Kiedy chłód i zimowa szaruga trwają w najlepsze, w świecie futbolu robi się gorąco, bo pomału otwierają się kolejne okienka transferowe. I rusza lawina medialnych spekulacji. W tym roku nie jest inaczej. Plotki, ploteczki, mniej, bardziej prawdziwe. Niewykluczone, że w najbliższych tygodniach dojdzie do paru odejść mocnych polskich ligowców do zagranicznych lig. Przykładowy Adam Buksa już zdążył wyruszyć na podbój Stanów Zjednoczonych. Dlatego też, z tej okazji, z ciekawości przyjrzeliśmy się eksportowym transferom Polaków z ostatnich pięciu zimowych okienek, żeby stworzyć pogląd na to, czy zazwyczaj mieliśmy do czynienia z hitami czy wtopami. Zapraszamy.
***
sezon 2018/19
Z Polski odeszło kilka głośnych nazwisk i można było zauważyć pewną zależność. Im zdolniejszy, bardziej doświadczony, utytułowany, uznany zawodnik, im większe było prawdopodobieństwo pozytywnej weryfikacji jego klasy, tym zwyczajnie lepiej poradził sobie po wyjeździe poza granice kraje.
W ten sposób Michał Pazdan stanowi ostoję defensywy tureckiego Ankaragücü, ma pewne miejsce w składzie, ale uczciwie trzeba przyznać, że trafił do słabeusza tamtejszej Super Ligi, który sezon w sezon rozpaczliwie walczy o ligowy byt. Karol Świderski w Grecji wyrobił sobie opinię perfekcyjnego jokera i naprawdę skutecznego napastnika, który niezależnie od okoliczności i czasu spędzonego na boisku, zawsze potrafi odnaleźć się w tłumie i walnąć jakąś brameczkę. Polak na pewno powalczy o koronę króla strzelców greckiej ekstraklasy. Z kolei Przemysław Frankowski był jednym z najjaśniejszych punktów przeciętnego Chicago Fire w MLS. Zaliczał przyzwoite liczby i raczej nikt w Wietrznym Mieście nie miał do niego pretensji o brak awansu do play-offów. Natomiast Konrad Wrzesiński, trochę na uboczu, trochę niezauważalnie, wrobił sobie naprawdę silną pozycję w kazachskiej lidze, która, pogódźmy się z tym, jest silniejsza od polskiej.
Dużo gorzej, po wyjeździe, poradzili sobie za to polscy ligowcy drugiego i trzeciego szeregu – Sebastian Rudol po półrocznym pobycie w Rumunii i całej serii sromotnych porażek z podkulonym ogonem wrócił do Polski, żeby grać w drugoligowym Widzewie. Dawid Kort odbił się od Grecji i dziś jest w pierwszoligowej Miedzi, a Maciej Gostomski zwiedza trybuny i ławki Norwegii
Udane: Michał Pazdan (Ankaragucu), Karol Świderski (PAOK Saloniki), Przemysław Frankowski (Chicago Fire), Konrad Wrzesiński (Kairat Ałmaty).
Wtopy: Sebastian Rudol (Sepsi OSK), Maciej Gostomski (Haugesund), Dawid Kort (Atromitos Ateny).
sezon 2017/18
Mało spektakularne zimowe okienko transferowe. Jakub Świerczok podjął decyzję o zmianie klimatu z polskiego na bułgarski i wyszedł na tym, może niejednoznacznie, ale jednak raczej przyzwoicie. Wiosną 2018 roku strzelił w nowej lidze 7 goli w 12 meczach, zdobył mistrzostwo, był chwalony, w drugim sezonie w 25 meczach trafił 11 razy, ponownie sięgnął po czempionat kraju i dodatkowo puchar Bułgarii. I choć pewnie mogłoby być lepiej z liczbą występów w pierwszym składzie, to generalnie dramatu nie ma. O sporym dramacie można mówić za to w przypadku Jarosława Jacha, który brutalnie odbił się od Premier League i nie nawiązał do sukcesów Jana Bednarka z Southampton. Potrenował trochę na angielskich boiskach, pobiegał, poćwiczył i na tym się skończyło. Potem odbił się jeszcze od Turcji i Mołdawii, żeby finalnie wrócić do Polski. No cóż, tak bywa.
Zadowolony finalnie nie był też Łukasz Sekulski, który trafił na drugi koniec kontynentu, polatał trochę samolotami, regularnie walczył z jetlagiem, aż wreszcie spadł z ligi i dziś jest w ŁKS-ie.
Udane: Jakub Świerczok (Łudogorec).
Wtopy: Jarosław Jach (Crystal Palace), Łukasz Sekulski (SKA Chabarowsk), Ariel Borysiuk (Queens Park Rangers).
sezon 2016/17
Nie ma tu wielkiej filozofii. Bartosz Bereszyński poczynił naturalny kolejny krok w karierze i sprawdził się na włoskiej ziemi. Ten transfer z każdej perspektywy się broni, “Bereś” w Sampdorii niesamowicie się rozwinął. Dalej – Radosław Janukiewicz wyjechał sobie do Norwegii, zagrał parę meczów w lidze, nie popełniał większych błędów, w pucharze też dostał dwie szanse, a po sezonie wrócił do ojczyzny. Nie sposób krytykować tego ruchu. Ot, doświadczony ligowiec spróbował swoich w przeciętnym klubie w przeciętnej lidze. Przygoda, zapis do CV.
