Reklama

Trzeba było zagryźć zęby, siedzieć cicho, pracować i czekać na swoją szansę

redakcja

Autor:redakcja

10 stycznia 2020, 14:03 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Ostatnie lata były dla mnie lekcją pokory. Kiedyś patrzyłem na świat przez różowe okulary. Na pewno zaszumiało mi w głowie, nie zastanawiałem się nad niczym dwa razy. Boli mnie, że nie wykorzystałem swojego potencjału, bo dziś mogę powiedzieć, że mogłem spokojnie grać na poziomie Ekstraklasy – mówi Tomasz Zając. Kiedyś piłkarz Wisły Kraków, o którym pisano i mówiono “drugi Tomasz Frankowski” czy “zuchwały wirtuoz”. Dziś – 24-letni piłkarz po przejściach, grający w trzecioligowej Wiśle Puławy. Zapraszamy.

Trzeba było zagryźć zęby, siedzieć cicho, pracować i czekać na swoją szansę

Jakie jest twoje najpiękniejsze wspomnienie z dotychczasowej kariery?

Chyba mistrzostwo juniorów. A w seniorskiej piłce to wygrana na Legii 2:1 w Koronie.

Też mi się wydawało, że wskażesz to mistrzostwo. Wygraliście 10:0 z Cracovią i zastanawiam się, co się stało, że nikt z was do tej pory nie przebił się w piłce seniorskiej?

To indywidualna sprawa, ja mogę mówić za siebie. Różnie się nasze losy potoczyły. Ja na pewno nie podejmowałem dobrych decyzji, nie pokazywałem, na co mnie stać w stu procentach. Dlatego też jestem, gdzie jestem. Nie jestem bez winy. Może też brak szczęścia… Ciężko znaleźć jedną odpowiedzieć, by powiedzieć „dlaczego”.

Reklama

A nie myślisz, że zawodzi również system, skoro osiągacie taki wynik i potem nikogo nie ma?

Szkolenie idzie do przodu w Polsce, tak mi się wydaje. Oczywiście, w tamtych latach trenowaliśmy na fatalnych boiskach, ale czy zawiódł system? Nie sądzę.

To może poziom tamtych finałów był po prostu słaby?

Jeżeli chodzi o tamte mecze, to my mieliśmy kolektyw. Byliśmy najstarszym rocznikiem, tym ostatnim, który mógł grać. Wydaje mi się, że choćby w Lechu grali młodsi. Nie było u nas piłkarzy, którzy się wybijali. Tworzyliśmy dobrą grupę, która się rozumiała. Dużo czasu spędzaliśmy poza treningami razem, więc też tak zrobiliśmy to mistrzostwo.

A jak wyglądały te marne warunki do treningu?

Ćwiczyliśmy na starym boisku, nie wiem, czy ono dalej jest przy stadionie. Było w opłakanym stanie, naprawdę ciężko było trenować. Potem, jak wybudowano bazę w Myślenicach i dojeżdżaliśmy tam, to mieliśmy fajne warunki. Ale początek – gdyż byłem w Wiśle od 16. roku życia – średnio to wyglądało. Mieszanka piachu z trawą.

Reklama

Mimo wszystko byłeś uznawany za technicznego piłkarza.

Ja spędzałem mnóstwo czasu na boisku koło domu. Chodziłem na nie po szkole, wracałem do siebie po godzinie 22. Teraz jak tam jestem, to nikt na nim nie gra. Czasy się zmieniają. Zawsze miałem tę technikę, choć wiadomo, że szkolenie techniczne nie było w Wiśle na nie wiadomo jakim poziomie. Ja byłem jednak dobrze przygotowany. Jakiś talent miałem.

Już nie masz?

No mam, tyle że sprawy się potoczyły nie tak, jak chciałem. Ciężko się odbudować, jeśli jesteś wysoko i spadasz do trzeciej ligi. Trudno się podnieść, gdy praktycznie co roku spadasz niżej.

Wynotowałem sobie opinie o tobie z tamtych czasów i chciałbym cię zapytać, co o nich myślisz. „Drugi Frankowski”, „zuchwały wirtuoz”, „mały Messi”. Dudka mówił, że od Małeckiego masz większą smykałkę do strzelania goli.

