Jedna z najdłuższych sag transferowych tego okienka dobiega końca. Dani Ramirez lada moment zostanie piłkarzem Lecha Poznań. Kolejorz nie musiał szukać idealnego zastępcy Darko Jevticia, bo miał go pod nosem – właściwie w sąsiednim województwie. Biorąc pod uwagę styl gry i liczby – Hiszpan może z miejsca wejść w buty Szwajcara. A łodzianie też nie zostają z ręką w nocniku, bo od razu zaklepali sobie zastępstwo.
Oj, długo trwało przeciąganie liny między Lechem z ŁKS-em. Jeśli ktoś zastanawia się “dlaczego to tak długo trwało?”, to rozwiejmy wątpliwości. Historia tych rozmów zaczęła się w styczniu, gdy do Lecha spłynęła oferta z Rubina Kazań. Dariusz Żuraw postawił sprawę jasno przed władzami klubu – okej, Darko może odejść, pogodzę się z tym, ale chcę w zamian za niego Ramireza i to już tej zimy. Lech ruszył zatem do rozmów, ale najpierw uderzył do piłkarza. W tym samym czasie faworytem do pozyskania pomocnika łodzian była jednak Jagiellonia Białystok, która była zdecydowanie konkretniejsza w rozmowach z samym ŁKS-em. Białostoczanie właściwie z miejsca spełnili oczekiwania beniaminka, który chciał za swojego piłkarza około 550 tysięcy euro. Jaga była przy kasie, bo niedawno sprzedała Patryka Klimalę do Celticu.
Transfer do Białegostoku jednak upadł wraz z momentem, gdy stało się jasne, że Jesus Imaz nie wybiera się na Bliski Wschód. Wobec tego Jaga nie chciała przeładowywać środka pola piłkarzami o zbliżonych umiejętnościach. Lech był już wtedy po słowie z Ramirezem, do przekonania pozostał tylko ŁKS, a skoro Kolejorzowi odpadł główny konkurent w wyścigu po Hiszpana, to sytuacja wydawała się już jasna – Dani zagra wiosną w niebiesko-białej koszulce. Lech oczywiście sądził, że jest w świetnej pozycji negocjacyjnej, dlatego twardo próbował zbić cenę. Sęk w tym, że w ŁKS-ie nikt by się nie obraził na scenariusz, w którym Ramirez po prostu wiosnę spędza w Łodzi.
Negocjacje wobec tego się przeciągały, a niektóre oferty Lecha traktowano w Łodzi jako żart. Dzielenie kwoty na transze, nierealne bonusy, ponawianie ofert odległych od ceny, którą od początku narzucił ŁKS. Dopiero w ubiegłym tygodniu kluby nieco zbliżyły swoje stanowiska, a ostateczne decyzje zapadły już w lutym. Nie bez wpływu był tu powiązany z Ramirezem transfer Antonio Domingueza, ale przede wszystkim zbliżający się początek rundy. O ile ŁKS już w sparingach wykorzystywał Daniego w mniejszym wymiarze czasowym, o tyle Lech wydawał się kompletnie nieprzygotowany na rozpoczęcie ligi bez następcy Jevticia. Ba, ŁKS miał już dogadanego następcę, Antonio Domingueza, więc jeszcze mocniej dawał do zrozumienia “Kolejorzowi”, że to właśnie Poznań jest “na musiku”.
Kolejny ciekawy aspekt tego transferu wiążę się zresztą z ewentualnym planem B, gdyby Ramirez został w ŁKS-ie. Według poznańskiej Gazety Wyborczej alternatywą miał być Jakov Puljić, którego ostatecznie zgarnie… Jagiellonia. I w Łodzi, i w Poznaniu wszyscy zdawali sobie sprawę – Lech stoi pod ścianą, albo dogada się z ŁKS-em, albo będzie ligę atakował Letniowskim i Marchwińskim.
Na ten moment – czyli poniedziałek około 14:00 – sprawa wygląda tak, że przed Ramirezem już tylko testy medyczne. Wszystko jest dograne, szanse na wysypanie się tego transferu są bardzo małe. Co może przeszkodzić? No na przykład to, że w Poznaniu znajdą śrubę w kolanie Hiszpana. Albo że nagle ktoś przy składaniu podpisu się rozmyśli.
