– Siedem-osiem klubów wykazało zainteresowanie Jarkiem. Hiszpania, Belgia, Włochy, Rosja, USA, Niemcy… W sumie pięć, sześć krajów – mówi w rozmowie z “Super Expressem” na temat transferu Jarosława Niezgody Marek Citko. W “Przeglądzie Sportowym czytamy z kolei, że do Warszawy mają wkrótce przylecieć przedstawiciele mocno zdeterminowanego, by pozyskać polskiego napastnika Portland Timbers.
SUPER EXPRESS
Reprezentanci nie chcą siedzieć na ławce przed Euro 2020. Piątek ma być wypożyczony z Milanu, Jacek Góralski zamienić Bułgarię na Kazachstan (o tym szerzej w „PS”), a co z Rafałem Kurzawą?
Tej zimy klub zmieni też Rafał Kurzawa. „Kurzi” przepadł zupełnie we francuskim Amiens, w ostatnich miesiącach nie grał tam wcale, a latem był o krok od powrotu do Górnika Zabrze. I najpewniej tak się stanie tej zimy, choć najpierw przedstawiciele piłkarza muszą się dogadać co do tego, jak będzie wyglądała pensja piłkarza, którego z francuskim klubem łączy jeszcze póltoraroczna umowa. Najbardziej prawdopodobna opcja to wypożyczenie do Zabrza i „zrzutka” Górnika i Amiens na opłacanie kontraktu 7-krotnego reprezentanta Polski.
Marek Citko, agent Jarosława Niezgody, mówi że Polaka chce u siebie siedem-osiem klubów.
Są gole, jest zainteresowanie. Ile klubów pytało cię ostatnio o Niezgodę?
– Myślę, że siedem, osiem klubów wykazało zainteresowanie.
Jakie kraje?
– Hiszpania, Belgia, Włochy, Rosja, USA, Niemcy… W sumie pięć, sześć krajów. Z tym, że trzeba zaznaczyć, że nie każdego na Jarka stać.
No właśnie. Niedawno usłyszałem na Legii, że cena za niego to ok. 5 mln euro…
– Zdaję sobie sprawę, że mniej więcej tyle klub będzie chciał za Jarka.
Jan Bednarek Janem niezbędnym angielskiego Southampton. Wśród Polaków z największą liczbą meczów w Premier League jest już szósty, goni piątego Tomasza Kuszczaka, do którego traci zaledwie 12 meczów.
Bednarek jest w świetnej formie, co potwierdzają statystyki. Utrzymuje się na 1. miejscu w Premier League w klasyfikacji wybić piłki (122). Forma Janka to również świetna informacja dla selekcjonera Jerzego Brzęczka. Cztery lata temu na Euro 2016 świetną parę stoperów stworzyli Kamil Glik i Michał Pazdan. Dziś „Pazdek” jest daleki od tamtej formy, ale wydaje się, że Bednarek będzie jego godnym następcą. Na pół roku przed Euro 2020 miejsca na środku obrony kadry wydają się zajęte.
GAZETA WYBORCZA
Futbolu brak, lecimy dalej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kolejny odcinek cyklu „wygrani rundy jesiennej”. A w nim – skrzydłowi Zagłębia Lubin, najlepszy na tych pozycjach duet ligi.
Živca z Piasta świetnie w Lubinie pamiętają. – W 2016 roku razem z Badią robili wielką grę w ofensywie. Zdobyli wicemistrzostwo Polski, a my byliśmy na trzecim miejscu. Co tu dużo gadać, zalazł nam za skórę na boisku, to niech teraz pomaga – kwituje golkiper Miedziowych Konrad Forenc. I dodaje: – Jak dobrym jest Saša piłkarzem, tak dobrym jest też człowiekiem. Nie chodzi o to, żeby komuś wystawiać laurkę. Przecież nie musiałbym tego mówić, gdyby nie było go za co chwalić.
