Takich już nie robią, po prostu. To ostatnie egzemplarze, odpowiedniki najcenniejszych Chevroletów i Cadillaców ze złotej ery amerykańskiej motoryzacji. Nowe modele schodzą z taśmy pozbawione tego, co cechuje klasykę. Nam pozostaje radość, że wciąż mamy okazję oglądać ostatnie sezony w wykonaniu tych skromnych mistrzów swojego fachu. Gdy tydzień temu Samir Handanović po raz setny uratował Inter Mediolan, broniąc rzut karny w meczu z Atalantą, poczuliśmy ukłucie nostalgii.
Ta sama fryzura przez całą karierę. Ten sam beznamiętny wyraz twarzy, gdy staje twarzą w twarz z wykonawcą jedenastki. I cyk, znów wyjęte, już po 39. w karierze.
Pomyśleliśmy sobie, że jedenastki w lidze włoskiej po zakończeniu przez niego kariery będą już zupełnie innym wydarzeniem. Pomyśleliśmy sobie, że Inter Mediolan z jakimkolwiek innym bramkarzem będzie już zupełnie inną drużyną. Ale przede wszystkim pomyśleliśmy, że zbliżające się rozstanie z futbolem słoweńskiego golkipera zabierze nam jednego z ostatnich ludzi z zupełnie innej piłkarskiej epoki.
Sami zróbcie sobie test: co właściwie kojarzy wam się z Handanoviciem?
Pseudonim Batman. Taśmowo bronione jedenastki. Opaska kapitańska w Mediolanie, niesłychana sztafeta w słoweńskiej bramce, gdzie takiego fachurę jak Samir zastąpił równie kozacki Jan Oblak. I właściwie niewiele więcej. Żadnych kontrowersji. Żadnych ekscesów. Żadnych kąśliwych komentarzy w mediach społecznościowych. Zresztą – jak Słoweniec miałby kąśliwie komentować w mediach społecznościowych, jeśli nie posiada ani konta twitterowego, ani oficjalnego fanpage’a na Facebooku.
SAMIR DZIŚ ZNÓW NA ZERO Z TYŁU? KURS 2,10 W ETOTO!
Otwieramy jego jedyny profil: założony w 2017 roku, instagramowy. 61 postów przez trzy lata, przeważająca większość w klimacie „brawo drużyna”. Gdyby zebrać całą internetową aktywność Samira Handanovicia w jednym tekście, właśnie dobiegałby końca. W czasach, gdy na Twitterze decydują się losy wojen na Bliskim Wschodzie, jedyne konto „Samira Handanovicia” to jakiś turecki fan Interu. W czasach, gdy poprzez Facebooka odbywa się komunikacja z fanami największych światowych potęg, Samir Handanović ma tam chyba z pięć podszywek, które publikowanie zawiesiły parę ładnych lat temu.
Ale zasady starej szkoły to nie tylko ograniczona aktywność poza boiskiem. Na pierwszy plan wysuwa się imponująca lojalność.
Handanović do Interu Mediolan trafił przecież w okresie, gdy klub przeżywał gigantyczny kryzys.
– Dołączyłem do klubu w momencie zmiany warty, przemiany pokoleniowej, ale i zmian właścicielskich – wspominał Handanović w rozmowie ze Sport360. – To wszystko dało mi duży zastrzyk motywacji, by zostać tu i walczyć. Wiadomo, to naturalne, że wszyscy cierpią, gdy mierzymy się z utratą tylu wartościowych piłkarzy. To może się wydawać dziwne, ale każda drużyna przechodzi przez takie niefortunne okresy.
Z tym że warto byłoby Samira zapytać – a które okresy były fortunne?
W pierwszym sezonie ten „very, very solić keeper” (tak, to o nim mówił Wojciech Pawłowski!) musiał przełykać gorycz porażki i straconych goli nadspodziewanie często – czarno-niebiescy sezon zakończyli na odległym dziewiątym miejscu. Handanoviciowi nie przeszkodziło to w znalezieniu się na szczycie we wszystkich możliwych rankingach bramkarskich. To w tamtym okresie bramkarz przerastał swój klub w największym stopniu, ale nie da się ukryć – to uczucie, że Inter jest kulą u nogi Słoweńca będzie jeszcze parokrotnie powracało. Weźmy choćby sezon 2014/15. Mediolańczycy znów rozczarowują, zajmują ósme miejsce w lidze, kolejna przebudowa kompletnie się nie udała, mimo potężnych nakładów finansowych klub dołuje.
