Zaczynał jako asystent juniorów w A-klasowej Widawie Bierutów. Po kilku latach pomagał Dominikowi Nowakowi w ekstraklasowej Miedzi Legnica, pracował w sztabie Zagłębia Lubin.
Historia Sławka Morawskiego pełna jest skrajności. Był ledwie na kursie UEFA B, gdy poprosił go o rozmowę szef działu analiz Benfiki Lizbona. Żył za kilkaset złotych ze stażu i prowadzenia dzieci, a napisał do niego selekcjoner reprezentacji Kanady, jego prace podawali dalej Cesc Fabregas czy szef belgijskiego szkolenia.
Jak jeszcze pomogło mu założenie kanału z analizami „Mindfootballness”? Dlaczego skupia się w nich na percepcji piłkarza? Zapraszamy.
***
Sławek, twoja współpraca z Portimonense ma wymiar oficjalny?
Tak. Jestem oficjalnie członkiem sztabu, na zasadzie współpracy. Zależało mi na oficjalnej formie, popartej dokumentem, abym mógł wpisać to sobie w CV. Konsultuję się z asystentami i pierwszym trenerem.
Jak do ciebie dotarli?
Rui Sa Lemos jeden z asystentów w Portimonense, obserwował mnie na Linkedinie i Twitterze odkąd zacząłem publikować w sieci prace analityczne. Wtedy, w 2017 roku, pracował w drugim zespole FC Porto, teraz, na początku stycznia, napisał do mnie wiadomość, poprosił o numer telefonu, a potem zapytał jestem zainteresowany pracą dla Portimonense.
Na razie pracujesz z Polski?
Na razie pracuję z Polski. Jest kilka kluczowych terminów, kiedy pierwszy trener, Antonio Folha, chciałby, żebym przyjechał i popracował na miejscu, ale z przyczyn formalnych dopiero kiedy ukończę UEFA A będę mógł przenieść się tam na stałe i kontynuować współpracę.
Nie ukrywam, dla mnie to kluczowe – chcę być zawsze na boisku. Jestem analitykiem, który w Miedzi był codziennie na każdych zajęciach. Analiza nie może być zawieszona w próżni – co z tego, że zrobisz najlepszą analizę? Ważne jest, co z tymi informacjami zrobiłeś. Czy dotarłeś z nimi do najważniejszych osób – trenerów, piłkarzy. A aby naprawdę dotrzeć, trzeba ich poznać. Do jednego dociera się w taki sposób, do drugiego w inny, każdy ma swój język.
Jak w praktyce wygląda ta współpraca z portugalskim klubem?
Po meczu otrzymuję od trenera notatki z kluczowymi zadaniami do przeanalizowania. Należy tu podkreślić, że w mojej kwestii w ogóle nie leży analiza gry przeciwnika – od tego jest człowiek na miejscu, moim zadaniem jest kompletowanie klipów z analizami gry zawodników Portimonense, a dotyczących takich zagadnień, jakich trener oczekuje i które są bezpośrednio związane z tym, nad czym aktualnie pracuje zespół.
Czyli na przykład?
Portimonense to zespół, który ma problem niskiej skuteczności. Jeśli chodzi o samą grę, to wygląda to nieźle, ale brakuje bramek. Na tym się obecnie skupiam. W weekend gramy ważny mecz z Desportivo Aves, sąsiadem w tabeli. Musimy to wygrać, przełamać się.
Ciekawi mnie w twojej ścieżce – w której masz już Ekstraklasę, akademię Śląska Wrocław, a teraz Portimonense – że zaczynałeś naprawdę od najniższego możliwego szczebla. Widawa Bierutów to była która liga?
A-llasa. Mała miejscowość, piłka i klub jednoczące wokół siebie całą społeczność – myślę, że wszyscy znamy takie kluby, wiemy jak to wygląda. Miałem to szczęście, że mój dziadek był w przeszłości prezesem Widawy Bierutów – do dziś służy budynek klubowy, który powstał za jego czasów. Pasja dziadka pozostaje wielka, bo choć od lat już tylko kibicuje, zawsze jest na meczu i bardzo te mecze Widawy przeżywa.
