikiem tego, by za zawodników płacić po 150 czy 200 milionów euro. To akurat jest głupota. Piłkarze to nie są roboty – łapią kontuzje, tracą formę i co potem? Wiadomo, że klubom marketingowo te transfery się niekiedy zwracają, ale ja nigdy nie byłem fanem tego typu ruchów. Choć bogatym do kieszeni zaglądał nie będę – ich pieniądze, niech robią co chcą.
Wspomniany przez pana Marcin Stefański w Stanie Futbolu zasugerował, że “pewien model podziału finansowego w Europie się skończył”. Że może trzeba ten finansowy tort podzielić inaczej, dać dostęp do większych pieniędzy również tym małym ligom i klubom.
Nie dojdzie do tego. Może pojawi się jakaś forma współpracy z mniejszymi, lecz zasłużonymi dla europejskiej piłki klubami, które wpadną w tarapaty, ale to tyle. Rządzić dalej będą najwięksi i najbogatsi, to oni wezmą dla siebie najwięcej. Wyobrażam sobie jakąś chwilową solidarność, ale wszystko szybko wróci do normy. Czyli – do biznesu. Ci mocni i bogaci, bardziej pożądani na rynku, cieszący się największym zainteresowaniem – zostaną na topie. Taka jest rzeczywistość prawdziwego biznesu. Najwięcej zawsze zarabiają najbogatsi i to się nie zmieni. Nie mówię tylko o piłce, ale o każdej dziedzinie życia.
Z tego wynika, że jeszcze łatwiej będzie wyciągnąć piłkarzy z Polski.
Możliwe. Polscy piłkarze mają swoją markę. Nie mówię, że to jest nie wiadomo jaki poziom, ale są w miarę solidnymi zawodnikami, których można dostać w miarę tanio. Popatrzmy na Napoli i Zielińskiego oraz Milika. Obaj byli stosunkowo niedrodzy, jak na europejskie warunki, a stanowią przez lata wartość dodana dla zespołu. Zawsze Brazylijczyk będzie droższy od Polaka – bardziej piłkarski kraj, zapracowali sobie na tę reputację. Ale zainteresowanie zawodnikami z polskiej ligi się nie zmniejszy.
Oczywiście to wciąż tylko wróżenie z fusów. Czeka nas okres przejściowego chaosu, wirus może się utrzymać dość długo. Ale w końcu się uodpornimy, zostanie wynaleziona szczepionka. Jak dla mnie cała ta sytuacja jest takim bardziej ogólnym sygnałem ostrzegawczym dla społeczeństwa. To jest potwierdzenie tego, o czym kilka lat temu mówił Bill Gates. Musimy być lepiej przygotowani na zagrożenia epidemiczne. Więcej pieniędzy zainwestować w badania naukowców. Już jakiś czas temu oglądałem program, w którym ostrzegano, że Azja stoi nad przepaścią, jeśli chodzi o kryzys epidemiczny. To po prostu sygnał dla świata. Może te zagadnienia związane z medycyną zaczną ludzi ciekawić, a wielkie koncerny pójdą tym tropem i zaczną nam ułatwiać życie, przygotowując ludzi na kolejne zagrożenia i jeszcze silniejsze wirusy. Dostajemy nauczkę. Ale nie jestem fachowcem, więc nie będę już się za dużo o tym wypowiadał, bo jeszcze nagadam głupstw. Teraz człowiek tyle o tym czyta i słucha, że można faktycznie zgłupieć.
Wielu reprezentowanych przez pana zawodników występuje w lidze tureckiej czy rosyjskiej, które na razie się nie zatrzymały. Wiadomo coś panu o ewentualnym zawieszeniu tamtych rozgrywek?
To właściwie nie do mnie pytanie. Ja cały czas monitoruję sytuację, ale skoro piłkarze wciąż grają, to znaczy że piłkarskie federacje wraz z władzami państwowymi doszły do wniosku, że nie ma aż takiego ryzyka, żeby przerywać rozgrywki. Na pewno ludzie w klubach i federacjach mają wszystko pod kontrolą. Ja nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo przecież nie jestem z WHO. Nie wiem nawet, ilu jest obecnie zarażonych w Turcji czy w Rosji.
A dostaje pan jakieś sygnały od zawodników, że boją się o swoje zdrowie i woleliby jednak na jakiś czas nie wychodzić na boisko?
Wiadomo, że w obecnej sytuacji każdy jest zaniepokojony. Mamy do czynienia z nowym, nikomu nieznanym rodzajem wirusa. Sytuacja musi martwić każdego, również piłkarzy. Jak sobie składamy życzenia, to przede wszystkim szczęścia i zdrowia. Zdrowie jest bardzo ważne – nie tylko własne, ale również bliskich.
Muszę przyznać, że budujący jest pana optymizm. A nie martwi się pan, że przerwa w rozgrywkach może pokrzyżować jakieś transferowe plany na lato? Pytam choćby o Michała Karbownika.
Na razie nic się nie dzieje. Nie będę ukrywał, że wokół Michała jest ogromne zainteresowanie ze strony naprawdę dużych firm i to się nie zmienia. Ale w tej chwili nie ma sobie co zaprzątać takimi tematami głowy. Obserwujemy rozwój wypadków i skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby dbać o zdrowie.
rozmawiał Michał Kołkowski
***
Wczorajszy odcinek Stanu Futbolu:
fot. 400mm.pl