Czekaliśmy na powrót Ekstraklasy, ale na powrót Akademii Taktycznej Ekstraklasy czekaliśmy jeszcze bardziej, bo to jest wręcz sól tego wszystkiego. Można w tym cyklu wiele podpatrzeć, wiele wyciągnąć, a przecież futbol powinien nie tylko bawić – powinien też uczyć i serce rośnie, gdy ligowcy biorą to na poważnie. Dlatego nie możemy być szczęśliwsi, wiedząc, że już trzeci mecz dostarczył materiału poglądowego, który zaraz wyląduje w akademiach całego kraju.
Aula pełna, więc wchodzi Marcin Cebula i tłumaczy.
– Co możemy zrobić, gdy piłka leci dość spokojnie w polu karnym, obrońcy niby są obok, ale raczej nie reagują na zaistniałą sytuację?
– Strzelić na bramkę! – wyrywa się pilny uczeń z drugiego rządu.
Doktor Marcin tylko uśmiecha się pod nosem i zaraz kontruje ambitnego młodzieńca.
– Pewnie i tak, ale nie pomyślałeś o tym, że bramkarz może odbić piłkę, obrońca zacząć kontrę, a napastnik strzelić gola?
Sala wybucha śmiechem euforii, nikt przecież nie lubi kujonów, a jak kujon nie ma racji, to wszyscy są szczęśliwi i padają sobie w ramiona. Kujonowi już do śmiechu nie jest, policzki palą mu się ze wstydu, więc spuszcza głowę, by ten efekt był jak najmniej widoczny. A Cebula triumfalnie kontynuuje:
– Otóż najlepiej, chłopcze, zapobiec tej kontrze. A jak to zrobić? Przypomnij sobie mój występ z Górnikiem Zabrze.
Ależ przyfanzolił pic.twitter.com/pJWDdEXlko
— Dominik Klekowski (@DoKlekowski) February 8, 2020
Dobra, a tak na serio: nic nas już nie dziwi, również potrzeba strzału, który zabije gołębia. Cebula – piłkarz rzekomo techniczny – ma piłkę na patelni. Obrońcy w lesie, piłka przestaje kozłować i toczy się dość wolno, bramka w miarę odkryta. Można przymierzyć i chociaż spróbować zatrudnić Chudego.
Ponadto to przecież nie była jedyna taka sytuacja w tym meczu! Przypomnijcie sobie próbę Pacindy z pseudowoleja, która wylądowała na dachu. Komiczny strzał Cecaricia, który najpierw tysiąc razy poprawił sobie futbolówkę, by na końcu trafić szczurem w pierwszego obrońcę. Piłkarze w tym meczu mieli ogromne kłopoty, by trafić w prostokąt, nie taki znów mały. Jirka nie potrafił tego zrobić nawet z pięciu metrów.
Efekt? Dość żenujące statystyki. 31 strzałów, osiem celnych. Czyli średnio co czwarte uderzenie łaskawie zatrudniło w jakikolwiek sposób jednego czy drugiego bramkarza. Tak jak pisaliśmy w pomeczówce, że tempo było w porządku, że akcje nie toczyły się w kole środkowym, tak do skuteczności można mieć zastrzeżenia.
Nie śmialibyśmy się z tego wszystkiego pewnie aż tak mocno, gdyby nie inny fakt: Korona po 21 kolejkach ma tylko 12 bramek na koncie. To straszny rezultat, uprawniający do marzeń o pozostaniu w lidze pewnie tylko w naszych warunkach. I cóż, jak tak patrzyliśmy na wyczyny Cecaricia, Cebuli i spółki z dzisiaj, to trudno nam wierzyć, by kielczanie zaraz mieli coś w tej kwestii zmienić.
A jeśli nie zaczną trafiać w bramkę, to nawet w końcu Ekstraklasa się wkurzy i wykopie ich z ligi.