Dziadek wspominał zawsze spotkanie z Kazimierzem Górskim; nie pamiętam dokładnie w jakich odbyło się okolicznościach, ale był bodajże taki okres, że po sukcesach reprezentacji, pan Kazimierz odwiedzał kluby piłkarskie. Dziadek opowiadał, że pan Kazimierz uraczył go swoją klasyczną myślą:
– Jeśli przeciwnik strzeli wam bramkę, to nie spuszczajcie głowy w dół, tylko po prostu strzelcie im dwie. Chodzi o radość. Z przegranego meczu ciężko się cieszyć.
Dziadek też grał kiedyś w piłkę, jeszcze w czasach, gdy grało się dwoma obrońcami, siedmioma napastnikami. Tata i bracia mojego taty również próbowali grać na poziomie amatorskim, ja próbowałem swoich sił jedynie do kategorii trampkarza.
Czyli oddychało się u was w rodzinie futbolem.
Na pewno dużo się o nim rozmawiało. Zawsze gdzieś ta piłka była obecna i pewnie dlatego chciałem pójść na studia związane ze sportem. Gdy miałem 19-20 lat, zacząłem też przychodzić i pomagać przy treningach juniorów Widawy Bierutów.
Pamiętasz swoje pierwsze treningi?
Tak. Nie wiedziałem wtedy kompletnie nic. Patrzyłem jak trener rozstawia pachołki. Potem każe młodym piłkarzom robić slalom między nimi. Albo dośrodkowanie i popularna „strzelba”. Ok, trzeba zapamiętać, kiedyś pierwszy nie przyjdzie, to ja poprowadzę zajęcia. I prowadziłem. Najpierw kazałem robić kilka kółek, potem takie rzeczy.
Taki standard, przynajmniej dawnych lat.
Wierz mi, byłem poniżej standardu.
W którym momencie uznałeś, że chciałbyś dalej się w tym rozwijać?
W 2011 zacząłem studia trenerskie, podłączyłem się wtedy pod projekt akademii w Oleśnicy. Tam trenowałem przedszkolaki.
Czyli cały czas dół piramidy trenerskiej. Nie zrozum mnie źle – to ważna robota, a do pracy z dzieciakami trzeba też osobnego, szczególnego warsztatu, ale praca z przedszkolakami w Oleśnicy to dość daleko od tego, czym się dziś zajmujesz, czyli percepcji w piłce nożnej. W którym momencie przyszedł przełom?
Wszystko zmieniło się w 2013 roku, kiedy do akademii piłkarskiej w Oleśnicy trafiły płyty z siedmiodniowego kursu Akademii Orlika, który zorganizował Dariusz Dziekanowski, zapraszając do Polski dwóch trenerów: Joana Vilę Boscha i Davida Hernandeza. Do naszego klubu trafiły nagrania wideo wszystkich zajęć teoretycznych i praktycznych. Oparte w dużej mierze na metodologii dotychczas zupełnie nieznanej w Polsce. Stawiającej mocno na proces „sterowanego odkrywania” i nauczania poprzez poszukiwanie rozwiązań w warunkach jak najbardziej zbliżonych do meczu. Poznałem w jaki sposób zawodnicy podejmują decyzję na boisku i w jakich kategoriach wiekowych które zawartości techniczno-taktyczne są najbardziej istotne. To był dosłownie drogowskaz, ścieżka, która w tamtym momencie zdawała mi się już jak najbardziej słuszna. To był taki strzał. Iskra. Zacząłem totalnie inaczej patrzeć na piłkę.
Czyli co zamiast kółek, dośrodkowania i luty?
Przede wszystkim warunki, które umożliwią zawodnikom stawienie czoła sytuacji problematycznej. Warunki, które przy pomocy trenera staną się środowiskiem do poszukiwania rozwiązań. Kontrola ukierunkowana, wsparcie w kryciu, czym jest krycie, czym odbiór piłki, dlaczego nie warto wchodzić wślizgiem, tworzenie linii podania, dlaczego bronienie powinno odbywać się na zasadzie konstrukcji, a nie destrukcji…
No to wejdźmy w któryś z tych tematów. Na czym polega obrona na zasadzie konstrukcji, a nie destrukcji?
