Czym byłoby starcie Milanu z Juventusem bez sędziowskim kontrowersji? Niemalże tradycyjnie włoski klasyk zmąciły do reszty decyzje arbitra. Gospodarze przez cały mecz przeskakiwali kłody, jakie pod nogi rzucał im Paolo Valeri, ale na koniec i tak dostali obuchem w głowę. Zwycięstwo wymknęło im się z rąk w doliczonym czasie gry po dyskusyjnej jedenastce, więc możemy się spodziewać, że we Włoszech odżyje dobrze wszystkim znany konflikt. Czas szykować popcorn, bo najbliższe tygodnie pełne będą przepychanek między poszkodowanymi a sprawcami.
Środek tygodnia, połowa lutego, a na San Siro ponad 72000 kibiców. Mimo że w Mediolanie europejskich pucharów od dawna nie widać, to przynajmniej frekwencja przypomniała o czasach, kiedy taka widownia w La Scali futbolu była codziennością. Kibice zresztą i tak poczuli się jak w kapsule czasu – Buffon, Cristiano Ronaldo, Ibrahimović… Trochę, jakby cofnąć się w czasie o dekadę.
Obydwa zespoły cofnęły się jednak maksymalnie o kilka dni, bowiem mecz Milanu z Juventusem był małym deja vu tego, co Rossoneri i Stara Dama zafundowały nam w miniony weekend. Gospodarze, podobnie jak w derbach z Interem, zaczęli świetnie, a z boiska schodzili rozczarowani. Goście, tak jak w Weronie, nie mieli zupełnego pomysłu na grę, ale tym razem kończyli mecz w znacznie lepszych nastrojach. Co prawda wygrać się nie udało, jednak taki remis w Turynie powinni traktować jak dar od losu.
A właściwie nie od losu, tylko od sędziego Paolo Valeriego. Arbiter w ostatniej minucie podyktował kontrowersyjną jedenastkę dla Juventusu. Piłka po strzale przewrotką Cristiano Ronaldo leciała w światło bramki, a po drodze trafiła Davida Calabrię w rękę. Problem w tym, że obrońca Milanu został trafiony zza pleców, po tym jak minął się z futbolówką skacząc do główki, nie machał przesadnie rękoma i nawet gdyby chciał, nie mógłby zrobić uniku, bo zwyczajnie nie widział co się za nim dzieje. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, social media momentalnie zapłonęły i podzieliły się na dwa obozy. My osądzać nie będziemy, na pewno nie pomaga w tym fakt, że całkiem niedawno Włosi przyznali, że interpretację zagrania ręką w polu karnym zmienili w… trakcie sezonu. A skoro tak, to kto wie, czym kierują się teraz?
W każdym razie uczciwie przyznamy jedno – rzut karny był w zasadzie najlepszą sytuacją, jaką mistrzowie Włoch stworzyli sobie w tym spotkaniu. W pierwszej połowie oddali jeden celny strzał, w sumie niezbyt groźny. Po zmianie stron, do czasu jedenastki, poprawili dwiema równie zabójczymi próbami. Kreatywność drugiej linii Starej Damy była ogromną dawką mizerii. Takich porcji nie serwują nawet babcie wnuczkom podczas niedzielnego obiadu.
Z drugiej strony mieliśmy Milan, który wszedł w mecz zupełnie tak, jak w ostatnie derby z Interem. Pięć minut, trzy strzały na bramkę, pół godziny i dwie kolejne groźne szanse. Najpierw Calabria mocno rozruszał Buffona strzałem pod poprzeczkę, potem fatalnie zachował się de Ligt, który wystawił rywalom piłkę tuż przed polem karnym. Końcówka pierwszej części spotkania zrobiła nam się trochę brzydka. Najpierw Dybala brzydko zaatakował od tyłu Ibrahimovicia, potem Argentyńczyk faulował kolejnego rywala, jednak sędzia puścił grę i dostrzegł faul dopiero, gdy piłkarz Juve padł na murawę po starciu z Theo.
Wspominamy o tym nieprzypadkowo, bo było to preludium do wspomnianej jedenastki i słabej oceny, jaką za ten mecz możemy wystawić sędziemu Valeriemu. Theo dostał żółtą kartkę, wcześniej jego los podzielił Ibra i tym sposobem Milan został pozbawiony dwóch filarów na rewanżowe starcie w Turynie. Gospodarze trochę się tym faktem zagotowali i notorycznie upominali arbitra, że ten nie rozdaje kartek po równo. Efekt? Po zmianie stron kolejny piłkarz Rossonerich dostał bilet na trybuny w Turynie, tym razem padło na Samu Castillejo. Nie minęło kilka chwil, a Theo pożegnał się z murawą na dobre i tu już na pewno możemy mówić o małym skandalu. W końcu Francuz pierwszą kartkę obejrzał w wyniku błędu arbitra, więc mimo że drugą zarobił słusznie, odesłanie go do szatni nie było sprawiedliwe.
Zwłaszcza że emocji nie brakowało i bez przewagi liczebnej po jednej ze stron. Milan bowiem nauczony derbowym doświadczeniem, tym razem rywalowi nie odpuścił. Po przerwie błyskawicznie Buffona przetestował Rebić, potem to samo uczynił Samu, a po kwadransie gry weteran musiał się naprawdę wysilić między słupkami, żeby wyciągnąć piłkę zmierzającą do bramki po rykoszecie. W końcu bombardowanie przyniosło gospodarzom efekty – będący od początku roku w świetnej formie Ante Rebić efektownie wykończył dośrodkowanie Samu, dając Rossonerim prowadzenie.
Tyle że – jak już wiemy – na niewiele się to zdało. Milan na pewno może się czuć skrzywdzony. Drugi raz w ciągu kilku dni wygrana nad odwiecznym rywalem wymyka mu się z rąk i jak w derbach była to zasługa świetnej postawy Interu, tak dziś przeciwnikowi to wyrównanie najzwyczajniej w świecie się nie należało. Juventus? Nie powiemy, że skorzystał z pomocnej ręki – dosłownie i w przenośni – ale… bez niej nic by w Mediolanie nie wskórał. I choć wynik i ogólna sytuacja przed rewanżem na pewno ich premiuje, tak wątpimy, że w Turynie są z tego co dziś zobaczyli zadowoleni.
AC Milan – Juventus 1:1
Rebić 61′ – Cristiano Ronaldo 90′
fot. NewsPix.pl