Filip Mladenović został pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który dobił do granicy dwunastu żółtych kartek. Dobił w swoim stylu – po padolino w polu karnym w 94. minucie meczu z Legią. Karta obejrzana w 94. minucie (!) przegranego meczu sprawia, że Serb nie zagra w derbach z Arką. Czy można było zachować się w tej sytuacji jeszcze głupiej?
Oczywiście, że można było. I Mladenović poszedł za ciosem. Ale ustalmy fakty – Lechia rozegrała krótko rzut wolny, piłka trafiła do lewego obrońcy gdańszczan, ten wpadł w pole szesnastki na chaos. Piłka mu odskoczyła, rzucił się między trzech legionistów, totalnie nieudane rozegrane. Mógł być bohaterem – jeśli rzecz jasna zrobiłby coś z tej akcji konstruktywnego, a tak skończyło się bezmyślną stratą. Filip nie mógł tego tak zostawić. Metr przed dobiegnięciem do rywala wyrzucił nogi w powietrze, rozłożył ręce i już z poziomu gleby posłał wymowne spojrzenie w kierunku arbitra.
Sędzia Musiał odpowiedział spojrzeniem równie wymownym, a później wyciągnął kartkę. I Filipowi odbiła szajba. Zaczął wydzierać się w kierunku Musiała, znów zrobił ten swój dziwny gest ni to plucia, ni to energicznego beatboxowania. Później opieprzył jeszcze sędziego technicznego albo asystenta z linii – generalnie nie ma to żadnego znaczenia kogo, bo obaj stali jakieś 50 metrów od serbskiej inscenizacji sztuki “Jaskółka ląduje na trawie”. Dziwiło nas jedynie to, że sędzia nie wyciągnął drugiej żółte kartki za to pajacowanie. Mladenović zostałby hitem internetu, gdyby w ciągu minuty zobaczył żółtą za padolino, żółtą za gadanie. Może gdyby każde indonezyjskie dziecko zobaczyło na profilu “Out of context football” machającego łapami lechistę, to poszedłby po rozum do głowy.
Żaden inny piłkarz w dwóch ostatnich sezonach Ekstraklasy nie zobaczył tylu żółtych kartek za dyskusje z sędziami. Jeśli dorzucilibyśmy do tego napomnienia za padolino, niesportowe zachowania wobec rywali czy inne tego typu odpały, to wyjdzie na to, że Filip średnio co dwa-trzy tygodnie dostaje na boisku kartkę za to, że śladem dwulatka nie potrafi powstrzymać emocji.
Dwulatek jednak wreszcie się nauczy tego, że ryczenie wniebogłosy to nie najlepsza metoda na pokazanie światu swoich bolączek i pragnień. Mladenović się jednak nie uczy. A konsekwencje są takie, że jako pierwszy piłkarz w tym sezonie dobił do magicznej granicy dwunastu żółtych kartek. Dlaczego to taka przełomowa liczba? A dlatego, że za czwartą i ósmą kartkę pauzuje się jeden mecz. A za dwunastą już dwa. I trener Stokowiec raczej nie będzie zadowolony z tego, że jego najlepszy lewy obrońca wypada na mecz z Zagłębiem Lubin (na wyjeździe) i na derby z Arką (u siebie).
My już naprawdę nie wiemy jak Mladenovicia można zreformować. On sam twierdził jeszcze jesienią, że pracuje nad sobą, że się stara, że próbuje kontrolować nerwy. A później opieprza sędziego za to, że ten pokazał mu słuszną kartkę za ewidentną symulkę.
Filip, żyjemy w 2020 roku. Na stadionie są kamery. Dostęp do obrazu z kamer mają ludzie przed telewizorami, ale i sędziowie obsługujący system VAR. Jeśli próbujesz komuś wcisnąć kit, że w meczu z Legią byłeś faulowany, a kartka ci się nie należała, to na pewno robisz z kogoś głupka. I raczej tą osobą nie jest sędzia Musiał.
fot. FotoPyk