Bronisz, ale dyktując warunki. Jeśli tylko reagujesz, to już jesteś spóźniony. To właśnie swego czasu powiedział Paolo Maldini: jeśli tylko reagujesz, to jesteś spóźniony. Przy defensywie opartej na konstrukcji, budujesz swój plan defensywny. Zmuszasz do niego rywala. Zamykasz pewne sektory, kierujesz ofensywę rywala tam gdzie chcesz. To też zahacza o psychologię, intencję zawodnika – czy czuje się pewnie i chce konstruować, czy tylko skasować akcję. Jak zawsze w piłce, dziedziny wiedzy się przenikają.
Oglądałem tamte płyty jak zaczarowany. Stworzyłem kilkanaście stron notatek, plus swoje wnioski. Wkrótce na uczelni doktor Panfil polecił mi książkę „Inner Game of Tennis” Timothy’ego Gallwaya. Traktowała niby o tenisie, o tym jakie pojawiały się tam aspekty holistyczne, wizualizacje, rozwój intelektualny – takie rzeczy. Ale dla mnie już wtedy był oczywisty wspólny mianownik, że to tak samo można odwołać do piłki nożnej, percepcji i podejmowania decyzji.
Wchodziłem w te kwestie coraz głębiej. Zwracałem uwagę na podejmowanie decyzji, zadawałem sobie pytania: dlaczego w tym momencie piłkarz podjął taką, a dlaczego w tej taką? Dlaczego najlepsi robią to lepiej, co ich konkretnie wyróżnia? Zauważyłem jak niektórzy obrońcy wyrabiają sobie intuicyjny nawyk takiego ustawienia, by nadrabiać różnicę szybkościową – rozbijałem to na szczegóły. Albo takie niedokładne podanie – to często efekt, skutek, nie mający żadnego związku z techniką użytkową. Najłatwiej machnąć ręką, powiedzieć – a, on jest surowy. Drewniany. Nieprawda. To częściej błąd decyzji, zły tajming, złe rozpoznanie wydarzeń boiskowych, tego jak piłkarz postrzegał akcję, całą grę w danym momencie. Percepcja. Antycypacja. Analizowanie informacji w danej chwili, w ułamku sekundy.
Później ze swoimi analizami pojawiłeś się w sieci.
To zaczęło się od Facebooka, marzec 2017 rok. Później Twitter. Nigdy nie robiłem tego, żeby być rozpoznawalnym w internecie – po prostu robiąc te analizy, sam uczyłem się coraz ciekawszych rzeczy. Zauważałem pewne rzeczy, pewne sytuacje, które robiły różnice. Dzielenie się nimi mnie napędzało.
Jakie analizy miały dla ciebie osobiście taki efekt wow?
Na pewno Chielliniego z Juventusu po meczu z Manchesterem United, po którym Mourinho powiedział, że Chiellini i Bonucci mogliby zostać profesorami z zakresu gry obronnej i wykładać ją na uniwersytecie. Cała gra Juve w tym meczu opierała się na tej dwójce, na ich zachowaniach. Skupiłem się na Chiellinim, który miał niewiarygodną skuteczność. Zacząłem zwracać uwagę jak porusza głową, gdy piłka zmienia stronę. Jeśli piłka przechodzi z jednego skrzydła przez środek na drugie – gdzie Chiellini patrzy w takich momentach, co obserwuje. Jeśli skrzydłowy United dawał wsparcie między liniami, to w którym momencie Chiellini skracał pole. Później z tych materiałów gotowych pracowaliśmy w Miedzi, próbując pewne rzeczy zaszczepić w naszym modelu gry. Za każdym razem łapałem refleksję, że jeśli indywidualnie zawodnik jest w stanie doskonale przeczytać grę, to ma on wpływ na grę całej formacji defensywnej.
A przykład z ofensywy?
W ofensywie analiza gry Fabregasa. Swoją drogą sam Fabregas ze swojego konta kilkukrotnie podał dalej moje tweety. To była dla mnie abstrakcja.
Witaj w internecie, globalna wioska, ocean możliwości.