– Bohar w sensie jakości piłkarskiej to chłopak z innej bajki. Innej niż polska liga. Nigdy w życiu nie pracowałem z takim cwaniakiem boiskowym. To widać w jego wyborach, potrafi zaskoczyć plasowanym strzałem, którego bramkarze się nie spodziewają. Megaspryciarz. Jestem tym zafascynowany. Teraz pokazuje to na każdym kroku, nawet na treningach – mówi trener Karmelita.
To on dał Boharowi w Lubinie drugie życie. Bo na początku sezonu, jeszcze w lipcu, Ben van Dael posadził go na ławce. Słoweniec stracił miejsce w wyjściowym składzie aż do dymisji Holendra. Dopiero tymczasowo zastępujący go w meczu z Wisłą Płock Karmelita znowu na niego postawił. Gospodarze wygrali 5:0, Bohar był jednym z najlepszych na boisku.
Jarosław Niezgoda może odejść z Legii, chcą go w Stanach Zjednoczonych.
Jak się okazuje, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wyjazd Niezgody do MLS. Dobrze poinformowany w sprawach transferowych Janekx89 napisał na Twitterze, że chce go sprowadzić Portland Timbers (oprócz Niezgody Amerykanie mają jeszcze jednego kandydata do ataku). Sprawa jest zaawansowana, przedstawiciele Portland w najbliższych dniach przylecą do Polski, by osobiście porozmawiać z władzami klubu z Łazienkowskiej. Kwota transferu prawdopodobnie wyniosłaby pięć milionów euro – Legia chce nieco więcej, Amerykanie oferują trochę mniej, więc jest to najbardziej realny scenariusz. Sam zawodnik zarabiałby zdecydowanie lepiej niż w Legii, otrzymałby około 600– 700 tysięcy dolarów netto rocznie. Pod tym względem byłby w czołówce Portland jednym z trzech graczy, których nie dotyczy limit płac narzucony na każdą drużynę w MLS. Podobne pieniądze otrzymał w New England Revolution Adam Buksa, który wyjechał z Pogoni do Stanów Zjednoczonych w grudniu.
Michalis Manias póki co okazał się najsłabszym letnim transferem Pogoni, ale w Szczecinie wierzą w jego umiejętności.
Najprawdopodobniej do zespołu trenera Kosty Runjaica nie dołączy zimą kolejny atakujący. Oczywiście sytuacja może się zmienić, pierwotnie na miejsce kontuzjowanego Kamila Drygasa także nie planowano sprowadzić nikogo, jednak gdy nadarzyła się okazja wykupu Damiana Dąbrowskiego z Cracovii, szefowie Granatowo-Bordowych z niej skorzystali. Tylko w analogicznej sytuacji w drużynie pojawi się nowy napastnik. Bo w tym momencie szczecinianie zamierzają postawić na Maniasa. Prezes Jarosław Mroczek i szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk kilkukrotnie otwarcie mówili, że Grek miał być podstawowym atakującym już jesienią, ponieważ zakładano transfer Buksy jeszcze latem. Polak został i to on był niekwestionowanym numerem jeden w ataku. Manias wystąpił w ekstraklasie sześciokrotnie, z czego dwa razy od początku. Dopiero wiosną, z półrocznym opóźnieniem, ma dostać swoją szansę i grać regularnie.
Śląsk nie będzie zimą kupował. Dużo włożono w letnie okienko, teraz na transfery się nie zanosi.
– Nie jest tak, że siedzimy z nogami wyciągniętymi na stół i czekamy. Jeśli trafi się naprawdę dobra okazja, będziemy reagować. Możemy przyglądać się prawym obrońcom czy napastnikom, ale musiałaby to być naprawdę atrakcyjna dla nas konstrukcja finansowa. Może jakieś wypożyczenie – komentuje prezes zarządu Śląska Piotr Waśniewski. Jak przyznaje szef klubu, sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby któryś z zawodników został sprzedany. Do dziś na Oporowską nie trafiła jednak żadna konkretna oferta.
Latem z ekstraklasy wyjechało sześciu reprezentantów młodzieżówki, tylko jeden grał jesienią regularnie – Sebastian Szymański. Dziczek, Jagiełło, Michalak, Żurkowski, Walukiewicz – oni mieli z tym spory problem.
