Ekstraklasowych akcentów w Premier League nie ma zbyt wielu, dlatego wieść o przenosinach Ondreja Dudy do Norwich City przykuła naszą uwagę. Fakt, Słowak ma za sobą fatalne półrocze. Fakt, trafia do najgorszego zespołu w stawce. Ale mimo wszystko – to liga angielska, bogate okno wystawowe i jeśli tylko wykorzysta swoje pięć minut, może reanimować karierę. Na co może liczyć na angielskiej ziemi, dlaczego postanowił czmychnąć z Berlina i czy ma jeszcze przyszłość w Hercie? Pogadaliśmy o tym ze znawcami obydwu tematów.
Ondrej Duda jeszcze do niedawna był łakomym kąskiem w Bundeslidze. Słowak w sezonie 2018/2019 zaliczył najlepszy rok w karierze – 11 goli i 6 asyst w lidze stanowi lwią część jego dorobku w Hercie od początku przygody z tym klubem. Takie liczby dawały też solidne podwaliny pod transfer, byłego gracza Legii zaczęto łączyć z nowymi pracodawcami, a ekipa z Berlina szybko podsunęła mu pod nos nowy kontrakt. Wszystko to zwiastowało szczęśliwy bieg w stronę zachodzącego słońca w nowym sezonie, a tymczasem Duda… wylądował na ławce. Mało tego, praktycznie się z niej nie podnosił. Pozostaje zapytać: panie Ondrej, kiedy to wszystko się tak spieprzyło?
I tu z pomocą przychodzi nam Marcin Borzęcki ze TVP Sport, który wyjaśnia przyczyny problemów Dudy. – Trudno powiedzieć, że Ondreja wypychali z Herthy, bo to on pierwszy żalił się publicznie, że nie gra i chce odejść. A dlaczego nie gra? Powód jest prosty – ano dlatego, że jest w gorszej formie. Naturalna kolej rzeczy – rozpoczął sezon w wyjściowej jedenastce, a że i drużynie szło gorzej, i sam pokazywał się z kiepskiej strony, to usiadł na ławce. U Ante Covicia miał o tyle łatwiej, że berlińczycy grali w ustawieniu 4-2-3-1, a zatem z klasyczną dziesiątką. Klinsmann strategię zmienił, postawił na klasyczne 4-4-2, momentami na 4-3-3, więc i zawodników do tego systemu potrzebował innych. Duda chyba trochę się zagrzał, biadolił coś w mediach, że zawiódł się na niektórych ludziach, nie godzi się na takie traktowanie, ale szczerze mówiąc, to nie przypominam sobie, by ktokolwiek rzucał mu tam kłody pod nogi. Ot, kombinacja słabszej formy i zmian w drużynie, co sprawiło, że został odsunięty.
Rozumiemy, że Słowak sam sobie nie pomógł, publicznie atakując pracodawcę, ale mimo wszystko – aż taki zjazd? Były gracz Legii może i miał trochę słabszą wiosnę, ale ligę kończył golem i dwiema asystami w trzech ostatnich meczach. Nowy sezon inaugurował natomiast asystami w Bundeslidze i Pucharze Niemiec. Wygląda jednak na to, że liczby notował nieco na wyrost. Znów Borzęcki: – Poprzedni sezon Duda miał znakomity. Impulsywny wzrost formy jest jeszcze bardziej zagadkowy niż jesienna degradacja do roli rezerwowego. Słowak przez dwa lata był przecież schowany do szafy, nie potrafił przebić się u Pała Dardaia, nie dojeżdżał fizycznie i piłkarsko. Ze snu wybudził się ni stąd, ni zowąd w poprzednim sezonie i wykręcił znakomite liczby – 11 goli i 6 asyst. Stworzył się wówczas wokół niego niezły szum, choć moim zdaniem przesadzony. To znaczy wiadomo – najłatwiej mądrzyć się post factum, ale chyba już wtedy pisałem na Twitterze, że jakoś mnie wyczyny byłego legionisty nie przekonują i nie miałem wrażenia, że to poziom, który mógłby utrzymać na dłużej. W tym wszystkim miał bowiem sporo szczęścia. Choć rzeczywiście potrafił znaleźć drogę do bramki, stał się też piłkarzem bardziej zaangażowanym w defensywę – widok Dudy odbierającego piłkę wślizgiem na własnej połowie przestał szokować – to miało się wrażenie, że liczby nieco zamazują rzeczywisty obraz. Jego forma nie była aż tak rewelacyjna.