W każdym razie analizowałem moment, w którym Cesc „skanuje” pole gry w celu poszukiwania informacji. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że jeśli skanujesz pole gry w momencie otrzymania piłki, to JUŻ JEST ZA PÓŹNO. Wenger powiedział o swoich zawodnikach z którymi pracował w Arsenalu: najlepszy piłkarz skanuje boisko osiem razy w czasie 10 sekund przed otrzymaniem piłki. Gdy Fabregas przyjmuje piłkę, już wszystko wie. Co chce zrobić. Jak zagrać. Ma przeanalizowaną sytuację boiskową. Jest też ustawiony tak, by ten plan od razu wprowadzić w życie. Tak powstają fenomenalne zagrania na jeden-dwa kontakty, które otwierają grę.
Jak dostajesz piłkę i dopiero się zastanawiasz, to w porównaniu niesłychanie wolniejsza akcja.
Dokładnie tak to wygląda. Rywal się ustawi. Zamknie pewne sektory.
W Ekstraklasie gołym okiem widać często brak przygotowanej decyzji, czasem zrzucanie jej jak ciężaru na kogoś innego.
Z drugiej strony mamy Imaza. On wygląda i efektownie i efektywnie, ale to jest wypadkową tego, co działo się wcześniej. On stwarza sobie przewagę zanim dostanie piłkę. Na Ekstraklasę wyjątkowy piłkarz.
Internet, kanały Mindfootballness otworzyły ci nowe możliwości. Kiedy pierwszy raz ktoś ze świata piłki cię zauważył?
Przełomem był telefon od Octavio Zambrano. Listopad 2017. Nie byłem już w Akademii Piłkarskiej Oleśnica. Nie prowadziłem żadnego zespołu. Pracowałem za trzysta złotych miesięcznie jako trener w młodzieżówkach Pogoni Oleśnica, plus byłem stażystą w Gminnym Ośrodku Kultury. Zadawałem sobie mnóstwo życiowych pytań, w tym czy w ogóle ma sens dalsze inwestowanie w piłkę. To moja pasja, tak, ale nie sądziłem wtedy, że to może dać mi kiedykolwiek chleb. Zastanawiałem się co ze sobą zrobić. To był trudny dla mnie życiowo moment, miałem 27 lat, chciałem się usamodzielnić, a piłka wcale mi w tym nie pomagała.
I wtedy dostałem maila. Najpierw zacząłem szukać w sieci: co to za adres. Czy to nie wirus, czy to nie spam, czy ktoś nie robi sobie żartów. Ale zacząłem korespondencję i otrzymałem telefon od selekcjonera reprezentacji Kanady. Nie powiem, po tym telefonie nie mogłem zasnąć.
Co ci mówił?
Przede wszystkim był zainteresowany gdzie się uczę na temat piłki nożnej. Dlaczego uważam aspekty poznawcze i percepcję za czynniki determinujące efektywność działań zawodników. To była rewelacyjna rozmowa. Pytał też: czy mam dzieci, żonę… wiedziałem w którą to stronę zmierza. Nie padło oficjalne zaproszenie, w sensie: na ten i na ten lot masz wykupiony bilet, przylatuj, dostaniesz takie a takie pieniądze. Ale współpracowaliśmy 2-3 miesiące na zasadzie konsultacji, rozmów, wspólnego tworzenia materiałów szkoleniowych dla Canada Soccer.
Rola Zabrano w Kanadzie miała wykraczać poza selekcjonerską, miał budować tam system, tożsamość kanadyjskiej piłki. Przygotowywałem dla niego materiały z charakterystycznymi koncepcjami zachowań: powiedzmy, boczny obrońca, jak ma pozwolić skrzydłowemu znaleźć wewnątrz pole gry. Co robi boczny, gdy stoper wychodzi wyżej, gdzie szukać przewagi, takie szczegóły, które on nazywał: dynamic combinations. Chciał, by takie materiały były charakterystyczne, czyli jeśli kanadyjski piłkarz przechodzi kolejne szczeble, to wie czego od niego się oczekuje. Było to podpięte pod jeden model gry, 4-3-3, wszystko usystematyzowane. Tylko, że po tych trzech miesiącach w kanadyjskim związku dokonały się zmiany, które zabrały ze sobą i Zambrano. Niemniej do dziś mamy kontakt, a on jest aktywnym trenerem w Ameryce Południowej.
Ale kontakty z ludźmi z profesjonalnej piłki nie ustały.
