Mógł radośnie zaśmiać się Piotr Żyła po dzisiejszym konkursie lotów. 2526 dni czekał bowiem na drugie w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. To niemal siedem lat. Innymi słowy: w tym czasie moglibyście wychować swoje dziecko aż od dnia jego narodzin do pierwszych lekcji w szkole podstawowej. Długo? Długo. Ale cierpliwość w tym przypadku zdecydowanie popłaciła.
Kiedy wygrywał w Oslo, 17 marca 2013 roku, było to małą sensacją. Nigdy wcześniej nie stał nawet na podium zawodów Pucharu Świata, choć widać było, że jego forma faktycznie zwyżkuje. Na Holmenkollbaken wygrał wówczas ex aequo z Gregorem Schlierenzauerem. Od tamtego czasu regularnie stanowił o sile naszej kadry. Do dziś jedenaście razy stał na podium kolejnych konkursów. Wygrywał też złoty medal mistrzostw świata w drużynie, a indywidualnie zgarniał brąz. Trzeci był też na MŚ w lotach, również w rywalizacji drużynowej. A indywidualnie warto mu jeszcze dorzucić miejsca na podium klasyfikacji generalnej PŚ i Turnieju Czterech Skoczni. W skrócie: Piotr Żyła był i jest świetnym skoczkiem. Ale nie mógł wspiąć się ponownie na to pierwsze, upragnione miejsce.
Do dziś. I znów była to wygrana niespodziewana. Wiedzieliśmy, że Piotrek lubi loty i potrafi odpalić na mamutach. Ale jeśli mielibyśmy typować któregoś z Polaków do wygranej, to nie byłby naszym faworytem. I to mimo tego, że Kamil Stoch na przestrzeni sezonu mocno faluje z formą, a Dawid Kubacki po świetnym okresie rozpoczętym na Turnieju Czterech Skoczni nieco spuścił z tonu. Zresztą na Kulm naszym nigdy nie wiodło się najlepiej – do tej pory tylko Adam Małysz był w stanie tam zwyciężyć. I to na długo przed przebudową obiektu. Więc nie robiliśmy sobie wielkich nadziei.
I wychodzi na to, że to był błąd. Bo obejrzeliśmy dziś w wykonaniu Polaków jeden z najlepszych konkursów w tym sezonie, o ile nie najlepszy. Piotr Żyła wygrał, Dawid Kubacki był piąty, a Kamil Stoch siódmy. Do tego w trzydziestce zmieścili się też Kuba Wolny, odzyskujący dobrą formę, i Olek Zniszczoł, który na punkty Pucharu Świata czekał ponad trzy lata. To rezultaty, które przed startem lotów bralibyśmy w ciemno. Pozostaje nam się tylko cieszyć. Tak, jak cieszył się Piotr Żyła, gdy – po zakończeniu konkursu – wypowiadał się przed kamerą TVP.
– Co czuję? Nie wiem. Bardzo się cieszę. Po Willingen [tam Żyła nie wszedł do drugiej serii – przyp. red.] myślałem sobie: “kurde, zostało jeszcze dużo konkursów”. Tam mi nie poszło, byłem znudzony, leniwy, nie do końca sobą. Trzeba było popracować, bo najlepsze było przede mną – właśnie loty. Przyjechałem tu dobrze się bawić. I w sumie dwa razy zepsułem, a wygrałem. Nie wiem, jak to możliwe. (śmiech) Skok treningowy był dobry, przy pozostałych skakałem średnio. Ale fajnie, na luzie, bez zbędnego myślenia. To były po prostu fajne loty, które sprawiły mi dużo frajdy.
I faktycznie, oba skoki Piotra były średnie. Po wyjściu z progu mocno go “przekręcało”, musiał ten błąd naprawiać. Szczególnie widać to było w drugiej próbie, gdy pod koniec nie było już takiego noszenia – wtedy wydawało się, że wyciąga skok nieco na siłę. Ale dobrze, że to zrobił, bo to właśnie dzięki temu wygrał. O 0,3 punktu przed Timim Zajcem. I jak zwykle narzekamy na oceny sędziów, tak dziś chyba możemy być im wdzięczni – bo biorąc pod uwagę to, jak Piotrek wyglądał w locie przy pierwszym skoku, raczej nie powinien otrzymać tak wysokich not. Ale nie będziemy narzekać, że je dostał. Bo dzięki temu mogliśmy usłyszeć bezcenne, triumfalne “hehehehe!”. A długo na nie czekaliśmy.
Jeszcze jedno warto tu dodać – że Piotr stał się właśnie faworytem do zgarnięcia Małej Kryształowej Kuli za loty narciarskie. O niej rozstrzygną bowiem w tym sezonie tylko trzy konkursy. Jeden za nami, drugi jutro, trzeci w norweskim Vikersund. A że Żyła loty uwielbia, to szanse z pewnością ma spore. Tym bardziej, gdyby tym razem udało mu się oddać skoki idealne. – Dziś byłem prostu byłem dobrze przygotowany i mentalnie, i fizycznie, więc się udało mimo błędów. Czułem się świetnie, jak ryba w wodzie czy ptak na niebie. Jestem bardzo zadowolony. Wiedziałem, że stać mnie co najmniej na dziesiątkę. Po pierwszej serii myślałem o podium, ale raczej skupiłem się na tym, co miałem do zrobienia w tym skoku i co chciałem w nim zrobić – czyli dobrze się bawić. A to że wygram? Jak skoczyłem myślałem, że nieco może zabraknąć. Potem Kamil i Dawid powiedzieli mi, że będzie – mówił TVP. Oby podobnie czuł się jutro i scenariusz się powtórzył.
Choć może z jedną różnicą – niech skoczy tak, żeby nikt nie musiał mu mówić, że będzie prowadzić, a żeby sam wiedział o tym tuż po lądowaniu.
Fot. Newspix