Słoweniec wpada zaś w oko chyba wszystkim wielkim europejskim firmom. W kolejce ustawia się Manchester United. Reakcja?
– Był rozważany jako następca Davida De Gei, ale on świetnie czuje się w Mediolanie i wkrótce przedłuży swój kontrakt z Interem – dość stanowczo uciął wówczas agent zawodnika, cytowany choćby przez Independent. Oczywiście, być może historia potoczyłaby się inaczej, gdy hiszpański bramkarz Czerwonych Diabłów faktycznie zmienił klub, ale… okazji do odejścia Handanović miał przecież o wiele więcej. Tymczasem praktycznie przez pełne siedem lat w czarno-niebieskich barwach przedłużał umowę bez mrugnięcia okiem, bez tradycyjnych medialnych targów, podczas których „otoczenie piłkarza” sugeruje „zmianę otoczenia po upływie obecnego kontraktu”.
Tu zresztą warto zatrzymać się na dłużej. Handanović w pewnym momencie był właściwie jednym z dwóch architektów kolejnych zwycięstw Interu. W okresie najwyższej formy obu panów ochrzciliśmy nawet ich klub mianem „Inter 1:0 Mediolan”, bo właśnie taki przebieg miały kolejne spotkania Serie A. Z przodu Icardi zawsze coś wciśnie, z tyłu Handanović zawsze wszystko wybroni. W pierwszej połowie sezonu 2015/16, Inter wygrał 1:0 aż dziewięć z osiemnastu meczów. Zestawiamy obu panów z premedytacją – to były i obecny kapitan, a może nawet: była i obecna twarz drużyny.
SCUDETTO DLA INTERU? KURS 4,10 W ETOTO!
***
To właśnie na podstawie porównania Handanovicia, kapitana w sezonie 2019/20, z Icardim, kapitanem z lat wcześniejszych, najmocniej widać „oldschoolowy” wizerunek Samira. Każde okienko transferowe z Icardim na pokładzie było napuchnięte plotkami oraz szczelnie obudowane licznymi wypowiedziami medialnej partnerki i menedżerki piłkarza, Wandy Nara. To ten Icardi, który odbił żonę koledze, a we własnej autobiografii groził, że sprowadzi do Mediolanu argentyńskich kryminalistów, by rozprawili się z ultrasami Interu. To ten Icardi, który według klubowych lekarzy symulował uraz, przedłużając swoją absencję, by poprawić pozycję w negocjacjach dotyczących przedłużenia kontraktu. To ten Icardi, który musiał czytać transparenty o sobie na meczach Interu, ale również na ulicach Mediolanu.
Gdy zestawimy tę uroczą parkę z uporządkowanym Handanoviciem, mamy kontrast większy niż pomiędzy opakowaniem a poziomem sportowym Ekstraklasy. Środowisko piłkarskie zresztą jednoznacznie opowiedziało się tu po jednej stronie – podczas gdy z Icardim, a de facto z jego agentką i żoną, publiczne kłótnie odbywali choćby Antonio Cassano, Diego Maradona czy Giuseppe Marotta, Handanovicia cenią i szanują wszystkie możliwe środowiska.
– Jest tylko jeden kapitan – takie śpiewy witają Słoweńca w ośrodku treningowym tuż przed odejściem Icardiego. Bramkarz odwdzięcza się. – To nie jest tytuł czy trofeum, to jest wielka odpowiedzialność. A w Interze zakładanie opaski kapitańskiej to przywilej. Ale moje zachowanie się nie zmieni, nie chodzi zresztą o to, kto jest tym kapitanem, ale czy w klubie funkcjonuje kilku liderów, którzy są w stanie pchać do przodu całą grupę.
– To nie opaska czyni cię liderem – przypominał Julio Cesar w tym samym momencie, czyli tuż po odebraniu miana kapitana Icardiemu. – Jeśli znajdzie się na ramieniu Samira, znajdzie się we właściwym miejscu.
Kibice ze strony FedeNerrazurra przypominali, że jeszcze zanim Handanović został kapitanem, to właśnie on często tłumaczył się przed kamerami telewizyjnymi po kolejnych rozczarowujących rezultatach. Icardi oczywiście częściej w mediach pojawiał się w objęciach swojej agentki, albo w roli człowieka narzekającego na niesprawiedliwą krytykę.