Wtedy pojawił się na horyzoncie Joao Tralhao, wówczas trener Benfiki U19. Zapoznał mnie z Nuno Mauricio, dyrektorem działu analiz w Benfice Lizbona. Z Nuno Mauricio odbyłem kilka rozmów na Skype, o szkoleniu, rozwijaniu percepcji i umiejętności poznawczych w grze. Zaraz będą dwa lata, cały czas trzymamy kontakt, niebawem ma na moje zaproszenie przyjechać do Polski na konferencję. Planujemy pierwsze tak duże wydarzenie, aby zwiększać świadomość trenerów na temat rozwijania inteligencji w grze i analizy.
Ja wtedy byłem na kursie wyrównawczym UEFA B. Pracowałem jako nauczyciel sportowych zajęć pozalekcyjnych w świetlicy. A jednocześnie rozmawiałem z szefem działu analiz Benfiki Lizbona. Mówiłem mu:
– Czemu ty do mnie dzwonisz? Jesteś z Benfiki. Ja nawet nie mam klubu.
Odpowiadał:
– OK, Sławek. Wiesz, w Benfice mamy ludzi, którzy robią z video lepsze efekty niż ty. Ale powiedz, dlaczego właśnie patrzysz na to. I jak kategoryzujesz działania wykonane przed przyjęciem piłki.
Długo rozmawialiśmy na ten temat, a on opowiadał jak to wygląda w Benfice. Mówił również z jakimi borykają się problemami. Portugalia tęskni za piłką uliczną – zajęć jest tak dużo, że kreatywność piłkarzy spada. „Trenerze – kształtuj mnie, takie jest podejście„. Brakuje gry w grze, zawartość piłki w piłce spada.
To jak i u nas.
Dlatego dziś trenerzy kładą nacisk na warunki, by cały czas były te warunki meczowe, podejmowanie decyzji, zostawienie kreatywności piłkarzowi. Jestem analitykiem, ale tu nie ma ścisłych granic: analityk musi być i trenerem, trener musi być analitykiem. To też podkreślał Nuno Mauricio. U nich te funkcje są naprzemienne, to jeden szeroki zakres umiejętności.
Czy z Benfiką łączy cię jakaś współpraca, nawet nieoficjalna?
Nie. Ale jest możliwość przyjazdu – kiedy chcesz, przylatujesz, nie ma problemu, wszystko ci pokażemy. Na pewno na razie chcę zrobić kursy w Polsce, wszystko poukładać. Sam fakt, że z kimś takim rozmawiam to siódme niebo. Czasami jak myślę o swoim życiu, chce mi się śmiać. Czasami też rozglądam czy zaraz ktoś z ukrytą kamerą nie wyjdzie.
Jakie jeszcze kontakty udało ci się w ten sposób złapać?
Najważniejszym jest chyba Kris van der Haegen, którego poznałem pracując już w Miedzi Legnica, a konkretnie pod koniec sezonu, gdzie wróciłem, aby spróbować pomóc sztabowi utrzymać zespół w Ekstraklasie – wcześniej odszedłem z przyczyn organizacyjnych. Dyrektor szkolenia w Belgijskim Związku Piłki Nożnej i członek panelu UEFA Jira, odpowiadającego za nadzór i jakość kursów trenerskich w Europie. Podał na Twitterze moją analizę, napisałem mu wtedy prywatną wiadomość, że to dla mnie wielki zaszczyt, że ktoś taki jak on docenił moją pracę. Odpowiedział mi, że sam bardzo długo pracował na niskim szczeblu trenerskim i dla niego czerpać wiedzę od innych nie jest niczym niezwykłym. Długo rozmawialiśmy o szkoleniu. W międzyczasie prowadziłem zajęcia na Wyższej Szkole Zarządzania i Coachingu we Wrocławiu, której jestem absolwentem. Planowaliśmy uruchomić studia podyplomowe dla trenerów piłki nożnej, aby podnieść jakość szkolenia. Dać coś, czego nie dają normalne konferencje szkoleniowe, gdzie bardzo często jest wielu uczestników, a wiedza jest nie zawsze sprecyzowana. Zgodził się. Powiedział wtedy, nigdy nie zapomnę:
– Jasne, przylecę, porozmawiamy o piłce. Na pewno dużo się od siebie nauczymy.
