Pozyskanie nowego napastnika stanowiło w ostatnim czasie transferowy priorytet dla Wisły Kraków. Trudno się dziwić, bo Artur Skowronek musiał wybierać między coraz starszym (a jednak!) Pawłem Brożkiem, mającym duże zaległości Lubomirem Tuptą (wystąpił w jednym sparingu) i 17-letnim Aleksandrem Buksą. Podczas przygotowań zdarzało się, że na szpicy ustawiony był Jean Carlos Silva, nominalnie pomocnik. Możliwe, że wszystkich pogodzi Alon Turgeman.
Jeżeli coś wam to nazwisko mówi, najpewniej dlatego, że w ostatnim czasie łączono je również ze Śląskiem Wrocław. 28-letni Izraelczyk miał być jednym z kandydatów do wzmocnienia ataku WKS-u, ale tam ostatecznie postawiono na Filipa Raicevicia z Livorno. Być może chodziło o to, że Śląsk nie chciał już dłużej czekać na kolejny ruch działaczy Austrii Wiedeń, którym zależało, żeby klub wypożyczający Turgemana w umowie zawarł również kwotę wykupu w razie transferu definitywnego latem. Z powodu rozbieżności w tym temacie – Austriacy mieli chcieć wpisania miliona euro odstępnego – podobno upadły rozmowy z Hapoelem Beer Sheva, który także był zainteresowany. Wiśle jakoś udało się porozumieć. Złośliwi powiedzieliby, że i tak nie ma szans na wykup, podobnie jak kiedyś w przypadku innego izraelskiego napastnika Dudu Bitona. Za jego pozostanie Charleroi musiałoby otrzymać 1,6 mln euro, co od początku było kwotą z kosmosu, absolutnie nierealną. Swoją drogą, obaj zawodnicy przez pół roku grali ze sobą w Hapoelu Petah Tikva.
Co możemy powiedzieć zaglądając w papiery Alona Turgemana? Nie wyglądają one zniechęcająco, choć do zachwytów też daleko. Nie mówimy o jakimś emerycie z wyjątkowo bogatą kartoteką medyczną, który po raz ostatni coś dobrego pokazał w pierwszym sezonie po Euro 2012. Odkąd Turgeman zaczął występować w ojczystej ekstraklasie, czyli od sezonu 2010/11, przez kolejnych osiem lat najczęściej grał w niej regularnie. Nie dał się poznać jako supersnajper, mniej więcej strzelał raz na cztery mecze (208 meczów, 51 goli). Inna sprawa, że dawniej bywał ustawiany na skrzydle, nie uznawano go za klasyczną “dziewiątkę”. Najlepszy w jego wykonaniu był sezon 2013/14, gdy zdobył 15 bramek w barwach Maccabi Hajfa. Paradoksalnie później zaliczył największy zjazd. Maccabi sprowadzało bardziej znane nazwiska, a on pozostawał w cieniu. Musiał się odbudowywać gdzie indziej, co się udało. Do bramkowej dwucyfrówki dobił jeszcze w ostatnim roku pobytu na krajowej ziemi (2017/18) – 34 spotkania, 12 bramek dla Hapoelu Hajfa. Ponadto pięciokrotnie trafiał w Pucharze Izraela, w tym w wygranym po dogrywce finale z Beitarem Jerozolima. Po to trofeum sięgnął już rok wcześniej w barwach Bnei Yehuda, zatem z pustymi rękami ojczyzny nie opuszczał.
Lata leciały, a że wygasał mu kontrakt, postanowił spróbować sił za granicą, mimo że przypomniała sobie o nim izraelska czołówka. Pozyskała go Austria Wiedeń, wygrywając wyścig o jego angaż ze Sturmem Graz. Ostatecznie nie do końca dał radę, skoro musi teraz odchodzić do Polski. A trzeba sobie uświadomić fakt, że to już nie ten sam klub, co 10-15 lat temu. Austria nie sięgnęła po mistrzostwo od 2013 roku, Salzburg zaczął wciągać konkurencję. Od tamtego czasu “Fiołki” zajmowały w lidze kolejno czwarte, siódme, trzecie, drugie, siódme i czwarte miejsce. Trzy sezony z europejskimi pucharami, trzy bez. A jak już wchodzono na międzynarodową arenę, nie było się czym chwalić: dwa razy brak awansu z grupy Ligi Europy, ostatnio zaś już na etapie eliminacji dwukrotnie lepszy okazał się Apollon Limassol. Aktualnie w tabeli Austria okupuje siódmą lokatę, która oznacza grupę spadkową. Strata do szóstego TSV Hartberg wynosi aż siedem punktów. Co innego więc przegrać rywalizację w Austrii Wiedeń w czasach Sebastiana Mili, co innego dziś.
