Prędzej czy później musiało do tego dojść. Jak informują włoskie media, władze europejskich lig pochyliły się nad tematem EURO 2020, a konkretniej – przesunięcia imprezy. Powód? Koronawirus. Serie A, Bundesliga i Premier League miały już podjąć współpracę w celu przekonania UEFA do zmiany terminu czerwcowych mistrzostw. Dzięki temu największe ligi na kontynencie mogłyby spokojnie dokończyć sezon, unikając chaosu, który sparaliżował piłkarską Italię.
Zamieszanie spowodowane koronawirusem we Włoszech trwa w najlepsze. Wczoraj, kiedy piłkarze w końcu wybiegli na boisko, minister sportu Vincenzo Spadafora oraz szef związku piłkarzy Damiano Tommasi, apelowali, żeby w trosce o ich zdrowie rozgrywki jednak przerwano. Efektem było przesunięcie meczu SPAL z Parmą i cofnięcie do szatni piłkarzy, którzy szykowali się już do wyjścia na murawę. Ostatecznie jednak zawodnicy wybiegli na boisko, choć nie kryli złości na tę absurdalną decyzję. – Dostosowujemy się do decyzji ludzi dbających o nasze bezpieczeństwo, natomiast pojawiają się głosy, że nie powinniśmy wychodzić na boisko. Sytuacja, w której nie możemy podać sobie ręki, a potem dochodzi do starć na boisku, jest kuriozalna – mówił wczoraj w Eleven Gol Live Bartosz Bereszyński, który tłumaczył, jak sytuacja wygląda od środka.
Piłkarze we Włoszech sami wariują. Wczoraj w Serie B zawodnicy Pescary… wyszli na boisko w maseczkach ochronnych. Coraz głośniejsze są ich głosy o absurdalnych okolicznościach gry i niewykluczone, że wkrótce poprą oni apel Tommasiego. – Należy wstrzymać wszystkie rozgrywki i odłożyć w czasie co się da, dla dobra nas wszystkich. Musimy dać sobie czas, przemyśleć sprawy i zaplanować dokończenie sezonu – mówił szef włoskiego związku piłkarzy.
Apele Tommasiego i Spadafory poskutkowały zwołaniem narad włoskiej federacji oraz rządu. Ich decyzja, co do sensu dalszej gry, jest teraz kluczowa. We Włoszech do 3 kwietnia kibice nie będą mogli wejść na stadiony, ale wkrótce zakaz może objąć również piłkarzy, co poskutkuje zawieszeniem rozgrywek. Terminarz nie udźwignie gry w środku tygodnia w tempie, które pozwoli zakończyć sezon przed startem EURO 2020, dlatego trwa dyskusja o tym, jak rozwiązać problem. Dziennikarz Nicolo Schira informuje, że w przypadku odwołania kolejnych spotkań, Serie A wystosuje apel do UEFY, o… przesunięcie mistrzostw Europy.
Rozwiązania? “La Gazzetta dello Sport” podaje trzy. Najmniej prawdopodobne to gra przy pustych trybunach, która przyniosłaby federacji ponad 500 milionów euro straty. Równie mało prawdopodobne jest odwołanie całego turnieju i rozegranie kolejnej edycji w 2024, pomijając obecną. Najbliżej serca – i portfela – federacji ma być przesunięcie rozgrywek o rok lub dwa, choć optymistyczna wersja zakłada też zaledwie kilkutygodniowy poślizg. Terminarz byłby co prawda napięty do granic możliwości, ale impreza przynajmniej by się odbyła. Włoskie media informują też, że Serie A nie jest jedyną stroną, która prosi o czas. Według najnowszych doniesień, z ligą włoską współpracują też władze Bundesligi oraz Premier League, które mają poprzeć wniosek kolegów z południa Europy.
W czym pomogłoby przesunięcie EURO? Czołowe ligi świata chcą przeczekać epidemię, która powoduje ogromne straty finansowe. Miesiąc gry bez kibiców, zwroty za bilety i karnety, brak zysków z dni meczowych – to wszystko odbija się na budżetach klubów i całej ligi, która grając z pustymi trybunami nie spełnia wymogów sponsorskich. Komicznie wyglądają już próby ukrycia faktu, że krzesełka na stadionach są puste. Realizatorzy transmisji z Serie A podczas ostatnich spotkań notorycznie przybliżali twarze zawodników, byle tylko uciec od konieczności pokazania pustych trybun. To samo czeka nas w europejskich pucharach – Hiszpanie zarządzili, że mecze z włoskimi drużynami odbędą się przy pustych trybunach, podobnie będzie w przypadku meczu PSG z Borussią. Z kolei Juventus sondował nawet opcję rozegrania rewanżu z Lyonem na Malcie.
Porozumienie włosko-angielsko-niemieckie nikogo więc nie dziwi, ale co jeśli UEFA ich prośbę odrzuci? Ciężko wyobrazić sobie mistrzostwa Europy w takiej formie, w jakiej zostały zaplanowane. Włochy, jeden ze współgospodarzy turnieju, są dziś krajem częściowo zamkniętym i odizolowanym od świata. W Rumunii, która również miała przyjąć kibiców oraz piłkarzy, podjęto decyzję o zamknięciu trybun dla wszystkich wydarzeń, które mogły przyciągnąć ponad 1000 osób. Kolejne kraje czekają w stanie gotowości, ale każdy zdaje sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, kiedy stadiony zostaną zamknięte na cztery spusty.
A co, jeśli za miesiąc będzie gorzej i przełożenie EURO 2020 niczego nie zmieni? Zapewne znów będziemy wszystko przesuwać, aż dojdziemy do ściany. W obecnej sytuacji, która zmienia się nie tyle co kilka dni, a raczej co kilka godzin, więc ciężko przewidzieć następny krok. Pewne jest tylko jedno – to jeszcze nie koniec i trzeba być gotowym na każde rozwiązanie.
fot. NewsPix.pl