W poniedziałkowej prasie, gdzie jak zwykle przede wszystkim relacje meczowe z weekendu, zdecydowanie na pierwszy plan wybija się relacja z wizyty Łukasza Olkowicza w Częstochowie, gdzie spędził cały dzień ze sztabem szkoleniowym Rakowa. Po czym rozpisał go w „Prześwietleniu”.
GAZETA WYBORCZA
Erling Braut Haaland, czyli wybryk, o którym nie śniło się filozofom.
Nie wiadomo, czy kiedykolwiek doścignie tercet najwybitniejszych współczesnych snajperów, ale wystartował potężniej. Messi i Ronaldo jako nastolatki wydawali z siebie pojedyncze błyski, to była burza nadciągająca powoli i pomrukująca z oddali, a nasz Lewandowski dopiero marzył o ucieczce z wertepów polskiej tzw. ekstraklasy – tymczasem urodzony w lipcu 2000 r. Haaland wystrzelił piorunami 100 sekund po jesiennym przywitaniu się z Ligą Mistrzów, jeszcze przed zejściem na przerwę uzbierał trzy gole, po tamtym trzęsieniu muraw napięcie wyłącznie rosło, aż dożyliśmy do tu i teraz, gdy wraz z Polakiem z Bayernu lideruje klasyfikacji najskuteczniejszych. Nikt bezczelnego smarkacza nie nauczył, że starszym należy się odrobina szacunku.
To wybryk natury, jak wszyscy przywołani wyżej megagwiazdorzy. Ale zupełnie inny.
DNA Legii odbudowane? Tak twierdzi Piotr Wesołowicz na łamach „GW”.
Choć jeszcze późną jesienią fani domagali się odejścia Vukovicia, a Mioduskiemu zarzucali zrobienie z Legii przeciętniaka, wydaje się, że klub z Łazienkowskiej odbudował uszkodzone DNA.
– Zmienił się nasz styl, wprowadzamy młodych, którzy są siłą napędową zespołu, a atmosfera w szatni jest bardzo dobra. Po okresie zmian udało nam się wejść na właściwą drogę – słyszymy przy Łazienkowskiej.
Dla klubu, w którym stanem permanentnym jest raczej burza, to kojąca odmiana. Także dla Vukovicia, który od początku pracy w roli pierwszego trenera był uzbrojony w pancerz, wiedząc, że w Legii od euforii do przewrotu wystarczy chwila słabości. Serb w rundzie rewanżowej operuje dobrze naoliwioną maszyną. W trzech meczach legioniści wbili aż dziewięć goli, zdobyli siedem punktów, u siebie wygrali ostatnich siedem meczów. A do tego grają tak, że miło popatrzeć.
RZECZPOSPOLITA
W „RP” duży wywiad z Andrzejem Strejlauem. Między innymi o stosunkach z Jackiem Gmochem, ale też o… Twitterze.
O Twitterze mówi 80-letni mężczyzna…
– A dlaczego nie? Rozwijamy się przez całe życie. Po meczu Wisła Kraków – Jagiellonia Białystok – 3:0 dla Wisły – powiedziałem, że Wisła grała świetnie, że wrócił doświadczony Błaszczykowski, człowiek z charyzmą. Dziennikarz zapytał mnie, jak oceniam Jagiellonię. Odpowiedziałem, że punktualnie przybyła na mecz. To był koniec komentarza i za to się na mnie w Białymstoku obrazili.
Nie wszyscy mieli tyle uroku co Górski. Jacek Gmoch już nie był tak koncyliacyjny i nie podajecie sobie ręki do dziś. Dlaczego?
– Chodziło o jedno stwierdzenie Jacka, że Górski za dużo pił, że on za mnie i za niego musiał pracować. To nie jest prawda. Zawsze mówiłem, że ręki mu nie podam i nie podaję do dziś. Podczas mistrzostw świata siedzieliśmy jednak w studiu Polsatu przy jednym stole…
I nie tylko się do siebie nie odzywaliście, ale nawet na siebie nie patrzyliście.