Dobrze, że powiedziałeś o Frankowskim. Zawsze byłem ustawiany na ataku w juniorach. W trzeciej lidze trener Musiał, obecny asystent Kazimierza Moskala w ŁKS-ie, też mnie ustawiał na ataku. I tych bramek strzelałem bardzo dużo, dobrze się tam czułem. Jak przyszedłem do seniorów, to trener Smuda od razu wystawił mnie na skrzydło. Nie otrzymałem poważniejszej szansy na dziewiątce i tego żałuję. Jedyna taka sytuacja była na wypożyczeniu u trenera Mamrota w Głogowie, który zawsze mi mówił, że dla niego jestem urodzoną dziewiątką. W pierwszych czterech meczach strzeliłem dwie bramki i przytrafiła mi się kontuzja. Tyle było z tego grania.

Te kolejne opisy, o których mówiłem, one cię przytłaczały?

Ostatnie lata były dla mnie lekcją pokory. Kiedyś patrzyłem na świat przez różowe okulary. Szczyciłem się tymi opisami, podniecałem. Teraz nie robi to na mnie wrażenia. To jest bardziej ból, że nie wykorzystałem swojego potencjału, bo dziś mogę powiedzieć, że mogłem spokojnie grać na poziomie Ekstraklasy. Ale coś poszło nie tak. Nie obwiniam jednak wszystkich dookoła, tylko patrzę na siebie.

Czyli przyznajesz się do sodówki?

Na pewno w głowie zaszumiało. Pojawiły się większe pieniądze, w Wiśle nie zarabiałem za dużo, ale w Koronie już ten lepszy kontrakt był. Może więc nie sodówka, ale nie zastanawiałem się nad niczym dwa razy. Nie rozmyślałem długo i podejmowałem szybkie decyzje odnośnie wypożyczeń czy czegoś w tym stylu. Lekcja pokory. Dostałem kopa.

Brakowało ci osoby, która mogłaby cię ściągnąć na ziemię?

Nie wiem. Pierwszy raz zamieszkałem sam. Mogłem podejmować lepsze decyzje, być bardziej cierpliwym. Byłem w takim wieku, że powinienem sam to lepiej wyważyć. Głupio byłoby mi teraz zwalać na to, że zabrakło mi takiej osoby.

KRAKOW 28.07.2014 MECZ 2. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2014/15 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN CRACOW: WISLA KRAKOW - PIAST GLIWICE 1:1 TOMASZ ZAJAC FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Jak się czułeś, wchodząc do seniorskiej szatni Wisły? Pewny siebie, czy nie? Spotkałeś duże nazwiska.

Byłem pewny siebie. Po tym mistrzostwie czułem się mocny. No ale zostałem trochę przystopowany. Franciszek Smuda dał mi zadebiutować, ale poważniejszej szansy nigdy w Wiśle nie otrzymałem. Ile zagrałem minut, może sto? Tej szansy nie miałem i można się tylko zastanawiać, co by było, gdyby wtedy istniał ten zapis o młodzieżowcu. Pewnie z boiska bym nie schodził.

Z drugiej strony Smuda mógłby odbić piłeczkę i spytać, czy zasługiwałeś na to na treningach. Sądzisz, że tak?

Uważam, że na pewno zasługiwałem. Przed chwilą powiedziałeś, co Darek Dudka zauważył. Zasługiwałem, ale trener miał swoją żelazną jedenastkę, wtedy były chyba dobre wyniki. Trener miał 11-12 zawodników do gry, reszta młodzieży, ale mimo tego nie dostawaliśmy szansy. Nie było kontuzji ani nic i po pierwszym pół roku, w którym byłem z pierwszą drużyną, postanowiłem odejść na wypożyczenie, bo chciałem grać więcej. Nie zadowalałem się tym, że jeżdżę na mecze, wchodzę i zbieram cenną minutę. Mam sporo meczów w Ekstraklasie, ale można zobaczyć: minuta, dwie, siedem. Większą szansę dostałem w Koronie, nie w Wiśle, czyli w klubie, w którym się wychowałem.

Wisła w tamtym czasie miała dobry stosunek do wychowanków?

