Ty i twój ziomek dostajecie pracę na stanowisku, które nazywa się tak samo w dwóch różnych firmach. On wychodzi z pracy o 16:00, ma owocowe czwartki i służbowe auto, ty – więcej nadgodzin niż godzin snu i ciemniejącego banana, którego nie zdążyłeś zjeść. Tak to mniej więcej jest z bramkarzami w naszej lidze. Niby pozycja ta sama, a gdy jeden może sobie pobimbać, drugi cały czas ma coś do roboty. Gdzie trzeba szukać największych bramkarskich pracusiów?
1. PAVELS STEINBORS (ARKA GDYNIA) – 138 STRZAŁÓW, 110 OBRONIONYCH
Niekwestionowany lider. Mógłby wyjechać na ryby i wrócić po rundzie zasadniczej, a i tak pewnie nadal byłby na pierwszym miejscu. Rywale walą w bramkę Arki jak w bęben i to się raczej nie ma szans zmienić. Steinbors ma więc regularnie okazję, by pokazać wysokie umiejętności. Bo co do nich nie mamy żadnych wątpliwości – puścił on tylko 28 bramekwyższy procent udanych interwencji wśród golkiperów z co najmniej połową rozegranych meczów mają tylko Dante Stipica i Frantisek Plach. Dlatego przyklasnęliśmy, gdy został nagrodzony tytułem piłkarza roku na Łotwie za poprzedni rok. Gdyby zimą zdecydował się przyjąć ofertę Jagiellonii, zamiast przedłużyć umowę z gdyńskim klubem do 2022 – doprawdy nie wiemy, ile łez wylaliby za nim kibice Arki. Poziom Bałtyku z pewnością podniósłby się jednak o co najmniej kilka centymetrów.
2. MATUS PUTNOCKY (ŚLĄSK WROCŁAW) – 110 STRZAŁÓW, 87 OBRONIONYCH
Co prawda Raków i ŁKS przyjęły więcej uderzeń, ale podzielili się nimi Kołba z Malarzem i Gliwa z Szumskim. Następny w kolejności jest więc bramkarz odrodzony w tym sezonie. Zmiana jednego naprawdę ładnego miasta na inne zrobiła mu bardzo dobrze, a że sposób pożegnania z nim w Lechu tylko dodatkowo go zmotywował – to było widać od razu. Putnocky znów był tym bramkarzem, który jako golkiper Kolejorza wybierany był najlepszym na swojej pozycji w lidze na Gali Ekstraklasy i tym, który zachwycił swoimi interwencjami fanów chorzowskiego Ruchu. Ile to już meczów Śląskowi wybronił? Na pewno bez niego nie byłoby zwycięstw z Wisłą i Cracovią na starcie rozgrywek, rewelacyjnie pokazał się w Poznaniu, a i przeciwko Pogoni w ten weekend wybronił aż siedem uderzeń i znów pozostał niepokonany.
3. MICHAŁ BUCHALIK (WISŁA KRAKÓW) – 107 STRZAŁÓW, 72 OBRONIONE
Ciężki jest żywot bramkarza w klubie, który nie tyle bije się o utrzymanie, co w ogóle o swój byt. Tym cięższy, gdy przychodzi dołek, jeden z największych w historii Wisły Kraków. Michał Buchalik był tym, który siedem razy wyjmował piłkę z siatki na Legii, po cztery razy na Lechu i Górniku. Nie obsypiemy go superlatywami jak Putnockiego i Steinborsa, bo nie może się pochwalić takim procentem interwencji jak ci dwaj, ba – jest w trójce najsłabszych, jeśli wziąć pod uwagę tylko tych z co najmniej połową rozegranych spotkań, lepszy jedynie od Węglarza i Malarza. Ale to nie to, że wali babole – co ma obronić, to raczej obroni.
4. FRANTISEK PLACH – 100 STRZAŁÓW, 79 OBRONIONYCH
Najlepszy golkiper poprzednich rozgrywek, trwający sezon zaczął jednak w słabiutkim stylu. Przytrafiały się błędy, bardzo niepewne interwencje. To jego trzeba w największej mierze obarczać winą za domową porażkę z BATE, która błyskawicznie wybudziła ze snu o Lidze Mistrzów nim zdążyła nadejść pierwsza faza REM. Gdy jednak przyszło do bronienia na ligowych boiskach, wrócił Fero, którym wszyscy się zachwycali. Pewny, zdolny do wybronienia swojej drużynie spotkania – czyste konta z ŁKS-em i Arką w pierwszej części sezonu to nie zasługa obrony, która nie wznieciła żadnego pożaru, a właśnie Słowaka, który wszystkie je zgasił, włącznie z karnym Rozwandowicza dla łodzian czy świetne okazje jednego z niewielu jasnych punktów gdynian – Dawita Skhirtładze. Jedyny mecz do zapomnienia – ten ze Śląskiem, kiedy po prostu puścił szmatę. Ale, jak pokazały i wcześniejsze, i późniejsze spotkania, to raczej wypadek przy pracy niż niepokojąca tendencja.
5. MARTIN CHUDY – 98 STRZAŁÓW, 73 OBRONIONE
Jedyny golkiper – i w ogóle jedyny piłkarz w lidze – który zapracował sobie w tym sezonie na maksymalną notę. Ale czy mogło być inaczej, skoro Martin Chudy z Jagiellonią dał taki koncert, że spokojnie mógłby na Super Bowl wjechać zamiast Shakiry i J.Lo? Czasami wydaje się, że gdy wychodzi z bramki, to robi to ociężale, nie jest typowym bramkarskim kotem. Ale jakoś tak się składa, że rywalom trudno jest znaleźć sposób na Słowaka, choć obrona Górnika to nie jest przecież Atletico 2016. Podobnie jak i cały zespół Marcina Brosza, Chudy najlepiej czuje się w domu – to w Zabrzu zanotował już sześć czystych kont (na wyjazdach jedno), pokonać tam dał się dopiero w 10. kolejce, gdy z wizytą przyjechał Lech.
fot. FotoPyK