– To są dwie różne rzeczy: sprawy zawodowe i sprawy życiowe. Gdyby Gmoch znalazł się w potrzebie życiowej, to ja bym mu pomógł. On się kierował innymi sprawami, żył w innym otoczeniu, popierały go inne osoby. Nie należeliśmy do tego samego świata.
FAKT
Skandaliczne zachowanie kibiców Lechii w Poznaniu przyćmiło naprawdę dobry, żywy mecz.
W drugiej połowie ludzie uważający się za kibiców Lechii wystrzelili race na sektor za bramką, gdzie siedzieli kibice Lecha, niektórzy z dziećmi…
Przerwano mecz i przyznano Lechowi walkowera? A skąd! Po raz kolejny chuligani wygrali ze zdrowym rozsądkiem.
Początek Krzysztofa Piątka w Hercie Berlin daleki jest od wymarzonego.
Wprawdzie Polak ma stałe miejsce pierwszym składzie Herthy, ale nadal czeka na swoją pierwsza zdobytą bramkę w lidze niemieckiej.
Jego klub w sobotę po raz kolejny skompromitował się przed swoją publicznością na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Przegrał z 1. FC Koeln aż 0:5! Piątek rozegrał cały mecz, ale nie był to dobry występ.
SUPER EXPRESS
Robert Lewandowski ma za sobą kolejny świetny weekend.
Przed tym meczem zagadką dla kibiców nie było to, kto wygra, a iloma bramkami zwycięży Bayern. Rzeczywistość okazała się jednak zaskakująca. Mistrz Niemiec grał słabo, Manuel Neuer popełnił katastrofalny błąd, a ostatnia drużyna w tabeli zaciekle walczyła o zwycięstwo. Lewandowski najpierw trafił do siatki w 70. min (na 2:1), ale potem Paderborn wyrównał. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się sensacyjnym remisem, Lewandowski w 88. min strzelił gola na wagę trzech punktów. Przy obu golach Polaka asystował Serge Gnabry.
– Lewandowski wykorzysta każdą akcję, jaką mu stworzymy (…) – zachwycał się kolega „Lewego” z drużyny, Alphonso Davies.
SPORT
Przy okazji świętowania 100-lecia Śląskiego Związku Piłki Nożnej, w Operze Śląskiej w Bytomiu pojawił się między innymi Zbigniew Boniek, z którym porozmawiał Maciej Grygierczyk. Są komentarze do reformy, ale i spraw dotyczących Śląska – wyzwań stojących przed piłką w województwie, planach odnośnie Stadionu Śląskiego w kontekście między innymi kolejnej edycji Ligi Narodów.
Czy Stadion Śląski mieści się w planach PZPN na kolejną edycję Ligi Narodów?
– Wiemy dobrze, że mecze reprezentacji Polski możemy rozgrywać na pięciu stadionach: w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie i na Śląskim. Nie mamy innej możliwości, musimy się poruszać na określonym poziomie. 3 marca czeka nas losowanie Ligi Narodów. Zobaczymy, z kim zagramy, w jakich terminach. Mecze w Polsce czekają nas we wrześniu, październiku i listopadzie. Po jednym. Wtedy podejmiemy decyzję. Nasze relacje ze Śląskim ZPN są bardzo dobre. Sekretarz generalny zdzwoni się z prezesem Kulą i zobaczymy, jakie są możliwości, by coś jesienią na Śląskim się działo. Nie chcę składać deklaracji – to niepotrzebne, nie jestem politykiem – ale powiem, że na koniec będzie dobrze.
18-zespołowa liga będzie lepsza?
