Wiadomo, że w Ekstraklasie trudno przewidywać cokolwiek w perspektywie jednego meczu, a co dopiero, jeśli zostało nam kilkanaście kolejek, ale, cholera, chyba trzeba nad tym pytaniem się porządnie zastanowić. Czy Legia zmiotła już swoją ligową konkurencję i do końca sezonu będziemy się już ekscytować tylko walką o wicemistrzostwo, jeśli chodzi o górę tabeli? Wiele wskazuje na to, że tak.
Słuchajcie, gdyby ekipa Vukovicia w każdym kolejnym meczu męczyła bułę, wygrywała po 1:0 dzięki przypadkowym karnym, rykoszetom, wrzutkom na aferę, ten tekst by nie powstał. Tak jak nie powstał rok temu – wówczas trochę wcześniej, bo po 23. kolejce, Lechia miała siedem punktów przewagi nad Legią. Tylko pamiętamy, jak inny był to zespół. Docenialiśmy gdańszczan za skuteczność, ale musieliśmy mieć w pamięci fakt, że w części meczów dużą rolę grało po prostu szczęście, wiele spotkań było mocno na styku i Lechia nie wyglądała na drużynę, która bez problemu mogłaby dowieźć tę przewagę do końca.
LEGIA W NIEDZIELĘ POKONA PIASTA? KURS BETFAN TO 1.46
I nie dowiozła, ba, spadła na trzecie miejsce.
A Legia – czy ktoś tego chce, czy nie – prezentuje się zupełnie inaczej. Zobaczmy na jej statystyki przeciwko rywalom w 2020 roku.
Średnie posiadanie piłki: 57% – 43%
Strzały: 93 – 39
Strzały celne: 45 – 15
Rzuty rożne: 31 – 16
Sprinty: 587 – 489
Dystans w sprincie: 10,94 km – 9,3 km
Wygrane pojedynki: 487 – 420
Przewagę widać na każdym polu. Legia strzela jak opętana, bierze piłkę dla siebie, jest świetnie przygotowana fizycznie i pewna siebie. Nie ma co gadać, że terminarz był jakiś super prosty, bo Wojskowi ograli między innymi wicelidera i Lechię w Gdańsku – a to drugie przyszło im z największą łatwością od dawna.
A jak wygląda to w przypadku również chwalonego Lecha?
Średnie posiadanie piłki: 61% – 39%
Strzały: 113 – 69
Strzały celne: 43 – 22
Rzuty rożne: 52 – 26
Sprinty: 511 – 538
Dystans w sprincie: 9,95 km – 10,2 km
Wygrane pojedynki: 407 – 381
Też jest nieźle, ale pamiętajmy, że liczbę strzałów mocno podbił mecz z grającą w dziesięciu Lechią, ponadto Kolejorz nie wypracował przewagi w fizyczności, różnica w pojedynkach też jest zdecydowanie mniejsza niż u Legii.
Wracając jeszcze na moment do Lechii – wówczas ekipa Stokowca posypała się również dlatego, bo brakowało jej ławki. Kontuzje, zmęczenie i kartki kluczowych graczy były olbrzymim obciążeniem dla trenera, który musiał ratować się nieograną młodzieżą, co musiało się skończyć zaciągnięciem hamulca ręcznego. Vuković tego kłopotu nie powinien uświadczyć.
Kadra Legii jest szeroka. Wczoraj nie mógł grać Martins? Nie ma problemu, jego miejsce zajął Gwilia. Ważyły się losy Antolicia? Pod ręką był Slisz. Wszołek, który w każdym innym klubie grałby wszystko po 90 minut, z Cracovią mógł zacząć z ławki i dostać mniej niż pół godziny. Kompletnie na margines zesłany jest Stolarski, a pewnie znalazłby podstawową jedenastkę w więcej niż połowie ligi. I tak dalej, i tak dalej. Czepiać można się jedynie napastnika, bo Kante to użyteczny gość, ale też nie żaden super strzelec, z kolei jakości Pekharta nie znamy. Natomiast… tutaj pokazuje się kolejna siła Legii.
Każdy może tam strzelić bramkę i zacięcie się jednego ogniwa nie spowoduje katastrofy. W lidze cztery lub więcej bramek strzelało dla Wojskowych sześciu zawodników. Dla porównania:
– w Cracovii było ich trzech,
– w Śląsku dwóch,
– w Lechu trzech.
To duży kapitał Legii, który ma odzwierciedlenie całościowe, bo Legia ma zdecydowanie najwięcej bramek w lidze i jako jedyna przekracza barierę dwóch goli na mecz. Drugiemu Lechowi do takiej średniej brakuje aż sześciu trafień.
Zbierając to wszystko do kupy, można obawiać się – patrząc z perspektywy emocji – że nic w temacie walki o tytuł się nie zmieni. Potrzebna by była jakaś katastrofa w Warszawie, zmiana kursu o 180 stopni, by Legia miała się zatrzymać. Wiecie, kiedy po raz ostatni lider miał tak dużą przewagę w lidze po 25 kolejkach? Sezon 07/08, Wisła Kraków:
15 oczek przewagi, czyli jeszcze więcej niż ma Legia teraz, ale to też wiele pokazuje: żeby znaleźć przepaść rozmiarów co najmniej dziewięciu punktów, trzeba się było cofnąć ponad dekadę do czasów wiślackiego molocha. Często narzekaliśmy, że nie mamy w Ekstraklasie lidera z prawdziwego zdarzenia, a teraz go mamy.
Nie odpowiemy na pytanie z początku jednoznacznie, bo futbol nie takie cuda widział, ale powiemy tak: jeśli Legia nie zdobędzie mistrzostwa, będziemy zszokowani. Po drugie będzie to kompromitacja samego zespołu. Ale, sorry, ta ekipa nie wygląda, by przynajmniej na polskim podwórku miała ochotę zaliczać wpadki.
Fot. FotoPyk