Reklama

Trudna sztuka cerowania dziur według Górnika i Śląska

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

21 lutego 2020, 13:00 • 5 min czytania 0 komentarzy

Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale Górnik Zabrze i Śląsk Wrocław znajdują się na relatywnie podobnych pozycjach w tabeli. Pierwsi mają bezpieczną przewagę sześciu punktów nad strefą spadkową i cztery punkty straty do pierwszej ósemki. Drugich zaś od pozycji lidera i pozycji oznaczającej konieczność gry w drugiej ósemce dzieli sześć punktów. Oznacza to, że ekipy Marcina Brosza i Vitezslava Lavicki dosyć bezpiecznie okopały się na swoich pozycjach, choć oczywiście w dwóch różnych rejonach tabeli. Oprócz takiego stanu rzeczy łączy ich za to jeszcze przynajmniej jedno – konieczność łatania dziur w pierwszych meczach rundy wiosennej PKO Bank Polski Ekstraklasy. Kto wychodzi na tym lepiej?

Trudna sztuka cerowania dziur według Górnika i Śląska

Jesienią Górnik Zabrze miał jeden zasadniczy problem –  pomoc nie kreowała sytuacji bramkowych. Całkowita posucha, pustynia, nieurodzaj w kwestii asyst. Nawet nie było tak, że brakowało w środku pola zawodników z ciekawymi pomysłami. Nie, tak nie można powiedzieć. No dobra, może Matras i Matuszek to trochę inna kategoria, ale czemu asystować nie miałaby reszta?

Manneh zawodził, ale każdy wie, że podać potrafi. Ściślak po swoich trzech pierwszych meczach mógł mieć trzy asysty na koncie, ale koledzy marnowali jego przypływy pomysłowości. Inna sprawa, że potem zgasł. Jimenez początkowo nadrabiał bramkami, potem zaliczył nawet premierową asystę z Rakowem, w ostatniej kolejce dołożył swoje z Arką, ale dalej to nie rzuca na kolana. Zapolnik z każdym kolejnym tygodniem wypadał coraz gorzej, a Kopacz to żaden Reus, Sancho czy Goetze, nawet mimo faktu, że też miał jakiś styk z Borussią Dortmund.

Za drugą linię nadrabiać musieli więc boczni obrońcy i nominalni napastnicy. I tak Sekulić miał trzy asysty, Janża cztery, Angulo dwie, a Wolsztyński trzy. Należą im się kwiaty czy tam inne koguty od kolegów z pomocy. Gdyby nie oni byłaby w Zabrzu bida z nędzą, a może nawet sama bida bez nędzy, bo to by było za dużo powiedziane.

Dlatego też zimą władze Górnika zadbały o to, żeby sprowadzić na ulicę Roosevelta porządnych zawodników do pomocy. Takich, którzy z miejsca wskoczą do pierwszego składu. W ten sposób przyszli Jirka i Prochazka. Obaj zdolni i doświadczeni. Można było się po nich spodziewać tylko dobrego. Żaden szrot. Taki Jirka w samej rundzie jesiennej w lidze serbskiej skompletował osiem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (cztery gole, cztery asysty), a Prochazka w poprzednim sezonie ligi słowackiej walnął sześć bramek i dołożył trzy asysty.

Reklama

Ale w pierwszych dwóch meczach (w przypadku Prochazki tylko w drugim) spodziewanej zmiany jakości nie widać. Jirka dostał od nas noty 3 i 4, a jedyne, co pokazał, to fakt, że umie biegać i to w miarę szybko. Taki klasyczny, nieco toporny grajek, który powalczy, poprzepycha się, poszarpie, wróci do obrony, ale szczerze powiedziawszy, to większe zagrożenia ofensywne po jego stronie boiska generował Sekulić.