Sądzę, że nie. Jak byłem na wypożyczeniu w Głogowie, to chyba raz ktoś przyjechał mnie obejrzeć. Bodaj Maciej Żurawski. Kończyła mi się też umowa i nie było żadnego kontaktu, dopiero miesiąc przed końcem kontraktu zadzwonił Zdzisław Kapka i spytał, czy przedłużyłbym umowę na starych warunkach. To były juniorskie pieniądze i to było dosyć dziwne, bo coś pograłem i chciałem zarabiać choć troszkę normalniejsze pieniądze. Nie było żadnych negocjacji, czytałem tylko, że mam zacząć przygotowania z Wisłą. W końcu sam zadzwoniłem, pojechałem, ale nie doszliśmy do porozumienia i wtedy pojawił się temat Korony.

To było dla mnie dziwne, bo kojarzyłem cię z pozytywnych zmian. Może nie było w nich konkretów, ale potrafiłeś pójść w drybling, poderwać drużynę.

Jak wchodziłem z ławki, to robiłem trochę szumu, ale to były chwilowe występy. Można tylko gdybać, co by było, gdybym grał od pierwszej minuty. Żałuję, że nie dostałem większej szansy, ale też jestem wdzięczny trenerowi Smudzie, że dał mi zadebiutować. Gdyby nie on, to nie wiem, czy miałbym tyle meczów w seniorskiej piłce.

On z tobą rozmawiał, czy tylko byłeś w klubie i czasem wchodziłeś?

Z trenerem Smudą zawsze były śmieszne historyjki, przekręcał nazwiska młodych zawodników, nie zawsze nas rozróżniał. Ja akurat byłem „normalny”, ale Mariusz Stępiński nawet opowiadał u Łukasza Wiśniowskiego, że ktoś się nazywał Szywacz, a Smuda mówił na niego Szewiało. Natomiast do mnie miał w porządku stosunek. Wiedziałem, że podoba mu się moja gra, ale nie dał mi większej szansy. To było trochę dziwne. Może był uprzedzony do młodych? Trudno mi to ocenić, przypadkowo nie prowadził tylu klubów.

Korona nie była twoim wymarzonym wyborem, ale chciałeś grać, tak to rozumiem.

Mega chciałem grać w Wiśle, to był mój klub. Podziwiałem Żurawskiego, Brożka, Błaszczykowskiego. Nie widziałem jednak żadnego zainteresowania, to było najgorsze, nikogo nie interesowało co u mnie w Głogowie, brakowało nawet głupich pytań, czy wszystko w porządku. Już nie mówię o przedłużeniu umowy, bo sam musiałem o to poprosić. Nie widziałem sensu. Jak ktoś nie jest zainteresowany, to sorry. Zostałbym nawet za mniejsze pieniądze, ale ten brak zainteresowania był najgorszy. Nawet trener Moskal był zdziwiony, że nikt do mnie nie dzwonił.

Korona była twoją jedyną opcją?

Były inne zapytania, ale trener Brosz mega mnie chciał. To znaczy: nie wiem, czy mega, ale dużo razy do mnie dzwonił i było widać zainteresowanie. Jak ktoś dzwoni, pyta i się interesuje, to widać, że będzie na ciebie stawiał. Natomiast w pierwszym sezonie nie miałem w Kielcach żadnych statystyk. Jeżeli chodzi o przednie formacje, to musisz mieć liczby. Jak grasz na skrzydle i nie masz pięciu bramek i pięciu asyst, to możesz uznać sezon za słaby. Wiadomo, to były moje pierwsze chwile w seniorskiej piłce i zagrałem parę meczów fajnych, parę średnich i parę żenujących. Średni sezon. Nie mogę powiedzieć, że wszystko było okej.

To znów nie była szpica?

Tak, trener Brosz od razu mi powiedział, że widzi mnie na skrzydle. Bardzo dobrze się czułem na ataku, a skrzydła zacząłem się dopiero uczyć w Koronie. W Wiśle niby byłem pół roku na skrzydle, ale w juniorach i trzeciej lidze: dziewiątka.

Trenerzy nie chcieli dawać ci tam szansy przez twój wzrost?