— Serie A jest bardzo trudna, już młodzi zawodnicy nabyli tam wiele dobrych nawyków. Wszystkie zespoły grają w podobny sposób. Polacy mając dwadzieścia lat, uczą się tego, co Włosi umieją w wieku dwunastu – mówi Czesław Michniewicz.
Mimo wszystko nie spodziewał się, że będzie tak źle. — Myślałem, że Filip Jagiełło dostanie więcej szans. Genoa nie jest wielką drużyną, cudem się utrzymała – mówi Michniewicz. W tym sezonie ekipa z Ligurii spisuje się jeszcze gorzej, zamyka tabelę Serie A (…).
Żurkowski we Florencji wystąpił w dwóch spotkaniach, spędził na boisku 10 minut.
– Biorąc pod uwagę, jakie Fiorentina robiła transfery, a przyszli tam Boateng czy Ribery, wiedziałem, że będzie miał trudno. Powiedziałem mu, że to niełatwa liga, a na przykład w Championship byłby jednym z najlepszych piłkarzy – mówi Michniewicz.
Włosi i Niemcy chcą Krzysztofa Piątka, który po transferze Zlatana Ibrahimovicia może mieć spory problem z graniem.
W ostatnich tygodniach reprezentant Polski był łączony z Borussią Dortmund, RB Leipzig, Schalke 04, Fiorentiną, Romą, Genoą czy Bologną. Jego sprzedaż nie jest jednak priorytetem. Milan chętniej pozwoliłby na odejście Francka Kessiego czy nawet Lucasa Paquety, gdyby znaleźli się chętni, a Polaka co prawda mogliby sprzedać, ale nie taniej niż za 35–40 mln euro i raczej w czerwcu. W styczniu – tylko wtedy, gdyby sam zgłosił chęć odejścia. Inna sprawa, to czy w tej chwili ktoś będzie chciał tyle zapłacić za napastnika z problemami? To budzi uzasadnione wątpliwości, dlatego najbardziej prawdopodobne wydaje się ewentualne wypożyczenie.
Rozchwytywany, choć przez kluby nieco niższej kategorii, jest Jacek Góralski.
Wszystko zależy od determinacji klubów, które chciałyby widzieć reprezentanta Polski u siebie już zimą. A jest ich sporo. Listę otwiera mistrz amerykańskiej MLS Seattle Sounders, są na niej tureckie Sivasspor i Denizlispor, a także Kajrat Ałmaty z Kazachstanu. Za ich plecami czai się kolejny klub z Turcji, ponoć z absolutnego topu, choć piłkarz i jego menedżer Mariusz Piekarski uważają, że nie pora na ujawnienie jego nazwy.
Ale być może nie będą do tego zmuszeni, bo w walce o pozyskanie Góralskiego najdalej idą Kazachowie, którzy oferują mu największe pieniądze. Tylko najlepsi piłkarze reprezentacji Polski mogliby pozwolić sobie na odrzucenie zarobków w wysokości kilku milionów złotych za sezon. A taką właśnie ofertę ma na stole były pomocnik Jagiellonii Białystok.
Julen Lopetegui po fatalnym 2018 roku i zwolnieniu z reprezentacji Hiszpanii i Realu Madryt odżył w Sewilli. Wiedzie Sevillę do Ligi Mistrzów.
2019 rok zapamięta jako kawał dobrze wykonanej pracy – po sprowadzeniu latem aż 12 piłkarzy jego Sevilla traci tylko pięć punktów do prowadzącej Barcelony i trzy do Realu Madryt. Przez fazę grupową Ligi Europy przebrnęła także pewnie, bo z pięcioma zwycięstwami. W takiej formie powinna też sobie poradzić w kolejnej rundzie z rumuńskim CFR Cluj. Początek roku nie będzie łaskawy, ale historycznie dla klubu z Kraju Basków wyjazdy do Sewilli były najtrudniejsze ze wszystkich. Nigdzie nie wygrywa tak rzadko jak na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan – jedynie 10 razy na 75 spotkań, a do ostatniego zwycięstwa należy się cofnąć o dziewięć lat. Dlatego Sevillistas chcą postawić pewny krok w nowy rok. Po takiej jesieni oczekiwania są jeszcze większe. Na pierwszy otwarty trening przyszło ponad 12 tysięcy fanów, trener może liczyć na wszystkich zdrowych piłkarzy, łącznie z wyleczonym Nolito, jedynie Sergio Reguilon będzie pauzował za kartki. Nawet mimo niełatwego rywala trzy punkty z Baskami są traktowane jak obowiązek, by jeszcze bardziej zbliżyć się do dwójki gigantów.