– Nie tyle lepsza, ile normalna. Posłużmy się przykładem z ubiegłego roku. Mistrz Polski wywodzi się ze Śląska. Piast Gliwice po podziale na grupy miał 7 punktów straty do Legii, a potrafił to odrobić. Wisła Kraków, która po 30 kolejkach plasowała się na 9. miejscu, już nie mogła odrobić 6 punktów do czwartej Cracovii. Wydaje mi się, że piłka w każdym poważnym kraju musi opierać się na normalności. Mistrzem powinna być drużyna, która jest najlepsza przez dziewięć miesięcy, a nie jeden. Będę stale powtarzał, że zmiana formatu rozgrywek nie spowoduje zmiany poziomu. O tym decyduje management, ludzie, mądrość kupowania piłkarzy, inwestowania w Polaków, umiejętna taktyka i wiele innych kwestii. Z waszego województwa wywodzi się taka drużyna, jak Raków Częstochowa, która w tym sezonie w żadnym meczu nie grała na własnym boisku. Gdyby zrobić dzisiaj przetarg na piłkarzy Rakowa, to podejrzewam, że zainteresowanie wzbudziłby jeden, może dwóch. Okazuje się jednak, że grają fajną piłkę, są zorganizowani, odpowiednio wyglądają taktycznie i fizycznie. Czyli jeśli jest dobry właściciel, prezes, trener, to zrobienie piłki nie jest żadnym problemem.
Ciasto za gola. Sebastian Milewski z debiutanckim trafieniem w Piaście Gliwice.
Badia wypuścił na prawym skrzydle Rymaniaka, ten pognał w stronę pola karnego i idealnie dośrodkował właśnie do Milewskiego. Młody pomocnik przyjął piłkę, zgubił obrońcę i pokonał Michala Peskovicia. 21-latek w 43. meczu w ekstraklasie mógł świętować pierwszego gola. – Seba swoją pracą zasłużył na to. Jak powinien to uczcić? W tygodniu przyniesie ciasto drużynie i będzie w porządku – śmiał się po meczu Bartosz Rymaniak. – To jeden z fajniejszych wieczorów w życiu… – stwierdził z kolei bohater mistrzów Polski.
Górnik przegrał ze Śląskiem, a jego kadra została uszczuplona o kolejne nazwisko – na wypożyczenie poszedł Ishmael Baidoo.
Po Juanie Bauzie, który do końca sezonu wypożyczony został do drugoligowego rumuńskiego klubu FK Csikszereda, przyszła kolej na innego z zagranicznych graczy górniczej kadry – Ishmaela Baidoo. Został on wypożyczony do końca sezonu do słowackiego drugoligowca FK Żeleziarne Podbrezova. W trwającym sezonie 21-letni pomocnik wystąpił w sześciu spotkaniach PKO Ekstraklasy. Nowy klub Ghańczyka zajmuje 7. miejsce w II lidze słowackiej z dorobkiem 25 punktów.
8 straconych przez Zagłębie Sosnowiec goli w ostatnich dwóch sparingach przed ligą nie napawa optymizmem. Klubowie z Sosnowca nie pomógł z kolei z przodu piłkarz z MLS w CV – Japończyk Masato Kudo.
W pierwszym meczu z Odrą Opole sosnowiczanie ulegli rywalom aż 1:5. Co prawda na boisku pojawiło się kilku młodych graczy z akademii Zagłębia, ale trener Dudek posłał w bój m.in. Fabiana Piaseckiego czy Kacpra Radkowskiego, a więc piłkarzy pierwszego składu. W tej sytuacji rozmiary porażki i jej styl muszą niepokoić.
Od pierwszej minuty na boisku pojawił się testowany Japończyk Masato Kudo. Pił- karz rodem z Azji ma w swoim bogatym CV tytuł mistrza swojego kraju, a także występy w amerykańskiej MLS, ale w sobotę nie zaprezentował nic, co wskazywałoby na to, że jego osoba rozwiąże problem ze znalezieniem konkurenta do gry w ataku dla Piaseckiego, który zresztą zdobył honorową bramkę dla sosnowiczan.
Z lepszej strony pokazało się przed startem I ligi zagraniczne wzmocnienie obrony GKS-u Tychy. Wilson Kamavuaka wszedł na 25 minut i pokazał zalążki dobrej gry.
Ustawienie 17-letniego Jana Biegańskiego na pozycji defensywnego pomocnika świadczy o tym, że tyszanie mogą mieć wiosną doświadczone skrzydła, na których rozpoczęli grę Sebastian Steblecki i Wojciech Szumilas. Pomiędzy nimi zagrał Dario Kristo, ale trzeba pamiętać, że do dyspozycji Ryszarda Tarasiewicza jest jeszcze Keon Daniel, do którego szkoleniowiec tyszan ma ogromne zaufanie i dlatego… nie wystawił gracza z Trynidadu i Tobago, narzekającego na lekki uraz. A jest jeszcze nowy w zespole Wilson Kamavuaka, który pokazał się tyskim kibicom i w debiucie, grając 25 minut, udowodnił, że mogą mieć z niego pociechę. Razem z nim do gry wszedł młodzieżowiec Dominik Połap jako alternatywny skrzydłowy.