Myślę, że tak. Nie byłem zbudowany jak Jan Koller, bardziej Tomek Frankowski. W Polsce nie widziałem, żeby w ostatnich sezonach – może poza Piechem – ktoś o takiej posturze grał na dziewiątce i może to jest błąd, że nie szukamy piłkarzy w stylu Frankowskiego? Ja czułem, że umiem się dobrze poruszać na tej pozycji. Piłka mnie szukała w polu karnym. A na skrzydle to wszystko wyglądało już średnio.

Gdybyś grał na dziewiątce, lepiej by się to potoczyło?

Nie ma co gdybać, nie przewidzę tego. Na pewno żałuję, że nie dostałem takiej szansy ani w Wiśle, ani w Koronie.

I okej, jeszcze rozumiem, że mogło ci się nie udać na początku w Ekstraklasie, ale były przypadki piłkarzy, którzy schodzili niżej i wracali. Ty nie.

Do Korony przyszedł trener Bartoszek, w sparingach grałem po 10 minut i zabrakło mi cierpliwości. W ostatnich dniach okienka przeszedłem do Sandecji, która zrobiła wtedy awans, to była mocna ekipa. Nie wpasowałem się w drużynę. To była szybka decyzja, Sandecja potrzebowała zawodnika, bo ktoś miał mieć niby kontuzję, ale szybko się wyleczył. Po trzech kolejkach też złapałem uraz i może brakowało trochę szczęścia.

A Stomil?

Jeżeli człowiek nie gra regularnie, to nie rozwija się tak, jak powinien. Nie ma meczów po 90 minut w każdy tydzień, tylko jakieś wejścia. Ja odczułem ten brak gry i tak naprawdę więcej w tej mojej przygodzie było nieregularności niż regularności. To odbiło się na mojej formie. Dopiero jak przyszedł trener Kiereś, to zacząłem grać, utrzymaliśmy się. Potem przyszły problemy finansowe, różne zawirowania. Nie miałem płacone przez sześć-siedem miesięcy. Ciężka sytuacja, szkoła życia, dostałem dużo kopniaków.

Ale był moment, że czułeś się tam dobrze piłkarsko?

Tak, właśnie po przyjściu trenera Kieresia. Tylko wciąż brakowało mi statystyk na skrzydle. Robiłem dużo wiatru, kluczowych podań, jakieś pojedyncze asysty, ale liczb brakowało, które są według mnie najważniejsze. Koniec końców trener na to patrzy i za piękną grę miejsca w drużynie się nie przyznaje.

Ty odszedłeś ze Stomilu z powodów sportowych czy finansowych?

Przyjechałem po 2019 roku, myślałem, że sytuacja się wyjaśni. Sabri Bekdas miał być nowym właścicielem, potem się okazało, że się wycofuje. Przyjezdni piłkarze odeszli, ja byłem jednym z ostatnich, którzy złożyli papier rozwiązujący kontrakt z winy klubu. Po tygodniu patrzę, że pojawił się nowy sponsor, a Stomil poszedł do góry.

MYSLENICE 2014.08.26 TRENING WISLA KRAKOW PILKA NOZNA BAZA TRENINGOWA MYSLENICE NZ TOMASZ ZAJAC FOT MICHAL STAWOWIAK / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Schodząc co sezon piętro niżej, co czułeś?

Po Stomilu ciężko mi było znaleźć klub. Wszystkie drużyny miały pozamykane kadry. Poszedłem do Pogoni Siedlce tydzień przed ligą, a w my w całej rundzie przegraliśmy jeden mecz i trener też nie miał prawa zmieniać zawodników. Znów nie grałem regularnie. Nie mogę mieć pretensji, bo wygrywaliśmy. Zagrałem ostatnie kolejki. Brak szczęścia, ale nie chcę wszystkiego na to zwalać.

No i z tym Bałtykiem trafiłeś jak kulą w płot.

Szczerze powiem, że czułem się tam średnio psychicznie, jak po dwóch tygodniach usłyszałem, że jest klapa i przyszedł gość, który wszystkich oszukał. Chciałem tam pójść, odżyć, grać regularnie, strzelić parę bramek. Pokazać, że mogę, przede wszystkim sobie, ale okazało się… Nie wierzyłem, że takie rzeczy wciąż mogą się dziać w piłce. Przychodzi człowiek, którego prezesi nie prześwietlili, a który rządzi się ich pieniędzmi.

