Myślę, że nie ma kibica w Polsce, którego ta tragedia nie poruszyła. Rafał Kosiec, młody i dobrze zapowiadający się piłkarz Polonii Warszawa, przewrócił się i… nagle wszystkie marzenia, plany i ambicje przestały mieć znaczenie. Zniknęły pasje, rozmyły się znajomości, zamiast codziennych zajęć został niewyobrażalny ból i nikła nadzieja, by kiedyś samodzielnie postawić chociaż krok.
Dzisiaj – z trudem, bo z trudem, ale jednak – Rafał się porusza. Ale jeśli chodzi o te naprawdę dobre informacje, to przykro mi: na tym koniec. W wywiadach wielokrotnie mówił, że myśli samobójcze towarzyszą mu niemal każdego dnia. Nie ma szans na to, że przeżyje życie tak, jak przeżyjemy my: ludzie chociaż w miarę zdrowi.
To, co Rafałowi zostało nietknięte, to głowa. Mówiąc krótko – ma łeb na karku. Łeb, w którym kłębi się na pewno mnóstwo koszmarów, ale też łeb, w którym rodzą się dobre pomysły. Pewnego dnia sunąc metr po metrze przyszedł do mnie i zapytał: – Czy zgodziłbym się wraz z nim być w zarządzie fundacji, którą chce założyć?
Sami dobrze wiecie, że to jest jedno z tych pytań, na które nie można odpowiedzieć: – Nie.
I chociaż czasami na nic nie mam czasu, niemożliwością było odmówić.
Rafał Kosiec założył fundację „Doliczony czas”, która ma pomagać sportowcom po takich koszmarnych przejściach. Transparentnie, przejrzyście, tym, którzy naprawdę tego potrzebują i w sposób taki, jak potrzebują. Myślę, że ta fundacja ma też pomóc samemu Rafałowi – nie w sensie zebrania dla niego pieniędzy, ale w sensie wyznaczenia utraconego sensu życia. Może znowu być KIMŚ. Chciałbym was wszystkich prosić, chciałbym też prosić firmy ze wszystkich branż, abyście na fundację „Doliczony czas” popatrzyli życzliwie. Są osoby czy instytucje, dla których tysiąc, dwa tysiące czy nawet pięć tysięcy to nic. A jestem przekonany, że Rafał – tworzący teraz listę osób, którym chce pomóc w pierwszej kolejności – będzie wiedział, jak je spożytkować.
Więcej możecie przeczytać w wywiadzie z Rafałem – TUTAJ.
*
Michał Probierz jest jedną z tych osób, które jak się nudzą, to idą na wojnę. W dawnych czasach atakowałby ościenne państwa i opracowywał taktykę oblężeń, dzisiaj organizuje show na konferencjach prasowych, a oblężone twierdze buduje w ramach hobby.
Nie można się z nim nudzić. Gdyby był szefem związków zawodowych w kopalni, to górnicy mieliby wypłacane nie czternastki, ale dwudziestki dwójki, a gdyby odpowiadał za reformę Poczty Polskiej to właśnie próbowałby nam wmówić, że wysyłanie maili wstrzymuje gospodarkę. Idealne kompan na wakacje, ale tylko w te regiony świata, gdzie wewnętrzne napięcia nie są zbyt duże. Aktualnie otworzył nowy front – nie doceniamy polskiej ligi, niszczymy ją kpinami, a na kiksy w wykonaniu światowych gwiazd jesteśmy ślepi.
Szanowny Michale!
Znamy się nie od wczoraj, więc muszę ci na wstępie coś wyznać: nie jesteś specjalnie wiarygodny jako obrońca godności piłkarzy. Uważam cię za dobrego trenera, ale jedną z najlepszych twoich cech jest ostrość – to, że nie pierdzielisz się w tańcu i nie dajesz sobie wchodzić na głowę. Kiedy nagle chcesz nam wszystkim udowadniać, że tak naprawdę jesteś w szatni fanem wychowania bezstresowego to cóż: nie dowierzam. Kojarzę cię jako szkoleniowca, który potrafił zdjąć Igora Lewczuka w 23 minucie meczu, nie bacząc na to, że piłkarzowi może być przykro (odważna, dobra decyzja!). Pamiętam jak pod górkę miał u ciebie Kamil Pestka, bo kiedyś poprosił o zmianę. Można byłoby tę listę wydłużać, nieprawdaż?
