Reklama

Jedyny niezawodny element w Lechu: dzieciaki

red

Autor:red

24 lutego 2020, 14:38 • 5 min czytania 0 komentarzy

Lech Poznań w ostatnich latach popełnił jakieś tysiąc błędów, myląc się każdego miesiąca, może nawet każdego tygodnia. Zresztą, o tym jak marnotrawiony był potencjał poznaniaków najlepiej świadczą wypowiedzi losowane przez konto “Piotr Rutkowski Bot” na Twitterze. A to Nicki Bille Nielsen bardziej odpowiedni pod względem charakteru od Nemanji Nikolicia. A to trener Djurdjević trenerem na lata. A to Bjelica z charakterem zwycięzcy, a to Bjelica bez charakteru zwycięzcy, sami wiecie. 

Jedyny niezawodny element w Lechu: dzieciaki

Tak, Lech mylił się wielokrotnie przy ocenie piłkarskich umiejętności ściąganych do klubu zawodników. Tak, Lech mylił się wielokrotnie przy negocjacjach z piłkarzami, menedżerami i innymi klubami. Tak, Lech mylił się wielokrotnie przy zatrudnianiu i zwalnianiu trenerów, mylił się na boiskach, w gabinetach, w dialogu z trybunami i mediami.

Ale patrzymy na ostatnie pięć sezonów i widzimy jeden element, który praktycznie nie zawodzi: młodzież.

Dlaczego pięć sezonów? Cóż, największa dysproporcja pomiędzy jakością wychowanków a piłkarzy z zagranicy miała miejsce właśnie w sezonie 2015/16. Lech próbując bronić mistrzostwa Polski przy jednoczesnej walce na europejskich arenach, straszliwie się zakręcił. Wystarczy spojrzeć na ówczesne transfery – Denisa Thomallę, Nicki Bille Nielsena, Vladimira Volkova czy Sisiego, by w pełni ujrzeć jak głęboki był problem Lecha. A ludzie z akademii? A ludzie z akademii trzymali swój stały poziom.

Trzech najlepszych obrońców? Marcin Kamiński, Tomasz Kędziora Robert Gumny, tak wynika z naszych not, ale tak też wynika z prostego odbioru gry Lecha Poznań w omawianym okresie. Najlepsi pomocnicy? Obok Darko Jevticia to przede wszystkim Karol Linetty. Napad? Najwyżej oceniany był oczywiście Dawid Kownacki, który zdobył w lidze więcej bramek niż Marcin Robak i Nicki Bille razem wzięci.

Reklama

A przecież trzeba pamiętać, że bardzo udany finisz sezonu zaliczył już wówczas Kamil Jóźwiak, który wiosną 2016 roku zaliczył premierowego gola i asystę. Z całej brygady zawodził wyłącznie Dariusz Formella, jedyny minus na wizerunku młodocianych lechitów, który ewidentnie nie poradził sobie z wymogami, jakie stawiała gra dla “Kolejorza”. Bilans jest jasny – na siedmiu wprowadzonych do składu ludzi, sześciu grało o wiele lepiej niż którykolwiek z zagranicznych zbawców Lecha. Zwłaszcza, że okienko transferowe się lechitom wybitnie nie udało – w zalewie bylejakości na plus wyróżniali się chyba tylko Gajos i Tetteh.

Kolejny sezon już w nieco mniejszym stopniu, ale utrzymał ten wyraźny trend: ludzie z Poznania grali nieźle, ludzie do Poznania zakupieni – bardzo średnio. Bardzo przyzwoity sezon i zdecydowany skok jakościowy zaliczył Kownacki, któremu zabrakło tylko jednego trafienia do “dychy Kownasia” – a wynik na pewno byłby lepszy, gdyby nie stracona jesień. Nadal poniżej pewnego poziomu nie schodził Tomasz Kędziora, gdy już dostał szansę – nieźle wypadł też Jóźwiak. Ale w sezonie 2016/17 przede wszystkim eksplodował Jan Bednarek, kolejny człowiek z tej stajni, który z miejsca stał się wyróżniającą postacią, jednym z najlepszych obrońców, a może i najlepszych piłkarzy całego Lecha. Pamiętajmy – to był sezon, gdy Lecha nie było w Europie, więc i siłą rzeczy rotacji było sporo mniej. Do tego dochodziła dość gruntowna przebudowa wymuszona właśnie odejściem wychowanków.

