Reklama

Lechia i Piast, czyli dwa style zarządzania sukcesem

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2020, 11:04 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jest tak naprawdę tylko jedna rzecz, która łączy w tym momencie Lechię Gdańsk i Piasta Gliwice: wyniki z zeszłego sezonu. Dla obu klubów były one historyczne. Pierwsi po 36 lat w końcu coś wygrali, Puchar i Superpuchar, odwiedzili Europę, co prawda na chwilę, ale zawsze i już nie trzeba ciągle wracać wspomnieniami do dwumeczu z Juventusem. Drudzy zaszokowali wszystkich i sięgnęli po mistrzostwo Polski. Innymi słowy: działo się, ale na tym kończą się podobieństwa. Kolejny sezon pokazuje, jak różnie budowane są te zespoły. Jedni robią to na wariata, drudzy spokojnie. Kto lepiej na tym wyjdzie?

Lechia i Piast, czyli dwa style zarządzania sukcesem

Piotr Stokowiec odwracając się w kierunku ławki rezerwowych w meczu ze Śląskiem, mógł się tylko załamać, no ewentualnie spytać, czy przyroda odrobiona. Jego zmiennikami byli bowiem ludzie skrajnie młodzi, często nawet bez debiutu w Ekstraklasie i nic dziwnego, że trener skorzystał tylko z jednej roszady, wpuszczając na końcówkę Pawła Żuka. Nie mamy większych wątpliwości, że przy poważniejszym wsparciu, Lechia we Wrocławiu by wygrała. Owszem, przez cały mecz miała trochę szczęścia, ale jednocześnie była skuteczna i wielokrotnie widzieliśmy spotkania, które po takim scenariuszu kończyły się zwycięstwem biało-zielonych.

Niestety dla Lechii tym razem tak być nie mogło, bo goście w pewnym momencie po prostu padli, Śląsk cisnął i kwestią minut był kontaktowy, a potem wyrównujący. Tak też się stało. A gdyby Stokowiec mógł wpuścić jednego czy drugiego piłkarza, który Ekstraklasę widział nie tylko w telewizji, dobry wynik spokojnie można było utrzymać do końca.

Minął tydzień i sytuacja kadrowa wygląda już lepiej. Adam Mandziara wykorzystał słynne możliwości transferowe, o których mówił w wywiadzie przeprowadzonym z samym sobą (KLIK) i ruszył na zakupy. Do Gdańska trafili:

– Kenny Saief, niechciany w Anderlechcie, ale ponoć w swoich najlepszych latach bardzo dobry piłkarz,

Reklama

– Łukasz Zwoliński, strzelający całkiem przyzwoicie w Chorwacji,

– Omran Haydary, objawienie w pierwszej lidze, którego widziałoby u siebie pół ligi,

– Ze Gomes, kiedyś podobno nowy Eusebio, dzisiaj oby nie nowy Romario Balde,

– Egzon Kryeziu, talent słoweńskiej piłki.

Wzmocniono więc szpicę, skrzydła i środek pola, czyli miejsca – szczególnie dwa pierwsze – w których Lechia cierpiała najmocniej. Natomiast życie to nie jest Football Manager, ba, nawet tam potrzeba chwili, żeby nowych piłkarzy w skład wkomponować i zgrać z resztą ekipy. Tym bardziej jednak Stokowiec będzie potrzebował czasu, żeby nowe twarze poznać, zrecenzować i odpowiednio ustawić. Daleko się to ma do polityki transferowej z lata, kiedy już w maju było wiadomo, kto będzie grał w Lechii i dlaczego.

