Reklama

Barcelona na chodzonego z awansem

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

30 stycznia 2020, 21:32 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mecz Barcelony z Leganes przywodził nam na myśl kultowe już narzekania Jacka Wiśniewskiego, który przed kamerą żalił się kiedyś, że na treningach w jego Jastrzębiu nie poświęcano wystarczająco dużo uwagi dynamice i szybkości, a zamiast tego dominowały tam tylko jakieś gierki “na chodzonego”. I trudno było mu się dziwić, bo jego GKS grał katastrofalnie, ale zaraz, zaraz, jaki to ma związek z meczem 1/8 Pucharu Hiszpanii? Ano taki, że Duma Katalonii udowodniła, że da się całkiem przyjemnie wygrać mecz, grając bez pośpiechu, spokojnie, ślamazarnie, leniwie i jakby wręcz właśnie “na chodzonego”.  

Barcelona na chodzonego z awansem

Piłkarze Quique Setiena nie zamierzali żyłować, żadnej napinki, żadnej niepotrzebnej kropli potu. Nieco zdziwiło ich więc, że Leganes przyjęło zupełnie odwrotną taktykę. Od pierwszego kopnięcia piłki zawodnicy w żółtych trykotach rzucili się na swoich rywali z wiarą w powodzenie tej zaskakującej wolty. Bardzo aktywny był Martin Braithwaite, który nie dość, że oddał relatywnie groźny pierwszy strzał w całym meczu, to jeszcze kilka razy nieźle poturbował Pique i Lengleta.

Faworyci się tego nie spodziewali, ale nie zamierzali próżnować i wzięli się do roboty z gracją dostojnego jegomościa, który został wyzywająco popchnięty przez rzezimieszka z niższych sfer. Spokojnie wstali z ziemi, zorientowali się w sytuacji, zmierzyli go od stóp do głów, poprawili surdut i przyszykowali oponentowi porządną nauczkę. Semedo dograł do Messiego, ten obsłużył go przepięknym podaniem zwrotnym, które odnalazło prawego obrońcę Barcelony w polu karnym, wycofanie, Griezmann, zimna krew, siatka, gol, otwarcie wyniku. Klasyczna Barcelona.

I dalej już się potoczyło. Leganes sporadycznie zagrażało bramce Ter Stegna, który kilka razy musiał nawet interweniować, ale poza tym mistrz Hiszpanii miał pełną kontrolę nad spotkaniem. Posiadanie piłki: 74% do 26%. Podania: 844 do 291. Celne strzały: 9 do 3. A wszystko to w nieśpiesznym, nobliwym, regularnym tempie. Bez gonitwy, szaleństwa w oczach i specjalnych starań. Lenglet swoją bramkę zdobył głową po rzucie rożnym i uprzednim cierpliwym szukaniu sobie wolnej pozycji w polu karnym, a zresztą też po trzech wcześniejszych bardzo podobnych próbach, Busquets uspokajał (już i tak spokojne!) tempo gry w środku pola, De Jong zajmował się głównie bawieniem się z mniej utalentowanymi przeciwnikami w zabawę pod roboczym tytułem ”spróbuj nie przewrócić się przy moim balansie ciała”, a nad wszystkim czuwał Messi.

Genialny Messi. Bo on akurat odnajdował się w tym wszystkim najlepiej. Niby specjalnie nas to nie dziwi, moglibyśmy nawet zażartować sobie, że to jego gra, bo przecież na chodzonego i w tempie spacerowym, ale dużo by mu to odjęło. Rozegrał świetne zawody. Strzelił dwie bramki, wypracował sporo sytuacji strzeleckich swoim rywalom, zaliczył kilka zagrań, po których ręce same składały się do oklasków i w sumie, co to dużo mówić: był dokładnie takim Messim, jakim nie sposób się nie zachwycać.

Reklama

Generalnie ten mecz nie miał wielkiej historii. Camp Nou było opustoszałe, a oklaski na nim dużo bledsze niż zwykle. Zwycięstwo był więc koniecznie i dokładnie tak się stało. Ale to nic nie zmienia. Setien nie przeprowadził żadnej rewolucji, jest już jeszcze za krótko, żeby cokolwiek takiego mogło się stać i zwycięstwo z Leganes tego nie zmienia.

To był naprawdę marny papierek lakmusowy. Wystarczyło spojrzeć na takiego Jonathana Silvę. Patrzymy w jego biogram: nie tak  źle, 25 lat, dwukrotny reprezentant Argentyny, ale to co wyprawiał na boisku to jakiś dramat. Całkowicie nie podołał randze meczu. Jeszcze w pierwszej połowie, w ciągu dwóch minut, zaprzepaścił cały zapał swoich kolegów dwoma głupimi decyzjami w ofensywie. Dwa razy na pełnej prędkości biegł w stronę bramki Ter Stegena, mógł doprowadzić do niespodzianki, mógł zrobić cokolwiek, a nie zrobił nic. Jego postawę podłapali jego koledzy. Taki rywal, to żaden rywal dla Barcelony.

I to takiej Barcelony, której widocznie brakowało środkowego napastnika, zresztą kolejny już mecz z rzędu. Te wszystkie podania, wykonywane niezależnie w jakim tempie, nie mają większego znaczenia, jeśli nie ma komu kończyć akcji. Widzieliśmy to przy strzale Alby, który w adekwatnej sytuacji jeszcze kilka tygodni temu szukałby w polu karnym Suareza. Widzieliśmy to przy doskonałej sytuacji sam na sam Ansu Fatiego, który trafił w Cuellera, i tylko przypadkowa obecność Arthura uratowała całą akcję. Widzieliśmy to w końcu po dwóch bezradnych strzałach Arturo Vidala, który – jak mawia klasyk – zabawił się w baseballistę, ale piłka nożna to nie baseball i tu punktów za strzał w trybuny się nie dostaje.

Nie ma co się jednak pastwić. 5:0 jest? 5:0 jest. Awans jest? Awans jest. Messi jest? Messi jest. Swoją drogą, niezmiennie odpowiedź na ostatnie pytanie jest najważniejsza.

FC Barcelona 5:0 Leganes

Griezmann 4′, Lenglet 27′, Messi 59′, 89′, Arthur 77′

Reklama

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...