Z drugiej strony, nie było tak, że Turgeman nic nie znaczył i wyłącznie się przyglądał. Przez półtora roku w 28 meczach strzelił 10 goli i zaliczył cztery asysty. Tutaj wychodzi średnio co drugi mecz z ofensywnym konkretem. Na pewno zdziałałby więcej, gdyby nie problemy zdrowotne. W Austrii w ligowym debiucie zdobył zwycięską bramkę i przez pierwsze tygodnie miał miejsce w składzie. Później doznał kontuzji kolana. Przerwa w grze trwała prawie trzy miesiące. Izraelczyk już do końca ubiegłego sezonu nie odbudował swojej pozycji w zespole. W sezon trwający także wkroczył z urazem, opuścił trzy pierwsze spotkania. Jak już wskakiwał do wyjściowej jedenastki, zawsze robił swoje, trafiając do siatki z Altach, St. Poelten i WSG Tirol. Na dłuższą metę jednak nie był w stanie wygrać rywalizacji, w czym główna “wina” znajdującego się w bardzo dobrej formie Christopha Monsheina (już 13 goli). Trenerom w odwodzie pozostali Bright Edomwonyi i młody Sterling Yateke.
Jaka jest charakterystyka nowego wiślaka? Gdy przechodził do Austrii, dokładnie prześwietlił go portal abseits.at. Konstatacja była następująca: “Ogólnie rzecz biorąc, Izraelczyk nie jest spektakularnym graczem i raczej skupia się na robieniu prostych rzeczy we właściwy sposób“. Nazwano go typowym napastnikiem drużynowym, który sam raczej zespołu nie podźwignie, ale jeśli stanie się elementem dobrze funkcjonującego mechanizmu, jest w stanie sporo dać od siebie. Z jego atutów wymieniono niezłą technikę, obunożność, współpracę z kolegami, zastawianie piłki, odnajdywanie się w grze kombinacyjnej. Podkreślono, że dobrze biega bez piłki i stwarza przestrzeń partnerom. Do tego inteligentnie się ustawia do prostopadłych podań, rzadko jest łapany na spalone. Minusy? Ograniczenia szybkościowe, bardzo przeciętna gra głową i czasami zbyt mało snajperskie podejście do sprawy w polu karnym. Chwilami szukania kolegów jest aż za dużo, brakuje szybkiej decyzji.
W sporej mierze pokrywa się to z tym, co mówiono w Austrii Wiedeń po ogłoszeniu jego transferu. – To napastnik silny i bardzo dobry technicznie, potrafiący utrzymać się przy piłce. Dzięki niemu nasza ofensywa stanie się znacznie bardziej urozmaicona – mówił ówczesny trener “Fiołków” Thomas Letsch. – Obejrzeliśmy go na żywo, analizowaliśmy materiały wideo i jesteśmy przekonani do jego klasy – dodawał dyrektor sportowy Franz Wohlfahrt. Letsch w marcu 2019 pożegnał się z posadą, co pozycji Turgemana z pewnością nie wzmocniło.
Jeżeli gdzieś przeczytacie, że Wisła wzięła reprezentanta Izraela, to… mimo wszystko nie będziemy mówili o nadużyciu. Turgeman w 2018 roku rozegrał dwa mecze towarzyskie w seniorskiej kadrze – z Rumunią i Irlandią Północną. W międzyczasie dostał też powołanie na Ligę Narodów (ławka z Albanią), a w czerwcu znajdował się w gronie wybrańców na eliminacyjne starcia z Polską i Łotwą. W Warszawie nie było go jednak nawet wśród rezerwowych, gdy jego rodacy dostawali od nas baty 0:4.
Jak na obecne położenie klubu, wydaje się, że Wiśle byłoby trudno ściągnąć kogoś z lepszym CV niż 28-letni Izraelczyk. Piłkarze z tego kraju dotychczas się przy Reymonta sprawdzali. Maor Melikson był gwiazdą, wspomniany Dudu Biton świetnie zaczął i był kluczową postacią w Lidze Europy. Turgemanowi zwyczajnie nie wypada się wyłamać.
PM
Fot. 400mm.pl