SPORT
Jak sprawdza się przepis o młodzieżowcu? To pytanie zadają dziennikarze „Sportu”, wybierając też najlepszą jedenastkę młodzieżowców. Całkiem niezłą jedenastkę: Majecki – Fila, Wiśniewski, Karbownik – Kowalczyk, Slisz, Milewski, Puchacz – Płacheta, Klimala, Jóźwiak.
– Bez tego przepisu, kto znałby takich zawodników, jak Młyński z Arki Gdynia czy Lusiusz z Cracovii. Legia też stawia na młodzieżowców, którzy jeszcze niedawno byli nieznani, a dziś mają szansę stać się bohaterami hitowych transferów za kilka milionów euro – mówił Dariusz Żuraw, trener Lecha Poznań. W jego drużynie przepis praktycznie nic nie zmienił, bo od wielu lat stawia się tam na młodych. Umiejętnie wprowadza się zawodników do piłki seniorskiej i widać, że nawet bez zmiany w regulaminie ci piłkarze znaleźliby się w „11” Lecha.
W Lechu młodzieżowcy mają też największy procent rozegranych minut – 28,87%. Najniższy – w Śląsku – 9,17%.
Przepis ocenia też Jacek Magiera, selekcjoner kadry U-20.
Minęła runda jesienna w ekstraklasie, pierwsza, w której w każdym meczu musiał wystąpić piłkarz urodzony po 1 stycznia 1998 roku?
— Na konkretne oceny przepisu przyjdzie czas pewnie za 5-6 lat. Przepis z pewnością spowodował to, że większość klubów spojrzała na swoje akademie i drużyny juniorskie. Więcej zawodników dostało szansę pokazania się na treningu i rywalizacji o miejsce w składzie, oczywiście z różnym efektem. Są też zawodnicy, którzy grają nie dlatego, że jest przepis o młodzieżowcu. Są kluby, które korzystają z limitu i występuje u nich tylko jeden młodzieżowiec, a są też takie, w których gra ich czterech. Niektórzy pokazali, że nie są gorsi od zawodników sprowadzanych z zagranicy. Przepis pozwolił wejść młodym piłkarzom na wyższy poziom. Jest on bardzo potrzebny, bo w wielu przypadkach ci zawodnicy nie dostaliby nawet możliwości treningu z pierwszym zespołem. Myślę, że dzięki temu rozwiązaniu nareszcie zaczęto zwracać uwagę na to, kogo mamy w swoim klubie. Jest to przepis, który będzie się rozwijał i jestem pewny, że z każdym rokiem liczba młodych piłkarzy dołączających do kadry pierwszego zespołu, będzie jeszcze większa i coraz więcej osób będzie do tego przekonanych.
Jaka przyszłość czeka gliwickiego Piasta? Po tym, jak do Senatu dostał się prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz, nie wiadomo, co dalej z drużyną funkcjonującą w dużej mierze dzięki miejskim pieniądzom.