Jak to powiedział, mało się nie zakrztusiłem. Byłem przecież na UEFA B. Ale on ma takie podejście. Pokazuje jakim można być człowiekiem. Jest fanem nauczania i nauki. Nie spotkałem osoby, od której nauczyłbym się więcej.
To co ci zapadło w pamięć?
Już tutaj w Polsce, na miejscu, pamiętam jak powiedział mi, że szkoda, że w Polsce tak trudno o to, żeby przepracować dziesięć lat w jednym miejscu. Bez tego trenerzy kręcą się w kółko. Nie ma punktu odniesienia. Cały czas zaczynasz od zera. Zmienia się szef, każe robić coś innego, wszystko co było do tej pory idzie do śmieci. Zaznaczał, jak istotna jest systematyczność pracy i komunikacja z zespołem.
Ale wchodził też w szczegóły. Kris mówił mi, że pierwsza rzecz, którą u siebie wprowadzili przy nowym systemie szkolenia, to tożsamość i kultura pracy. Tożsamość: czyli wiemy jak grać, to jedna noga systemu. Druga noga to kultura pracy, żeby wchodzić na taki poziom mentalny, że wszystko robimy z tak samo dużą uwagą, INTENSYWNOŚCIĄ i koncentracją. Cieszył się, że dziś na zgrupowania przyjeżdżają piłkarze z różnych stron, ale jak on mówi, wszyscy na zgrupowaniach zakładają belgijskie okulary. Myślą, postrzegają, chcą grać jak Belgowie, tak jak zostali wytrenowani. To są rzeczy, które dzieją się wewnątrz, tu mają przyczynę. Na treningach wchodzenie w interakcję, komunikacja dwukierunkowa, a nie ambona i mówienie jak ma być.
Ich system szkolenia jest zindywidualizowany. Kładł nacisk na komunikację, tłumaczył mi na czym dokładnie polega periodyzacja, dlaczego kluczowy jest rozwój intelektualny zawodników. Jego mottem było „small details, big impact”. Był też analitykiem na mundialu u Martineza. Pokazywał analizy tych spotkań – były fascynujące. Gra przeciwnika przeanalizowana, za chwilę trening, na którym jeden z zespołów zachowywał się identycznie jak rywal na analizie. Pierwsza drużyna poszukiwała wspólnie rozwiązania, otwarcia gry. Trzeci to mecz, i gdzie faktycznie wymyślone rozwiązanie realizowali.
Wróćmy do twojej historii, bo chciałbym też żebyśmy znali chronologię twoich kolejnych kroków. Jakie podjąłeś kroki zawodowe kończąc UEFA B, ale już mając swój kanał?
Dostałem propozycję od akademii Śląska.
Mówiłeś, że rozmawiasz na przykład z dyrektorem analiz Benfiki?
Wspominałem.
Wierzyli?
Tak. Zawsze pytałem takie autorytety, czy mogę się później na nie powołać. Pracowałem w Śląsku na wolontariacie, i gdy nie było szansy podjęcia godnej współpracy, z pomocą przyszedł trener II Miedzi Legnica – Radek Bella. Byłem miesiąc przy drugim zespole Miedzi, kiedy trener Nowak usłyszał, że jest analityk w klubie. Spotkałem się z nim, wziąłem komputer, pokazałem swoje materiały. To było po mundialu w Rosji. Miałem dane z kamery, która umieszczona była wysoko nad bramką, czyli tak zwanej kamery taktycznej. Trener Nowak obejrzał, posłuchał i zaproponował mi stałą współpracę, jako analityk w pierwszym zespole.
Jaki dokładnie miałeś zakres obowiązków?
Analizy gry rywala plus nasz mecz i praca indywidualna. Dla mnie to był czas intensywnej nauki, bo przebywałem pomiędzy zawodnikami, w szatni. To jest inne spojrzenie. Widzisz jak do wszystkiego dochodzą zmienne: utrzymanie koncentracji w meczu, w treningu, podejście do meczu, wpływ zmęczenia na realizację planów….
Byłeś mocno w teorii, a tu wjechało życie.
Dokładnie. Weryfikacja. Wjechały informacje zwrotne. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się tam zyskać przychylność chłopaków, z wieloma z nich do dziś mam wspaniały kontakt. Nauczyłem się wtedy jak ważna jest ta codzienna relacja, bo kluczem jest przekaz. Co z tego, że coś wiesz, na przykład o grze piłkarza, wiesz co powinien zrobić, jak nie potrafisz tego przekazać.