Ty z Żyłą miałeś bezpośredni kontakt?

Zadzwonił do mnie, przedstawił umowę, jak na trzecią ligę bardzo dobrą. Ściągał piłkarzy z przeszłością w Ekstraklasie, bo nie byłem jedyny i jak patrzyłem na to, to sądziłem, że szykuje się dobra drużyna i długofalowy plan. Ale wszystko runęło.

Za każdym zejściem o ligę nie było ze mną najlepiej. Z pierwszej do drugiej. Z drugiej do trzeciej. Myślałem: kurde, jak tak dalej pójdzie, to przecież ja zaraz skończę grać w piłkę.

Zobaczyłeś część z tych gdyńskich pieniędzy?

Przyszedł do klubu Jacek Paszulewicz. Jasno przedstawił nam sytuację, że możemy odzyskać część pieniędzy, ale całości kontraktu na pewno nie wypłaci. Podpisałem ugodę dla świętego spokoju i wróciłem do Krakowa, nie będę siedział tyle kilometrów od domu w takiej sytuacji. I koniec końców teraz znalazłem się w Wiśle Puławy. Jest trener Pawlak, który mnie przekonał wizją, że chcą odbudować klub, bo były dwa spadki. Trener był w pierwszej i drugiej lidze, nie szedłby do klubu, który jest źle zorganizowany.

A zbierając to wszystko do kupy, jakbyś miał uszeregować, czego zabrakło ci najbardziej? Szczęścia, zdrowia czy umiejętności?

Wiadomo, że mogłem dać z siebie więcej, zrobić coś lepiej, ale mądry człowiek po szkodzie. Natomiast umiejętności to ostatnie czego mi brakowało. Szczęście, zdrowie, umiejętności – w taką stronę bym poszedł.

Której decyzji najbardziej żałujesz?

Przejście do Korony było okej, ale dobrowolne odejście na wypożyczenie do Sandecji zaczęło lawinę. Wydaje mi się, że zrobiłem to w nieodpowiednim momencie. Wszystko na szybko, działałem w pośpiechu, nie lubiłem przemyśleć pewnych spraw, czy to będzie dobre. Brałem, co było. Ta decyzja była kluczowa, bo wyszedłem z Ekstraklasy. Nikt mnie z Korony nie wyganiał, tylko sam się wygoniłem.

Brzęczały ci te słowa z przeszłości i myślałeś sobie – jeśli ja nie gram, to idę dalej?

Tak, to była spirala. Trzeba było zagryźć zęby, siedzieć cicho, pracować i czekać na swoją szansę. Jak nie grałem, to chciałem coś zmieniać. Po latach to widzę i cienka jest linia między byciem w Ekstraklasie a byciem na dnie. Dobra, może nie na dnie, ale w tych gorszych ligach. Jedna głupia decyzja może coś zmienić.

Wierzysz w powrót choćby do pierwszej ligi?

Kocham grać w piłkę. Nie robiłem tego dla pieniędzy. Zawszę będę grał, dopóki mi zdrowie pozwoli. Nie oszukuje się, będzie bardzo trudno wrócić do Ekstraklasy, jestem w trzeciej lidze. Ale nie takie przypadki zna futbol. Przecież ludzie potrafili w wieku 30 lat debiutować w Ekstraklasie. Mam 24 lata i to nie jest wiek, by kończyć przygodę. Nie powiedziałem ostatniego słowa i wydaje mi się, że mogę zagrać w pierwszej lidze, a po cichu liczę na Ekstraklasę.

Masz plan B?

Zawsze byłem wkręcony w piłkę. Robiłem notatki na temat treningów, jak trener mi imponował, to zapisywałem jego zajęcia. W przyszłości chciałbym być trenerem. Będę robił kursy, na pewno.

I swoich podopiecznych uczył cierpliwości.

Zdecydowanie. I pokory. Na własnych błędach najłatwiej jest uczyć.

Rozmawiał PAWEŁ PACZUL

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...