Wślizg to elementarz każdego defensywnego pomocnika Ekstraklasy. To jedno z najpopularniejszych zagrań naszych kopaczy, kto wie, może kilku z nich wyznaje nawet zasadę Paula Ince’a, który uważał, że dobry wślizg jest lepszy niż dobry seks. Stosowane są one zgodnie ze szkołą Adama Nawałki – zarówno w ofensywie, jak i w defensywie.
Ofensywny wślizg? Na świecie to zagranie należy do rzadkości, ale my znamy je doskonale, a trend wyznaczają reprezentanci Polski, bo przecież nawet Jacek Góralski wbił gola Słoweńcom właśnie przy pomocy wślizgu. Polska myśl szkoleniowa uczyniła ze wślizgu sztukę, na doskonałym opanowaniu tej jednej umiejętności opierają się nawet kariery niektórych zawodników (Mariusz Pawelec). Doszło do tego, że niektórzy mając piłkę wolą wykonać wślizg niż np. rozprowadzić akcję.
Przeanalizujmy wyczyn Dei krok po kroku.
Środkowa strefa, Adam Deja ma sporo wolnego miejsca i wiele opcji do wyboru. Może na przykład…
a) rozegrać na prawo,
b) rozegrać na lewo,
c) rozegrać przez środek,
d) wycofać do bramkarza,
e) zrobić daleki przerzut,
f) a nawet strzelić z 60 metrów (podobno potrafi uderzyć).
Spójrzmy wyżej – moment przyjęcia piłki poprzedza skanowanie przestrzeni, a więc piłkarz ma w głowie plan, doskonale wie, co zaraz zrobi. I nie, nie decyduje się na boiskową sztampę.
No dobra, to już czas, by przystąpić do realizacji zadania. W zalewie opcji padło na wślizg, a że nie bardzo można go wykonać, spryciarz z Gdyni markuje przerzut i wypuszcza sobie piłkę. Powiecie, że to błąd, my widzimy w tym szerszą logikę, element skrupulatnie przygotowanego planu.
Przeciwnicy myślą, że Deja składa się do przerzutu, ale doświadczony pomocnik Arki wie, że przerzut to potencjalna mina, zagranie co najmniej ryzykowne, w którym może nie czuć się najlepiej. Przerzut to ryzyko straty piłki i nadziania się na kontrę, przerzut to ryzyko poślizgnięcia się i znów – nadziania się na kontrę, przerzut to ryzyko znalezienia się na Out of context Ekstraklasa.
A więc Deja wykazuje przytomność umysłu i wykonuje wślizg atakując Dominika Furmana. Kontry nie ma, piłka po stronie Wisły Płock, ale w bezpiecznej strefie, arkowcy zdążyli wrócić. Uff, niebezpieczeństwo zażegnane.
No dobra, a teraz bez ironii. Trzeba nie mieć wyobraźni, by uznać, że złe przyjęcie piłki należy naprawić brutalnym wjazdem wyprostowaną nogą w rywala. Przecież, Adamie Dejo, z tego mogła zrodzić się poważna kontuzja czołowego gracza w tej lidze. Naprawianie prostych błędów brutalnymi faulami to chamstwo w czystej postaci i naprawdę, nie ma usprawiedliwienia dla takich zagrań. Zwłaszcza, że o 39. minuta meczu. Zwłaszcza, że strata na tym terenie to jeszcze żadna tragedia, w przeciwieństwie do czerwonej kartki na pięć minut przed końcem pierwszej połowy.
Bo całą sytuację wyłapał VAR i Tomasz Kwiatkowski pokazał sprawcy czerwoną kartkę, co tylko podkreśla komizm w tej całej sytuacji. Jeszcze raz cofnijmy się do pierwszej stop-klatki, tym razem pokusiliśmy się o drobny opis.
Rany boskie…