Reklama

Historia wkładania człowieka w koszulkę, czyli czego nie wiemy o wielkiej piłce

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 grudnia 2019, 15:07 • 10 min czytania 0 komentarzy

Co widzieliśmy? Uśmiechniętego, wysokiego, sympatycznego gościa, który wygląda, jak każdy z nas, ale kilka lat temu świetnie grał w piłkę i trochę w swoim piłkarskim życiu osiągnął. Był bardzo dobrym, twardym stoperem, który przy tym grał czysto, nie taranował napastników rywali, nie niszczył ich karier. Klasa. Niemiecka klasa.

Historia wkładania człowieka w koszulkę, czyli czego nie wiemy o wielkiej piłce

Czego nie widzieliśmy? Wymiotów, biegunek, ataków paniki, tików nerwowych, przerażenia w oczach, stanów lękowych, nieodnalezienia się w kolorowym świecie futbolu. I cierpienia. Wewnętrznego, introwertycznego, ukrywanego cierpienia, które trapiło go przez laty.

Per Mertesacker dziś jest szczęśliwy, ale jeszcze niedawno bał się wyjść na boisko przez 365 dni w roku przez wiele lat, a mimo to z uporem maniaka wychodził, aż w końcu powiedział dość. Jego historia to przestroga dla każdego piłkarza i każdego kibica.

***

Tego wszystkiego nikt nie wiedział, za wyjątkiem jego samego, ale to wszystko się działo.

Reklama

W Bremie dzielił hotelowe pokoje z Clemensem Fritzem. Lubili się, mieli wspólne tematy do rozmowy, ale ten drugi zawsze modlił się, żeby zasnąć jeszcze przed tym, jak Mertesacker w ogóle położy się do łóżka. W innym razie nie dałby rady nawet zmrużyć oka. Wszystko przez ciało jego kolegi, które nie wytrzymywało kumulującego się stresu i doprowadzało jego nogi do konwulsyjnych drgań. Coś jak słynny już zespół niespokojnych nóg, tylko kilkukrotnie zintensyfikowany i mający konkretne preludium. Szelest kołdry kolegi doprowadzał Fritza do szaleństwa.

Sam zainteresowany nawet tego nie zauważał.

Ale wiedział, że coś się dzieje.

Na przykład biegunka w dniu meczu. Zje śniadanie. Toaleta. Zje obiad. Toaleta. Przegryzie coś na podwieczorek. Toaleta. W domu, w supermarkecie, w klubie, w szatni, w przerwie, po meczu, aż to wszystko minie. 500 takich dni w życiu.

W Londynie był taki moment, że mógł zjeść makaron z oliwą, ale nie później niż cztery godziny przed meczem, bo inaczej trafiłoby to na moment przedmeczowych mdłości i nie skończyłoby się niczym dobrym.

Nikomu o tym nie mówił. Po co się odkrywać? Po co zrzucać swoje problemy na innych? To zbyt intymne, zbyt twoje, zbyt wewnętrzne, zbyt zwyczajne, żeby przekładać swoje kłopoty na relacje z rodziną, dziećmi, przyjaciółmi czy znajomymi. Lepiej, żeby nie wiedzieli.

Reklama

A na boisku zazwyczaj radził sobie dobrze, choć cała ta ciemność i mrok jego sukcesu wcale nie znikały. Na kilkadziesiąt sekund przed pierwszym gwizdkiem arbitra było najgorzej. Nagle czuł, jak miękną pod nim nogi, nerwy zaczynają wariować, wzrok wirować, a żołądek dopraszać się pomocy. Najchętniej udałby się wtedy w jakiegoś zaciszne miejsce. Położył się, zamknął oczy i o wszystkim zapomniał. Ale to niemożliwe. Nie może nie tylko zwymiotować, bo byłoby to radykalne i źle przyjęte, ale co więcej musi zakładać maskę twardego gościa. Nie może pokazać, że się boi.

July 30, 2017 - London, United Kingdom - Arsenal''s Per Mertesacker looks almost embbarrased to win the trophy during the pre season match at the Emirates Stadium, London. Picture date 30th July 2017. Picture credit should read: David Klein/Sportimage(Credit Image: © David Klein/CSM via ZUMA Wire) PILKA NOZNA EMIRATES CUP FOT.ZUMA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY!!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Nawet mimo tego, że bał się cholernie.

