Reklama

MELODROMA: dzień, w którym zatrzymała się piłka (fiction)

Melodroma

Autor:Melodroma

15 marca 2020, 21:07 • 4 min czytania 35 komentarzy

Koronawirus wykończył dwie trzecie populacji, a ci, którzy przetrwali, zostali na zawsze naznaczeni. “Fosforyzująca śmierć”, jak nazwano COVID-19 (dziś już wiadomo, że został opracowany w tajnych laboratoriach Chińskiej Republiki Ludowej i rozpylony na krótko przed błyskawicznym atakiem na USA), prowadziła do wielu mutacji, jak choćby świecenie w ciemnościach.

MELODROMA: dzień, w którym zatrzymała się piłka (fiction)

Szczególnie mocno ucierpiała branża dziennikarzy sportowych. Gdy sport przestał istnieć, okazało się, że wielu z nich nie potrafi nic innego niż oglądać skróty na youtube i przepisywać zagraniczne newsy. Nie byli zupełnie przygotowani do nowej rzeczywistości, a była ona okrutna. Zmutowane zwierzęta nie przejmowały się akredytacjami od nieistniejącego już związku, a palące słońce było równie obojętne. W ciągu pierwszych pięciu lat od wybuchu pandemii, która na zawsze zmieniła oblicze tej Ziemi, dziewięćdziesiąt procent z nich umarło.

Ci, którzy przeżyli, nie mieli się wiele lepiej. Piotr Wołosik wskutek mutacji zyskał drugą głowę, ale niestety nie stał się dwa razy mądrzejszy, a Przemek Rudzki przez noc pokrył się chityną i kontynuował powolny proces przemiany w karalucha. Gwałtowny rozrost Newonce okazał się przekleństwem, bo zgromadzonym na niewielkiej przestrzeni dziennikarzom szybko skończyły się zapasy i zaczęli zjadać siebie nawzajem. Przodował w tym Filip Kapica, który rozsmakował się w ludzkim mięsie do tego stopnia, że ślubował już nigdy nie jeść niczego innego. Latami terroryzował okoliczne osady na czele swojej bandy, której znakiem rozpoznawczym były piłkarskie trykoty. Jeszcze długo po jego śmierci straszono dzieci opowieściami o jeżdżącym na quadzie aniele śmierci w koszulce Boca Juniors i z czaszką ogromnego bawołu na głowie.

Zahartowani w trudnych warunkach członkowie Weszło zabarykadowali się w swojej siedzibie i słuch po nich zaginął. Gdy po dwudziestu latach magnetyczny zamek puścił, grupa poszukiwaczy skarbów znalazła w środku tylko ogromnych rozmiarów Kowala z nabijaną gwoździami sztachetą w ręce, który patrolował puste korytarze. Próbowali go zastrzelić, ale kule nie były w stanie przebić zrogowaciałej skóry. Dopiero granaty zdołały ogłuszyć potwora, ale nawet one nie wyrządziły mu większej krzywdy. Śmiałkowie uciekli i nie oglądali się wstecz.

Niektórym jednak żyło się całkiem dobrze, może nawet lepiej niż przedtem. Tomasz Włodarczyk uniknął zakażenia, bo niedługo wcześniej całkowicie się odizolował. Gdy po pół roku głód wypędził go z domu, okazało się, że jest jedynym człowiekiem w całym mieście i obwołał się królem. Do pustego ratusza wtaszczył ozdobny fotel z pobliskiego sklepu meblowego i całymi dniami tam przesiadywał, wydając dekret za dekretem jak Bierut. Michał Pol przeniósł swoją jaźń do komputera – choć trzeba przyznać, że chyba trochę przypadkowo – i zarządzał niewielkim kasynem, a Mateusz Borek spełnił swoje marzenie z dzieciństwa i pod osłoną nocy zawładnął miejscowością Borkowo. Choć prosty chłopak z Dębicy piastował tam tylko stanowisko szeryfa – a i do tego podchodził z właściwą sobie rezerwą, mówiąc, że karierę szeryfa to miał John Wayne, a on się tym po prostu bawi – to w rzeczywistości rządził Borkowem niepodzielnie i nikt nie oponował, gdy pewnego dnia przemianował je na Matiborkowo. Życie toczyło się tam spokojnym trybem, a większość problemów szeryf rozwiązywał organizując galę boksu zawodowego na szczęce winowajcy.

Reklama

Pozostali członkowie Kanału Sportowego mieli mniej szczęścia. Pandemia ich nie skrzywdziła, bo zostali w domu, a po wszystkim zaczęli nabywać ziemię za bezcen. Gdy wizytowali zakupioną elektrownię jądrową, w której chcieli urządzić nowe studio, doszło do eksplozji. W wyniku fuzji spowodowanej rozszczepieniem uranu powstał Krzymasz Stokowski, który potem przez wiele lat błąkał się po pustostanach, obsesyjnie sprawdzając stan liczników.

Nie on jeden okazał się nieśmiertelny. Pogłoski o długowieczności Dariusza Szpakowskiego okazały się prawdziwe. Starzał się powoli i z godnością, aż pewnego dnia zamienił się w drzewo. W bezwietrzne dni wyrosły wokół niego zagajnik szumiał, szepcząc: “spokój Xaviego… spokój Xaviego… spokój Xaviego”. Miejsce to stało się świątynią dumania Rafała Steca, który całymi dniami przesiadywał w cieniu zjawiskowo wypotężniałego dębu, cicho łkając nad tym, że jednak już się nie kręci.

Z nowymi realiami nie mógł się pogodzić także Andrzej Twarowski. Dzieci śmiały się z mężczyzny w dziwnej czapce z antenkami wędrującego od jednej osady do drugiej. Skąd mogły wiedzieć, że ta bzycząca aparatura miała mu pomóc w zlokalizowaniu piłki, którą rozegrano ostatni mecz Premier League, jeszcze przed Kataklizmem?

Tylko jeden bohater kontynuował swoje dzieło, nadając ze szczelnie zamkniętego bunkra. Dookoła obozowały karawany, które Michał Gutka przeprowadził przez pustynię. Jego bezużyteczna niegdyś zajawka okazała się błogosławieństwem, gdy sprzęt do futbolu amerykańskiego pomógł mu odeprzeć atak gigantycznego skorpiona. Stracił oko, ale skorpion stracił dużo więcej.

Wokół głośników tłoczyli się pielgrzymi rozmiłowani w przyjemnym barytonie, który przypominał im o dawno minionych dniach. Siedząc na zaściełających spieczoną ziemię wrakach samochodów, słuchali opowieści Tomka Ćwiąkały o czasach, kiedy piłka była bogiem.

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Felietony i blogi

Komentarze

35 komentarzy

Loading...