Sześć tytułów mistrzowskich z rzędu, te dokonania mówią same za siebie – dominacja Red Bulla Salzburg w lidze austriackiej od dawna nie podlega żadnej dyskusji. Ale gdzieś w tle słynnej drużyny, która z tak dobrej strony zaprezentowała się w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, wyrasta inny klub z pokaźnymi ambicjami. Zeszłoroczny wicemistrz kraju, LASK, w bieżących rozgrywkach dzielnie dotrzymuje kroku hegemonom z Salzburga. Po osiemnastu kolejkach ligowych zmagań Die Schwarz-Weißen mają zaledwie dwa oczka straty do liderującego w stawce Red Bulla, a przed obiema ekipami bezpośrednie starcie, które zainauguruje rundę wiosenną na austriackich boiskach.
Jeżeli zatem LASK spłata faworytom psikusa, może wskoczyć na fotel lidera austriackiej ekstraklasy. I wcale nie tak łatwo będzie ich potem z tego fotela przepędzić.
SPRAWDŹ OFERTĘ ETOTO NA LIGĘ AUSTRIACKĄ
Österreichische Fußball-Bundesliga, podobnie jak nasza Ekstraklasa, dzielona jest na sezon zasadniczy i rywalizację w grupie mistrzowskiej oraz spadkowej. Z tą różnicą, że Austriacy przepoławiają dorobek punktowy ligowców przed drugą fazą rozgrywek, z czego w Polsce zrezygnowano. Już teraz jest zatem więcej niż pewne, że Salzburg w tym roku będzie musiał o mistrzowski tytuł zaciekle powalczyć aż do samej mety tego ligowego wyścigu. W ubiegłym sezonie wszystko poukładało się Red Bullowi znacznie przyjemniej. Już po zasadniczej fazie rozgrywek obrońcy tytułu mieli bowiem bardzo bezpieczną przewagę nad pościgiem, a po podziale na grupy tylko przypieczętowali swoją dominację nad oponentami.
LASK zakończył sezon z dwunastoma punktami straty do lidera. Biorąc pod uwagę podział punktów, taka różnica między pierwszym a drugim miejscem to prawdziwa przepaść. Die Schwarz-Weißen przegrali zresztą dwa z trzech bezpośrednich starć z Red Bullem. Raz udało im się z nimi zremisować 3:3 i to by było na tyle.
Różnica klas była ewidentna.
Tabela po sezonie 2018/19.
W bieżących rozgrywkach jest jednak trochę inaczej.
Dobiega właśnie końca przerwa zimowa w austriackiej Bundeslidze, tymczasem Salzburg przystępuje do rywalizacji o mistrzowski tytuł bez dwóch naprawdę wielkich gwiazd. Erling Braut Haaland dokazuje już w barwach Borussii Dortmund, a Takumi Minamino ma za sobą pierwsze występy w barwach Liverpoolu. Obaj jesienią byli fundamentalnymi postaciami dla zespołu Red Bulla, choć to chyba i tak za mało powiedziane. Do Wolfsburga przeniósł się na dodatek Marin Pongračić, aczkolwiek on akurat grał dość rzadko. Równolegle szeregi drużyny wzmocnił Noah Okafor, gwiazdor ligi szwajcarskiej. Ciekawy transfer, bez dwóch zdań, ale na pewno sam Okafor wyrwy pozostawionej przez Minamino i Haalanda nie załata. Może ewentualnie spróbować wejść w buty tego pierwszego. Choć wydaje się, że działacze klubu uważają raczej, iż ich kadra jest obecnie wystarczająco szeroka, by nie szukać na gwałt następców dla poprzednich gwiazd, a po prostu pozwolić rozwinąć skrzydła tym piłkarzom, którzy jeszcze nie objawili światu pełni swojego potencjału.
Niby jest w tym myśleniu logika. Akademia Salzburga to kopania talentów. Zresztą, w pierwszym zespole jest wręcz od groma klasowych graczy. Haaland i Minamino odeszli, ale wciąż są w Salzburgu tacy gracze jak Patson Daka, Andreas Ulmer, Hwang Hee-chan, Dominik Szoboszlai, Zlatko Junuzović czy Enock Mwepu. Mega-gwiazdy austriackiej ekstraklasy. Niektórzy gwarantują doświadczenie, inni powiew młodości. Nie da się jednak ukryć, że ekipa Jesse’ego Marscha nie jest aż tak potężna jak jesienią. Kadrowo wciąż dystansuje konkurencję, lecz już nie o trzy, a zaledwie o dwie długości.
LASK może na tym skorzystać, zanim rywale odpowiednio się przegrupują.
