Wyobraźcie sobie, że przed przerwą świąteczną został wami jeszcze jeden szkolny egzamin. Nic specjalnego, żadna matma czy polski, raczej przyrka czy inna historia. Mieliście trudny początek roku, nie potrafiliście się przestawić na warunki ciężkiej pracy, ale z czasem wszystko się unormowało i znów byliście najlepszymi uczniami w klasie. Problem w tym, że na wspomniany test obowiązuje strój galowy, a wasze dwa najlepsze garnitury po serii poprzednich sprawdzianach już nie nadają się do włożenia. Zakup nowych wydaje się bezsensowny, więc co robicie? Ano sięgacie głęboko do szafy i bierzecie stary, wysłużony komplet z czasów, kiedy szykowaliście się na bal w szkole podstawowej i modlicie się, żeby nikt nie zauważył tego niezręcznego faux paus. Tak właśnie obrazowo wygląda sytuacja Legii i Inakiego Astiza, który będzie zmuszony wystąpić w meczu z Zagłębiem.
Hiszpan pamięta jeszcze czasy, kiedy zdarzało mu się tworzyć duet stoperów z Dicksonem Choto, za nimi w bramce stał Jan Mucha, przed nimi biegał Roger i Aleksandar Vuković, bramki strzelał Takesure Chinyama, a w kadrze Legii plątał się nawet borykający się ze swoimi problemami Kamil Grosicki. W Warszawie jest od sezonu 2007/08. Kawał czasu.
Minęło ponad dziesięć lat, przez klub przeszło mnóstwo zawodników, a z tamtego składu w roli czynnego piłkarza przy Łazienkowskiej został tylko on. Zresztą w jego przypadku sprawa też nie jest taka oczywista, bo w tym roku Astiza nieco przekwalifikowano na kogoś, kto miałby pełnić rolę łącznika między pierwszym a drugim zespołem. Został dobrym duchem szatni, gościem pielęgnującym tradycję, pomagającym młodym wchodzić do drużyn seniorskich, a przy okazji w każdej chwili mogącym wskoczyć do składu, żeby załatać dziury na środku obrony.
Taka sytuacja w tym sezonie zdarzała się dwa razy: w drugiej kolejce z Koroną i piątej z ŁKS-em. Oba te mecze Legia wygrała, ale 36-letni stoper absolutnie się nie popisał. W pierwszym spotkaniu spóźniony, z żółtą kartką, elektryczny, niezdecydowany, ogrywany przez Papadopulosa, Pucko i Arweladze, co już mówi samo za siebie, a w drugim choć już trochę lepszy, to dalej dwójka w plecy też idzie na jego konto. I tu, i tu ocenialiśmy go bardzo nisko – 2 i 4. O czymś to świadczy.
Vuković od tamtej pory nie musiał na niego stawiać. Legia odpadła z eliminacji europejskich pucharów, ustabilizowała formę, zmniejszyła rotację i mogła cieszyć się, że dysponuje trzema niezłej klasy środkowymi obrońcami: Lewczukiem, Jędrzejczykiem i Wieteską. Przyjrzyjmy się szybko na jakie warianty ustawienia środka obrony decydował się w tym sezonie sztab szkoleniowy wicemistrza Polski:
Wisła Płock (3:1) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Śląsk Wrocław (3:0) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Korona Kielce (4:0) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Pogoń Szczecin (1:3) – Wieteska-Lewczuk
Górnik Zabrze (5:1) – Wieteska-Lewczuk
Arka Gdynia (1:0) – Wieteska-Lewczuk
Wisła Kraków (7:0) – Wieteska-Lewczuk
Lech Poznań (2:1) – Wieteska-Lewczuk
Piast Gliwice (0:2) – Wieteska-Lewczuk
Lechia Gdańsk (1:2) – Wieteska-Jędrzejczyk
Cracovia (2:1) – Wieteska-Jędrzejczyk
Wisła Płock (0:1) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Jagiellonia Białystok (0:0) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Raków Częstochowa (3:1) – Wieteska-Jędrzejczyk
ŁKS Łódź (3:2) – Wieteska-Astiz
Zagłębie Lubin (1:0) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Śląsk Wrocław (0:0) – Jędrzejczyk-Lewczuk
Korona Kielce (2:1) – Jędrzejczyk-Astiz
Pogoń Szczecin (1:2) – Remy-Wieteska
Siedem razy duet Jędrzejczyk-Lewczuk, sześć razy duet Lewczuk-Wieteska, trzy razy duet Jędrzejczyk-Wieteska, raz Remy z Wieteską, i Astiz po razie z Jędzą i Wieteską.