Nie ma co się oszukiwać – najbardziej udane próby zastąpienia poszczególnych piłkarzy to właśnie zastępowanie solidnych absolwentów akademii innymi dzieciakami. W ten sposób Bednarek z nawiązką uzupełnił lukę po Kamińskim, w ten sposób Gumny, zresztą wprowadzany bardzo mądrze, był w stanie na koniec sezonu zastąpić Kędziorę. Gdy trzeba było poszukać wzmocnień poza akademią, kończyło się Radutami czy Kokaloviciami.

Ale okej, nie bądźmy populistami. Fakt, w sezonie 2017/18 znów najlepszym obrońcą według naszych not był Gumny, a jednym z najlepszych pomocników Jóźwiak, jednak do mistrzostwa Lecha nieomal zanieśli przede wszystkim Dilaver, Gytkjaer czy Makuszewski. O tym, że receptą na wyniki nie jest wyłącznie wystawienie jak największej liczby wychowanków przekonał się zresztą Ivan Djurdjević, który musiał poczuć rozczarowanie występami Marcina Wasielewskiego czy Macieja Orłowskiego, już w sezonie 2018/19.

Z drugiej strony właśnie w ubiegłym sezonie od kapitalnej strony pokazali się już nie tylko Gumny czy Jóźwiak, ale też Filip Marchwiński (śr. not 5,00, 2 gole, asysta i kluczowe podanie mimo niewielkiej liczby minut), a lepsze momenty miał nawet Mateusz Skrzypczak. Gdybyśmy mieli podsumować całość w sezonach od 2015/16 do końca sezonu 2018/19, zestawienie wypadałoby bardzo pozytywnie dla akademii. Ale przecież to byłoby nie fair wobec Jakuba Modera czy Tymoteusza Puchacza, o Jakubie Kamińskim czy mistrzu Polski, Pawle Tomczyku, nie wspominając.

Jeśli doliczymy ten ostatni kwartet, mając świeżo w pamięci wczorajszą tyrkę Kamińskiego czy uderzenie Modera – mamy prawdziwy nokaut. Lech próbował w ostatnich pięciu sezonach wprowadzić ponad piętnastu zawodników, spośród których nie wypaliło może trzech. Na te oczywiste zawody – Formellę, Orłowskiego czy Wasielewskiego – przypada cała kawalkada doskonałych zawodników, od Linettego i Kownackiego, aż po błyszczących obecnie Kamińskiego, Marchwińskiego i Modera. Czy za wcześnie ich pompujemy? Kurczę, może i tak, ale pamiętajmy, że poruszamy się w określonym ekosystemie. Porównajmy sobie skuteczność pod względem wprowadzania do gry wychowanków ze skutecznością na rynku transferowym. Innymi słowy: wyobraźmy sobie, że na szesnaście transferów Lecha wypala dwanaście, z czego siedmiu piłkarzy staje się dość szybko bezdyskusyjnymi gwiazdami ligi.

Reklama

Tu jednak pojawia się pytanie o politykę Lecha Poznań. Pamiętne zidanes y pavones w Realu Madryt oznaczało, że wychowanków obudowują absolutne topowe gwiazdy. Abstrahując od tego jak to się udało zrealizować w stolicy Hiszpanii, trzeba sprawdzić, czy wnioski wyciągną w stolicy Wielkopolski. Coraz częściej wydaje nam się, że poznańskiej młodzieży wystarczy kilku liderów gwarantujących natychmiastową jakość, zamiast kilkunastu średniaków “poszerzających kadrę”. Wielki dramat z obsadą prawej obrony szybko rozwiązano Kamińskim, luki na skrzydłach też zapchano wychowankami. Zamiast kilku średnich transferów zrobiono jeden duży – zakupiono za duże pieniądze Daniego Ramireza.

Pozostają tylko dwie wątpliwości. Czy w Lechu ta strategia to element szerokiego planu, czy nieudolność w rozmowach z różnymi Lopezami czy Jovanciciami? No i czy ta cała dzieciarnia będzie w stanie utrzymać szalenie wysoki poziom z pierwszych trzech wiosennych kolejek?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...