O ile kojarzę, nie jesteś zakochany w umiejętnościach zawodników grających w polskiej lidze. Słusznie. Ale chcesz tę miłość wymusić na nas.
W pierwszej kolejce pięciu piłkarzy oddało strzały w aut. W drugiej kolejce czterech nie trafiło w bramkę z rzutu karnego. Mówisz, żebyśmy się z nich nie śmiali, bo zdarza się najlepszym. Owszem, najlepszym się zdarza, a w polskiej lidze jest to normalka. Ja wiem, że chciałbyś pracować w La Liga czy w Premier League, ale nie możesz w skutek niecierpliwości tworzyć alternatywnego świata, w którym La Liga i Premier League będą w Polsce. Nie, my tu uprawiamy inną dyscyplinę. Ona nam się nawet trochę podoba, ale właśnie dlatego, że ma w sobie elementy śmieszności, pierdołowatości, groteski.
Przez ostatnie lata narzekałeś na brak boisk treningowych, brak lotnisk i autostrad, krytykowałeś sędziów, zagranicznych trenerów, właścicieli innych klubów. Czy nie przyszło ci do głowy, że prezydentom miast czy burmistrzom może być po twoich słowach przykro? Czy nie współczułeś prezesom klubów, że narażasz ich na nieprzyjemności? Czym sobie zasłużyli zagraniczni trenerzy, że przeprowadziłeś szturm? Ale w porządku – ja cię w większości tematów nawet popierałem, tylko dlaczego zmuszasz mnie teraz, bym akurat z piłkarzy polskiej ekstraklasy stworzył grupę specjalnej troski – taką, której krytykować nie wolno?
Chętnie podpowiem, kiedy drwiny z ligi znikną. Pierwszy krok zostanie wykonany, jeśli w końcu przejdziecie KOGOKOLWIEK w europejskich pucharach. Nie musicie nigdzie awansować, chociaż oczywiście byłoby miło, ale ten pierwszy krok – przejście kogokolwiek – jest niezbędny. Na razie sami zapracowaliście na swój obecny wizerunek. Nikt za was tych meczów nie przegrał, nikt za polskie drużyny nie przegrywał na Litwie, Islandii, w Mołdawii, Kazachstanie czy w Estonii. Zarabiacie naprawdę godnie – rozejrzyj się jakie zegarki noszą twoi piłkarze, zrób wykaz metek z ich bluz i spodni – ale tej godności brakuje w międzynarodowych starciach. Nie można zakazać ludziom śmiania się, nie można nakazać ludziom odgórnie, by traktowali was jak godnych podziwu atletów. Dekretem tego nie załatwisz, to przychodzi samo. Wygracie w eliminacjach ze Skonto Ryga, potem z Partizani Tirana, może później zremisujecie z Reims i już: będzie z górki.
Mówisz, że ludzie nie przychodzą na stadion, tylko narzekają sprzed telewizora. Ale gdy ktoś mówi, że wasz styl gry nie jest specjalnie atrakcyjny, to się złościsz i mówisz, że jest taki, jaki może być przy tych środkach i tych zawodnikach. A może ludzi zniechęca udział w meczach osób skazanych za korupcję (a wręcz jej organizowanie) – wtedy odsyłasz do rzecznika. Może boją się tych wszystkich Jude Gangów, ale wówczas twierdzisz, że JG to skrót od Janusz Gol. Zapominasz też o najważniejszym – to ci ludzie przed telewizorem zrzucają się na wasze pensje. Z biletów byście nie wyżyli, żyjecie z abonamentów osób, które zapisały się na ten transmitowany co weekend kabareton. Naprawdę, róbmy wszyscy swoje.
Piłkarze – niech próbują grać.
Trenerzy – niech próbują trenować.
Kibice – niech próbują to oglądać.