Sam Stokowiec mówi: – Cieszę się, że rywalizacja się podniosła, bo to ważna rzecz. Spodziewałem się transferów, ale nie jest tak, że mamy już “gotowca”. Potrzebujemy kilku tygodni, aby to wszystko spiąć, poskładać, wybrać najlepsze warianty. Nowych zawodników chcemy poznać jak najszybciej. Dlatego zagrają w sparingu z Bałtykiem. Ale to nie jest tak, że tylko oglądaliśmy się na transfery. Mamy trzon drużyny złożony z piłkarzy, którzy przepracowali z nami okres przygotowawczy. We Wrocławiu pokazali, że tworzą drużynę z charakterem. (…) Prezesowi łatwiej było ściągnąć zagranicznych zawodników. Nie wszystkich z nich obserwowaliśmy, choć nasi skauci niektórych widzieli na żywo. Na pewno potrzebujemy czasu, aby dowiedzieć się o nich jak najwięcej. Na przykład, jeśli chodzi parametry związane ze zdrowiem, czy aktualną formą. Czas będzie pracował na naszą korzyść. Głównie są to młodzi, rozwojowi zawodnicy. Przyszli do nas, aby realizować swoje marzenia. (za trójmiasto.pl)

Reklama

Nie będzie więc tak, że już dzisiaj zobaczymy zupełnie inną Lechię, która bez problemu zmiecie Piasta z planszy. Może za jakiś czas tak, ale teraz – cudów nie ma. Trzeba czasu. Pytanie, czy Lechia go ma, bo do fazy finałowej zostało dziewięć kolejek, a przewaga nad kolejnymi zespołami jest mała. Tylko dwa oczka nad dziewiątą Jagą. Inna sprawa, że peleton w pierwszej wiosennej kolejce kompletnie się wypieprzył, bo pierwszym zespołem, który wygrał swój mecz, była Wisła Kraków, którym nadrzędnym celem jest utrzymanie, a nie grupa mistrzowska.

W każdym razie: Stokowiec ma więc zupełnie inną sytuację niż Fornalik. Tam zimą panował spokój. Nikt kluczowy nie odszedł, a w Lechii przecież tak, choćby Haraslin z Sobiechem. Nikt kluczowy nie przyszedł, a przecież w Lechii oczekuje się, że nowi gracze nie będą uzupełnieniem, tylko wzmocnieniem. Fornalik mógł więc wziąć zgraną grupę na obóz i mocno z nią popracować, wyciągając co lepsze na przykład z tych piłkarzy, którzy nie dawali rady jesienią.

Czy to się udało, znów: czas pokaże, ale Piast wystartował wiosną lepiej niż choćby rok temu.

Spokojnie ograł Zagłębie Lubin, a wówczas potknął się na Cracovii. Można się więc zastanowić, czy banda Fornalika nie chce znów zrobić psikusa reszcie ligi i pogodzić wszystkich, biorąc mistrzostwo dla siebie? Powiecie: siedem punktów różnicy. Tak, sporo, ale po 21. kolejce tamtego sezonu Piast miał… aż 14 punktów straty, zresztą do Lechii właśnie.

Zagrożenie w kolejnym happy endzie widzimy w tym, że Legia jest mocniejsza niż rok temu, przede wszystkim nie prowadzi jej portugalski szaman, natomiast gliwiczan absolutnie nie wolno skreślać. To jest kolektyw grający momentami w ciemno, bo Felix wie, gdzie pobiegnie Parzyszek w 42 minucie i 33 sekundzie meczu. Może na poważną ligę to byłoby za mało, ale na naszą? Bywało, że w sam raz.

85049217_219850855843078_2386474955702272000_n

Ten mecz sporo może nam powiedzieć o aspiracjach obu drużyn. Jeśli Piast wygra, pokaże, że znów jest mocny, bo mimo wszystko wygrana w Gdańsku rzadko przychodzi łatwo i tak, pamiętamy o Rakowie. Jeśli Lechia zwycięży, dogoni gliwiczan punktowo i być może na fali entuzjazmu z niezłym startem wiosny i kolejnymi transferami nie spiszę jednak tego sezonu ligowego na straty.

Czyli cóż: pewnie będzie remis.

A tak serio – nie wiemy, jak sezon skończy się dla obu ekip, ale na dziś dużo bardziej podoba nam się zarządzanie sukcesem w Gliwicach. Było mistrzostwo, jest stabilizacja. W Gdańsku były trofea, ale stabilizacji absolutnie brak.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...