***

Przyszedł na świat jako owoc miłości klasycznej niemieckiej pary. On, trener młodzieżowych drużyn piłkarskich, kochał ją, szkolną sekretarkę, a ona kochała go z wzajemnością. Żyli w przyzwoitych warunkach, plasując się w obszernej wówczas w Niemczech klasie średniej, mogli pozwolić sobie i na wycieczki krajoznawcze, i dalsze podróże, i przyjemne wczasy, i odpowiednią edukację dla syna, i jego rozwój pozaszkolny.

Per Mertesacker był spokojnym dzieckiem, nieco introwertycznym, ale to w Niemczech żadne odstępstwo od normy. W Hannoverze, w którym mieszkał, pewnie takich, jak on było wielu. Takich jeżdżących na rowerku, bawiących się w berka i chowanego, chodzących do szkoły, nie wzbudzających większych ekscesów i sensacji, a przy okazji hobbystycznie kopiących w piłkę.

Była tylko jedna taka ewidentna rzecz, która go wyróżniała – wzrost.

– Zawsze byłem wyższy od moich rówieśników. Dochodziło do śmiesznych sytuacji, bo wiele razy trenerzy drużyn przeciwnicy domagali się, żeby sprawdzać moją datę urodzenia i tym samym oskarżając nas o oszustwa. Nie miało to większego sensu, ale faktycznie dzieciaki, z którymi graliśmy, często zwyczajnie bały się, kiedy widziały, że naprzeciw nich biega gość wyższy o dziesięć centymetrów – śmiał się po latach w rozmowie z 11Freunde.

Mijały kolejne dni, miesiące, lata i okazywało się, że przy swoim wzroście i piłkarskim talencie Mertesacker nadaje się do poważnej piłki. Dobrze czytał grę, nie podpalał się przy wyprowadzaniu piłki, dominował w praktycznie każdym pojedynku powietrznym i nigdy nie miał aspiracji, żeby grać na innej pozycji niż środek obrony, więc fachu uczył się od małego.

I tak powoli, ale konsekwentnie przebijał się w Hannoverze 96. Na pierwszym treningu w tym bundesligowym klubie strzelił samobója, zarazem łamiąc sobie nos, ale absolutnie się tym nie zraził. Takie jest życie.

***

W pierwszych kilkudziesięciu meczach w Bundeslidze w barwach Hannoveru złapał tylko jedną żółtą kartkę. Utożsamiano go z niemieckim porządkiem, chirurgiczną precyzją, sterylnością, czystością, gracją. Takie miało być DNA niemieckiego stopera. Wyrachowany, dystyngowany gość, który nie musi być najszybszy, najbardziej charyzmatyczny, najagresywniejszy na boisku, żeby być świetnym. Ordung muss sein w wymiarze piłkarskim.

W tym samym czasie jego pokój w mieszkaniu rodziców obklejony był plakatami z Bobem Marleyem. Paradoks, nie? Jamajczyk i jego twórczość kojarzy się z chillem, luzem, relaksem, rozluźnieniem, błogością. Ale to wszystko nieprzypadkowe, bo Mertesacker naprawdę tak się wtedy czuł.

Wszystko zmienił jeden telefon.

COLOGNE, GERMANY - NOVEMBER 23: Per Mertesacker of Arsenal FC is seen after the UEFA Europa League Group H soccer match between 1.FC Cologne and Arsenal FC at the Rhein-Energie stadium in Cologne, Germany on November 23, 2017. Leon Kuegeler / Anadolu Agency LIGA EUROPY PILKA NOZNA SEZON 2017/2018 FOT.ABACA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY!!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Zadzwonił Jurgen Klinsmann, który budował swoją reprezentację pod czempionat na terenie Niemiec. Zadeklarował, że szuka świeżości, nowości, będzie wietrzył kadrę i potrzebuje faceta, który ogarnie mu środek obrony. Nie no, bez żartów, pomyślał na pewno sam zainteresowany. Rozegrał dopiero niecały sezon w Bundeslidze, a już pojawia się powołanie do kadry. Marzenia na wyciągnięcie ręki, ale to przecież tak nierealna, tak niemożliwe, że nie może zdarzać się w rzeczywistości.

Sprawdził kalendarz. Myślał, że może jest pierwszy dzień kwietnia. Tak, głupawe Prima Apirlis tłumaczyłoby wszystko. Nie, był październik. A właściwie jego początek. Kilka dni później Mertesacker wybiegał na boisku w meczu z Iranem, zmieniając Christiana Wornsa. Cieszył się. Tym bardziej, że od tego czasu został etatowym podstawowym stoperem kadry.