W ostatnim czasie najwięcej mówiło się o tym, czy Gliwice mają kontrolę nad Piastem, czy nie. Przed zmianami w statucie spółki Walne Zgromadzenie określało liczbę członków Rady Nadzorczej bezwzględną większością głosów. Obecnie liczbę członków RN oraz ich powołanie i odwołanie ustala się w drodze głosowania większością kwalifikowaną 3⁄4 głosów. To nie podoba się Januszowi Moszyńskiemu. – Prezydent w imieniu mieszkańców płacących podatki może kontrolować klub poprzez Radę Nadzorczą, a uchwała, którą przeforsowano w klubie, sprawiła, że teraz większościowy akcjonariusz (Miasto Gliwice) bez zgody mniejszościowego akcjonariusza nie ma realnego wpływu i wglądu w to, co się dzieje w klubie. Dla mnie jest to skandaliczna decyzja, bo przypomnę, że dokonano zmian 18 września, czyli przed wyborami parlamentarnymi, gdy nie wiedziano kto będzie rządził Gliwicami i nawet nie wiedziano, czy dotychczasowy prezydent dostanie się do Senatu – mówi Moszyński, którego pytamy o wizję Piasta (…).
– Moim zdaniem partnerstwo publiczno-prywatne się sprawdza, co na wielu płaszczyznach dobrze widać w Gliwicach. Możemy mówić wtedy o obustronnej kontroli. Nie ma mowy o wyprowadzaniu pieniędzy. Uważam, że uchwała, o której mówimy, była potrzebna po to, żeby nie stworzyć z klubu piłkarskiego tuby propagandowej. Miasto jest większościowym udziałowcem i to się nie zmienia – mówi Adam Neumann, kandydat wskazany jako następca przez Zygmunta Frankiewicza.
Arkadiusz Piech długo nie mógł znaleźć klubu, ale w październiku wrócił do grania w Odrze Opole, a z jego przyjściem zbiegła się poprawa wyników klubu.
Odrzucił pan wiele ofert?
— Nie byłem wybredny, propozycji było mało. Wiele klubów z ekstraklasy dawało mi nadzieję, ale następnie przeciągało wszystko w czasie. To nie tajemnica, że mogłem trafić do Grecji, do AS Lamia, który gra w najwyższej lidze. Przedstawiono mi oficjalnie ofertę kontraktu, ale zasięgnąłem języka i trochę się tego bałem. Odradzano mi ten kierunek. Zrezygnowałem i to okazało się dobrą decyzją, bo wkrótce zwolniono stamtąd trenera, z którym znałem się z Cypru.
Ale długo był pan na lodzie. Jak mijał czas?
— Czułem się dziwnie. Nie byłem gotowy na to, by kończyć z graniem. Zgoda, miałem słabszy rok, ale przecież każdy wcześniejszy sezon w ekstraklasie był w miarę OK. Bywało gorzej w Legii czy Turcji, ale wszędzie indziej – w miarę poprawnie. Byłem zszokowany, że z dnia na dzień, w wieku 34 lat, można tyle stracić. Zdrowie mi dopisuje, omijają mnie poważne kontuzje, częste urazy. Nie żyło mi się dobrze, ale starałem się szukać pozytywów. Przez wiele lat żyłem daleko od rodziny, teraz spędzałem czas z żoną i córką. Budowaliśmy też w Świdnicy dom, więc trochę było przy tym roboty. Miałem się czym zająć. Dopieszczałem ogród, nie nudziłem się.
Co dla Krzysztofa Piątka oznacza transfer Zlatana?
W wypowiedzi dla klubowej telewizji „Ibra” stwierdził, że Milan jest jego domem, do którego powrócił. Minęła dekada, odkąd zrobił to po raz pierwszy i już po pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo. Teraz podpisał półroczny kontrakt, wart 3,5 miliona euro plus bonusy 500 tysięcy za ewentualny udział w europejskich pucharach. Na to się jednak nie zanosi. Bardziej prawdopodobne jest to, że zagra przynajmniej połowę spotkań i umowa zostanie w takim przypadku przedłużona o następny sezon, a piłkarz zarobi kolejne 6 milionów euro. Jednocześnie trwają spekulacje na temat Krzysztofa Piątka. Jedni twierdzą, że zostanie w Milanie, inni że odejdzie. Codziennie wymienia się kluby, do których „Il Pistolero” miałby przejść, bo mają problemy ze strzelaniem goli, więc chcą sprowadzić piłkarza mającego… też z tym problem. Brak w tym logiki, więc przytacza się argument, że teraz mu się nie wiedzie, ale to inwestycja na przyszłość.
fot. FotoPyK