Haaland bije wszystkie rekordy. Jak tak dalej pójdzie, pobije z rozpędu rekord najdłuższego stażu w Ekstraklasie dzierżony przez Janusza Jojkę (22 lata, 361 dni, 4.6.1980 – 31.5.2003), zostanie najlepszym snajperem w dziejach Zagłębia Lubin, a także bramkarzem z największą liczbą minut ciągłej gry bez puszczonego gola (oczywiście polskie podwórko, oczywiście Piotr Czaja, oczywiście 1003 minuty). Na mnie jednak największe wrażenie zrobił ten rekord sprzed kilkunastu lat.
Pewnie już widzieliście, hula od wczoraj czy przedwczoraj. Jak nie widzieliście, to – jeśli dobrze zrozumiałem, bo tej dyscypliny nie uprawiałem i o niej nie słyszałem – skok w dal z miejsca dzieci, według tego zapisu, Haaland w momencie ustanawiania rekordu świata miał pięć i pół roku.
Oczywiście to świetna ciekawostka, z tych losowych, absurdalnych, jak ta, że N’Golo Kante mógł grać w Wigrach Suwałki, że mecz Pucharu Szkocji Falkirk – Inverness z 1979 roku przekładany był dwadzieścia dziewięć razy ze względu na klasycznie urodziwą szkocką pogodę, a reprezentacja Polski statystycznie – pozdrowienia dla Wojtka Frączka, statystyka naczelnego naszego kraju – najczęściej strzela w pięćdziesiątej ósmej minucie (swoją drogą zaskoczenie, myślałem, że później, że generalnie bramki hurtowo padały szczególnie w ostatnim kwadransie gry, ale może to nam wtedy częściej strzelano). Nie, nie zamierzam wyciągać wniosków jeden do jednego, ku chwale polskiego szkolenia domagając się, by najnowszy Narodowy Model Gry zawierał na pierwszej stronie skok w dal dzieci, a od drugiej strony puste miejsce na wpisywanie sobie kolejnych trofeów.
Ale zaciekawiła mnie rozmowa z ojcem Haalanda, który mówił, że młody trenował w dzieciństwie… wszystko. Lekkoatletyka w ogólnym sensie. Narciarstwo. Piłka ręczna na takim poziomie, że selekcjoner norweskiej kadry widział w nim przyszłego zawodowca. Znowu: nie, nie sugeruję, że wystarczy kopać piłeczkę od 14 do 15:30, potem zrobić sobie godzinkę rzutu młotem, na dokładkę przeanalizować na YouTube technikę rzutu Karola Bieleckiego i w roli wieńczącego sznytu – “TRADITION!” głosem ze “Skrzypka na dachu” – skoczyć 123 na Wiśle Malince, a już już, mamy nowe polskie gwiazdy futbolu. Wiem, że Haaland odebrał wyborne wyszkolenie piłkarskie, mając raz, że ojca byłego piłkarza, który poświęcał mu dużo uwagi, a dwa, ze Bryne to nieprzypadkowa szkółka, gdzie zwracano uwagę na takie kwestie jak aspekt społeczny, unikanie selekcji, a w zespole grała też dziewczynka, co u nas by wyśmiano.
Niemniej tak, wierzę, że skupianie się tylko na piłce, od samego początku tylko na niej, gdzie teraz trenuje się dzieciaki nawet od trzeciego roku życia, szkodzi. Albo inaczej: nie jest optymalnym rozwiązaniem. Dorzucenie innej dyscypliny dodaje pewnej nieprzewidywalności arsenałowi takiego zawodnika, wyrabia koordynację i multum innych rzeczy, eksperci od szkolenia wiedzą lepiej. Nie muszę szczęśliwie używać 1018502850. wytartego przykładu kung fu i Zlatana, kiedyś rozmawiałem bowiem o tym z Tomkiem Łapińskim – mówił mi, że był utalentowanym siatkarzem, i że bez tej siatkówki tak dobrym obrońcą nigdy by nie był, bo rewelacyjnie poprawiła ona u niego wyskok. Kiedyś wszyscy trenowali wszystko, a w którymś momencie przychodził moment wyboru – tak to szło. Zajarany tą koncepcją zasugerowałem ją nawet na spotkaniu z ludźmi pewnej ekstraklasowej akademii – zasugerowałem dyskretnie, czy widzą w tym potencjał, nie poszedłem na zderzenie czołowe – ale skończyło się na kurtuazyjnej odpowiedzi.