Słuchając tych opinii, można odnieść wrażenie, że Norwich jest dla Dudy dobrym kierunkiem. Pierwszy plus? Daniel Farke ustawia drużynę w 4-2-3-1, czyli Słowak będzie w swoim żywiole. Drugi? W angielskim klubie nie będzie mógł narzekać na brak napastnika. Bo można mówić o spadku formy Dudy, ale nie da się też ukryć, że w Berlinie najskuteczniejsza „dziewiątka” to weteran Ibisević, który ma na koncie tyle samo goli, co środkowi pomocnicy. W Norwich mają natomiast Teemu Pukkiego, który czeka, aż w końcu postawią mu za plecami jakiegoś rozgrywającego. – Norwich to zespół, który próbuje grać ofensywnie. Nie zawsze to wychodzi, ale takie mają założenie. Pamiętam mecz z początku sezonu, kiedy wygrali 3:2 z Manchesterem City i zagrali tak, że aż miło było na to patrzeć. Nie było jakiejś lagi do przodu, zresztą mając Pukkiego z przodu, nie da się tak grać. Może i jest to ostatni klub w tabeli, ale dla ofensywnego zawodnika na pewno jest to miejsce, w którym można zrobić liczby. Norwich poza Buendią nie ma w zasadzie piłkarzy, który dostarczaliby asysty, kreowali grę. Jest wspomniany Pukki, ale on sam cudów nie zdziała, ktoś musi mu te piłki dogrywać, stąd nadzieja, że tym kimś będzie właśnie Duda – tłumaczy nam Jarosław Koliński z „Przeglądu Sportowego”, ekspert od piłki angielskiej,
Skąd w ogóle pomysł na sprowadzenie byłego gracza Legii do Anglii? Dwie sprawy: niemiecki trener i desperacja w walce o kasę. – Na pewno nie ma w tym przypadku, że sięga po niego Niemiec Daniel Farke. Podobnie jak David Wagner za czasów prowadzenia Huddersfield, sięga po piłkarzy z Bundesligi, zna dobrze ten rynek i pewnie dlatego padło na Dudę. Angielskie drużyny z dołu stawki zwykle wykonują takie nerwowe ruchy, kiedy wiadomo już, że grozi im spadek. Nie ma co się dziwić, bo to gra o ogromne pieniądze, ale zapewne stąd wziął się pomysł na wypożyczenie Dudy, Norwich chce ratować swój byt w Premier League. Czy im to pomoże? Według mnie nie, mają osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca i ich sytuacja nie wygląda dobrze – mówi Koliński.
Co czeka Dudę w Premier League? Przede wszystkim względny spokój. To jest jego pięć minut, żeby się pokazać, nie musi się też zbytnio przejmować dalszym losem klubu, choć oczywiście im lepiej zagra on sam, tym lepiej będzie się wiodło Norwich. Ogólnie rzecz biorąc – luzik. – Dla zawodnika taki ruch to na pewno małe ryzyko, bo za pół roku, niezależnie czy Norwich spadnie, czy nie, już go tu nie będzie. Bardziej ryzykuje więc klub, bo dla niego Duda musi wypalić. Trochę to przypomina ruch Kamila Grosickiego, z tym że on akurat został w Hull na dłużej i dalej gra w Championship. Nie jest jednak powiedziane, że Duda się nie wypromuje – twierdzi nasz ekspert.
Teraz pytanie, czy Słowak dostał w Berlinie wilczy bilet, czy jednak jest szansa, że latem pogodzi się z Herthą tak szybko, jak teraz się pokłócił? – Latem przedłużył kontrakt do 2023 roku, a Norwich nie ma opcji wykupu. Skreślony w Berlinie na pewno nie jest, ponieważ Juergen Klinsmann to nie jest docelowo człowiek, który ma prowadzić Starą Damę przez dłuższy czas. Po sezonie najprawdopodobniej powróci do pracy w radzie nadzorczej, a klub zatrudni nowego szkoleniowca. Czy ten będzie widział Dudę w zespole? Trudno powiedzieć, ale gdybym miał zabawić się we wróżbitę, to stawiam że takiego poziomu jak w poprzednim sezonie Słowak już nie osiągnie i wielkiej kariery w Hercie nie zrobi. Zwłaszcza, że klub trafił w ręce niezwykle zamożnego inwestora i tak jak dotychczas pozyskanie pomocnika Legii za ponad cztery miliony euro było jedną z większych transakcji w historii, tak teraz takie sumy przestają już robić na kimkolwiek wrażenie. Trzeba zacząć się przyzwyczajać, że „Stara Dama” będzie celowała w piłkarzy ze znacznie wyższej półki. A już na pewno nie będzie czekała dwa lata, jak w przypadku Dudy, aż mimo wszystko szerzej nieznany chłopaczek z ligi polskiej rozwinie skrzydła – uważa Marcin Borzęcki.
Wygląda więc na to, że wypożyczenie to sytuacja win-win dla obu stron. Jeśli Hertha faktycznie chce wejść na wyższą półkę, to zapewne będzie chciała pozbyć się zbędnego balastu, jakim wydaje się dla niej być Ondrej Duda. A że nie jest to piłkarski nikt, to wysłanie go na wystawę do Premier League, w której kluby potrafią sypnąć groszem, jest zmyślnym posunięciem. Dla samego zawodnika również, bo kolejne pół roku na ławce skutecznie odstraszyłoby tych, którzy poprzedniego lata wydzwaniali do jego agenta.
Pozostaje nam trzymać kciuki za Słowaka, bo zawsze milej, kiedy Ekstraklasa może podzielić się jakimś success story. Nawet po latach.
Fot. FotoPyK