Konflikty na linii szef klubu – kibice zdarzają się często i rzadko kiedy w takich sytuacjach możemy przyznać fanom stuprocentową rację. W przypadku AS Romy ciężko jednak nie stanąć po stronie tifosich, którzy za moment stracą wszystkich zawodników, z którymi mogą się utożsamiać. James Pallotta i spółka przymierzają się właśnie do wyrzucenia na bruk trzeciego kapitana i rzymianina w ciągu roku – Alessandro Florenziego.
Na Stadio Olimpico trwa wielkie wietrzenie magazynów z rodowitych romanistów. Ciężko nie ulec wrażeniu, że amerykańskie władze Romy za punkt honoru postawiły sobie oczyszczenie szatni ze wszystkich, którzy barwy Giallorossich nosili nie tylko na koszulkach, ale i w sercu. Najpierw przyśpieszono decyzję Tottiego o odejściu na emeryturę. Potem rzucano mu kłody pod nogi, kiedy poszedł w dyrektory i ostatecznie w atmosferze konfliktu legenda klubu odeszła z Romy. Jednocześnie wieloletni kapitan zapowiedział wprost – albo ja, albo Pallotta, z tym zarządem współpracował nie będę.
Później sytuacja powtórzyła się w przypadku Daniele de Rossiego. Człowiek, którego Totti namaścił na swojego następcę, kolejny rodowity rzymianin, który zasłynął lojalnością do Giallorossich, został przegoniony ze stolicy Włoch. De Rossi sam przyznał, że nie odszedł z klubu w taki sposób, jaki sobie wymarzył. Karierę zakończył na początku tego roku, nie w Romie, a w Boca Juniors, w którym niezbyt się sprawdził i stwierdził, że nie ma co się dłużej męczyć. Od razu zaznaczył, że do Rzymu wróci, ale – co za zdziwienie – dopiero wtedy, kiedy w klubie zastanie nowe władze.
Nie minęło pół roku, a na celownik wzięto trzeciego romanistę w kolejności – Alessandro Florenziego. Legendę? Nie, stanowczo za duże słowo. Ale bądź co bądź, w jakimś stopniu spadkobiercę poprzedniej dwójki. Obaj wielcy piłkarze Romy widzieli w nim swojego następcę. On sam dla Rzymu zniósł wiele – tak, to on był tym Włochem, który podobnie jak Milik dwukrotnie zrywał więzadła i wracał silniejszy. Był też kapitanem, a ta funkcja w Wiecznym Mieście naprawdę sporo waży, nie zostaje się kimś takim z przypadku. Ot, dlatego, że ma się ładne oczy. Nie, na to trzeba sobie zapracować.
Jasne, nie ma co porównywać znaczenia Francesco Tottiego, Daniele de Rossiego i Alessandro Florenziego. 28-latek zresztą nie pchał się na afisz, nie czuł się zobligowany do przedłużenia dynastii. Nie wiemy, być może zdawał sobie sprawę, że piłkarsko jest na trochę innej półce? Florenzi był chłopakiem „od wszystkiego”. Potrzeba prawego obrońcy? Cyk, wskoczy. Prawe skrzydło? A, da radę. Środek pomocy? Spoko, zagra. Nie żebyśmy jakoś przesadnie przywiązywali wagę do Transfermarktu, ale sam fakt, że według niego obskoczył w Romie osiem pozycji, sporo o nim mówi.
Nie nazwiemy go jednak zapchajdziurą, bo byłby to spory nietakt. Mimo wszystko reprezentował poziom, który pozwalał mu nawet na grę w kadrze Włoch. Popełniał błędy, zwłaszcza w tym sezonie, kiedy trochę nie dojeżdżał, ale i nie miał łatwego życia. Presja na nim była znacznie większa, tak jak i krytyka, która na niego spadała. Niedawno zawalił gola w meczu z Juventusem i znowu mu się oberwało. Ale mimo to, był kapitanem, więc w Rzymie pogłoski o tym, że Roma chce go sprzedać, traktowano jako kolejny policzek.
Dopełnieniem upokorzenia ma być forma transferu. Florenzi według di Marzio nie zostanie sprzedany, a jedynie wypożyczony. Jaki klub wypożycza swojego kapitana na pół roku, jak niepotrzebne przedłużenie ławki rezerwowych? Zresztą czy takie niepotrzebne, to można się spierać. Szpital w kadrze Giallorossich jest spory, nie daj Boże coś się stanie i Pallotta z kolegami szybko mogą pożałować tego ruchu. Jedno jest jednak pewne – utrata tożsamości przez Romę postępuje szybko. Zbyt szybko i nic dziwnego, że kibice nie mogą się już doczekać, aż Amerykanin spakuje zabawki i sprzeda klub Danowi Friedkinowi.
W przeciwnym wypadku – patrząc na postęp rujnowania dziedzictwa Romy i Rzymu – Pallotta jest skłonny nawet przypuścić zamach na Koloseum.
Fot. Newspix