A gdzieś między dwoma powyższymi panami Piotr Ćwielong ruszył w tany, żeby jeszcze chociaż raz poczuć zapach niemieckich boisk. Szału nie było, nawet ten Magdeburg okazał się już nieco za wysokimi progami i Pepe po pół roku wylądował w polskiej I lidze.
Udane: Bartosz Bereszyński (Sampdoria).
Pomiędzy: Radosław Janukiewicz (Stromsgodset).
Wtopy: Piotr Ćwielong (Magdeburg).
sezon 2015/16
Przemysław Trytko przeżył ciekawą przygodę w Kazachstanie, liznął trochę innej kultury, innego języka, nie odbił się od warunków innej ligi, strzelił siedem bramek i swój wyjazd może zapisać sobie na plus. Podobnie, jak Arkadiusz Piech, który pierwszą rundę w AEL Limassol miał tylko przyzwoitą. Jeśli grał, to strzelał, ale w drugiej części wiosny siedział na ławce, więc nie miał za wielu okazji do zdobywania bramek. Jednak nic straconego – kilkoma meczami Piech zapracował sobie na transfer do Apollonu Limassol, z którym w kolejnej kampanii zdobył puchar i superpuchar Cypru.
Ambiwalentnie oceniać za to trzeba transfer Michała Żyro, któremu w podbiciu Championship przeszkodziły głównie kontuzje. Zaczął świetnie, zapowiadała się kolejna fajna historia Polaka, któremu – trochę jednak niespodziewanie – powiedzie się na obczyźnie, ale wyszło, jak wyszło. Żyro mnóstwo czasu stracił w gabinetach lekarskich i dziś próbuje się odbudowywać w Koronie Kielce, niestety jak na razie z bardzo marnym skutkiem.
Maciej Makuszewski nie odbił się od ligi portugalskiej, zabrakło mu liczb, nie pokazał niczego specjalnego i wrócił do Poznania, a transferu Macieja Gostomskiego do Rangers nie ma sensu szerzej komentować, bo na Ibrox Stadium raczej nikt go już nie pamięta.
Udane: Przemysław Trytko (Atyrau), Arkadiusz Piech (AEL Limassol).
Pomiędzy: Michał Żyro (Wolverhampton), Maciej Makuszewski (Vitoria Setubal).
Wtopy: Maciej Gostomski (Rangers).
sezon 2014/15
Można mówić, że Krystian Bielik nie zadebiutował jeszcze w Premier League, że mógł zrobić większą furorę, że mógł rozbić bank, ale bez przesady, nie zagalopowujmy się za daleko. Jemu akurat treningi w Arsenalu dały bardzo dużo i dzięki temu wyrobił sobie solidną podbudowę pod robienie stopniowej kariery na angielskiej boiskach. Nie sposób zaliczyć zimowego przejścia Bielika z Legii na Emirates Stadium inaczej, jak jako bardzo dobry ruch. Podobnie, jak transferu Krzysztofa Kamińskiego, który zakorzenił się w Japonii, został największym polskim piłkarskim ambasadorem tego kraju, przeżył mnóstwo cudownych przygód, kibice układają na jego cześć piosenki i jest to doskonały przykład mądrze poprowadzonej kariery zawodnika, który zna swoje możliwości i chce maksymalnie wykorzystać swój czas w granicach tego, na co pozwala mu własny talent.
Podobnie powiedzieć może Mateusz Zachara, którego chińskie opowieści są równie barwne, ale za to dużo krótsze i mniej spektakularne. Nie podbił tamtejszej ligi, nie został wielką gwiazdą, nie nastrzelał zbyt wielu bramek i wrócił do Polski. Nie wyszły za to całkowicie wyjazdy Huberta Wołąkiewicza do Rumunii, który brutalnie zderzył się z mentalnością ludzi południa i Daniela Dziwniela, któremu brak dostatecznej klasy piłkarskiej i zdrowotne zawirowania nie pozwolił na zbyt wiele na szwajcarskich ziemiach.
Udane: Krystian Bielik (Arsenal), Krzysztof Kamiński (Jubilo Iwata).
Pomiędzy: Mateusz Zachara (HN Jianye).
Wtopy: Hubert Wołąkiewicz (Astra Giurgiu), Daniel Dziwniel (St. Gallen).
***
Bilans z ostatnich pięciu zimowych okienek transferowych:
Udane – 10 razy.
Pomiędzy – 4 razy.
Wtopy – 10 razy.
No cóż – trudno to krótkie zestawienie podsumować inaczej niż powiedzonkiem “na dwoje babka wróżyła”.