Jeśli kibicom się nie podoba, to nie jest to wina mediów. Wręcz przeciwnie – dzięki mediom ta liga wygląda na znacznie lepszą niż jest w rzeczywistości. Słyszałeś, co powiedział komentator Canal+ gdy Bartl z Rakowa swoją „Panenką” nie trafił w bramkę?
„Dobry pomysł”.
To jest liga dobrych pomysłów. Strzał w aut? Ale pomysł dobry. Niedokładny przerzut? Dobry pomysł, gorsze wykonanie. Podanie do przeciwnika? Nie wyszło, ale za pomysł można pochwalić. Ci ludzie pudrują rzeczywistość dzień w dzień, nagradzają uznaniem najgorsze kopnięcia świata, szukają usprawiedliwień dla najprostszych błędów. Ale czasami się już nie da – czasami kiks jest kiksem.
Moim zdaniem media zmieniają ligę na plus. Dziś piłkarz nie chce być gruby, bo go podłapią (było tak kiedyś?). Dziś piłkarz nie chce dać sobie zrobić zdjęcia o północy przy piwie, bo ktoś strzeli fotkę (było tak kiedyś?). I teraz trzeba doprowadzić do sytuacji, w której piłkarz będzie trenował tak długo, aż się nauczy – po to, aby nie wstydzić się przed ludźmi po kolejnych kompromitujących zagraniach.
Lubisz krytykować, a teraz nagle chcesz tę przyjemność odebrać innym, w tym mnie. Michale, to nie fair! Mamy wspólne hobby, a ty chcesz zostać z nim sam, zawłaszczyć. Zgroza!
A może…
„Probierz krytykuje krytykujących” – na taki tytuł natrafiłem i może ty po prostu przeszedłeś grę. Dalej już nic nie ma, więc trzeba zacząć nową?
*
Dariusz Mioduski znowu poszedł wygłosić swoje prawdy objawione (tym razem do programu emitowanego na stronie sport.pl). Okazało się, że – uwaga, uwaga – Ivan Obradović oszukał Legię, bo miał się starać i grać dobrze, a się nie stara i gra źle.
Ja mam wrażenie, że niestety Legię – czy też pana Darka konkretnie – ciągle ktoś oszukuje. Zastanawiam się, czy sam Pekhart powiedział mu, że w Las Palmas miał problemy z graniem po zmianie trenera, czy też powiedział to któryś z pracowników klubu? W każdym razie ewidentnie i tu Mioduski jest oszukiwany i mam nadzieję, że będzie nam wdzięczny, że wyprowadziliśmy go z błędu (Pekhart miał trzech trenerów w Las Palmas, u pierwszych dwóch w zasadzie w ogóle nie grał, dopiero u trzeciego zaczął, ale też nie za dużo).
Cała wypowiedź, którą znajdziecie na przykład na portalu legionisci.com, mogłaby stanowić odpowiedź na wiele pytań dotyczących polskiej ekstraklasy: kupili nieperspektywicznego napastnika, który przez półtora roku grał od święta i na dodatek prezes klubu nie ma zielonego pojęcia na temat tej sytuacji. Na koniec ten napastnik wypali, żeby nonsens się dopełnił.
Ale żeby nie było tak smutno, to na koniec anegdotka o tym, że nie wszyscy piłkarze są Obradoviciami i coś obiecują, a potem nie dotrzymują słowa. Opowiada były działacz Zagłębia Lubin:
– Myśmy kiedyś toczyli bardzo zaawansowane rozmowy z Radkiem Majewskim. Byłem przekonany, że do nas trafi. Ale gdy już wszystko ustaliliśmy, on nagle mówi: „Wiecie, muszę wam się do czegoś przyznać. Czasami, no wiecie, ja mam takie stany depresyjne… No i wtedy nie chce mi się w ogóle trenować ani grać, forma do dupy. Różnie bywa, czasami trwa to miesiącami. Ale poza tym jest super, jedziemy do przodu”. Myśmy wtedy zrobili naradę i uznaliśmy, że jednak tego transferu nie robimy.
KRZYSZTOF STANOWSKI