Później jakoś ochłodziłem się wobec tej teorii. A tam, może kiedyś to było, a teraz to nie jest, może czasy się zmieniły i dziś trzeba od początku kierunkować na futbol. Ale pojawia się taki Haaland i widać w jego warsztacie niezwykłą koordynację jak na 191 cm wzrostu. Widać, jak umie pracować w tłumie, gdzie rzadko zdarza się tłum gęstszy niż przy ataku w piłce ręcznej. Nawet ten rekordowy bieg, który wyliczyła mu Sky Italia. Każdy porusza się w swoich widełkach, nikt nigdy nie zrobiłby ze mnie Usaina Bolta, choćby poświęcił na to całe życie. Jasne. Ale tak, w biegu można zaskakująco wiele poprawić, pamiętam wielce pouczający kurs na Lech Conference, gdzie wskazywano ile można zyskać ucząc się PRAWIDŁOWEGO BIEGU czy PRAWIDŁOWEGO WYSKOKU. W futbolu nowoczesnym, gdzie o wszystkim decydują minimalne różnice, ta różnica decyduje o wszystkim.
Może coś robiącego różnicę leży daleko od zielonej murawy, może stać się tajną bronią?
Oczywiście znowu nie chcę robić błędu próby, że jeden Haaland czyni wiosnę. Jest wielu graczy, także na naszym podwórku, którzy nie potrafią robić dwutaktu, jak powiedzieć im Stoch to myślą o Miroslavie ze Slavii, i nie ekscytują ich nawet rzutki. Ale Haaland mi przypomniał, że coś w tym może być – dla mnie to kwestia wiary, ale myślę, że jest armia osób czy w terenie, czy na bardziej decyzyjnych stanowiskach, które z tej – użyjmy językowego potworka – wielodyscyplinowości mogliby zrobić użytek.
***
A w ogóle, Haaland spoko, ale Sancho i tak będzie lepszy.
***
A co tam w Polsce? A gratulują Śląskowi Wrocław karnego Erika Exposito.
Serio, nie wyzłośliwiam się, gratuluję, uważam Erika Exposito za przykład szczególnej marnacji miejsca, Śląsk miał świetną jesień, ale mógłby mieć jeszcze lepszą gdyby nie Hiszpan, może teraz na dobre wyląduje na ławie. To szczególny moim zdaniem przykład piłkarza, bo to piłkarska odpowiedź na kota Schrodingera – umie grać, a zarazem nie umie.
Umie, bo ma technikę, której niejeden zawodnik ligowy mógłby mu pozazdrościć. Może nawet większość. Strzelam, że na treningu wypada znakomicie.
Ale i nie umie, bo co oglądałem Śląska miałem wrażenie, że to mistrz podejmowania złych decyzji. U Myśliwskiego w “Widnokręgu” jest taki cytat:
“Tobie się zawsze więcej zdawało, niż naprawdę mogłeś”.
To jest o Exposito. Stąd okazjonalne machanie łapami, ale przede wszystkim ślepe często zaufanie do siebie. Bez pewności siebie napastnik zginie, ale przesadna pewność, niepoparta umiejętnościami i masz gościa, który jest tak pewny, że z karnego trafi w okienko, że aż trafia piłką w Zalew Szczeciński.
Leszek Milewski