Czego nauczyłeś się o Ekstraklasie?
Miałem ogromne szczęście trafić akurat do trenera Nowaka, który stawiał na zaawansowanie taktyczne, aktywnie poszukiwał rozwiązań, miał konkretną wizję gry, tożsamość drużyny, w którą bardzo wierzył. Pozostali trenerzy, jak Grzegorz Mokry czy Dawid Goliński, również bardzo mnie wspierali, dużo rozmawialiśmy na tematy związane z rozwojem naszego zespołu. Oczywiście ostatecznie decyduje wynik końcowy, przez niego się postrzega zespół, łatwo teraz mówić – co z tych waszych pomysłów, skoro nie zadziałało. Ale to nie takie proste, na wynik ma wpływ bardzo wiele czynników.
Unikasz odpowiedzi mam wrażenie. Jaka jest Ekstraklasa oczami analityka? Badałeś wysoki poziom, tu miałeś za zadanie analizować ESA.
W Ekstraklasie na pewno w znacznie większym stopniu decyduje intensywność fizyczna i umiejętności indywidualne. Inna sprawa, że bardzo często brakuje czasu i możliwości na zindywidualizowanie pracy pod kątem zawartości poznawczych. Mamy ciasny mikrocykl. Piłkarze muszą mieć czas na odnowę. Skupiamy się na kolektywie, a nie na rozwijaniu jakości indywidualnej. Ja uważam, że dziś piłkarze w Ekstraklasie są bardzo świadomi, gotowi do tego, by robić kolejne kroki, również w tym zakresie. Dowodem Krzysztof Danielewicz, czy Kuba Łabojko, z którym współpracuję indywidualnie od sierpnia.
Jak wygląda ta praca?
Nasza praca wygląda w ten sposób, że dzień, najpóźniej dwa dni po meczu, siadamy przy gotowej analizie która skupia się głównie na działaniach techniczno-taktycznych i podejmowanych decyzjach. Skupiamy się na tym jak zawodnik poszukuje informacji i w oparciu o nie – jakie podejmuje decyzje. Świadomość Kuby jako zawodnika jest na tyle obiecująca, że on dostrzega istotę aspektów poznawczych. Ile widzę w takim momencie. Jak mam ustawione ciało. Czy skanuję pole, którą nogą podaję, w których przestrzeniach staram się wspierać zawodnika z piłką, które przestrzenie chronię – takie szczegóły.
Wiesz co, chciałem jeszcze wrócić do ligi. Rozmawiamy o percepcji, i powiedz jak w tych ramach jako analityk oceniasz dośrodkowania, których mam wrażenie w lidze jest multum.
Dośrodkowania nie są złe same w sobie, natomiast nie ma przygotowania do dośrodkowania, zbudowania takiej struktury, aby doprowadzić do wartościowego dośrodkowania. Bez tego to wrzucenie piłki w pole karne, a nie dośrodkowanie.
Dlaczego skończyła się twoja współpraca z Miedzią?
Sprawy organizacyjne po spadku z Ekstraklasy. Nie było to nic związanego z oceną mojej pracy. Do dziś utrzymujemy bardzo dobry kontakt z trenerem Nowakiem. Sam również staram się od czasu do czasu wspierać zespół swoimi materiałami.
Czym zająłeś się potem?
Odchodząc z Miedzi, dalej pracowałem z kilkoma zawodnikami. Nadal pracowałem na uczelni we Wrocławiu, postanowiłem odwiedzić kilka znajomych klubów w celu wymiany doświadczeń. W czasie Mistrzostw Świata FIFA U20 odwiedziłem też kilka reprezentacji, aby porozmawiać o szkoleniu. Realizowałem też zlecenia zagraniczne.
Jakie?
Zjednoczone Emiraty Arabskie, klub z najwyższej ligi. Korea Południowa, USA – liga uniwersytecka. I jeden trener, który był piłkarzem Premier League, a podjął pracę w Afryce. Chcieli gotowe materiały, które udostępniałem – ja miałem te rzeczy w bazie, wysyłałem. To, co wrzucam oficjalnie, to tylko wycinek. Często też chcieli, żeby zanalizować ich grę lub przygotować im następnego przeciwnika.