Lewandowski coraz bliżej rekordu Gerda Muellera.
Legendarny „Der Bomber”, najlepszy napastnik w historii niemieckiego futbolu, w sezonie 1971/72 zdobył w Bundeslidze aż 40 goli (dokładając do tego 17 asyst!), co jak do tej pory pozostaje nieosiągalną granicą. Lewandowski ma w tej chwili 25 bramek na koncie (i 3 asysty), do końca zostało 11 kolejek, więc jeśli utrzyma tempo trafiania do siat- ki, na pewno „zakręci się” wokół wyniku Muellera.
W tym roku kalendarzowym Bundesliga rozegrała sześć meczów, „Lewy” zdobył sześć bramek, nie strzelając tylko w spotkaniu z – równie potężnym, co Bayern – Lipskiem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jose Kante miał problemy ze ścięgnem, dlatego nie dograł meczu z Jagiellonią i nie miał szansy skompletować hat-tricka.
Teraz panu łatwiej o bramki, bo odszedł Jarosław Niezgoda? Dzięki temu ma pan pewne miejsce w składzie, a jesienią – mówiąc w pewnym uproszczeniu – graliście na zmianę?
– Teraz gram więcej, ale dołączył do nas Tomaš Pekhart, więc sytuacja się nie zmieniła. On także strzelił gola i liczę, że będzie skuteczny jak Niezgoda. Cieszę się, że udało mu się zdobyć bramkę.
Na razie zmienił pana w 72. minucie. Z tego powodu stracił pan okazję na hat tricka.
– Nie podchodzę do tego w ten sposób. Miałem pewne problemy zdrowotne.
Może pan to wyjaśnić?
– Poczułem ból w ścięgnie. Dla mnie korzystniejsze było zejście z boiska, a dzięki temu Tomaš mógł zagrać ponad 20 minut. Trener podjął dobrą decyzję. Zawodnik wszedł na boisko i w debiucie strzelił gola, co dodało mu pewności siebie.
Piast chce się rzutem na taśmę wzmocnić w ataku. Na celowniku Węgier z ligi słowackiej, którego dobrze znają już w Krakowie.
Słowacki serwis internetowy bumm.sk poinformował, że 24-letni napastnik drużyny DAC Dunajska Streda może wzmocnić gliwiczan. Vida dobrze się spisuje w lidze słowackiej. W obecnych rozgrywkach w 19 meczach oprócz 7 goli zaliczył także 3 asysty.
W poprzednim sezonie strzelił 8 goli i miał 4 asysty. Latem 2019 roku wystąpił w 1. rundzie kwalifikacji do Ligi Europy z Cracovią. W pierwszy meczu zremisowanym 1:1 zaliczył asystę. W rewanżu w Krakowie było 2:2 i Słowacy wyeliminowali polski zespół.
Wielkie liczenie punktów w Śląsku. Trzy kolejne, bardzo trudne mecze pokażą, o co wrocławianie będą grać w tym sezonie.
Niedziela – mecz z Zagłębiem w Lubinie, środa – wizyta Korony we Wrocławiu, sobota – starcie z Jagiellonią w Białymstoku. Łącznie siedem dni, które mogą mieć gigantyczne znaczenie dla Śląska. Wrocławianie, którzy po pokonaniu zabrzan (2:1) mają 39 punktów, mogą ostatecznie wyłamać z zawiasów wrota do upragnionej grupy mistrzowskiej. Każdy wynik lepszy niż cztery oczka w tych trzech meczach praktycznie przesądzi sprawę. Od momentu osiągnięcia magicznej bariery 44–45 punktów zacznie się już budowanie kapitału, by o coś w górnej połowie grać, a nie tylko by się w niej znaleźć.
