Reklama

Gdzie się podziała zwycięska Wisła Sobolewskiego?

redakcja

Autor:redakcja

07 marca 2020, 11:21 • 4 min czytania 21 komentarzy

Ile było zachwytów nad Radosławem Sobolewskim po pierwszych tygodniach jego pracy w Wiśle Płock? Sześć zwycięstw z rzędu wywindowało płocczan do czołówki tabeli i można było zastanawiać się, czy Wisła włączy się do gry o puchary. Problem w tym, że w obecnej dyspozycji ucieka jej nie tyle podium, co raczej górna ósemka.

Gdzie się podziała zwycięska Wisła Sobolewskiego?

Sobolewski wykorzystał fakt, że zespół był dobrze przygotowany do sezonu, zmienił jego mentalność, zrobił dużo, żeby jego podopieczni przestali myśleć o sobie w kategorii chłopców do bicia i zaczęli wierzyć, że w tej lidze tak naprawdę nie jest trudno zacząć wygrywać” – pisaliśmy o Wiśle w szczytowym okresie pracy tego trenera. Pozostaje zadać pytanie: co stało się później, skoro od tego czasu – no powiedzmy to sobie wprost, bo jak inaczej określić zespół, który punktuje tak słabo – Wisła znów stała się chłopcem do bicia?

Porównaliśmy obecnie trwającą serię pięciu spotkań bez wygranej z najlepszym okresem Wisły, czyli sześcioma triumfami pod rząd. I wiecie co? Tak naprawdę… nie ma zbyt wielkich różnic w zaawansowanych statystykach, które wskazywałyby, że płocczanie przeszli jakąś diametralną przemianę, grali wyraźnie inaczej, czytaj: gorzej.  Dobitnie pokazuje to fakt, że podczas pięciu przegranych meczów drużyna Sobolewskiego wymieniała średnio ponad 80 podań do przodu w trakcie meczu. Teraz wymienia ich… dokładnie tyle samo. Mało tego – obecnie „Nafciarze” dostarczają więcej piłek w trzecią strefę, czyli pod okolice pola karnego rywala, niż wcześniej. Obecnie jest to średnio 27 zagrań w ten sektor boiska na mecz, wtedy były to 23 podania. Co więcej? Wisła wygrywa teraz… więcej ofensywnych pojedynków niż przedtem. Średnio 34 na mecz, kontra 28 z czasów zwycięskiej passy.

Wygląda na to, że Wisła najzwyczajniej w świecie siadła mentalnie. Tak jak po przyjściu Sobolewskiego zawodnicy uwierzyli w siebie, „dali z wątroby”, dołożyli do tego troszkę szczęścia i efekt był piorunujący, tak teraz ekipa z Płocka wróciła na ziemię i gra tak, jak powinna była grać od początku. Możemy jednak wyróżnić jedną rzecz, która wyraźnie odstaje przy wspomnianym porównaniu – to współczynnik xGoals (jakość kreowanych szans). Według WyScouta, Wisła w niedawnych meczach z beniaminkami, czyli ŁKS-em i Rakowem, wykręciła oszałamiające 0.71 xG. W dwóch spotkaniach. Łącznie. Szału nie ma? Mało powiedziane. Patrzymy na średnią z pięciu ostatnich gier i średnia xG na mecz to w przypadku Wisły 0.62. Z kolei podczas zwycięskiego marszu było to 1.32 xG na mecz, więc widać wyraźnie, że drużyna Sobolewskiego na początku jesieni stwarzała sobie więcej klarownych sytuacji bramkowych.

Być może dlatego do Płocka ściągnięto Rafała Wolskiego? O nowym nabytku można mówić wiele: że podatny na kontuzje, że brak mu rytmu meczowego, ale nie można nie zauważyć jednego – to zawsze był piłkarz, który potrafił chwycić za kierownicę i dać drużynie coś ekstra. Duet Furman-Wolski, mimo że nie są to już czasy Legii, może zagwarantować nieco więcej szans napastnikom. Oczywiście tu też szału się nie spodziewamy – trzeba pamiętać, że w Płocku za zdobywanie goli odpowiada Cillian Sheridan, który w pięciu meczach oddał oszałamiający 1 (słownie: jeden) celny strzał na bramkę rywali, ale mimo wszystko widzimy w tym światełko w tunelu.

Reklama

Z drugiej strony zauważamy, że o ile w ofensywie wielkich różnic między obydwoma okresami nie ma, tak z tyłu Wisła troszkę się rozszczelniła. Kiedy Sobolewski przyszedł do klubu, w sześciu wygranych meczach rywale oddawali średnio 11 strzałów na bramkę płocczan, z których trzy były celne. Te statystyki poszły w górę – dziś jest to 16 uderzeń, z których pięć zmusza golkipera do interwencji. A skoro w bramce „Nafciarzy” stoi Thomas Dahne to… no dobrze wiemy, co oznacza częstsze testowanie jego umiejętności. Wisła znacznie rzadziej oddala też zagrożenie spod własnej bramki, czyli najprościej mówiąc: widać, że pozwala rywalom na więcej.

Być może więc zmian należy szukać nie z przodu, a z tyłu? Zwycięska passa zakończyła się mniej więcej wtedy, kiedy w defensywie Wisły zabrakło Jakuba Rzeźniczaka. Obrońca teoretycznie wrócił już do gry, ale na pewno nie w takiej formie, w jakiej był na starcie jesieni. Zresztą świadczy o tym fakt, że mimo że Sobolewski ma go do dyspozycji, w dwóch z trzech ostatnich spotkań były piłkarz Legii nie zagrał. W szczytowym okresie dobrze spisywał się też doświadczony Cezary Stefańczyk, który wtedy zasłużył sobie nawet na siódemkę w naszym arkuszu ocen i miejsce wśród kozaków kolejki. Dziś, podobnie jak Rzeźniczak, 36-latek obserwuje wyczyny kolegów z ławki rezerwowych.

Tak czy siak, tę drużynę na pewno stać na więcej niż 8 punktów w 12 ostatnich spotkaniach.

SZYMON JANCZYK

Najnowsze

Komentarze

21 komentarzy

Loading...