Ale sukces miał też rewers. Chłopak zaczął myśleć. Bardzo intensywnie. Do tej pory wszystko przychodziło samo. Pierwszy mecz w Bundeslidze? Ok, wychodził na boisko, grał, klepali go po plecach? Dziesiąty, dwudziesty, trzydziesty mecz? Tak samo. Jeden artykuł w prasie, drugi, trzeci, czwarty, piąty? Miło. Kilkudziesięciu kibiców oczekujących autografów? Fantastycznie. Profesjonalne życie piłkarza, trochę wyrzeczeń, mocniejsza praca, kierat? Tak się chyba żyje, nie?

I to nie, pytanie retoryczne, zdziwienie, zastanowienie zaczęło dominować w jego głowie. Nagle zaczął mieć wrażenie, że to wszystko dzieje się teraz i nie można żyć w nieświadomości. Znaczy, można i nawet byłoby to wskazane, ale on po prostu nie umie odkładać tego na bok, do jakiejś szufladki w mózgu. Nie umie i tyle. Wszystko zaczęło się kumulować.

Trochę jak bomba z bardzo długim lontem i opóźnionym zapłonem.

***

Na boisku wszystko było perfekcyjnie.

2006: sześć meczów i brązowy medal na Mistrzostwach Świata 2006, transfer do Werderu Brema, wzrost prestiżu, debiut w Lidze Mistrzów, pewna pozycja w składzie.

2008: sześć meczów i srebrny medal na Mistrzostwach Europy 2008

2010: brązowy medal na mistrzostwach Świata 2010

2014: złoty medal na Mistrzostwach Świata 2014

W międzyczasie jeszcze transfer do Arsenalu, który ostatecznie uplasował go wśród najsolidniejszych i najwyżej cenionych stoperów świata. Oczywiście, kiedy był zdrowy, bo od małego borykał się z problemami z kolanami. Za szybko rósł. Tak już bywa z podobnymi przypadkami, że stawy nie wytrzymują tempa.

Przez swój wzrost miał też jedną boiskową wadę – był przeraźliwie wolny, więc musiał nadrabiać mądrym ustawieniem się, przewidywaniem decyzji napastników, uprzedzaniem ich i nie pozwalaniem na rozpędzanie się w newralgicznych miejscach boiska.

– Stanowi ostoję każdego zespołu. Przyjrzyjcie się kiedyś, w jaki sposób on myśli na boisku. To powinna być nauka dla każdego, jak wiele rzeczy na boisku można zrobić za pomocą mózgu. Nie trzeba przebiec stu metrów w piętnaście sekund, żeby osiągnąć swój cel. Przynajmniej nie zawsze. Podziwiam go za to, że nie wykonuje niepotrzebnych ruchów. Do niego trzeba było zresztą odpowiednio trafić. Zanim na dobre zrozumiałem, jak rozumie futbol, to musiałem go podejść. Nie chciał się otworzyć, dopiero z czasem szczerze pogadaliśmy i od tego momentu patrzenie na niego na boisku to czysta przyjemność – opowiadał Arsene Wenger.

W najwyższej formie i w zdrowiu miał niepodważalną pozycję w składzie Kanonierów:

2012-13: 34 mecze

2013-14: 35 meczów

2014/15: 35 meczów

Ale za tym wszystkim krył się dramat człowieka. Gościa, który bał się wyjść na boisko, cierpiał na długo przed meczem i panicznie obawiał się tego, czego oczekuje od niego te kilkadziesiąt tysięcy osób zgromadzonych na Emirates Stadium. I tak za każdym jednym razem. Powtórzymy jeszcze raz: 500 dni w jego życiu wyglądało właśnie tak.

***

Czy można być dobrym piłkarzem, jeśli cieszysz się, kiedy przegrywasz w półfinale Mistrzostw Świata z Włochami i odpadasz z turnieju? Jeśli cieszysz się, że to koniec, że już nie będziesz musiał grać, że już nie będziesz musiał walczyć z rywalami?

Najwyraźniej można, bo Mertesacker cieszył się nie tylko w tym przypadku, ale i w każdym innym podobnym temu.

Starał się być normalny. Piłka nożna to przecież świat blichtru, drogich samochodów, pięknych kobiet, życie trochę w stylu Jordana Belforta, tylko bez tych wszystkich narkotyków i dekadenckich wybryków. Kolorowo, cudownie, bajkowo i bańkowo. A bańki mają to do tego, że pękają. I to z hukiem. A on, nawet mimo, że próbował wypisać się z tej całej presji, z tego wszystkiego, co go otaczało, każdym kolejnym rozpaczliwym ruchem wpadał w to jeszcze bardziej.

Ludzie lubili go, bo nie afiszował się ze swoim życiem.