W poprzednich dwóch sezonach skład, budowany wtedy w dużej mierze w oparciu o zawodników będących dawno po trzydziestce, miał problem z taką intensywnością spotkań. Granie co tydzień – OK. Ale trzeci mecz w okresie siedmiu dni? O, wtedy już pojawiały się kłopoty z regeneracją, zwłaszcza kiedy brakowało na nią czasu, za to trzeba było trochę pojeździć autokarem po całej Polsce. Na to jeszcze nakłada się niedawna wypowiedź trenera Vitezslava Lavički, który udzielił obszernego wywiadu dla czeskiego „Blesku”. Wyznał w nim, że podejmując zeszłej zimy pracę ze Śląskiem, w pewnym momencie musiał zmniejszać intensywność treningów, żeby mieć pewność, że jego zawodnicy to przetrwają.
Rzut karny jak pokuta w naszej lidze – pisze w poniedziałkowym felietonie Antoni Bugajski.
Rzut karny w ekstraklasie nabiera nowego znaczenia. Jest karą dla egzekutora, który pudłuje z 11 metrów. Niby nic prostszego: trafić w światło bramki z tak bliskiej odległości, dać się wykazać bramkarzowi. Ale naszych ligowych strzelców ostatnio to przerasta. Teraz przerosło Zvonimira Kožulja.
Mówią, że życie nie znosi pustki, że na scenie jednego bohatera szybko zastępuje inny, bo przedstawienie musi trwać. Wszystko prawda, ale zwłaszcza w sporcie nikt nie może zagwarantować, że zmiana bohaterów nie nastąpi ze szkodą dla jakości. W ubiegłym sezonie bohaterem Pogoni był Kožulj. Bośniak z chorwackim paszportem wyrastał ponad poziom. Imponowały głównie mocne i pomysłowe strzały z dystansu, po których piłka chętnie trzepotała w siatce, dając drużynie bezcenne punkty. Jego rola była jednak szersza, bo odznaczał się też szczodrością w obdarowywaniu kolegów asystami. Bez niego Pogoń po fatalnym początku nie zdołałaby się przedrzeć do górnej ósemki, a przecież po pierwszych miesiącach bezpieczne utrzymanie wydawało się szczytem marzeń. Dopiero potem zmieniło się na lepsze za sprawą takich piłkarzy jak Kožulj.
Łukasz Olkowicz spędził dzień ze sztabem szkoleniowym Rakowa. Jak beniaminek ogranicza udział przypadku w jego wynikach? Dzień Marka Papszuna i Goncalo Feio zaczyna się już o 5:15 na Dworcu Dentralnym w Warszawie, Papszyn kończy go dopiero o 19:50 w budynku klubowym w Częstochowie.
13:12
Najczęstszym gościem u Papszuna jest Feio. Teraz przyszedł dopytać się o szczegóły dotyczące drugiego treningu.
– Celem jest dośrodkowanie, tylko jak do niego dojść – zaczyna się dyskusja.
– Co, schematy?
– Nie, oni muszą sami rozwiązać sytuację – rozstrzyga Papszun.
Trwa operacja „Arka”. Piłkarze przewidziani do pierwszej jedenastki nazywani są składem modelowym. Pozostali mają jak najwierniej odwzorowywać grę Arki. O to dba już Feio, który przeanalizował mecze gdynian. Szkoleniowcy Rakowa przewidują, że w Gdyni gospodarze zaatakują wysokim pressingiem i tak właśnie mają wyglądać zajęcia do tego meczu.
Papszun mówi, że odprawa to wyzwanie. Nie część dotycząca taktyki (ta już dawno została wyszlifowana), ale motywacyjna. Jakie słowa dobrać, żeby trafiały do piłkarzy? Co zrobić, żeby pociągnąć ich za sobą? Na odprawie przywita ich slajd z napisem: „200 procent każdy. Zapierdzielać – szybko się przestawiać”.
Trener tłumaczy: – Trzeba nastawić się na destrukcję, a po odbiorze piłki jak najszybciej się przestawić, co już takie łatwe nie jest. Dlatego podkreślamy fazę przejścia z obrony do ataku.