Ot, globalizacja. Siedzisz w Polsce i analizujesz przyszłych przeciwników klubów z innych kontynentów.
Później rozmawiałem z trenerem Pawłowskim, który był w Śląsku, byliśmy na dobrej drodze aby rozpocząć pracę w Akademii Śląska Wrocław, ale pewne rzeczy nie wypaliły. Była duża szansa pójścia do Wisły Kraków, gdy Mariusz Kondak odchodził razem z Radosławem Sobolewskim, ale wtedy nagle weszło Zagłębie Lubin. Podobał mi się ich projekt, który realizował Jarosław Gambal, współpracownik Michała Żewłakowa.
Co tu miałeś za zakres obowiązków?
Połączenie analizy, takiej jak wcześniej, z analizą skautingową. Ktoś w klubie, kto wie jak gra pierwszy zespól, wie jak wygląda sytuacja kadrowa, kontakty, jaki profil gracza będzie za chwilę potrzebny. Przedstawienie analizy, nie tylko liczbowej, nie tylko z InStata.
To jak to wyglądało, żonglowałeś osławionymi płytami z nazwiskami?
Padało nazwisko. Potem oglądanie meczów na InStacie, skrótów, wyjmowanie sytuacji kluczowych. Narzędzia dzisiaj bardzo ułatwiają pracę. Z Jarkiem Gambalem oglądaliśmy zawodników, konsultowaliśmy się, a potem przedstawialiśmy to dalej, do ówczesnego prezesa Mateusza Dróżdża – na tym mój etap się kończył. Byłem też zaangażowany w poszukiwanie nowego trenera, sprawdzaliśmy kto był dostępny, oglądaliśmy ich mecze – taką analizę przeszedł pozytywnie Martin Sevela. Cieszę się, że przyszedł do Miedziowych, to dobry trener dla Zagłębia. Natomiast moje odejście stamtąd wiązało się tylko ze zmianami na wyższych szczeblach, gdy z klubu odszedł prezes, następnie kilka innych osób w tym Jarek Gambal – wiedziałem, że będę następny, nie zdarzyło się nic niezwykłego.
Przed Zagłębiem długo nie byłeś na bezrobociu.
Dwa miesiące. Nie nudziłem się. To wtedy zaprosiłem Krisa van der Haegena do Polski. Ogólnie szans na rozwój jest dziś mnóstwo, środowisko trenerskie chętnie dzieli się wiedzą. Miałem ciekawe rozmowy swego czasu podczas wspomnianego wcześniej mundialu U20, gdzie zrobiłem analizę dla sztabu Portugalii. Pamiętam ich słowa: „Nie chcemy, żeby zawodnicy biegali po 11 km. Wolimy, żeby biegali osiem, ale wiedzieli gdzie i po co”.
Albo wyjazd do Żiliny dzięki poznanemu za pomocą mediów społecznościowych Ladislavowi Kubalikowi, asystentowi Adriana Guli. Bardzo dużo mi to dało. Praca organizacyjna, pomijam, bazę i wszystko, ale ze swojego poletka – krótkie klipy. 30-40 sekund. Esencja. W Miedzi chcieliśmy bardzo dużo robić, czasami te analizy były 12-minutowe, a ich omówienie również zabierało sporo czasu. Uważam, że mógł być przesyt informacji. To mnie nauczyło znowu – jakościowa analiza, nie ilościowa. Co ci po 5 godzinach analiz, ostatecznie liczy się tylko to, co zostanie przyswojone. To na co zawodnik patrzy, a co widzi – dwie różne rzeczy. Piłka nożna pełna jest pułapek, tak samo proces szkoleniowy.
***
PS: W sobotę SMS Sławka „Przegrali 0:3 z Aves. Żebym nie przyniósł im pecha…”. W niedzielę sztab Portimonense, z którym współpracował Sławek, został zwolniony. W niedzielę Sławek pisze: „Chłodna głowa i jeśli koniec końców mój temat tam też upadnie, nie stanie się tragedia. Może coś ciekawego się znajdzie wkrótce.” Walka Sławka o to, by pozostać w klubie, cały czas trwa.
Leszek Milewski
Fot. Autora/Miedź Legnica