Reklama

Nie był zły, ale w Legii chyba nikt nie płacze. Cafu w Olympiakosie

redakcja

Autor:redakcja

31 stycznia 2020, 15:01 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kolejny piłkarz pożegnał Legię i wyjechał w innym kierunku, ale w tym wypadku nie ma co rozdzierać szat. Przejście Cafu do Olympiakosu to w gruncie rzeczy dobra wiadomość dla “Wojskowych”. Z kilku powodów.

Nie był zły, ale w Legii chyba nikt nie płacze. Cafu w Olympiakosie

Piłkarz nie chciał przedłużać wygasającego latem kontraktu i już od pewnego czasu mówiło się o jego odejściu zimą, żeby jeszcze cokolwiek na nim zarobić. I ten cel udało się zrealizować. Wicemistrzowie Polski otrzymają za swojego pomocnika 400 tys. euro (greckie źródła piszą nawet o 500 tys.). Kwota nie do pogardzenia, zwłaszcza że Cafu większość pierwszej części sezonu stracił z powodu kontuzji. Pod koniec września uszkodził więzadła w meczu z Cracovią i wypadł na ponad dwa miesiące. Do kadry wrócił dopiero na trzy ostatnie kolejki, zdążył wejść na minutę z Wisłą Płock.

Fakty są też takie, że Portugalczyk jeszcze przed kontuzją nie miał najwyższych notowań u Aleksandara Vukovicia i nie zawsze grał w podstawowym składzie. A w okresie jego leczenia Legia radziła sobie bardzo dobrze, odnosząc najbardziej efektowne zwycięstwa w całej rundzie (7:0 nad Wisłą Kraków, 5:1 nad Górnikiem Zabrze, 4:0 nad Koroną Kielce). Wyższe notowania od niego mają Andre Martins i Domagoj Antolić. W odwodzie pozostają Walerian Gwilia, Mateusz Praszelik lub… Michał Karbownik, który przecież nominalnie jest środkowym pomocnikiem.

ekstraklasa-2020-01-31-13-01-30

Reklama

Nie mówimy więc o odejściu oznaczającym dziś dla Legii większy problem. Cafu w ciągu dwóch lat przy Łazienkowskiej dał się poznać jako dobry piłkarz, szrotem na pewno nie jest, ale też całościowo zbytnio różnicy nie robił, jego forma była dość nierówna. Początek miał obiecujący, potem coraz częściej spisywał się przeciętnie. Do tego od czasu do czasu potrafił się na boisku zagotować, na czym drużyna nie korzystała. Znacznie poważniejszym zmartwieniem byłoby odejście wspomnianego Martinsa. On jednak podobno znajduje się na dobrej drodze, by podpisać nową umowę. Co oczywiście nie znaczy, że ktoś nowy na tę pozycję nie przydałby się już zimą.

Swoją drogą, Legia i Olympiakos powoli czynią tradycję z wymieniania się środkowymi pomocnikami. Latem 2017 Warszawę na Pireus zamienił Vadis Odjidja-Ofoe. Rok później „Wojskowi” wyciągnęli z szeregów greckiego giganta Andrea Martinsa. Teraz przyszła pora na Cafu, a pamiętajmy jeszcze, że z Legii do PAOK-u Saloniki przenosił się kolejny zawodnik środka pola Thibault Moulin.

Dla Olympiakosu Portugalczyk prawdopodobnie ma być typowym uzupełnieniem. Na brak konkurencji nie będzie narzekał. O skład powalczy przede wszystkim z Gwinejczykiem Madym Camarą, Brazylijczykiem Guilherme (nie tym legijnym) i aktualnym reprezentantem Grecji Andreasem Bouchalakisem. Cała trójka gra w tym sezonie regularnie, ale najwidoczniej potrzeba jeszcze kogoś do rotacji. Z aklimatyzacją nie powinno być żadnych problemów. Cafu spotka w zespole trzech rodaków oraz portugalskiego trenera Pedro Martinsa.

Tak naprawdę wszyscy są wygrani na tym transferze. Legia nieźle zarabia na zawodniku, który tak czy siak szykował się do odejścia, a do kluczowych postaci zespołu nie należał. Z kolei sam Cafu staje przed szansą zapisania sobie w CV kilku fajnych momentów. Nawet jeśli przyjdzie mu występować od czasu do czasu i tak będzie mógł mówić o kroku naprzód w karierze.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...