Zerwanie więzadeł krzyżowych Wojciecha Golli to jedna z najgorszych informacji, jaka mogła spotkać Śląsk Wrocław. Nie tylko dlatego, że Golla wyglądał jesienią więcej niż solidnie. Także z tego powodu, że nie ma go kim zastąpić. Jeśli Diego Żivulić, który zagrał dziś przeciwko Lechii beznadziejny mecz, nagle w cudowny sposób nie odpali – poważnych alternatyw brak. A na transfery last minute się nie zanosi. Dariusz Sztylka dla „Gazety Wrocławskiej”: – Nie będziemy ściągali nowego środkowego obrońcy w tym okienku transferowym. Uraz Wojtka Golli wygląda źle, ale sezon dogramy tymi piłkarzami, których mamy.
Śląsk zostaje z tym, co ma. Piotrem Celebanem, któremu gry nie ułatwia sytuacja kontraktowa i Mariuszem Pawelcem (aktualnie kontuzjowanym), człowiekiem-wślizgiem, mającym najlepsze lata dawno za sobą. Klub deklaruje, że taka kadra musi wystarczyć, a więc… trzeba szyć.
No i Viteslav Lavicka zimą szył. Już wcześniej – po kontuzji Brozia, nie mając dogadanego jeszcze żadnego zastępcy – szykował Lubambo Musondę na prawą obronę. Abstrahując od wejścia łokciem w Mladenovicia, za które mógł (powinien?) wylecieć – wyszło całkiem znośnie. Szarpał z przodu, był nieustępliwy w tyłach. Gorzej ma się sprawa z środkiem obrony, gdzie zagrał Diego Żivulić. Dotąd środkowy pomocnik. Powiedzieć, że nie wystawił sobie tym występem najlepszej laurki, to nic nie powiedzieć. To na jego konto idą obie stracone bramki.
Pierwsza – Żivulić szuka w głowie odpowiedzi na palące pytanie „dokąd nocą tupta jeż?”, a w międzyczasie Conrado zabiera się z piłką i idzie w pole karne. Jasne, przy samej bramce pomógł przypadek, gdyby nie rykoszet od Łabojki, piłka nie spadłaby wprost na głowę Flavio, ale i tak – przegranie tego pojedynku to wstyd dla stopera.
Nie miał prawa dopuścić do tej sytuacji.
Druga bramka – Mladenović posyła wrzutkę z lewej strony, a Żivulić znów jest spóźniony. Przy dobrym ustawieniu i przytomności umysłu spokojnie jest w stanie przeciąć tę piłkę. No, ale znów jest myślami gdzie indziej. A Flavio takich sytuacji nie marnuje.
Już jesienią Żivulić niczego szczególnego nie pokazywał – ot, bezbarwny środkowy pomocnik, niemrawy z przodu, który niczego specjalnego nie potrafi. I jeśli Śląsk faktycznie wierzy, że ten eksperyment się powiedzie, to…
Może jednak warto się szarpnąć na jakiegoś stopera, skoro okno trwa do końca lutego?
Jeśli nie – pozostaje zintensyfikować działania w gabinetach. Piotr Celeban ma już swoje lata, ale powinien być w stanie załatać dziurę na środku obrony, przynajmniej na jakiś czas. Problem z Celebanem jest jednak powszechnie znany – po wypełnieniu określonej liczby minut jego umowa przedłuża się automatycznie o dwa lata. A że w tym roku piłkarz kończy 35 lat i nie zarabia frytek… nie jest to specjalnie opłacalny biznes dla szukającego na każdym kroku oszczędności Śląska. Póki co obie strony – mimo prób władz klubu – nie znalazły kompromisu. Wiadomo, że piłkarzowi nie opłaca się zgadzać na gorsze warunki i to jego święte prawo. Zwłaszcza, gdy widzi, że Śląsk jest pod ścianą. Pałeczka po stronie klubu – czas pokaże, czy zgodzi się na większe ustępstwa względem zawodnika, czy sprawa utknie w martwym punkcie.
Kolejnych argumentów przy rozmowach Celeban może nabrać już za tydzień – prawdopodobnie to on wystąpi u boku Żivulicia, bo na domiar złego w meczu z Lechią wykartkował się Israel Puerto. Kontuzja Mariusza Pawelca potrwa z kolei jeszcze około dwóch tygodni.
Niezbyt ciekawy obraz wrocławskiej defensywy, oj niezbyt. Bez żadnego transferu może skończyć się dramatycznie.
Fot. FotoPyK