Jeżeli twój zespół w dwudziestu jeden meczach polskiej ligi strzela zaledwie 12 goli, to nie tyle masz problem z ofensywą, co po prostu jej nie posiadasz. A właśnie tak nędzny jest dorobek Korony Kielce, która w tym względzie zdecydowanie odstaje od wszystkich ekstraklasowych rywali. Kto może odmienić ten trend i sprawić, że złocisto-krwiści będą trafiać do siatki częściej niż mieszkańcy Łomży szóstkę w totka?
Korona jako zespół nie ma problemów z defensywą i to nie przez nią znów broni się przed spadkiem. Przed tą kolejką kielczanie mieli 24 stracone bramki, co razem z Lechią Gdańsk oznaczało siódmy wynik w całej stawce. Znacznie częściej gole pozwalają sobie strzelać będące w dużo lepszej sytuacji punktowej Wisła Płock (35), Jagiellonia (29) czy Raków Częstochowa (34 już po meczu z Legią). Tyle że tam co najmniej dwa razy częściej strzelają do bramki przeciwnika. Tymczasem drużyna z Kielc przekroczyła już w tym sezonie liczbę dziesięciu spotkań bez gola (11) i jeden jedyny raz zdarzył jej się mecz, w którym strzeliła więcej niż raz (jesienne 3:0 z Rakowem).
Nie ma więc przypadku w różnego rodzaju statystykach. Według wyliczeń ekstrastats.pl za 21 kolejek, mniej sytuacji od Korony stworzył sobie tylko ŁKS (27 do 28), ale ma on znacznie większy procent ich wykorzystania (37,04% do 14, 29%). Co być może zaskakujące, tyle samo sytuacji wypracowały sobie również Pogoń i Wisła Płock, ale poza wyższym procentem skuteczności ekipy te potrafiły strzelać w inny sposób. Wisła na przykład najlepiej w całej Ekstraklasie korzysta ze stałych fragmentów gry (15 bramek), podczas gdy Korona i tutaj jest na szarym końcu (4 bramki).
Czyja to wina? Znacznym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że zawalili przede wszystkim napastnicy w osobach Michala Papadopulosa, będącego już w Stali Mielec Michała Żyro czy skreślonego przez Smyłę Urosa Djuranovicia. Oczywiście mają oni dużo na sumieniu. Taki Djuranović jesienią w Gdyni równie dobrze mógłby cztery razy wpisać się na listę strzelców, gdyby miał opanowane podstawy typu przyjęcie piłki. Kieleckie “dziewiątki” na pewno zawiodły, to nie podlega dyskusji.
[etoto league=”pol”]
Jak jednak wspomnieliśmy, Korona jako zespół stwarza sobie bardzo mało sytuacji, a to już w największym stopniu przytyk w kierunku całej drugiej linii. Ognjen Gnjatić na boisku oznacza jednego zawodnika mniej w tym temacie, bo gość w zasadzie przez całą karierę brzydzi się strzelaniem lub asystowaniem. Po prostu tego nie robi. Mocno sprzeciętniał nam Jakub Żubrowski (gol w Gdyni i na tym koniec). Za mało konkretów z przodu daje także Milan Radin (poprzestał na zwycięskiej bramce ze Śląskiem). Ciągle liczb nie ma Marcin Cebula (jak dotąd raptem jedno kluczowe podanie). Erik Pacinda strzelił co prawda trzy gole, ale zdecydowanie za dużo psuł, choć on przynajmniej w jednej ofensywnej statystyce zdecydowanie się w swoim zespole wybija. Licząc kluczowe podania jako ostatnie podanie przed oddaniem strzału (kryteria ekstrastats.pl), Pacinda ma ich 26. W skali ligi to nic (lider Dani Ramirez ma 62), ale u kielczan aktywniejszego piłkarza nie znajdziemy. Słowak jest też najaktywniejszy w drużynie jeśli chodzi o oddawanie strzałów (37, z czego 16 celnych). Pozostaje “jedynie” wyregulować celownik.
Następny w zestawieniu kluczowych podań Matej Pućko ma ich 17. Choć ewidentnie spuścił z tonu po efektownym wejściu do Ekstraklasy na początku zeszłego sezonu, to i tak jako jedyny z bocznych pomocników kielczan ma znośne liczby (gol i cztery asysty), mimo że aż osiem razy zaczynał mecze na ławce.
Jeżeli więc w kimś z dotychczasowego składu mielibyśmy pokładać największe nadzieje na lepsze czasy Korony z przodu, to właśnie w słoweńskim skrzydłowym i słowackim podwieszonym napastniku. Zaryzykujemy wręcz tezę, że od Pućki, Pacindy oraz od dopiero co sprowadzonych Jacka Kiełba i Petteriego Forsella zależeć będzie utrzymanie złocisto-krwistych. Zdeterminowany perspektywą wyjazdu na Euro 2020 Forsell powinien dać zupełnie nową jakość w temacie rzutów wolnych i uderzeń z dystansu.
Może jesteśmy tutaj ludźmi małej wiary, ale nie uwzględniamy tutaj Bojana Cecaricia. Po nim nie spodziewamy się wiele, chyba nie musimy tłumaczyć, dlaczego.
Korona ma dobrego bramkarza i solidną obronę, ale jeżeli jej ofensywa nadal będzie tak kulała, będzie ciężko zająć na mecie przynajmniej trzynaste miejsce. Przełamywać można się już dziś w Białymstoku. Korona w tym sezonie zdobyła zaledwie cztery bramki na wyjeździe, jest co nadrabiać. Jagiellonia ma problemy w obronie, na lewej stronie awizowany jest debiutant Bartłomiej Wdowik, a wiosnę zaczęła fatalnie – od 0:3 z Wisłą Kraków. Nowy trener Iwajło Petew od razu znalazł się pod dużą presją. Jeżeli zacznie od kilku porażek, kibice coraz częściej mogą wypominać właścicielom zwolnienie Ireneusza Mamrota, co dodatkowo zagęści i tak nie najlepszą atmosferę.
Fot. Newspix