Jak ocenić ten transfer? Cóż, jeśli chodzi o załatanie dziury po Jevticiu, to mamy przekonanie graniczące z pewnością, że Kolejorz w lidze nie mógł znaleźć lepszej opcji. Strata Szwajcara oznaczała poważny ubytek kreatywności i pierwiastka “robienia czegoś z niczego”. Jevtić to miał – cholera, bramka ze Śląskiem na pożegnanie, cudowny gol strzelony swego czasu na Arce, wyratowanie lechitów z opałów w starciu z Haugesund… Gość mógł człapać przez 89 minut, ale w tej dziewięćdziesiątej zrobił coś, na co było stać może ze trzech ligowców. Ponadto był bardzo regularny w punktowaniu – tylko jesienią brał udział przy piętnastu ligowych golach (sześć bramek, pięć asyst, cztery kluczowe podania).
Ramirez jest pod wieloma względami bardzo podobny do Jevticia. Zerkamy w liczby z jesieni:
– pod względem podań prostopadłych – 2. w lidze (lepszy tylko Jesus Jimenez)
– pod względem podań kluczowych – 3. w lidze (lepsi tylko Alan Czerwiński i Filip Starzyński)
– pod względem “smart passes” – 1. w lidze (przed Pedro Tibą i Darko Jevticiem)
Do tego najlepiej dryblująca dziesiątka ligi. O ile oczywiście zakwalifikujemy go właśnie jako ofensywnego pomocnika, bo przecież pamiętajmy, że w ŁKS-ie bardzo często grał jako prawy pomocnik schodzący ze skrzydła do środa.
Zatem pod względem charakterystyki piłkarza zastępującego Jevticia Lech nie mógł trafić lepiej. Jeśli mamy jakieś wątpliwości co do Ramireza, to czy będzie w stanie przełożyć takie granie na drużynę o wiele mocniejszą od ŁKS-u. Czy śladem innych zawodników sprowadzonych przez Kolejorza nie padnie pod ciężarem presji? Czy zacznie się spłacać od pierwszych meczów, a może będzie potrzebował tego mitycznego czasu na aklimatyzację?
Ale to już melodia przyszłości – dziś ten transfer trzeba ocenić po prostu bardzo dobrze. Widzimy jednak pewien problem w Lechu – ekstaza nad sprowadzeniem wyróżniającego się ligowca nie może przysłonić faktu, że to na ten moment jedynie załatanie dziury po stracie innego wyróżniającego się ligowca. Lech przyklepując transfer Ramireza wyszedł tak naprawdę na zero. Nawet finansowo, bo z tego co słyszymy, to Hiszpan zastąpił Jevticia na podium najlepiej zarabiających piłkarzy w zespole (około 70 tysięcy złotych miesięcznie).
A przecież w tabeli trzeba gonić podium (cztery punkty straty do Cracovii), trzeba uciekać od peletonu spod szyldu “też garniemy się do górnej ósemki”. Piotr Rutkowski w wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówi, że Lecha stać na puchary i to jest jego cel, a pewną siłą Kolejorza może być też fakt, że inni się osłabiają. Można podejść do tego w taki sposób, a można zrobić wiele, by to jednak siła lechitów była kluczowa w walce o eliminacje europejskich pucharów.
ŁKS? ŁKS wywiesza białą flagę, nie mamy co do tego większych wątpliwości. Sprzedaż Ramireza zresztą nie byłaby możliwa, gdyby nie ryzyko spadku – Dani miał kontrakt ważny do czerwca 2021, ale w przypadku powrotu do I ligi, ŁKS straciłby zawodnika bez zarobienia choćby złotówki. W Łodzi opracowano bilans zysków i strat – prawdopodobnie wyszło, że lepiej zabezpieczyć budżet, niż teraz za wszelką cenę udowadniać, że jeszcze nie wszystko stracone. Łodzianie zresztą, jak wspomnieliśmy, od razu ściągnęli następcę. Antonio Dominguez to lewonożny prawy skrzydłowy, ponoć bardzo podobny do Daniego. Oczywiście zaaklimatyzuje się pewnie akurat na październik, gdy ŁKS będzie twardo szedł po zwycięstwo w I lidze, ale i tak warto docenić, że skromny beniaminek był o wiele lepiej przygotowany do odejścia swojej gwiazdy, niż mający mocarstwowe ambicje Lech Poznań.
Oczywiście, jest nikła szansa, że Dominguez z miejsca zacznie grać na poziomie Ramireza, a ŁKS wiosną cudem się utrzyma, ale naszym zdaniem oba ruchy to już planowanie sezonu 2020/21. Dla łodzian może i brutalne, ale jednak – uzasadnione ze strony władz klubu. Większość wzmocnień zresztą podpisała umowy 2,5-letnie. Nie jest tajemnicą, że każda z nich zakłada możliwość spadku i szybkiego powrotu do ligi. Z Danim można było się łudzić, bez niego pozostaje już raczej zgrywać skład na wyzwania czekające w I lidze.
fot. FotoPyk