Reklama

Arka była dziś gorsza nawet od murawy w Gliwicach

redakcja

Autor:redakcja

04 marca 2020, 23:12 • 3 min czytania 11 komentarzy

Trudno znaleźć w słowniku ludzi kulturalnych słowa, które opiszą postawę Arki Gdynia w dzisiejszym starciu z Piastem Gliwice. Totalne dno plus kilka metrów mułu. Po prostu nic się w grze gdynian nie kleiło. Defensywa dziurawa, środek pola z kretesem przegrany, skrzydła martwe, no i jeszcze ten absurdalny Fabian Serrarens na szpicy. Aktualni mistrzowie Polski odnieśli dziś zatem prawdopodobnie najłatwiejsze zwycięstwo w sezonie, choć prawdę mówiąc to Waldemar Fornalik i tak powinien swoich podopiecznych w szatni obsztorcować.

Arka była dziś gorsza nawet od murawy w Gliwicach

Strzelić tak dysponowanej Arce zaledwie jednego gola?! To jednak powód do lekkiego zawstydzenia.

Właściwie od samego początku spotkania widać było, kto będzie na boisku niepodzielnie rządził. Piast wyszedł bowiem na potwornie bagnistą murawę gliwickiego obiektu usposobiony bardzo ofensywnie – z trójką środkowych i duetem wahadłowych obrońców. W praktyce jednak Martin Konczkowski i Mikkel Kirkeskov obrońcami byli tylko z nazwy, ponieważ na boisku poczynali sobie niczym skrzydłowi. I niby wszyscy w Polsce wiedzą, że jeżeli tej dwójce da się w bocznych sektorach boiska dużo swobody, to oni swoimi oskrzydlającymi akcjami mogą fantastycznie napędzić ofensywę Piasta. A jednak Aleksandar Rogić i jego współpracownicy dali się zaskoczyć.

Arka nie miała żadnej odpowiedzi na Konczkowskiego i Kirkeskova, którzy otrzymywali mnóstwo piłek od środkowych pomocników i znaczną część z nich zamieniali w bardzo groźne dogrania w pole karne. Piast już przed przerwą miał na koncie 12 strzałów, z czego 7 celnych. Do tego aż 9 rzutów rożnych. Po prostu miazga. Brylował zwłaszcza prawy wahadłowy gliwickiej drużyny.

To był ten Martin Konczkowski, którego pamiętamy z poprzedniego, mistrzowskiego sezonu. Strasznie zgnębił Jakuba Wawszczyka, lewego obrońcę Arki. Elektryczny i wiecznie spóźniony Damian Zbozień lepiej po przeciwnej stronie boiska nie wyglądał.

Reklama

Mimo wszystko – to nie w świetnie pracujących skrzydłach tkwiła największa siła gospodarzy w dzisiejszym spotkaniu. Kluczowa była praca podopiecznych Fornalika w środku pola, gdzie kapitalną robotę wykonali Sebastian Milewski z Patrykiem Sokołowskim, ale jeszcze większym dominatorem tej strefy boiska okazał się Tomasz Jodłowiec. Doświadczony pomocnik rozegrał dziś naprawdę wspaniałe zawody – odbierał, rozgrywał, dominował fizycznie, groził uderzeniami z dystansu, wygrywał pojedynki powietrze. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jakiejś brameczki bądź asysty. Jeden „Jodła” miał w sobie więcej kreatywności – co w jego przypadku nie jest takie znowu oczywiste – i werwy niż cała drużyna gości razem wzięta.

Jedynego gola w dzisiejszym spotkaniu zapisał natomiast na swoim koncie poszukujący od dawna strzeleckiego przełamania Piotr Parzyszek, przytomnie dobijając do pustaka uderzenie posłane w słupek przez Jorge Felixa. Akcja bramkowa dość dobrze podsumowuje ogólną postawę Arki w dzisiejszym meczu. Beznadziejne ustawienie całego zespołu w połączeniu z karygodnymi błędami indywidualnymi.

Piast miał w polu karnym ledwie dwóch zawodników, Arka pięciu. Nic jednak z trzej przewagi liczebnej gości nie wynikało. Felix mijał rywali jak tyczki na treningu, a Parzyszek bez większych kłopotów dostawił szuflę.

W sumie to chętnie byśmy jeszcze kilka komplementów pod adresem gospodarzy posłali, ale mamy im jednak trochę za złe, że nie wygrali spotkania wyżej. Prawie się to zresztą na ekipie Piasta zemściło, bo w końcowej fazie meczu Arka przeprowadziła swoją jedyną składną akcję i gdyby tylko Nemanja Mihajlovic wytrzymał ciśnienie, gliwiczanie mogli w wyjątkowo frajerski sposób stracić dwa punkty. Ale tak się nie stało. Piast ostatecznie skromne, jednobramkowe prowadzenie dowiózł do końcowego gwizdka arbitra. To oznacza, że żółto-niebiescy mają już pięć punktów straty do trzynastej w tabeli Wisły Kraków i pięć punktów przewagi nad zamykającym stawkę ŁKS-em.

Robi się naprawdę nieciekawie, a jeśli dorzucimy do tego ewidentnie nie najlepszą atmosferę w drużynie – świadczy o niej choćby rozmówka z Michałem Nalepą w przerwie i mowa ciała niektórych zawodników w trakcie spotkania – to naprawdę coraz trudniej uwierzyć, by Arka miała się na finiszu sezonu cudownie odbudować. Szalonego zwycięstwa z Rakowem nie udało się chyba w Gdyni wykorzystać.

Reklama

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...