Za letnie transfery Rakowa Częstochowa z czystym sumieniem możemy wystawić dwóję (Nouvier? Kolew? Azemović???). Spośród plejady nowych twarzy broni się w zasadzie tylko ściągnięcie Jarosława Jacha i Felicio Brown Forbesa, może w przyszłości obroni się także pozyskanie Kamila Piątkowskiego. To dlatego patrzymy na ruchy Rakowa po pierwsze – z zaciekawieniem, po drugie – z dużą dozą wątpliwości.
Klub z Częstochowy szybko rozpoczął zimowe wzmocnienia, ściągając do klubu Frana Tudora. I w odróżnieniu od poprzednich ruchów wygląda na to, że tym razem nie jest to zabawa w chybił-trafił. CV zawodnika wygląda – jak na polskie warunki – bardzo dobrze, można powiedzieć wręcz, że jak na warunki Rakowa to życiorys nawet rewelacyjny. Jak zwykle w przypadku takich ruchów musi pojawić się jakiś haczyk i tak oczywiście jest i tym razem. Jaki? Spieszymy z wyjaśnieniem – Fran Tudor przez pół roku nie grał w piłkę.
Jak pisał na Twitterze świetnie zorientowany Janekx89 – latem miał propozycje z kilku polskich klubów, ale czekał na znacznie bardziej imponujący deal i finalnie został na lodzie. To dlatego może go dziś podpisać Raków – gdyby grał regularnie, raczej nie byłby do wyjęcia dla małego klubu z środka tabeli polskiej ligi, beniaminka. Oczywistą sprawą jest, że półroczna przerwa od piłki odstraszyła wielu potencjalnych pracodawców, którzy jeszcze chwilę temu byli żywo zainteresowani usługami piłkarza.
No dobra, jaką historię ciągnie za sobą Tudor? Wychował się w NK Zagrzeb, swoją drogą wtedy, gdy o sile tego klubu decydował Dino Stiglec. Jak opowiadał nam piłkarz Śląska – szkolenie w NK Zagrzeb stoi na wysokim poziomie, ten znacznie mniejszy klub ze stolicy Chorwacji oferuje młodemu zawodnikowi często lepsze warunki do rozwoju niż wielkie Dinamo. I rzeczywiście – gra w NK sprawiła, że Tudor dostał bardzo szybko ofertę z Panathinaikosu. Do Grecji wyjechał w wieku 19 lat.
Tyle, że ruch ten okazał się totalnym niewypałem. Tudor miał grać jedynie w drużynie juniorskiej i nie otrzymał nawet zawodowego kontraktu. Po pół roku wrócił do Chorwacji, konkretnie do Hajduka Split, czyli czołowego klubu tamtejszej ligi, gdzie grał regularnie przez cztery i pół sezonu. Co więcej – został nawet swego czasu wybrany do rankingu największych talentów byłej Jugosławii, a nie trzeba nikogo przekonywać, że akurat ten region Europy potrafi obrodzić w grajków, których natura obdarzyła czymś więcej. Sam Hajduk jest zresztą świetną rekomendacją – dość wspomnieć, że ostatnio z tego klubu trafili do naszej ligi Dante Stipica i Zvonimir Kożulj. A więc goście, którzy dodają kolorytu tej smutnej jak wiadomo co lidze.
Pozycja Tudora? Docelowo prawe wahadło, ale na dobrą sprawę może zagrać wszędzie – i na lewej stronie, i jako ofensywny skrzydłowy, zdarzały mu się też epizody np. na środku ataku. Ma 24 lata, a więc wciąż drzemie w nim potencjał sprzedażowy. Trzy razy zagrał w reprezentacji, wykręcając przy tym znakomite liczby (gol i trzy asysty). Nie ma się jednak czym szczególnie podpalać – w każdym z trzech meczów była to taka reprezentacja, jak polska na organizowanych przed laty turniejach w Tajlandii. Skład ligowy, do którego łapali się takie asy jak Domagoj Antolić czy Mario Situm.
Nie ma co jednak też Tudorowi z tego powodu umniejszać. Wygląda na to, że do polskiej ligi trafia piłkarz o dużej klasie. Pytanie jest tylko jedno: jak bardzo zardzewiał przez ostatnie pół roku?