Adam Mandziara rzadko bywa w mediach, więc żeby nie kłopotać dziennikarzy i jednocześnie nie kłopotać samego siebie trudnymi pytaniami, wraz z Piotrem Stokowcem udzielił wywiadu oficjalnej stronie Lechii Gdańsk. To znaczy: można mieć wątpliwości, czy ktoś rzeczywiście pytał, czy Mandziara i tutaj nie chciał nikogo kłopotać, natomiast to nie jest takie ważne. Najważniejsze przecież, że z Lechią wszystko jest w porządku, a będzie tylko lepiej.
Dobra: przynajmniej tak twierdzi Mandziara. Czyli warto się nad tym dwa razy zastanowić.
– Wróciłem do funkcji prezesa w grudniu właśnie po to, aby przywrócić Lechii płynność finansową. To jeden z priorytetów działania klubu. Przez ten krótki okres udało się – mówi Mandziara i cóż, wychodzi na to, że nie każdy bohater nosi pelerynę. Piłkarze nie dostawali pensji, usłyszał o tym prezes, ruszył z odsieczą i już wszystko jest w porządku.
Chyba że nie, bo coś nam się w tej retoryce nie zgadza. Ustalmy chronologię:
1) Z końcem czerwca Mandziara opuszcza stanowisko prezesa, ale wciąż jest w radzie nadzorczej.
2) 20 lipca nowym prezesem zostaje Janusz Biesiada.
3) Na początku września Biesiada przestaje być prezesem. Zmienia go Mandziara, jako prezes tymczasowy.
4) W grudniu Mandziara nie jest już prezesem tymczasowym, tylko po prostu prezesem, bo zgodnie z prawem p.o. prezesa będący członkiem rady nadzorczej nie może pełnić tej funkcji dłużej niż trzy miesiące.
Nie było więc tak, że Mandziara nie miał na nic wpływu w klubie i na kolejne problemy mógł tylko zareagować rozłożeniem rąk. Po pierwsze ciągle był w radzie nadzorczej, po drugie zmienił Biesiadę ledwie po nieco ponad miesiącu. Owszem z łatką tymczasowości, ale jeśli ktoś chce wierzyć, że pełnił funkcję paprotki, to prosimy bardzo, tyle że równie dobrze można wierzyć w świętego Mikołaja. W wieku pięciu lat to jeszcze żaden problem, ale im dalej w las, tym gorzej.
W każdym razie wychodzi na to, że w około 40 dni Janusz Biesiada rozpieprzył tę prężnię działającą maszynę, a potem Mandziara musiał zbierać porozrzucane klocki z dywanu. Cóż, dobrze, że na jednego szkodnika w polskim futbolu przypada jeden bohater.
Lecimy dalej.
„Na pewno nie jest to zmiana strategii prowadzenia klubu, bo dokonaliśmy sprzedaży zaledwie kilku zawodników” i „na ten moment kadra nie jest zbyt szeroka, ale mamy dzięki temu sporo możliwości – na rynku transferowym oraz we wprowadzaniu młodzieży”.
Po pierwsze nie wiemy, czy kibice Lechii mają podziękować Mandziarze, że sprzedał tylko kilku piłkarzy, a nie na przykład cały skład.
Po drugie może jednak powinien sprzedać wszystkich – wtedy zyskałby jeszcze więcej możliwości na rynku transferowym, żyć nie umierać.
W każdym razie, panie prezesie, nie sprzedawał pan piłkarzy z drugiego szeregu, tak jak to było latem, tylko tych ważnych dla zespołu.
Sobiech – było nie było najlepszy strzelec drużyny.
Haraslin – wiadomo, irytujący pod względem liczb, ale jednak podstawowy skrzydłowy.
Łukasik – niby odstawiany od składu, a jednak 15 na 20 meczów w lidze zagrał. 12 razy po 85 minut i więcej, sześciokrotnie był kapitanem. W eliminacjach do Ligi Europy wystąpił w obu meczach.
Ponadto z Lechii odejdzie Augustyn, do momentu kontuzji podstawowy stoper (i jednocześnie będący w świetnej formie), oraz Peszko i Wolski. Nawet jeśli drugiego uznać tylko za statystykę, to pierwszy jest najlepszym skrzydłowym pod względem bramek w zespole. Obecnie gra w rezerwach, a nie zarabia jak piłkarz rezerw – to tak a propos płynności finansowej.
Nie ma więc co mówić o „zaledwie kilku piłkarzach”, bo nie o liczbę tu chodzi, a o jakość. Jest różnica między wyżej wymienionymi a Nunesem, Vitorią, Janickim, Makiem, Michalakiem i Balde.
Mamy też wrażenie, że prezes nie jest najlepszym rewolucjonistą – przynajmniej my nie poszlibyśmy za nim w ogień, najwyżej taki z zapalniczki. Dlaczego? Dlatego, bo Mandziara najpierw mówi, że „nie widzieliśmy szansy, aby w obecnym składzie walczyć o wysokie cele”, a potem „nadrzędnym celem jest oczywiście zakwalifikowanie do górnej ósemki”.
Czyli z „zaledwie kilkoma piłkarzami” był puchar, superpuchar, trzecie miejsce i na chwilkę Europa, a po rewolucji może być już tylko górna ósemka. Tak to wszystko jest średnio przemyślane, co?
Jest też oczywiście element zaprzeczania samemu sobie: „Drużyna kosztowała dużo, a niekoniecznie szły za tym wyniki sportowe”, by potem powiedzieć, że „w ciągu ostatnich 5 lat Lechia osiągała swoje najlepsze wyniki na przestrzeni jej całego funkcjonowania”.
Jest też apel o ambicję: „Chcę graczy, którzy chcą coś dla klubu zrobić, a nie tylko zarobić”. To prawda – w Lechii jest problem z regularnym zarabianiem. A gdyby tak połączyć „robienie” i „zarabianie”? Czy to nie genialny pomysł?
Wybaczcie, ale nie trzyma się kupy ten „wywiad” i poza tym nie bardzo wiemy co miał na celu. Jeśli uspokoić kibiców, to już widać po komentarzach na socialach Lechii, że ci nie bardzo to kupują, a ci ufający słowom prezesa są w mniejszości. Jeśli chodziło o szczerość i przemyślane zdania, to też nie pykło, można to dostrzec powyżej.
I tak, odpowiadającym był również Piotr Stokowiec, ale nie ma potrzeby się go czepiać. To nie on zalegał z wypłatami, to z pewnością nie on wymyślił sobie, żeby na parę dni przed startem rundy zostać z jednym napastnikiem i dwoma skrzydłowymi. Jest elementem tego klubu, ale takim, który dostaje w kość, a nie te razy rozdaje.
Mandziara z kolei kieruje strategią i to jest kompletnie inna historia. A jeśli masz zespół, który dopiero co robił trofea, natomiast teraz drży o ósemkę, to można założyć, że coś w tej strategii poszło mocno nie tak.
PP
Fot. 400mm.pl