Prochazka to trochę większe nazwisko, więc oczekiwania też są inne, bo w końcu nie tak dawno grał jeszcze regularnie w Lidze Mistrzów, ale efekt jego występu z Arką był bardzo podobny. Na pierwszy rzut oka dostaliśmy połączenie Matrasa z Matuszkiem – nie trzeba nikomu tłumaczyć, że nie o to chodziło. Pozaliczał sporo strat, większość podań kierował w bok, trochę się miotał, kilka razy sfaulował i choć Górnik wygrał, to on wielkiego wkładu w ten wynik nie ma. Jasne, za wcześnie, by ich oceniać już teraz. Nawet, jeśli niekiedy podśmiewamy się z mitycznej aklimatyzacji, normalną sprawą jest, że każdemu trzeba dać czas na okrzepnięcie w nowej lidze. Póki co nie wnoszą zbyt wiele i mamy nadzieję, że ten stan rzeczy szybko się odmieni.

Obaj na pewno będą dostawać kolejne szanse, bo to w nich Górnik lokuje nadzieje na zacerowanie ”asystowych” dziur i braków w drugiej linii. Sekulić właśnie odszedł do Chicago Fire i zanim (jeśli w ogóle) Górnik skołuje zastępcę na jego miejsce, odpowiedzialność ofensywna spadnie na nich. Brzmi trochę zabawnie, prawda?

Zabawne jest też to, że Sekulicia na prawej stronie zastąpi prawdopodobnie Matras, czyli kolejny pomocnik, dla którego temat asyst to czarna magia.

Zresztą Śląsk Wrocław też defensywne dziury spowodowane kontuzjami Golli i Brozia łata pomocnikami. I tak na prawej obronie biega uśmiechnięty od ucha do ucha Musonda, a w środku obrony obok Puerto sytuowany jest Żivulić. To jest dopiero cerowanie na wariata, przynajmniej z pozoru, bo właściwie wyszło to nie najgorzej, choć po meczu z Lechią można byłoby sądzić zupełnie inaczej. Dlaczego? Ano dlatego, że Żivulić zaspał i pogubił się przy pierwszej bramce Paixao, a Musonda swoją stratą doprowadził do tego, że Lechia ruszyła z akcją, po której brameczkę walnął Paixao.

I tak dobrze, że skończyło się remisem, bo w innym wypadku dostaliby niezłe cięgi. Tym bardziej, że ani jeden, ani drugi nie zachwycali do tej pory na swoich nominalnych pozycjach.

Reklama

Obaj zrehabilitowali się dobrym meczem z Pogonią, kiedy raz, że przyczynili się do czystego konta, a dwa, że naprawdę nie było widać, że grają z konieczności. Musondzie za ten mecz przyznaliśmy 5, a Żivuliciowi 6. Niewykluczone, że ten drugi lepiej poczuł się przy odrestaurowanym i wyciągniętym z grobowca Celebanie.

W meczu z Górnikiem obaj panowie jeszcze zagrają na awaryjnych pozycjach, ale już niedługo najprawdopodobniej pogodzi ich Mark Tamas. Nowy węgierski nabytek Śląska, który może grać i na bokach obrony, i na jej środku, bo to właśnie on jest szykowany na zastępcę Wojciecha Golli. Kolejna ceratka.

Wrocławianie mają chociaż nad Górnikiem tę jedną przewagę, że nie muszą martwić się asysty z drugiej linii, bo stamtąd pochodzi ich największa siła ognia, ale z ręką na sercu przyznajemy, że cholera wie, kto wygra ten mecz. Tabela swoje, łatanie dziur swoje, wszystkie te inne uwarunkowania swoje, ale to jest Ekstraklasa. Może zaraz okazać się, że pomoc Górnika wygeneruje trzy asysty albo Musonda z Żivuliciem na dobre odnajdą nowe powołanie i zagrają mecz życia, po którym do końca ich przygód w Polsce będziemy ich oglądać na nowych defensywnych pozycjach…

87173352_209006926876865_8698884417512275968_n

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...