***
Ulubiony sport poza piłką nożną? Pamiętajcie, mówimy o gościu, który nie ma Facebooka i Twittera.
– Szachy stały się moją pasją poprzez rodzinne gry – rozwiewał wątpliwości na czacie z kibicami Interu. – Wszyscy uwielbiamy rywalizację, a tutaj musisz naprawdę myśleć na cztery czy pięć ruchów do przodu. No i im więcej grasz, tym więcej umiesz. Szachy nigdy mi się nie nudzą, lubię zresztą grać z zegarem, gdzie prawdziwym celem jest myśleć szybko. W sumie to też forma treningu. W gruncie rzeczy piłka nożna jest dość podobna do szachów, musisz mieć strategię, wiedzieć jak atakować, jak bronić… Tak, podobieństw jest sporo.
Cóż, my ich nie wychwytujemy, ale na szczęście Handanović nie skończył na szachach, wymieniając jeszcze siatkówkę oraz koszykówkę. Co ciekawe – The Sun sformułowało hipotezę, z którą chyba jesteśmy w stanie się zgodzić. Angielscy dziennikarze próbowali odpowiedzieć na pytanie: jak to możliwe, że w tak niewielkim narodzie pojawiło się tak wielu utalentowanych bramkarzy, z dwoma kozakami na czele. Ich zdaniem decydujący może być wpływ innych sportów na młodych Słoweńców. Grywających w szkole w najpopularniejsze, czy też odnoszące największe sukcesy sporty z koszykówką, hokejem czy piłką ręczną na czele.
Być może stąd też wyjątkowy talent do obrony rzutów karnych. Handanović wyjął 24 z 70 karnych w lidze włoskiej, wyrównał też kilkudziesięcioletni rekord sześciu karnych obronionych w jednym sezonie ligowym. Prawdopodobnie jeszcze w tym sezonie po raz czterdziesty w karierze wyjdzie obronną ręką z tej niewygodnej dla bramkarza sytuacji. Przydomek Batman jest jak najbardziej na miejscu, zwłaszcza, że i jego interwencje w trakcie gry to często akrobatyczne robinsonady. Problem Handanovicia polega na tym, że mimo całej sterty indywidualnych nagród, jego gablota z osiągnięciami zespołowymi jest właściwie pusta.
Właśnie dlatego ten sezon jest dla niego tak ważny. Inter ma naprawdę realne szanse na scudetto, boksowanie z Juventusem idzie im w tym sezonie świetnie, a Handanović po raz pierwszy od lat nie jest osamotniony w obronie. Blok z trójką stoperów zostawia znacznie mniej miejsca rywalom, z przodu zaś błyszczą Lautaro Martinez i Romelu Lukaku. Sam Słoweniec jak zwykle pozostaje skromny. – W bardzo krótkim czasie wykonaliśmy duży progres, ale wciąż mamy dużo do zrobienia przede wszystkim w kwestii zarządzania meczem. Mamy wszystko, by to poprawić – powtarzał po spotkaniu z Atalantą, które Inter dość szczęśliwie zremisował po tym, jak w drugiej połowie kompletnie oddał inicjatywę.
Czy tych dwóch punktów nie zabraknie do tytułu? Nie ma sensu wybiegać w przyszłość aż tak daleko, ale w Mediolanie coraz mocniej da się wyczuć atmosferę z Neapolu sprzed paru lat. Teraz albo nigdy. Albo ich skaleczymy właśnie w tym sezonie, albo wreszcie pozwolimy naszemu kapitanowi wznieść w górę jakieś trofeum, albo Juventus zacementuje się na szczycie już na dobre.
Wydaje się, że szczególnie dla 35-letniego Handanovicia to może być ostatni dzwonek. On sam jednak nie podziela tej opinii. We wspomnianej rozmowie z kibicami Interu jasno sprecyzował swoje plany.
– Zamierzam grać do czterdziestki. Nie chcę tutaj przekonywać, że do końca kariery zostanę w Interze, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie następny dzień. Ale na pewno nie chcę kończyć gry wcześniej – twardo odpowiedział na pytania o swoją piłkarską przyszłość.
Wypada życzyć zdrowia i wytrwałości. A pamiętając, że to gość, który wytrwał całą epokę w Interze Mediolan – tylko zdrowia.
[etoto league=”ita”]
Fot.Newspix