Ludzie lubili go, bo nigdy nie był na pierwszym planie.

Ludzie lubili go, bo nie lądował na pierwszych stronach gazet.

Ludzie lubili go, bo można było się z niego pośmiać, że jest taki wysoki i wolny, a jednak profesjonalnie gra w piłkę.

Ludzie lubili go, bo z twarzy był podobny absolutnie do nikogo.

Ludzie lubili go, bo nie miał tatuaży, najdroższych ubrań, gadżetów i był taki o, jak każdy inny.

A w czasie kariery piłkarskiej on sam nie lubił samego siebie.

***

2014. Brazylia. Niemcy pokonują Algierię 2:1 w 1/8, ale rozgrywają beznadziejny mecz. Gdyby nie kilka bohaterskich interwencji Neuera, Algieria mogłaby ten mecz wygrać. I to spokojnie.

– Dlaczego byliście tak beznadziejni?

– Byliśmy beznadziejni? Walczyliśmy do końca. Dajcie nam żyć.

Tak bronił się wówczas Mertesacker podczas rozmów z dziennikarzami. Dajcie nam żyć.

***

– Postronni twierdzą, że największym dramatem dla piłkarza jest kontuzja. Bo jest z dala od piłki. Bo musi leżeć, rehabilitować się z dala od światła reflektorów stadionowych. Zresztą wielu moich kolegów tylko to potwierdza, mówiąc, że cierpią, kiedy muszą patrzeć na kolegów z zespołu na murawie, kiedy oni sami nie mogą im pomóc. A ja zawsze myślałem inaczej. Byłem kurewsko szczęśliwy, kiedy mogłem spędzić te kilka miesięcy poza tym wszystkim. Nie wybiegać na boisko, tylko pracować sam ze sobą. Tak daleko od tego świata – Per Mertesacker.

***

Im był starszy, tym jego ciało częściej szwankowało. Potrzebował więcej czasu spędzonego w kriokomorach, gabinetach lekarskich i tego typu pozasportowych miejscach.

Dalej jednak najciężej było z jego komfortem psychicznym.

Stres był przepotężny i często przepoczwarzał się wręcz w ataki paniki.

To on pierwszy wyznał, że piłkarz jest kimś więcej niż robotem ubranym raz w czerwoną, raz zieloną, raz białą, a raz bordową koszulkę. Jest człowiekiem, który każdego dnia wstaje i ma świadomość, że miliony ludzi na całym świecie mają jakieś oczekiwania wobec niego. Że zagra, tak albo inaczej, że poda, tak albo inaczej, że powie, to albo to, że zrobi, to albo to, można zwariować.

I bardzo możliwe, że gdyby w wieku trzydziestu lat nie skończył kariery, to by zwariował.

Skończył karierę. Nie zwariował.

26.11.2017, Turf Moor, Burnley, ENG, Premier League, FC Burnley vs FC Arsenal, 13. Runde, im Bild Per Mertesacker of Arsenal warms up // Per Mertesacker of Arsenal warms up during the English Premier League 13th round match between FC Burnley and FC Arsenal at the Turf Moor in Burnley, Great Britain on 2017/11/26. EXPA Pictures © 2017, PhotoCredit: EXPA/ Focus Images/ Simon Moore *****ATTENTION - for AUT, GER, FRA, ITA, SUI, POL, CRO, SLO only***** LIGA ANGIELSKA SEZON 2017/2018 PILKA NOZNA FOT. EXPA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY !!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

– Dzień po ostatnim występie i ostatnim treningu w Arsenalu, poczułem się, jakbym uwolnił się z więziennych więzów. Pierwszy raz w dorosłym życiu byłem wolny – opowiadał z przejęciem.

***

Pewnie nie żałuje swojej kariery. Każdy chciałby być na jego miejscu. Setki milionów ludzi miało gorzej, ma gorzej i będzie miało gorzej, ale czy taki naprawdę musi być koszt porządnej kariery?

Bo tę przecież Per Mertesacker miał naprawdę przyzwoitą. I to co najmniej. Wiemy, że w tej historii była tylko tłem, ale czy naprawdę musieliśmy rozpisywać się o jego wślizgach, dobrych interwencjach, wygranych pojedynkach, debiutach, meczach, zwycięstwach, zmianach lig, żeby dobrze oddać, to o czym mówi nam jego kariera?

Nie musieliśmy. Zacznijmy zauważać normalnego człowieka w koszulce klubu, któremu kibicujemy. I tak za każdym razem, zanim rzucimy kamieniem.

JAN MAZUREK

fot. NewsPix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...