Die Schwarz-Weißen to również jest bardzo interesujący projekt sportowy, choć oczywiście nie budowany z takim rozmachem jak dzieło Red Bulla. Drużynę wraz ze startem bieżącego sezonu przejął Valérien Ismaël – przed laty niezły obrońca, obecnie początkujący trener. Wielu pukało się w czoło, gdy Siegmund Gruber – prezydent klubu – postawił akurat na Francuza. Ismaël ma za sobą bowiem kompletnie nieudany epizod trenerski w Wolfsburgu, stąd wydawało się, że nie jest odpowiednim człowiekiem, by wprowadzić LASK na wyższy poziom. Prędzej zapowiadał się na gościa, który popsuje nieźle działający zespół. Tymczasem okazało się, że posadzenie go na stołku szkoleniowca to strzał w dziesiątkę. Ekipa z Górnej Austrii ma za sobą wyborną jesień. Drugie miejsce w lidze i awans do półfinału Pucharu Austrii ma swoją wymowę. Tego w sumie jeszcze można było oczekiwać po wcześniejszych sukcesach.
Ale wyjście z grupy w Lidze Europy? Ba, zajęcie w niej pierwszego miejsca? To już jest naprawdę duża sprawa. W 1/8 finału LASK zmierzy się z AZ Alkmaar i zdaje się, że ma wszelkie argumenty, by wygrać ten dwumecz.
Zespół oparty jest – w przeciwieństwie do Red Bulla – przede wszystkim na piłkarzach z Austrii. Nie można powiedzieć, by Die Schwarz-Weißen byli kopalnią piłkarskich talentów. Pierwsze skrzypce grają tam zawodnicy już ukształtowani, choć niekoniecznie będący piłkarskimi weteranami bez większych perspektyw. Tacy goście jak
Składy LASK i Red Bulla prognozowane przez ekspertów Sky Sport.
Nie bez kozery mówiło się, że wicemistrzostwo z 2019 roku to wynik odniesiony mocno ponad stan i przede wszystkim zasługa znakomitego trenera, Olivera Glasnera. Poprzedni szkoleniowiec klubu wyciągnął drużynę z kompletnej zapaści. Gdy przejmował zespół, jego przyszłość stała pod znakiem zapytania z uwagi na olbrzymie kłopoty finansowe. Działaczom udało się jednak wyprostować kwestie organizacyjne, a Glasner doprowadził do porządku kwestie boiskowe. Przejął ekipę na zapleczu Bundesligi, pozostawił ją na ligowym podium. Ismaël z powodzeniem kontynuuje dzieło swojego poprzednika.
– Klub był w opłakanym stanie – mówił w jednym z wywiadów wspomniany prezydent Gruber. – Teraz mamy prawie stu niezależnych sponsorów i dodani bilans finansowy, choć przeprowadzamy kosztowny projekt budowy nowego stadionu.
Jednym z podstawowych założeń działaczy LASK jest zachowanie stabilizacji kadrowej. Oczywiście pożegnania z niektórymi zawodnikami są nieuniknione – latem do Wolfsburga dołączył choćby João Victor, najlepszy strzelec zespołu w poprzednich rozgrywkach. Ale generalnie udało się nie tylko utrzymać kadrę, która sięgnęła po wicemistrzostwo, lecz jeszcze dodatkowo ją wzmocnić. W zimowym oknie transferowym z LASK nie pożegnał się żaden z kluczowych graczy.
Czy to wystarczy, by zdetronizować taką potęgę jak Red Bull Salzburg?
Tabela austriackiej ligi na cztery kolejki przed końcem sezonu zasadniczego.
Cóż – raczej nie. Choć bezpośrednie starcie tych ekip w rundzie jesiennej dowodzi, że dysproporcja sił jest obecnie między nimi mniejsza niż dysproporcja możliwości finansowych. LASK w ósmej kolejce ligowych zmagań zremisował z faworyzowanymi rywalami 2:2, choć prowadził 2:0. Patson Daka wyrównujące trafienie zdobył dopiero w doliczonym czasie gry. Mimo wszystko jednak – to Die Schwarz-Weißen znacznie częściej odnoszą w lidze zwycięstwa wymęczone, minimalnie. No i zdarzyły im się również dwie wpadki, w tym jedna bardzo dotkliwa – klęska 0:4 z Rapidem Wiedeń. Red Bull też notuje potknięcia, ale nie tego kalibru.
Austriackie media nadchodzące starcie lidera z wiceliderem grzeją jako mecz o sześć punktów. A to nie koniec bezpośrednich konfrontacji Salzburga i LASK. Za dwa dni batalia ligowa, a 4 marca obie ekipy zmierzą się też ze sobą w półfinale krajowego pucharu.
LASK pokona Red Bull Salzburg? ETOTO oferuję za tę niespodziankę kurs 4.60!
Można zatem powiedzieć, że początek rundy wiosennej to będzie naprawdę wartościowy test dla mocarstwowych ambicji działaczy LASK. Jeżeli chcą rzucić wyzwanie hegemonom z Red Bulla, to czas ich wreszcie poskromić. Odkąd klub powrócił przed trzema laty do austriackiej ekstraklasy, ta sztuka udała mu się zaledwie raz. W 2018 roku, gdy Salzburg mistrzowski tytuł miał już właściwie w kieszeni. A swoją drogą – Red Bullowi też przyda się mocny rywal na krajowym podwórku. Zdrowa, sportowa konkurencja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, co zresztą widać po znakomitych wynikach klubów z Austrii w europejskich pucharach.
fot. NewsPix.pl