[etoto league=”pol”]
W inaugurującym ligę meczu z Pogonią zagrał jeszcze William Remy, ale nieprzypadkowo ani słowem nie wspominamy o nim w kontekście ewentualnego występu na zakończenie 2019 roku. Raz, że Francuz zmaga się z urazem, a dwa, że Vuković nie po prostu nie widzi go w składzie. Na przełomie października i listopada dostał dwie szanse w trzecioligowych rezerwach Legii i na tym się skończyło. Poza tym albo siada na ławce, albo na trybunach, albo w gabinetach lekarskich. Niewykluczone, że już zimą zmieni otoczenie i chyba nikt tutaj nie będzie za nim tęsknił.
No dobra, koniec o kadrowych złogach, bo z każdym kolejnym spotkaniem wykrystalizowała się optymalna opcja środka defensywy – Lewczuk i Jędrzejczyk. Grają najczęściej i najlepiej. Wcześniej wszystko polegało głownie na decyzjach podejmowanych niejako z konieczności. Jędza łatał dziury na bokach obrony, przenosił się z prawej na lewą, wykorzystał swoją uniwersalność, ale to wszystko nie było do końca to i można było odnieść wrażenie, że w Legii marnują potencjał doświadczonego reprezentanta Polski. Dopiero trzy ostatnie kolejki to twarde ustawienie z dwójką weteranów na środku i efekt też wybitny: dziesięć bramek strzelonych, tylko jedna stracona, dwa czyste konta.
Z nimi to wszystko zwyczajnie wygląda pewnie. Nie ma chaosu, głupich błędów, tracenia głowy i głupich bramek. Klasa, choć wiadomo, że wielkimi wirtuozami defensywy już nie są i najlepsza lata ekspozycji swojego potencjału już za nimi. Wieteska nie wypada przy nich fatalnie, ale wyraźnie znajduje się półkę niżej. Wystarczy spojrzeć na średnie ocen, które im wystawialiśmy:
Jędrzejczyk – 5,65
Lewczuk – 5,13
Wieteska – 4,77
Nie potrafi ustabilizować formy i dobre mecze przeplata słabymi. Spartaczy występy z Lechią i Piastem, nie będzie się do niego o co przyczepić z Lechem i Wisłą, żeby zaraz mocno nie przyczynił się do bolesnej porażki z Pogonią. Sinusoida, która przyczyniła się do tego, że wypadł z pierwszego składu. Teraz, w meczu z Zagłębiem, będzie musiał pokazać, że dalej stać go na dobre występy. Pod nieobecność Lewczuka (żółte kartki) i Jędzy (uraz mięśnia dwugłowego) będzie liderem defensywy.
No i przyjdzie mu łatać dziury po Astizie, który po raz trzeci wcieli się w rolę strażaka i też będzie mu zależeć, żeby pokazać światu, że jeszcze kompletnie nie zardzewiał. Ale mamy swoje wątpliwości, ostatni raz w lidze na murawie pojawił się w sierpniu, od tego czasu sporo wody w Wiśle już przepłynęło i naprawdę tylko oderwany od rzeczywistości marzyciel mógłby twierdzić, że Hiszpan będzie lepszy.
Oj, czujemy, że występ Astiza to może być przedwczesny gwiazdkowy prezent dla ofensywy Zagłębia Lubin. I to nie żaden sweterek czy skarpetki, a przykładowo… drogi garnitur.
Fot. Fotopyk