Jakiś czas temu po sieci krążyła grafika, która dumnie przedstawiała, że Polska jest białym punktem na mapie zamachów w Europie. Chyba jednak wypada dokonać korekty, bo zamachy przeprowadzane są u nas regularnie. Z tym, że w naszym kraju terroryści ubierają klubowe barwy i są usprawiedliwieni. Nic to, że ostrzelają lub obrzucają pirotechniką niewinnych ludzi, w miejscu publicznym, na terenie imprezy masowej. Mienią się kibicami, więc są bezkarni i służby mają to gdzieś, bo – na szczęście – w wyniku ich zamachów nikt jeszcze nie zginął.
Dziś w Poznaniu szykował nam się ciekawy mecz. Co prawda Lech i Lechia w tym sezonie do czołówki nie należą, ale to wciąż marki, które przyciągają kibiców na stadion. Nic dziwnego, że w stolicy Wielkopolski zainteresowanie było spore i wielu fanów stawiło się na przeciwległej do „Kotła” trybunie, oczekując fajerwerków na boisku. Musieli nieźle zdziwić, bo rzeczywiście je zobaczyli, tyle że nad głowami. Jak coś takiego jest możliwe na meczu piłkarskim, imprezie masowej, podczas której bezpieczeństwo kilkudziesięciu tysięcy osób powinno być priorytetem? Prawdę mówiąc jesteśmy już zmęczeni odpowiedzią: nie wiemy. Nie wiemy, jak to jest, że co kilka miesięcy narażane jest życie i zdrowie setek, tysięcy osób i nikt z tym nic nie robi.
A to ktoś ostrzela z rakietnic sektory na Stadionie Narodowym, a to taki pocisk przeleci obok bramkarza podczas meczu, a to rodziny z dziećmi zostaną zasypane deszczem rac, bo troglodyci w szalikach stwierdzą, że poparzenie kibiców przeciwnej drużyny to dla nich świetna zabawa. Ten ostatni przypadek to nowość na liście przebojów „idioci w klubowych barwach próbują kogoś zamordować”. Dzisiaj uzbrojona grupa ludzi, pod pretekstem obejrzenia meczu swojej „ukochanej” Lechii Gdańsk, wybrała się do Poznania, gdzie dokonała zamachu na setki osób, które znalazły się w zasięgu fruwających rac. Podobno przed meczem przyjezdnych skontrolowano na tyle skutecznie, że ci nie wnieśli na stadion oprawy. Udało im się za to wnieść coś, co mogło wysłać do szpitala, albo i na cmentarz niewinnych ludzi, którzy po prostu przyszli popatrzeć sobie, jak 22 zawodników gra w piłkę.
Jak długo jeszcze będziemy udawać, że nic się nie dzieje? Ile razy w ostatnich latach środki pirotechniczne zostały użyte jako broń podczas meczów? Jak to jest, że po każdym z tych przypadków środowisko apeluje o reakcje, a ta znikąd nie nadchodzi? Poważnie czekamy, aż któryś z tych idiotów pójdzie na mecz w takim uzbrojeniu, będzie miał lepszego cela i wyśle kogoś na tamten świat? Dopiero kiedy kraj będzie żegnał ofiarę takiego ostrzału ktoś zorientuje się, że coś tu jest nie tak?
My wciąż naiwnie liczymy, że jednak do tego nie dojdzie. Że kiedy następnym razem banda ćwierćmózgów postanowi kogoś zabić, jej członkowie nie wrócą do domu na rosołek i herbatkę, tylko poniosą konsekwencje swoich czynów. Że w końcu monitoring na stadionie się na coś przyda, że wreszcie na teren imprezy masowej nie przedostaną się środki pirotechniczne, które wystarczyłyby do wysadzenia czegoś w powietrze.
Ale póki co możemy tylko liczyć, bo nic się nie zmienia. Przed kilkoma dniami krakowskie media informowały o zakończeniu procesu w sprawie ostrzelania pirotechniką kibiców Wisły przez grupę bandytów noszących dla niepoznaki barwy Cracovii. Zgadniecie jak ta sprawa się skończyła? Uniewinnieniem byłego kierownika ds. bezpieczeństwa „Pasów”, który był jedyną zatrzymaną osobą w tej sprawie. Nie twierdzimy, że trzeba było go skazać. Pytamy, dlaczego nie udało się złapać ANI JEDNEJ osoby, która wniosła i odpaliła race. Co mecz stadion obstawiają setki policjantów i drugie tyle ochroniarzy, do tego dochodzi monitoring, bilety imienne lub lista wyjazdowa w przypadku gości.
Cały ten sprzęt, cała ta obstawa, jest jednak bezskuteczna, bo paru idiotów zasłoni kolegę przygłupa, który w tym czasie założy kominiarkę i voila – czapka niewidka jak w Harrym Potterze. Szczerze mówiąc nam przypomina to raczej Nowe Szaty Króla, bo wszyscy dookoła widzą co jest grane, ale udają, że jest okej.
Apelujemy, mamy nadzieję, że już po raz ostatni, żeby ktoś ruszył dupę i zrobił porządek z terrorystami w szalikach. Obojętnie w jaki sposób. Narzekamy, że spada frekwencja? To przestańmy w końcu chować głowę w piasek. Na polskich stadionach nie jest bezpiecznie, bo grasują po nich bandyci, którzy są gotowi zabić kogoś racą, bo mają taki kaprys. A jeśli ktoś zapiera się, że jest inaczej, to powiedzcie to rodzicom, którzy musieli dzisiaj chronić dzieci przed spadającymi im na głowę środkami pirotechnicznymi.
Fot.Newspix